Generalnie sprawa prądu składa się z czterech osobnych wątków, z których każdy rozgałęzia
się dodatkowo na dwie firmy energetyczne. Inna firma zajmuje się bowiem
przyłączami i dystrybucją prądu, a inna tzw. dostawami prądu.
Obydwie firmy mieszczą się w jednym budynku, ale z każdą
podpisuje się osobne umowy, każda ma swoje procedury i formularze. Jedna firma
przyjmuje petentów przy okienkach, a druga w pokojach. I firmy te nie
współpracują ze sobą, nikt nie podpowiada, co gdzie należy załatwić. Petent
czuje się jak ping-pong. Gdy wydaje się, że już sprawę załatwiłeś, bo masz w
garści umowę, okazuje się, że wcale nie, bo trzeba jeszcze zgłosić się do tej
drugiej spółki i tam także przebrnąć przez procedurę, aby zawrzeć drugą umowę.
Na początku działałam w wielkim chaosie, zanim udało mi się
odróżnić sprawy załatwiane w PGE Obrót od spraw załatwianych w PGE Dystrybucja.
Ale od początku.
I. PRZEPISANIE UMOWY
Pierwszy wątek to przepisanie umowy po kupieniu działki. W starym
domu prąd był. Przez jeden sezon korzystaliśmy z niego, gotując wodę na kawę i
herbatę podczas naszego rekreacyjnego bywania na działce.
Aby przepisać umowę musieliśmy pojechać do elektrowni na
ulicę Tuwima.
To piękny budynek, znany chyba wszystkim Polakom, choćby z
filmu Va Bank. Zapewne kręcono tam też wiele innych scen filmowych, bo wnętrze faktycznie
niepowtarzalne. W wejściu znajdują się piękne obrotowe drzwi, na podłodze
marmury, na ścianach sztukaterie a w suficie witraże.
W sporej sali, w centralnej części budynku, znajduje się
poczekalnia, w której zazwyczaj ustawiona jest długa kolejka petentów. Na
obrzeżach tej sali rozmieszczone są okienka, nisko jak w kioskach ruchu. A więc
petent żeby porozmawiać i załatwić sprawę w okienku musi się nisko schylać i
kłaniać. Każdy wypina tyłek do reszty kolejkowiczów a faceci się cieszą, gdy
kobiety przychodzą załatwiać tam sprawy w spódniczkach.
Foto: http://baedekerlodz.blogspot.com/2013/11/odzkie-towarzystwo-elektryczne-targowa.html
W pięknym, zabytkowym wnętrzu zawsze panowała niezwykła
duchota, i z powodu tłumu kolejkowiczów, i z powodu braku klimatyzacji, a także
z powodu braku okien, które możnaby otworzyć.
Nie było czym oddychać. Kolejkowicze wachlowali się teczkami i dokumentami. Wyczuwało się tam atmosferę poirytowania i zniecierpliwienia.
Każdy petent spędzał przy okienku zbyt dużo czasu, bo składane wnioski najpierw
były sprawdzane a potem przenoszone do komputerów. Wolno to szło.
Co chwilę wybuchały kłótnie o kolejkę, zwłaszcza, gdy ktoś
nieświadomy panujących tam zwyczajów podchodził do któregoś z okienek bez
kolejki. Bo kolejka była jedna, do wszystkich stanowisk, i trzeba było mieć
oczy dookoła głowy żeby obserwować, z której strony sali akurat zwalnia się miejsce.
Foto: http://baedekerlodz.blogspot.com/2013/11/odzkie-towarzystwo-elektryczne-targowa.html
Zabraliśmy akt notarialny i razem z panią Teresą udaliśmy
się do tego pięknego, dusznego i nerwowego miejsca na ulicę Tuwima, aby dokonać
formalności.
To było stosunkowo łatwe. Przepisanie umowy załatwiliśmy od
ręki, w jednym okienku. Oczywiście po odczekaniu na swoją kolejkę w zatłoczonej,
pięknej sali.
Przepisanie umowy załatwia się w spółce PGE Obrót.
Opuszczając budynek mieliśmy ze sobą "Umowę kompleksową sprzedaży energii elektrycznej i świadczenia usług
dystrybucji dla odbiorców z grupy taryfowej G oraz C1x".
Umowa z PGE Obrót ma dwie strony, ale to nie wszystko, ma
oczywiście załączniki:
- warunki świadczenia usług kompleksowych - kolejne dwie strony,
- regulamin wykonywania umów kompleksowych - 4 strony drobnym druczkiem,
- wyciąg z taryfy dla usług dystrybucji - 12 stron drobnym druczkiem, z punktami, podpunktami, rozdziałami, tabelkami, wzorami i mnóstwem danych, których nikt nie analizuje. Bo i tak taryfa jest jaka jest. Z niej wynika cena, która jest nienegocjowalna i po prostu klient ma płacić tyle, ile wynika z taryfy. Nie musi jej rozumieć. Siedzą nad tym mądre głowy w Urzędzie Regulacji Energetyki i kalkuliją tak, aby prezesom się opłacało.
II. ODŁĄCZENIE PRĄDU W CELU UMOŻLIWIENIA ROZBIÓRKI
Drugi wątek związany
jest z rozbiórką, a więc, podobnie jak przy gazie, należało najpierw odciąć
prąd i zlikwidować stare przyłącze. W sumie trochę szkoda, że mając prąd musisz
go odłączyć, aby za chwilę znów go załatwiać. Ale innego wyjścia nie było.
Żadna budowa bez prądu się nie uda. Rozebranie budynku podłączonego do prądu
też się nie uda.
Foto: http://www.map4u.pl/pl/poi/1958
Złożyliśmy pismo
"o odłączenie prądu od budynku mieszkalnego oraz o likwidację przyłącza prądu w związku z planowaną rozbiórką".
Ekipa z zakładu energetycznego, po telefonicznym umówieniu terminu, przyjechała, odcięła prąd, zdjęła licznik. I już. Załatwione. Trzeba było tylko wiedzieć, jak sformułować podanie i gdzie je złożyć, czyli że w PGE Dystrybucja.
Ekipa z zakładu energetycznego, po telefonicznym umówieniu terminu, przyjechała, odcięła prąd, zdjęła licznik. I już. Załatwione. Trzeba było tylko wiedzieć, jak sformułować podanie i gdzie je złożyć, czyli że w PGE Dystrybucja.
III. PROJEKTOWANY DOM MIESZKALNY
Przyłącze energetyczne załatwia się w spółce PGE
Dystrybucja, a więc nie przy okienku, ale w pokoju, przy biurku, na siedząco.
Na etapie tworzenia projektu nasz architekt polecił nam,
abyśmy złożyli w elektrowni wniosek o nowe warunki zasilania działki w energię
elektryczną. Wraz z elektrykiem wyliczyli, że dla naszego domu powinniśmy
zadeklarować moc 14 KW.
Architekt kazał także aby zaznaczyć we wniosku, że chodzi o
przyłącze kablowe (czyli w ziemi), a nie napowietrzne (czyli nie wiszący kabel).
Wniosek taki składa się na specjalnym druku do pobrania w
elektrowni. Należy go wypełnić, załączyć do niego kopię aktu notarialnego i mapę
do celów lokalizacyjnych (tą samą, którą składaliśmy do wniosku o decyzję o
warunkach zabudowy).
Zaczęłam dociekać, czym różni się przyłącze kablowe od
przyłącza napowietrznego. W starym domu do rozbiórki przyłącze było
napowietrzne, czyli pociągnięte kablem od słupa z ulicy do sztycy zamontowanej
wysoko na elewacji budynku, przy dachu. Zauważyłam, że na naszej ulicy wszyscy
mają przyłącza napowietrzne, bo pajęczyna kabli wisi nad ulicą. Czemu więc
nasze przyłącze ma być kablowe?
Pan Piotr powiedział, że przyłącza napowietrzne to dziś rozwiązanie
archaiczne i że w nowych budynkach w zasadzie się od tego odchodzi. Dziś kable
montuje się w ziemi, doprowadza się je do skrzynki wkomponowanej w ogrodzenie.
Przy przyłączu napowietrznym natomiast licznik wiesza się na elewacji budynku.
Hmm, nie spodobał mi się pomysł budowania w ogrodzeniu budki
na licznik energii elektrycznej. Widuję takie budowle przy nowych domach i
uważam, że przez to ogrodzenie staje się ciężkie. Niektórzy dokładają do tego
jeszcze twierdzę na pojemnik na śmieci i okazuje się, że zamiast lekkiej siatki
masz przed domem murowany bunkierek z licznikiem i pojemnikami na śmieci. Uznałam,
że nasza działka jest zbyt wąska, aby poza bramą wjazdową i furtką umieszczać w
ogrodzeniu frontowym jeszcze budowlę. U nas nie zniknęłaby ona w rogu działki,
tylko wylądowałaby na wprost okien, psując widok.
Cóż, wolę kabel nad głową niż bunkier w ogrodzeniu.
Składając wniosek o nowe warunki zasilania trzeba było
właśnie w nim określić, czy chcemy przyłącze napowietrzne czy kablowe.
Zapytałam więc pana w elektrowni, czy są jakieś różnice w kosztach wykonania między
jednym a drugim. Pan nie chciał mi udzielić odpowiedzi na to pytanie twierdząc,
że to klient we wniosku określa, czego sobie życzy, a oni to zrealizują zgodnie
z preferencjami klienta. I że on nie może podejmować za nas decyzji i nam
doradzać, bo nie jest od tego.
- No dobrze, ja rozumiem że decyzja należy do nas, ale żeby
wybrać musimy wiedzieć, czym to się różni. I dlatego pana pytam, bo się na tym
nie znam. Ja wiem tylko tyle, że muszę załatwić prąd i interesuje mnie opcja
tańsza. Proszę więc mnie poinformować, co mnie czeka przy wyborze przyłącza kablowego,
a co przy wyborze przyłącza napowietrznego - cisnęłam dalej.
Niestety, nie udało mi się dogadać
z tym facetem. Pan albo coś wiedział ale nie chciał powiedzieć, albo też sam
nie wiedział czym to się różni i dlatego komunikacja z nim nie była możliwa.
- Cóż, chyba się z panem nie
dogadamy. Skoro nie ma pan ochoty nam pomóc i powiedzieć o co w tym chodzi i
skoro my nie bardzo wiemy, o co powinniśmy zapytać, to w takim razie
przyjdziemy tu za chwilę z elektrykiem. Może jemu uda się uzyskać potrzebne nam
informacje, żeby podjąć decyzję!
Wyszliśmy stamtąd nieźle wkurzeni.
Ale postanowiłam, że dowiem się wszystkiego zanim podpiszę jakikolwiek papier.
Zadzwoniłam do pana Piotra z prośbą o pomoc. Niech nas skontaktuje
z elektrykiem, który będzie projektował nasze przyłącze prądowe a tamten niech
się dowie w elektrowni, czy przyłącze kablowe różni się cenowo od
napowietrznego.
Elektryk akurat był w pobliżu i w ciągu pół godziny pojawił
się w elektrowni. Czekaliśmy na niego uzgodniwszy przez telefon, jak się
rozpoznamy. Bo wtedy mieliśmy go spotkać pierwszy i ostatni zresztą raz. On ma
mieć na sobie niebieską koszulę w kratkę a ja czerwony płaszcz.
Pan elektryk najpierw wzruszył ramionami i stwierdził, że
cenowo nie powinno być różnic między jednym a drugim rodzajem przyłącza.
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale jak państwo chcą, to możemy
wejść za chwilę i podpytać o szczegóły.
No i weszliśmy do tego samego pokoju, w którym poprzednio
niczego się nie dowiedzieliśmy. Natarliśmy na faceta we troje. Nasz elektryk
zaczął go wypytywać o rzeczy kosmiczne. Wydawało mi się, że oni nie rozmawiają
po polsku, bo nic nie rozumiałam.
Okazało się, że dobrnięcie do sedna sprawy przerosło
obsługującego nas faceta. Nie umiał odpowiedzieć na zadawane przez elektryka pytania,
więc poprosił o pomoc kolegę zza biurka obok. Ów kolega zaczął odkręcać
wszystko to, co powiedział ten pierwszy, że to nie tak, że nia ma racji i że
wprowadził nas w błąd. Zaczynałam rozumieć, dlaczego nic nie mogłam z tego
zrozumieć. Po prostu facet sam nie wiedział, jak to chodzi.
Ostatecznie okazało się, że przyłącze kablowe jest jednak
sporo droższe od napowietrznego, bo aż o jakieś 4 do 5 tys. zł! Ani nasz projektant
ani elektryk nie zdawali sobie z tego sprawy. Cóż, oni tylko projektują,
załatwiają papiery, a już dalszy etap wykonawstwa dzieje się poza nimi.
Inwestor buduje zgodnie z projektem i gdy ma wykonać przyłącze kablowe, to
takie wykonuje nie zastanawiając się, że można było to zrobić taniej.
Elektrownia też, jak się przekonaliśmy, nie ostrzega o
różnicy w kosztach.
Wyższe opłaty przyłącza kablowego wiążą się z wykonaniem jakiegoś tam projektu, co leży po stronie podmiotu przyłączanego, a nie po stronie elektrowni. W ziemi bowiem jest sporo rur, od gazu, od kanalizacji, od wody i trzeba tak wykonać przylącze kablowe, aby niczego nie uszkodzić. Nie można sobie tak po prostu zakopać w ziemi kabla. Każdy rodzaj instalacji ma biec zgodnie z przepisami, na odpwiedniej głębokości, musi być zgłoszony i naniesiony na mapy, a wcześniej oczywiście odpowiednio zaprojetowany. Wszystko to kosztuje.
Przyłącze napowietrzne - to po prostu pociągnięcie kabla od słupa do domu przy pomocy jakichś tam zacisków i już. Wszystko widać, nie ma kolizji i nie jest potrzebny ekstra projekt.
Pan Piotr trochę się tłumaczył i przepraszał, że nie był świadomy narażania nas na wyższe koszty.
Ostatecznie elektryk dostał wytyczne, żeby projektować przyłącze napowietrzne, bo o takie wystąpimy w naszym wniosku.
Dowiedzieliśmy się jeszcze, że w niektórych przypadkach elektrownia nie zezwala na przyłącza napowietrzne. Gdy na danej ulicy dopiero zaczynają powstawać nowe domy, wszystkie muszą mieć przyłącza kablowe.
Ale w naszym przypadku, gdy wszyscy sąsiedzi mają przyłącza napowietrzne, nie można ich zmusić do przełożenia kabli w ziemię. Nie ma też podstaw aby odmówić nam zgody na przyłącze napowietrzne, skoro takie właśnie mają wszyscy sąsiedzi. Jak to dokładnie funkcjonuje w przepisach, czy elektrownia faktycznie ma prawo narzucić rodzaj przyłącza - nie wiem. My mamy w każdym razie napowietrzne.
Wyższe opłaty przyłącza kablowego wiążą się z wykonaniem jakiegoś tam projektu, co leży po stronie podmiotu przyłączanego, a nie po stronie elektrowni. W ziemi bowiem jest sporo rur, od gazu, od kanalizacji, od wody i trzeba tak wykonać przylącze kablowe, aby niczego nie uszkodzić. Nie można sobie tak po prostu zakopać w ziemi kabla. Każdy rodzaj instalacji ma biec zgodnie z przepisami, na odpwiedniej głębokości, musi być zgłoszony i naniesiony na mapy, a wcześniej oczywiście odpowiednio zaprojetowany. Wszystko to kosztuje.
Przyłącze napowietrzne - to po prostu pociągnięcie kabla od słupa do domu przy pomocy jakichś tam zacisków i już. Wszystko widać, nie ma kolizji i nie jest potrzebny ekstra projekt.
Pan Piotr trochę się tłumaczył i przepraszał, że nie był świadomy narażania nas na wyższe koszty.
Ostatecznie elektryk dostał wytyczne, żeby projektować przyłącze napowietrzne, bo o takie wystąpimy w naszym wniosku.
Dowiedzieliśmy się jeszcze, że w niektórych przypadkach elektrownia nie zezwala na przyłącza napowietrzne. Gdy na danej ulicy dopiero zaczynają powstawać nowe domy, wszystkie muszą mieć przyłącza kablowe.
Ale w naszym przypadku, gdy wszyscy sąsiedzi mają przyłącza napowietrzne, nie można ich zmusić do przełożenia kabli w ziemię. Nie ma też podstaw aby odmówić nam zgody na przyłącze napowietrzne, skoro takie właśnie mają wszyscy sąsiedzi. Jak to dokładnie funkcjonuje w przepisach, czy elektrownia faktycznie ma prawo narzucić rodzaj przyłącza - nie wiem. My mamy w każdym razie napowietrzne.
Cóż, moja intuicja jest niezawodna. Bardzo byłam zadowolona
z mojego uporu, że ściągnięłam elektryka i że wydobyłam z nieprzychylnych pracowników zakładu elektrycznego wszelkie
tajniki przyłączania się do prądu.
Odniosłam wrażenie, że pracownicy elektrowni celowo mówią
tak, aby ich nie zrozumieć. Komplikują proste w sumie sprawy.
Wszystkie rozmowy w elektrowni kończyły się mniej więcej tak:
Wszystkie rozmowy w elektrowni kończyły się mniej więcej tak:
- Ja tu nie będę pani wszystkiego tłumaczył, jak pani się na
tym nie zna. I tak musi pani wynająć elektryka, to on już będzie wiedział o co
chodzi.
- Ja jednak chcę wiedzieć, do jakich czynności mam wynająć
tego elektryka - upierałam się - Żeby zlecić robotę muszę wiedzieć, co trzeba
wykonać. Dobrze pan wie, że jak fachowiec wyczuje laika w temacie to sprzeda mu
trzy razy więcej, niż de facto jest potrzebne. Przykro mi, ale proszę mi to tak
wytłumaczyć, żebym zrozumiała. Wy za każdym razem mówicie co innego, w dodatku
tamten pan mówi co innego niż ten pan. Może i na elektryce się nie znam, ale nie
wyjdę stąd, dopóki sobie nie poukładam w głowie, co po kolei ma być robione. A więc od czego
zacząć? Pan mówi, ja notuję. - Nie dawałam się spławić.
Facet popatrzył na mnie z nienawiścią. Marek już dawno stał za drzwiami, to nie na jego nerwy. Wyszedł, żeby nie wszcząć awantury, trzaskając drzwiami i klnąć pod nosem.
- Ale pani jest trudna.
- Ja? To pan jest trudny. Jak pan ma imię? - zapytałam.
- Michał - wskazał na identyfikator. - A czemu pani pyta?
- Panie Michale. Powiem panu szczerze, że normalnie nienawidzę
pana.
- Aż tak? - zaczynał uderzać w żartobliwy ton - A czemu?
- Bo nie dość, że pracuje pan w porąbanej instytucji, która
stwarza miliony biurokratycznych procedur, to jeszcze nie chce mi pan pomóc
przez to przebrnąć. Jestem u was chyba piąty raz i nadal wiem, że nic nie wiem.
- Jak to nie chcę. Przecież już pani to wszystko tłumaczyłem.
- No owszem, może i pan tłumaczył, ale robił pan to tak, żebym nic nie zrozumiała. Nie wiem nawet, od
którego okienka mam zacząć.
- No dobrze. To
zacznijmy jeszcze raz. - poddał się w końcu, wzdychając ciężko.
Wyciągnął czystą kartkę z drukarki i zaczął mi wreszcie, po
polsku, tłumaczyć ich chorą procedurę od początku. Tym razem wszystko
zrozumiałam. Naprawdę. Zanotowałam sobie jaki formularz mam wypełnić najpierw a
jaki potem. Jakie mam przygotować załączniki. W którym okienku co złożyć. Kiedy
i z kim zawrzeć umowę.
Bo jak już pisałam, umów o prąd jest kilka. W naszym chorym kraju prywatyzacja energetyki karmi wielu prezesów. Wtedy właśnie, podczas tej burzliwej kłótni, dowiedziałam się, że są dwie firmy energetyczne i że w każdej z nich muszę załatwiać sprawy osobno, co mi rozjaśniło nagle w głowie.
Bo jak już pisałam, umów o prąd jest kilka. W naszym chorym kraju prywatyzacja energetyki karmi wielu prezesów. Wtedy właśnie, podczas tej burzliwej kłótni, dowiedziałam się, że są dwie firmy energetyczne i że w każdej z nich muszę załatwiać sprawy osobno, co mi rozjaśniło nagle w głowie.
Z pomocą milszego już pana Michała wypełniliśmy formularz,
który zostawiliśmy u niego na biurku. W zamian dostaliśmy papier, który także
podpisaliśmy i który nazywa się "Potwierdzenie
złożenia wniosku o określenie warunków przyłączenia" dotyczących
budynku mieszkalnego.
Dalej mieliśmy czekać na owe warunki, które będą dosłane
pocztą.
Po pewnym czasie otrzymaliśmy z elektrowni pismo, do którego
dołączone były:
- "Warunki przyłączenia dla podmiotu V grupy przyłączeniowej do sieci dystrybucyjnej o napięciu znamionowym 0,4 kV".
- Projekt umowy o przyłączenie - w dwóch egzemplarzach, do podpisu i odesłania, a potem oni też podpiszą i jeden egzemplarz znów odeślą. A poczta się cieszy, bo sprzedaż znaczków ma się dobrze, gdy tak sobie wysyłamy i odsyłamy papiery w tą i z powrotem. Projekt umowy jest ważny przez 60 dni, jeśli w tym terminie nie zostanie podpisany, cała procedura musi być załatwiana od nowa.
- Kalkulacja wstępna opłaty za przyłączenie - wyszło im z wyliczeń, że będzie nas to kosztować w przybliżeniu 1350 zł, a dokładnie ile, to się okaże w chwili przyłączania, dostaniemy na to fakturę.
Zawarta z PGE Dystrybucja "Umowa o przyłączenie do sieci dytrybucyjnej" stanowi podstawę do rozpoczęcia realizacji prac
projektowych i budowalno-montażowych na zasadach w niej określonych. A więc
można projektować.
W zawartej umowie na przyłączenie domu, który mamy zbudować,
określony został termin przyłączenia do dnia .... za około dwa lata.
Warunki przyłączenia również ważne są przez dwa lata. Mają one postać
pisma, na które składa się 15 punktów opisujących parametry techniczne
przyszłej instalacji. Nie znam się na tym, ale między innymi jest w nich
określone:
- że chodzi o przyłącze napowietrzne
- że moc przyłączeniowa wynosi 14 kW
- że trzeba zastosować przewód AsXSn 4 x 25 mm2, cokolwiek to znaczy, a na innym odcinku przewód inny (nie będę o tym pisać bo i tak nie wiem, o czym piszę, niech się tym zajmuje elektryk),
- że ma być zabezpieczenie główne przedlicznikowe o wartości prądu znamionowego 25 A (A to amper)
- wiele innych, które elektryk zrozumie i zastosuje.
Zostaliśmy poinstruowani, że jak już zrobimy instalację w
nowym domu, to na specjalnym druku musimy złożyć jeszcz:
- "Zgłoszenie gotowości do wykonania przyłączenia" oraz załączyć do niego
- "Oświadczenie wykonawcy o wykonaniu instalacji Podmiotu Przyłączanego".
IV. OBIEKT TYMCZASOWY
Projekt się robi, a póki co trzeba załatwić prąd na czas
budowy. Prąd budowlany jest - nie wiedzieć czemu - sporo droższy od prądu na
potrzeby bytowe. Chociaż jest to ten sam prąd, to cena inna. Jak to mówią "Kto się buduje tego się nie żałuje".
Aby załatwić podłączenie prądu na czas budowy, całą procedurę
przyłączania trzeba było przejść od nowa, analogicznie jak dla przyłączania projektowanego domu. Bo dom to dom, a
przyłącze tymczasowe to przyłącze tymczasowe. Procedury biegną odrębnym tokiem.
A więc najpierw złożyliśmy w PGE Dystrybucja wniosek o określenie warunków przyłączenia,
na formularzu elektrowni, z podaniem danych technicznych, na których się nie
znamy. Przy wypełnianiu tego formularza pomagał nam elektryk, który miał robić nasze przyłącze tymczasowe.
Elektrownia wydała nam papier, który także podpisaliśmy i który nazywa się "Potwierdzenie złożenia wniosku o określenie warunków przyłączenia" dotyczących obiektu tymczasowego.
Elektrownia wydała nam papier, który także podpisaliśmy i który nazywa się "Potwierdzenie złożenia wniosku o określenie warunków przyłączenia" dotyczących obiektu tymczasowego.
Potem przyszło pismo z elektrowni, że w odpowiedzi na
złożony przez nas wniosek o określenie warunków przyłączenia do sieci
dystrybucyjnej obiektu tymczasowego, przesyła w załączeniu "Warunki przyłączenia wraz z projektem umowy",
który mamy zatwierdzić, podpisać i odesłać. Na odesłanie projektu umowy dali
standardowy termin 60 dni, po czym propozycja się dezaktualizuje i trzeba
będzie załatwiać wszystko jeszcze raz.
Pierwszym Załącznikiem do tego projektu umowy była "Kalkulacja wstępna opłaty za przyłączenie".
Ma to kosztować 130 złotych brutto i na taką kwotę dostaliśmy potem fakturę.
Drugim załącznikiem do projektu umowy były "Warunki przyłączenia dla podmiotu VI
grupy przyłączeniowej do sieci dystrybucyjnej o napięciu znamionowym 0,4
kV".
Warunki te są ważne dwa lata od daty ich doręczenia. To
bardzo ważny papier, o który elektryk pytał w pierwszej kolejności. Warunki
miały postać pisma zawierającego 15 punktów, które określają między innymi:
- moc przyłączeniową - 14 KW zasilanie tymczasowe
- rodzaj przyłącza - napowietrzne
- że istniejące przyłącze 1 faz należy zlikwidować
- że trzeba zastosować przewód typu AsXSn min. 4 x 16 mm2
- wiele innych, istotnych dla elektryków, których nie chcę analizować.
Odesłaliśmy podpisane przez nas dwa egzemplarze umowy, czyli
zaakceptowaliśmy projekt. Wkrótce elektrownia odesłała nam jeden z nich z
podpisem ważnej persony z elektrowni.
Załącznikiem do umowy były ponownie, te same papiery
przysłane poprzednio, czyli warunki przyłączenia i kalkulacja wstępna opłaty za
przyłączenie. Papiery tak sobie odsyłaliśmy nawzajem, a poczta się cieszyła.
Umowa ta również była
czasowa i miała obowiązywać przez 12
miesięcy.
Niestety, z powodu oczekiwania na pana Jarka umowa o
przyłączenie obiektu tymczasowego nam się zdezaktualizowała, i gdy pojechaliśmy do elektrowni
umawiać termin podłączenia naszej prowizorki do sieci, a pan Jarek miał
wchodzić na budowę za tydzień, okazało się, że nam tego nie podłączą.
Bo trzeba zrobić aneks do umowy o przyłączenie. Aby zrobić aneks, trzeba złożyć w tej sprawie pismo, to oni rozpatrzą. A to potrwa, jakieś 3 tygodnie.
Bo trzeba zrobić aneks do umowy o przyłączenie. Aby zrobić aneks, trzeba złożyć w tej sprawie pismo, to oni rozpatrzą. A to potrwa, jakieś 3 tygodnie.
No nie. To jest wykluczone! Pan Jarek, tak wyczekany, miał rozpoczynać wreszcie roboty, a tu nie ma prądu!
Błagałam tego faceta zza biurka, żeby jakoś przyspieszył
podpisanie tego aneksu. Ale ten nie miał ochoty zbytnio ze mną gadać:
- Ze swojej strony mogę obiecać, że pismo od nas wyjdzie w
tym tygodniu, a ile czasu to potrwa w placówce, która się zajmuje umowami, to
ja już nie mam na to wpływu. Jest sezon urlopowy, więc może to potrwać - dodał.
- A kto ma na to wpływ? - nie dawałam się spławić. Jako
doświadczony urzędnik dobrze wiedziałam, że jeśli się chce, sprawę ze spodu kupki można przenieść na wierzch kupki. Pan zaczynał mieć mnie dosyć, ale
ostatecznie wydębiłam od niego wszystkie potrzebne informacje. Czyli kto dalej
będzie załatwiał nasze podanie (zażądałam nazwiska, numeru telefonu oraz adresu
i nazwy instytucji) oraz na co mam się powoływać, jak już do tej osoby dotrę
(czyli znałam numer naszej sprawy w ich systemie, symbole pism, wniosków i
załączników).
Nie mogłam dopuścić, aby prądu nie było na czas. Nękałam
więc telefonami obydwu panów, dzwoniłam po kilka razy dziennie i śledziłam, na
czyim biurku leży obecnie nasza sprawa. Mieli mnie tak dość, że załatwili mi
ten aneks w ciągu trzech dni. Uff.
Przysłali go pocztą w dwóch egzemplarzach, żeby je podpisać
i odesłać, to oni podpiszą i jeden znów nam odeślą. A poczta się cieszy.
Potem otrzymaliśmy "Potwierdzenie możliwości świadczenia usługi dystrybucji i określenie
parametrów technicznych dostaw". Papier ten podpisany jest przeze mnie
i przez elektrownię. Nie wiem po co on jest, skoro ma być zawarta umowa, w
której wszystkie te ustalenia techniczne będą zawarte. Ale co mnie to obchodzi, że elektrownia uwielbia piętrzyć papiery. Cóż, z procedurą nie
podyskutujesz.
W papierze tym określone są
między innymi:
- napięcie zasilania - 400 V, 3 faz
- moc przyłączeniowa - 14 KW
- deklarowane roczne zużycie energii - 0,4 MW.h
- wartość zabezpieczenia przedlicznikowego - 25 A (potem w umowie było 6 A dzieki uprzejmości pewnej pani z okienka, o czym napiszę).
Po drodze, między tymi wszystkimi papierami, które zajmują
pół segregatora i których już nie ogarniam, wyszło na jaw, że musimy jeszcze
czekać na jakiś certyfikat homologacji
aaaaaaaaaa! I że to może potrwać ze dwa tygodnie. To znaczy o tym terminie
powiedziała nam jedna taka baba zza biurka, która zajmowała się dyskutowaniem z
klientami, jak to źle się pracuje w tej cełej elektrowni i że najbardziej
nienawidzi pracować z tym tam Michałem, bo jest podły. Baba ta nie nadawała się
absolutnie do niczego. Poza pięknymi paznokciami, zbyt wielkim dekoldem i za
ostrym makijażem nie porezentowała sobą nic, a już na pewno nie kompetencję. Po
odejściu od jej biurka zaczekaliśmy na audiencję ponownie do biurka owego
znienawidzonego pana Michała, który stwierdził:
- No tak, na homologację normalnie się czeka. Musi być, zanim wyślemy ekipę na podłączenie wam tej prowizorki. Ale może uda
się to załatwić za chwilę. Państwo siadają.
Zadzwonił gdzieś, zalogował się gdzieś, pogadał z kimś, popisał trochę, poklikał i
wydrukował.
- Mamy to. - powiedział.
Spojrzeliśmy z Markiem najpierw na siebie, potem na babę, a potem na pana Michała, który dobrze wiedział, co sobie teraz myślimy o babie. Pokiwał tylko głową rozumiejąco. Raczej chciał nam pokazać, że tylko on tu jest fachowcem. Trudno się z tym nie zgodzić. Najpierw wytknął koledze zza biurka obok, że wprwadza nas w bląd, potem ośmieszył babę, załatwiając homologację od ręki.
Spojrzeliśmy z Markiem najpierw na siebie, potem na babę, a potem na pana Michała, który dobrze wiedział, co sobie teraz myślimy o babie. Pokiwał tylko głową rozumiejąco. Raczej chciał nam pokazać, że tylko on tu jest fachowcem. Trudno się z tym nie zgodzić. Najpierw wytknął koledze zza biurka obok, że wprwadza nas w bląd, potem ośmieszył babę, załatwiając homologację od ręki.
Z dwóch tygoodni czekania zszedł do 10 minut. A więc można.
Na koniec nie wiedziałam już, czy tega pana Michała nadal
nienawidzę, czy już lubię. Ostatecznie w całym tym bałaganie okazywał się jedynym
kompetentnym człowiekiem z całego biura.
Cóż, doszło do tego, że jako petent zaczynałam być wdzięczna
pracownikowi firmy za to, że w ogóle pracuje, że mnie obsługuje i że wypełnia
dokumenty w mojej sprawie. To się nazywa przeczołgać petenta!
Kolejny papier to świstek podpisany przeze mnie i przez
elektrownię, który nazywa się "Potwierdzenie
zgłoszenia Umowy kompleksowej do Operatora Systemu Dystrybucyjnego".
Jest w nim napisane, że umowę ze mną zawarto, jakby samo
zawarcie umowy nie wystarczyło. Przecież skoro zawierałam umowę, to wiem, że ją
zawarłam więc nie widzę sensu, żeby elektrownia dawała mi to na piśmie. A
jednak, durny papier wydano.
Nie wiem, czy czegoś nie pokręciłam, ale wydaje mi się, że jest to łącznik pomiędzy załatwianiem spraw w PGE Dystrybucja a załatwianiem spraw w PGE Obrót. Bo na tym etapie zostałam skierowana do okienka w hali obok - czyli do PGE Obrót. Na szczęście pan Michał mnie powiadomił, żeby wejść na salę obok po kolejną umowę:
Nie wiem, czy czegoś nie pokręciłam, ale wydaje mi się, że jest to łącznik pomiędzy załatwianiem spraw w PGE Dystrybucja a załatwianiem spraw w PGE Obrót. Bo na tym etapie zostałam skierowana do okienka w hali obok - czyli do PGE Obrót. Na szczęście pan Michał mnie powiadomił, żeby wejść na salę obok po kolejną umowę:
- To teraz wie pani, że trzeba iść na tą halę obok, do
okienka, i załatwić jeszcze umowę z nimi?
- Nie - odrzekłam całkiem już pogubiona i zrezygnowana.
- No to ja pani mówię. Teraz do okienka. Od wyjścia w prawo. Jasne? - pan Michał miał mnie jednak za kompletną kretynkę. Ale mało mnie to obchodzi.
A więc po dwóch godzinach załatwiania spraw w PGE
Dystrybucja wylądowaliśmy w kolejnej kolejce w hali PGE Obrót.
Wreszcie jesteśmy przy okienku. Obsługuje nas młoda kobieta, która - o zgrozo - prosi o okazanie aktu notarialnego!
O nie. Pokazywaliśmy go w tej instytucji już tyle razy, że
nie sądziłam, aby znów był potrzebny. Tym bardziej, że obydwie firmy robiły z
niego kserokopie i gdzieś to u siebie mają. Ale gdzieś jest gdzieś. Pani nie
będzie szukać w okienku obok, po jakichś teczkach, skoro może
skserować go od nas jeszcze raz. Boże ratuj!
Ale nic, nie możemy dać się sprowokować. Marek zaczął się
śmiać nerwowym śmiechem i stwierdził, że już ma to w dupie, że nie zamierza się
denerwować i że jedzie po ten akt notarialny do domu.
Ja zostałam przy okienku i czekamy. Zejdzie nam dobre 40 minut, zanim Marek obróci w tą i z powrotem.
Ja zostałam przy okienku i czekamy. Zejdzie nam dobre 40 minut, zanim Marek obróci w tą i z powrotem.
Pani była ewidentnie zadowolona z obrotu sytuacji. Ja przy
okienku - a więc kolejka w środku sali jest załatwiana przez innych
pracowników. A my sobie rozmawiamy, o życiu, o pracy, o robieniu nalewek cytrynowych
i o ulubionych cukierkach.
Gdy już się z tą panią prawie zaprzyjaźniłam, pani ta zajrzała w papiery i zagadała:
Gdy już się z tą panią prawie zaprzyjaźniłam, pani ta zajrzała w papiery i zagadała:
- A po co państwo w tym wniosku wystapili aż o 14 kW? Na
tymczasowe to chyba wystarczy wam ze 4, albo z 6, nie więcej?
- No wie pani, tak nam podpowiedział tamten facet, zza
ściany. My się na tym nie znamy.
- No, bo tu macie takie parametry jakby dla całego domu. A
co tam będzie używane na tej budowie. Pewnie jakaś betoniarka, piła, wiertarka,
może wyciągarka i już. A to nie ciągnie dużo prądu. Niech no się pani dowie u majstra, ile prądu mu trzeba to pozmieniamy.
Zadzwoniłam więc do pana Jarka z pytaniem, jaką moc prądu będzie potrzebował na naszej budowie, żeby nie zamówić mu tego prądu za słabego. On mi opowiedział, że 4 kW to aż za dużo. Tym sposobem zamiast bezpiecznika 25 A w naszym wniosku znalazł się bezpiecznik 6 A. I powiedziała:
- Bo wie pani. Za każdy kilowat, to znaczy za gotowość jego
używania, się płaci. Jak pani zamówi 14 kW to w opłacie za przyłączenie policzą
1400 zł, a po co, jak można zapłacić 400?
No, opłacało się zaprzyjaźnić z panią z okienka. W jednej chwili, po
krótkiej kobiecej pogawędce, zostało nam w kieszeni 1000 zł!
Przyjechał Marek z aktem notarialnym i wreszcie dostałam do
ręki "Umowę kompleksową sprzedaży
energii elektrycznej i świadczenia usług dystrybucji dla odbiorców z grupy
taryfowej G oraz C1x".
Umowa ta jest na czas określony i obowiązuje przez rok i dwa
miesiące. Jeśli nie zdążymy zakończyć budowy w tym czasie, pewnie będziemy
musieli znów stawić się w elektrowni i załatwiać aneks. Na samą myśl o tym mnie
mdli.
Do umowy oczywiście jest seria załączników, których nikt
nigdy nie czyta. Napisane są zbyt drobnym drukiem. Poza tym czytanie tego i tak
nie ma sensu, bo negocjacje z jedynym w kraju dystrybutorem energii
elektrycznej nie są przewidziane. Z monopolem nie wygrasz.
Pierwszy załącznik nazywa się "Warunki świadczenia usług kompleksowych do umowy kompleksowej sprzedaży
energii elektrycznej i świadczenia usługi dystrybucji dla odbiorców z grupy
taryfowej G orac C1x". To z tego załącznika wiadomo dopiero, że chodzi o
energię na plac budowy i o prowizorkę budowlaną. Przywołany jest w niej nasz przywieziony przez
Marka i okazywany po raz enty akt notarialny.
W załączniku zapisanych jest szereg danych technicznych,
których nie miałam ochoty zgłębiać, a które jednak musiałam wcześniej w
formularzu wybrać i wskazać. Na przykład:
- że jesteśmy w taryfie C11, cokolwiek to znaczy,
- że napięcie znamionowe wynosi 400 V,
- że coś tam jest trzyfazowe a fi wynosi 0,4 (sorry nie wiem o co chodzi),
- że zabezpieczenie instalacji przedlicznikowe wynosi 6 A (amperów) - i to jest ważne, bo to określa, jaki musi być założony bezpiecznik w skrzynce prądowej,
- że układ pomiarowy usytuowany jest na słupie,
- wiele innych.
Drugi załącznik to "Regulamin wykonywania usług kompleksowych". Nie czytałam tych
paragrafów rozpisanych drobnym drukiem, w dwóch kolumnach na pięciu stronach.
Od ilości kompleksowych opcji można dostać kompleksów.
Ponadto Elektrownia dała nam dwa nowe czyste druki, które
będziemy musieli wypełnić i złożyć, gdy już uprawniony elektryk wykona nasze
przyłącze tymczasowe i były to:
- "Zgłoszenie gotowości do wykonania przyłączenia"
- Załącznik do tego pierwszego, jakim jest "Oświadczenie wykonawcy o wykonaniu instalacji podmiotu przyłączanego" - ten papier miał wypełnić i podpisać elektryk z uprawnieniami, który wykona przyłącze tymczasowe (postawi słup, zamontuje skrzynkę na licznik i wszelkie podłączenia - z wyjątkiem tych, które zrobi elektrownia). Do tego papieru załącza się uprawnienia ekeltryka w kserokopii.
Mając w garści wszystkie te papiery należało przystąpić do wybudowania przyłącza tymczasowego - a więc rodzi się kolejny temat pod tytułem Prowizorka budowlana. Ale o tym w kolejnym poście.
Nie kręci Wam się w głowie od tego wszystkiego? Bo mnie trochę tak. Franz Kafka nic a nic nie przesadził pisząc swój "Proces". To się naprawdę dzieje!
Ło matko, wszystkie akcje, nawet te z gazem, dźwignęłam - na prądzie poległam :/ Jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na kupno swojego domu, to będę siedzieć przy świeczce ;) Najważniejsze, że się udało - gratuluję i podziwiam :)
OdpowiedzUsuńJa też się dziwie, ile to człowiek jest w stanie znieść :) No, ale jak się ma za sobą dwa porody, to taki prąd to pikuś he he. Pozdrawiam i zapewniam, że atrakcje z prądem jeszcze będą, w kolejnym rozdziale o prowizorce budowlanej.
UsuńPoza tym wszystko to jest proste, gdy zapłacisz. Panowie z elektrowni aż przebierają nogami, żeby podłapać fuchę. I właśnie dlatego mówią pokrętnie, aby niczego nie zrozumieć. Nie musisz tego rozumieć ani w to wnikać. Zapłać im i wszystko zrobią. Proste. Ale najgorzej, gdy taki uparciuch jak ja się uprze, żeby było uczciwie, no i tanio oczywiście :)
UsuńKurcze jak ja się cieszę, że te wszystkie sprawy związane z prądem załatwiała za Nas projektant. My tylko podpisaliśmy umowę i tyle. Podziwiam i gratuluję wytrwałości!
OdpowiedzUsuńJa przyznam, że na początku zbyt mało wymagalam od naszego projektanta, który nie był tani. Dziś rozegrałabym to inaczej. Jak się płaci, powinno się też wymagać, a ja zdaje się mam z tym lekki problem.
UsuńSprawy związane z przepisaniem umowy na siebie, niekoniecznie trzeba załatwiać na Tuwima. Placówki PGE Obrót są na pewno na placu Niepodległości w Uniwersalu, na Kościuszki 123 i na Wólczańskiej 128. Przynajmniej ja byłem na Kościuszki przepisać umowę na siebie, gdy kupowałem mieszkanie.
OdpowiedzUsuńA z resztą się niestety zgadzam, papierologii jest sporo i ciężko się w tym połapać. Podłączenie wody czy gazu poszło mi dużo, dużo łatwiej.
PS Przyłącze kablem pod ziemią, jeżeli już kabel biegnie w ulicy, nie jest szczególnie drogie. Ja się zapłaciłem niecałe 900 zł za 12 kW.
,
OdpowiedzUsuńA jak u was rachunki za prąd, w miarę życiowe? Bo ja rozglądam się za jakimś tańszym sprzedawcą prądu, wysokie mam te rachunki. Znalazłam https://poprostuenergia.pl/katowice/ i faktycznie tam są podane ich ceny, to faktycznie są niższe. W skali roku to różnica spora się zrobi w kosztach.
OdpowiedzUsuńBardzo inspirujący artykuł. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńOczywiście, że z prądem nie ma żartów i moim zdaniem nie ruszajmy żadnych instalacji elektrycznych jeśli nie mamy tym wiedzy. Ja skupiłem się przede wszystkim na tym, aby w moim domu zmniejszyć rachunki za prąd. Zdecydowałem się na ofertę od https://poprostuenergia.pl/prad-dla-domu/ i płacę już o wiele mniej niż do tej pory.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFaktycznie czasami z przyłączami i ogólnie z prądem jest bardzo dużo papierkowej pracy. Ja jednak po dłuższym namyśle i tak zdecydowałem się na instalację fotowoltaiczną. Jak oglądałem realizacje 5 kw http://inovativ.pl/project_category/5kw/ to również jestem zdania, że to jest to czego właśnie potrzebuję.
OdpowiedzUsuńOgólnie bez prądu ja sobie nie wyobrażam życia i jeszcze muszę być pewna, że wszystko działa tak jak należy. Mogę każdemu polecić doskonałego elektryka z https://wzu-energpol.pl/ który idealnie zna się na tych sprawach.
OdpowiedzUsuńOczywiście z prądem nie ma żartów i nawet dlatego ja również samodzielnie raczej nie zamierzam zabierać się za elektryczne naprawy. W takiej sytuacji jestem pewny, że elektryk https://pj-elektryk.pl/ poradzi sobie z nimi bez problemów.
OdpowiedzUsuńBardzo wartościowy artykuł, dużo przydatnych informacji można znaleźć w tym tekście.
OdpowiedzUsuńFajnie opisany temat
OdpowiedzUsuńŚwietny temat
OdpowiedzUsuńCo do klimatyzacji, myślę, że to ważny aspekt dla klientów, którzy spędzają trochę czasu w takich budynkach. Polecam zainstalować klimatyzację firmy np. mitsubishi. Znam bardzo dobrą firmę z Warszawy zajmującą się montażem i serwisem klimatyzacji.
OdpowiedzUsuńJest to oczywiście coś bardzo ważnego i ja jeszcze chcę dodać, ze również i dla mnie takie kwestie są bardzo ważne. W każdym razie wiem również, że jak coś to można wezwać elektryka https://elektrycy.warszawa.pl/ dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.
OdpowiedzUsuńInteresujący artykuł...A czy wiecie może gdzie składa wniosek o tańszy prąd ? Na którego dostawcę prądu się najlepiej zdecydować??? Tak pytam, ponieważ szukam do mojej firmy jak najlepszego rozwiązania, pomożecie???
OdpowiedzUsuńJasne, proszę poszukać w swoim rejonie firm które zajmują się dostawą prądu jako pośrednicy, oni wilczą Panu najlepszy model poboru energii od ceny giełdowej po inne rozwiązania :)
OdpowiedzUsuńCzy wiedziałeś, że regularne przeglądy instalacji elektrycznej mogą zapobiec wielu problemom? Dzięki nim możemy uniknąć niespodziewanych awarii, a także zwiększyć bezpieczeństwo naszego domu. Warto więc skorzystać z usług doświadczonych elektryków, takich jak ci z http://anluks.pl/, którzy przeprowadzą profesjonalny przegląd naszej instalacji.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten wpis
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten wpis
OdpowiedzUsuń