Humus, według słownika języka polskiego, to komponent gleby powstały z rozkładu obumarłych szczątków roślin i zwierząt, inaczej próchnica.
Humus, według Wikipedii, to próchnica, szczątki organiczne nagromadzone w glebach.
I o czym tu pisać? Przecież wszystko jasne.
Koniec posta.
Żartowałam :)
Co nieco o humusie w związku z budową domu, postaram się napisać.
Przyznam, że zanim zaczęliśmy budowę nie wiedziałam, co to jest humus. Bardziej kojarzył mi się z breją spożywczą niż z glebą. Gdy kierownik budowy wspominał, że od „zdjęcia humusu” musimy zacząć, wie wiedziałam o co mu chodzi. Ale już wiem i opowiem.
A więc (zaczynam zdanie od "a więc", na przekór nauczycielom języka polskiego), zanim ekipa budowlana zacznie swoje prace, trzeba zdjąć humus.
Już wiem, humus to warstwa czarnej gleby, pod którą najczęściej znajduje się warstwa żółtego piachu.
Humus powinien być wykopany spod całej powierzchni domu, nie tylko z miejsc odpowiadających jego obrysowi, gdzie powstaną ściany fundamentowe, ale ze środka także.
Ponownie badania geologiczne gruntu okazały się przydatne. To z nich wiadomo, jak gruba jest warstwa humusu, jak głęboko znajdują się wody gruntowe, jak przepuszczalne jest podłoże.
Wszyscy budowlańcy zgodnie twierdzą, że najtrudniejszym podłożem do budowania jest takie, w którym pod warstwą humusu zamiast piachu (ewentualnie innych warstw przepuszczalnych) znajduje się glina. Glina nie przepuszcza wody, sprawia, że woda jest zatrzymywana, tworzą się zastoiny. Woda zamiast wsiąkać w głąb warstw ziemi - stoi. I de facto dom zbudowany na glinie prawie cały czas stoi w wodzie. Problem jest też z odparowaniem wody, które przez glinę jest utrudnione. Nawet przy upalnej pogodzie. Z wierzchu glina się rozeschnie i popęka, ale pod sobą szczelnie trzyma wodę.
Glina utrudnia sam proces budowy, ale potem, gdy dom już stoi, fundamenty narażone są na nieustanne podmakanie. Gliny budowlańcy po prostu nienawidzą.
U nas na szczęście, pod niespotykanie grubą warstwą humusu, znajduje się piach. Czysty, żółty piach. Zero gliny.
Zdjęcie humusu polega na wykopaniu wielkiego dołu, pod całym projektowanym domem. Dół ma być większy od wymiarów domu, na zakładkę jednego metra z każdego boku.
Czemu trzeba wybrać humus spod całego domu? – spytałam. Pan Jarek mnie oświecił, że chodzi o wilgoć, o zapach i o procesy gnilne.
- Jak nie zdejmie pani humusu, to potem w domu będzie czuć stęchlizną. - Koniec wyjaśnienia. Pan Jarek nie lubi dużo gadać.
Wielki dół powstały po wybraniu humusu, a więc wnętrze domu, a także wykopana metrowa opaska wokół przyszłych fundamentów, zostaną zasypane czystym, żółtym piachem. Piach ten jest specjalnie płukany i jałowy, aby nic w nim nie żyło i aby nic organicznego się w nim nie rozwijało. W piachu nie może pojawić się żadna pleśń, żadne roślinki, żadne grzyby i żyjątka.
W glebie jest inaczej, w glebie istnieje życie. Gdy na glebie ułoży się posadzki – co przecież kiedyś było normą – stęchły zapach w domu pojawi się bardzo szybko.
Dlatego dziś już się tak nie robi. Pozostawienie humusu pod domem uważane jest za błąd w sztuce budowlanej.
A więc wszystko jasne. Kopiemy dół pod całością. Trzeba zamówić koparkę.
Pan Jarek przekazał nam numer telefonu do jednego "gościa od koparki", którego zna i którego usługi poleca. Ale bez zobowiązań, oczywiście możemy sobie szukać koparki na własną rękę. Pana Jarka to w zasadzie nie obchodzi poza tylko jedną kwestią. Mianowicie zastrzegł, że chce być obecny przy kopaniu. Chce mieć pewność, że koparka zrobi odpowiedni wykop, aby ekipa budowlana nie musiaał niczego pogłębiać albo poszerzać łopatami.
Najpierw zadzwoniliśmy do "gościa" polecanego przez pana Jarka. Jego cena uzgodniona przez telefon to 450 zł + koszt dojazdu. Ponieważ pan ma do naszej budowy daleko, bo nie jest z Łodzi, uprzedził, że dojazd będzie drogi. Koparka nie jeździ szybko, więc samo dojechanie na miejsce zajmie mu prawie godzinę. Facet wycenił całość usługi na 650 zł.
Uprzedziłam go, że u nas warstwa humusu jest gruba, bo ma aż 70 cm. Przyznał, że faktycznie sporo, ale ceny nie zmienił.
Gdy dzwoniłam do innych panów świadczących usługi koparką, od żadnego z nich nie udało mi się uzyskać konkretnej odpowiedzi o cenie. Panowie nie chcieli powiedzieć, ile będzie kosztowało wykopanie dołu o wymiarach 13 na 14 metrów, głębokiego na 70 cm. Każdy podawał cenę za godzinę pracy koparki wraz z operatorem. Godzina kosztowała średnio 80 zł. Do tego należało doliczyć koszt dojazdu, który wahał się od 50 do 150 zł.
Gdy pytałam, ile godzin może trwać wykopanie dołu o wymiarach 13 na 14 metrów, mówili że co najmniej 5 godzin, ale gdy informowałam ich o dużej grubości warstwy humusu – natychmiast zmieniali czas na co najmniej 8 do 10 godzin. Łatwo policzyć: 80 zł/h x 10 h + 150 zł za dojazd = 950 zł.
A więc koparka polecana przez pana Jarka okazała się o wiele tańsza, niż koparki z Łodzi, choć koszt dojazdu miała najwyższy.
Pan Jarek – jak już wspomniałam - koniecznie chciał być obecny przy kopaniu, żeby wykopany dół był w odpowiednim miejscu, żeby był odpowiednio duży no i zgodny z projektem.
W umówionym dniu, o umówionej godzinie, punktualnie stawiliśmy się na działce wszyscy, a więc pan-koparka, kierownik budowy, my i pan Jarek, który przyjechał z miarą, taką długą, taśmową, rozwijaną.
Pan Jarek rozłożył na studni projekt, otworzył go na stronie z mapką i zaczęli odmierzać, razem z panem od koparki i zkierownikime, gdzie mają być rogi dołu. Wbili w nie słupki ustrugane z króciaków.
Jak już panowie skończyli „wytyczanie” narożników okazało się, że studnia, która według projektu ma stać poza domem, znalazła się w samym środku salonu.
Na szczęście byliśmy na miejscu i zainterweniowaliśmy:
- Panie Jarku, coś to chyba nie tak. Studnia nie miała być w pokoju, tylko za oknem :)
Wszyscy pochyliliśmy się nad mapą i próbowaliśmy rozczytać wymiary. Niestety, mapa była bardzo nieczytelna, miała zbyt małe, nachodzące na siebie cyfry. Robiliśmy zdjęcia „makro” telefonem komórkowym, które potem oglądaliśmy w powiększeniu, rozciągając ekran, aby móc odczytać liczby. Okazało się, że panowie uwzględnili błędnie wymiar dotyczący odległości od granicy działki starego, zburzonego domu, zamiast projektowanego.
Skończyło się na telefonie do architekta, który zajrzał do komputera, do cyfrowej wersji projektu, i podał nam dokładne dane.
No to już wiemy, ile centymetrów od granicy działki w głąb ma być oddalony nasz dom. Wiemy także, ile wynosi jego odległości od siatki, bo okazało się, że nasza siatka jest odsunięta od granicy działki o 75 cm.
Wreszcie kołki zostały wbite w prawidłowych, przybliżonych miejscach. Bo chodziło przecież tylko o orientacyjne wyznaczenie narożników domu. Dokładnie to ma zrobić geodeta, a my tylko w przybliżeniu, żeby wykopać nieco większy od domu dół.
Po wbiciu palików w czterech narożnikach, pan Jarek odjechał, a pan operator koparki rozpoczął kopanie.
Jakież to było ekscytujące!
Dopiero teraz, po raz pierwszy, poczuliśmy, że zaczyna się prawdziwa budowa. Wreszcie, po długim okresie oczekiwania na ekipę budowlaną, po długotrwałych i koszmarnych formalnościach w urzędach i instytucjach, wreszcie się dzieje!
Operator pracował perfekcyjnie. Patrząc na jego działalnie odnosiłam wrażenie, że to nie jest rzeczywistość, tylko gra komputerowa. Facet miał obcykany każdy ruch, każdy skręt, każde podniesienie i opuszczenie ramienia koparki. Trafiał dokładnie w to miejsce, w które zamierzał. Ani jednej wtopy. Rekordzista po prostu, który doszedł do setnego, ostatniego lewelu gry i wygrał. Niewiarygodne. Odpinał i zapinał dwa rodzaje łych bez wysiadania z pojazdu, precyzyjnie wcelowując ramieniem w uchwyty. Mniejszą łychą kopał, większą łychą przesypywał ukopany „urobek” na hałdę.
Oprócz łych do nabierania ziemi, miał jeszcze hak do wyrywania korzeni. Wyrwał nam bez najmniejszego problemu te wstrętne, stare przerośnięte krzaki sprzed domu, które nas przerażały. Nie wiedzieliśmy, jak się ich pozbyć. Karczowanie łopatą i siekierą wydawało nam się koszmarem, który niestety będziemy musieli przeżyć. A tu miła niespodzianka. Dla koparki z hakiem uporanie się z krzaczkami okazało się banalnie proste.
Na koniec pan od koparki spytał, co zamierzamy z tymi wyrwanymi z korzeniami tujami i jałowcami zrobić. A my na to, że nic.
- Ususzyć, pociąć i spalić na ognisku – to jedyne, co nam przyszło do głowy.
- Skoro wam są niepotrzebne, to mógłbym sobie je zabrać? Posadzę u siebie w ogrodzie, może się przyjmą?
- No jasne! - Aż podskoczyłam z radości. Problem z głowy. Niech bierze wszystko.
Tak więc po skończonej pracy dwa krzaki zostały załadowane, przy pomocy haka koparki, na samochód półciężarowy, którym podjechała żona operatora. I zabrali sobie do ogródka te znienawidzone przeze mnie krzaki. Uff.
Pan od koparki w trakcie kopania kilka razy wysiadał z pojazdu, brał w rękę łopatę i obkopywał ręcznie rurę od wody, studnię i narożniki dołu. Nie gasił przy tym maszyny, która warczała głośno i kopciła strasznie. Współczucie dla sąsiadów, ale co robić.
Korzystając z huku i spalin w powietrzu zajęliśmy się z Markiem paleniem poobcinanych gałęzi z krzaków rosnących wzdłuż siatki. Jak dym i syf – to niech będzie za jednym razem. Udało nam się popalić wszystko, zanim koparka skończyła pracę.
Pan operator był niesamowity. Widać było, że ma dużą wprawę w tej pracy. Rozpoczął od lewego górnego rogu. Wykopywał dół po fragmencie, usypując górki ziemi tuż obok stojącej koparki, w obrębie domu. Nie jeździł z każdą łychą na docelowe miejsce, gdzie ostatecznie usypał wielką hałdę humusu, ale najpierw wykopał kawałek robiąc tylko ruchy obrotowe. Potem zmienił łychę na większą i przesypał górkę na drugą górkę tylko obracając się, bez jeżdżenia. Aby ziemia trafiła na właściwe miejsce przesypywał te górki ze trzy razy, z kupki na kupkę. Ta metoda okazała się dużo szybsza, niż jeżdżenie z każdą łychą w róg działki.
Ostatecznie koparka pracowała tylko 3 godziny! Byłam pod wrażeniem. Mniej sprytny koleś spokojnie mógłby wykonywać tą samą pracę przez 10 godzin i skasować nas odpowiednio drożej.
Zastanawialiśmy się, jak koparka wyjedzie z naszej działki. Gdy facet skończył kopać, między maszyną a ulicą stał głęboki dół, do którego koparka mogła po prostu wpaść. Boki dołu były strome, prawie prostopadłe. Po bokach dołu z kolei nie było wystarczająco dużo miejsca na przejazd, bo nasza działka jest wąska i po bokach znajdowały się jedynie dwa wąskie przejścia, a zaraz za nimi ogrodzenie.
Ale pan wszystko przemyślał. Otóż usypał sobie łychą łagodny zjazd do dołu, po którym bez problemu wjechał na dno wykopu. To samo zrobił z drugiej strony. Usypał sobie łagpodny podjazd, po których mógł spokojnie wyjechać z dołu na drogę. No takie to proste, a ja już się martwiłam.
- Martw się martw - śmiał się Marek - Ty to uwielbiasz. Każdy powód do martwienia jest dobry.
Koparka bez najmniejszego problemu skruszyła stare, puste szambo, które musimy zlikwidować. Łycha wyrwała i porozbijała betonowe kręgi, a dziura po szambie została zasypana ziemią. Znowu coś, co wydawało mi się dużą przeszkodą, okazało się łatwe.
Martwiliśmy się trochę (to znaczy ja się martwiłam), żeby koparka nie uszkodziła rury od wody. Ale operator stwierdził fachowo i z przekonaniem, że nie ma takiego zagrożenia, bo on kopie na 70 cm, a rura biegnie na 120 cm.
Rowy pod ławy fundamentowe, głębsze niż 70 cm poniżej poziomu działki, które ewentualnie mogłyby kolidować z wodociągiem, będą kopane przez ekipę budowlaną ręcznie, łopatami. Nie ma więc zagrożenia, że rura zostanie uszkodzona koparką, która kopie płycej. Miejsce natomiast, w którym rura z wodą wychodzi spod ziemi na powierzchnię (a więc pionowa końcówka rury z kranikiem), pan obrobił ręcznie łopatą, aby koparka nie nadgryzła rury. Wszystko przemyślane.
W rogu działki usypana została wielka góra czarnego humusu, wysoka pewnie do pierwszego piętra. Naprawdę ogromna. Pan operator był pod wrażeniem, że mamy na działce tak dobrą ziemię. Po usypaniu góry z połowy tylko dołu powiedział:
- No, powiem państwu, że ziemię to macie super, nie chcę skłamać, ale już na tej hałdzie leży wam jakieś 3,5 tysiąca złotych. Jak się wykopie całość, to ładny pieniądz. Ludzie muszą kupować humus za ciężkie pieniądze, jak chcą zakładać trawnik, a wy macie to z głowy.
Przypomniało mi się wtedy, że pan od rozbiórki bardzo chciał dalej z nami pracować i proponował usługi koparką, czyli wykopanie humusu. Powiedział nam wtedy, że jego warstwa jest na tyle gruba, że trzeba będzie wywieźć tę ziemię z działki, ba po wybudowaniu domu i rozsypaniu wybranego materiału wokół fundamentów, poziom działki podniesie się aż o pół metra, a to o wiele za dużo. Usługa koparki w wykonaniu pana od rozbiórki miała kosztować aż 1 500 zł, i to głównie ze względu na koszty wywiezienia humusu.
Nie wiedziałam wtedy, że humus jest cennym materiałem, który się kupuje i sprzedaje. Całe szczęście, że nie skorzystaliśmy w tej propozycji. Pewnie nasz rozbiórkowicz zarobiłby na humusie podwójnie, raz kasując nas za wywóz, a drugi raz sprzedając próchnicę.
Ostatecznie zdjęcie humusu kosztowało nas tylko 450 zł i całą drogocenną ziemię mamy na działce. Początkowo umawialiśmy się na 650 zł, ale poszło szybciej niż pan myślał, więc policzył uczciwie. No i tuje sobie zabrał, i nas polubił – i to chyba dlatego spuścił z ceny, choć nie targowaliśmy się.
Naprawdę fajny człowiek.
Przekonałam się, że do wszystkiego trzeba mieć talent i głowę. Do kopania dołów koparką także. Szacunek dla pana operatora w spodniach ogrodniczkach, bez koszulki!
Żartowałam :)
Co nieco o humusie w związku z budową domu, postaram się napisać.
Przyznam, że zanim zaczęliśmy budowę nie wiedziałam, co to jest humus. Bardziej kojarzył mi się z breją spożywczą niż z glebą. Gdy kierownik budowy wspominał, że od „zdjęcia humusu” musimy zacząć, wie wiedziałam o co mu chodzi. Ale już wiem i opowiem.
A więc (zaczynam zdanie od "a więc", na przekór nauczycielom języka polskiego), zanim ekipa budowlana zacznie swoje prace, trzeba zdjąć humus.
Już wiem, humus to warstwa czarnej gleby, pod którą najczęściej znajduje się warstwa żółtego piachu.
Humus powinien być wykopany spod całej powierzchni domu, nie tylko z miejsc odpowiadających jego obrysowi, gdzie powstaną ściany fundamentowe, ale ze środka także.
Ponownie badania geologiczne gruntu okazały się przydatne. To z nich wiadomo, jak gruba jest warstwa humusu, jak głęboko znajdują się wody gruntowe, jak przepuszczalne jest podłoże.
Glina utrudnia sam proces budowy, ale potem, gdy dom już stoi, fundamenty narażone są na nieustanne podmakanie. Gliny budowlańcy po prostu nienawidzą.
U nas na szczęście, pod niespotykanie grubą warstwą humusu, znajduje się piach. Czysty, żółty piach. Zero gliny.
Zdjęcie humusu polega na wykopaniu wielkiego dołu, pod całym projektowanym domem. Dół ma być większy od wymiarów domu, na zakładkę jednego metra z każdego boku.
Czemu trzeba wybrać humus spod całego domu? – spytałam. Pan Jarek mnie oświecił, że chodzi o wilgoć, o zapach i o procesy gnilne.
- Jak nie zdejmie pani humusu, to potem w domu będzie czuć stęchlizną. - Koniec wyjaśnienia. Pan Jarek nie lubi dużo gadać.
W glebie jest inaczej, w glebie istnieje życie. Gdy na glebie ułoży się posadzki – co przecież kiedyś było normą – stęchły zapach w domu pojawi się bardzo szybko.
Dlatego dziś już się tak nie robi. Pozostawienie humusu pod domem uważane jest za błąd w sztuce budowlanej.
A więc wszystko jasne. Kopiemy dół pod całością. Trzeba zamówić koparkę.
Najpierw zadzwoniliśmy do "gościa" polecanego przez pana Jarka. Jego cena uzgodniona przez telefon to 450 zł + koszt dojazdu. Ponieważ pan ma do naszej budowy daleko, bo nie jest z Łodzi, uprzedził, że dojazd będzie drogi. Koparka nie jeździ szybko, więc samo dojechanie na miejsce zajmie mu prawie godzinę. Facet wycenił całość usługi na 650 zł.
Uprzedziłam go, że u nas warstwa humusu jest gruba, bo ma aż 70 cm. Przyznał, że faktycznie sporo, ale ceny nie zmienił.
Gdy dzwoniłam do innych panów świadczących usługi koparką, od żadnego z nich nie udało mi się uzyskać konkretnej odpowiedzi o cenie. Panowie nie chcieli powiedzieć, ile będzie kosztowało wykopanie dołu o wymiarach 13 na 14 metrów, głębokiego na 70 cm. Każdy podawał cenę za godzinę pracy koparki wraz z operatorem. Godzina kosztowała średnio 80 zł. Do tego należało doliczyć koszt dojazdu, który wahał się od 50 do 150 zł.
Gdy pytałam, ile godzin może trwać wykopanie dołu o wymiarach 13 na 14 metrów, mówili że co najmniej 5 godzin, ale gdy informowałam ich o dużej grubości warstwy humusu – natychmiast zmieniali czas na co najmniej 8 do 10 godzin. Łatwo policzyć: 80 zł/h x 10 h + 150 zł za dojazd = 950 zł.
A więc koparka polecana przez pana Jarka okazała się o wiele tańsza, niż koparki z Łodzi, choć koszt dojazdu miała najwyższy.
W umówionym dniu, o umówionej godzinie, punktualnie stawiliśmy się na działce wszyscy, a więc pan-koparka, kierownik budowy, my i pan Jarek, który przyjechał z miarą, taką długą, taśmową, rozwijaną.
Pan Jarek rozłożył na studni projekt, otworzył go na stronie z mapką i zaczęli odmierzać, razem z panem od koparki i zkierownikime, gdzie mają być rogi dołu. Wbili w nie słupki ustrugane z króciaków.
Jak już panowie skończyli „wytyczanie” narożników okazało się, że studnia, która według projektu ma stać poza domem, znalazła się w samym środku salonu.
Na szczęście byliśmy na miejscu i zainterweniowaliśmy:
- Panie Jarku, coś to chyba nie tak. Studnia nie miała być w pokoju, tylko za oknem :)
Wszyscy pochyliliśmy się nad mapą i próbowaliśmy rozczytać wymiary. Niestety, mapa była bardzo nieczytelna, miała zbyt małe, nachodzące na siebie cyfry. Robiliśmy zdjęcia „makro” telefonem komórkowym, które potem oglądaliśmy w powiększeniu, rozciągając ekran, aby móc odczytać liczby. Okazało się, że panowie uwzględnili błędnie wymiar dotyczący odległości od granicy działki starego, zburzonego domu, zamiast projektowanego.
Skończyło się na telefonie do architekta, który zajrzał do komputera, do cyfrowej wersji projektu, i podał nam dokładne dane.
No to już wiemy, ile centymetrów od granicy działki w głąb ma być oddalony nasz dom. Wiemy także, ile wynosi jego odległości od siatki, bo okazało się, że nasza siatka jest odsunięta od granicy działki o 75 cm.
Wreszcie kołki zostały wbite w prawidłowych, przybliżonych miejscach. Bo chodziło przecież tylko o orientacyjne wyznaczenie narożników domu. Dokładnie to ma zrobić geodeta, a my tylko w przybliżeniu, żeby wykopać nieco większy od domu dół.
Po wbiciu palików w czterech narożnikach, pan Jarek odjechał, a pan operator koparki rozpoczął kopanie.
Dopiero teraz, po raz pierwszy, poczuliśmy, że zaczyna się prawdziwa budowa. Wreszcie, po długim okresie oczekiwania na ekipę budowlaną, po długotrwałych i koszmarnych formalnościach w urzędach i instytucjach, wreszcie się dzieje!
Operator pracował perfekcyjnie. Patrząc na jego działalnie odnosiłam wrażenie, że to nie jest rzeczywistość, tylko gra komputerowa. Facet miał obcykany każdy ruch, każdy skręt, każde podniesienie i opuszczenie ramienia koparki. Trafiał dokładnie w to miejsce, w które zamierzał. Ani jednej wtopy. Rekordzista po prostu, który doszedł do setnego, ostatniego lewelu gry i wygrał. Niewiarygodne. Odpinał i zapinał dwa rodzaje łych bez wysiadania z pojazdu, precyzyjnie wcelowując ramieniem w uchwyty. Mniejszą łychą kopał, większą łychą przesypywał ukopany „urobek” na hałdę.
Oprócz łych do nabierania ziemi, miał jeszcze hak do wyrywania korzeni. Wyrwał nam bez najmniejszego problemu te wstrętne, stare przerośnięte krzaki sprzed domu, które nas przerażały. Nie wiedzieliśmy, jak się ich pozbyć. Karczowanie łopatą i siekierą wydawało nam się koszmarem, który niestety będziemy musieli przeżyć. A tu miła niespodzianka. Dla koparki z hakiem uporanie się z krzaczkami okazało się banalnie proste.
Na koniec pan od koparki spytał, co zamierzamy z tymi wyrwanymi z korzeniami tujami i jałowcami zrobić. A my na to, że nic.
- Ususzyć, pociąć i spalić na ognisku – to jedyne, co nam przyszło do głowy.
- Skoro wam są niepotrzebne, to mógłbym sobie je zabrać? Posadzę u siebie w ogrodzie, może się przyjmą?
- No jasne! - Aż podskoczyłam z radości. Problem z głowy. Niech bierze wszystko.
Tak więc po skończonej pracy dwa krzaki zostały załadowane, przy pomocy haka koparki, na samochód półciężarowy, którym podjechała żona operatora. I zabrali sobie do ogródka te znienawidzone przeze mnie krzaki. Uff.
Korzystając z huku i spalin w powietrzu zajęliśmy się z Markiem paleniem poobcinanych gałęzi z krzaków rosnących wzdłuż siatki. Jak dym i syf – to niech będzie za jednym razem. Udało nam się popalić wszystko, zanim koparka skończyła pracę.
Pan operator był niesamowity. Widać było, że ma dużą wprawę w tej pracy. Rozpoczął od lewego górnego rogu. Wykopywał dół po fragmencie, usypując górki ziemi tuż obok stojącej koparki, w obrębie domu. Nie jeździł z każdą łychą na docelowe miejsce, gdzie ostatecznie usypał wielką hałdę humusu, ale najpierw wykopał kawałek robiąc tylko ruchy obrotowe. Potem zmienił łychę na większą i przesypał górkę na drugą górkę tylko obracając się, bez jeżdżenia. Aby ziemia trafiła na właściwe miejsce przesypywał te górki ze trzy razy, z kupki na kupkę. Ta metoda okazała się dużo szybsza, niż jeżdżenie z każdą łychą w róg działki.
Ostatecznie koparka pracowała tylko 3 godziny! Byłam pod wrażeniem. Mniej sprytny koleś spokojnie mógłby wykonywać tą samą pracę przez 10 godzin i skasować nas odpowiednio drożej.
Zastanawialiśmy się, jak koparka wyjedzie z naszej działki. Gdy facet skończył kopać, między maszyną a ulicą stał głęboki dół, do którego koparka mogła po prostu wpaść. Boki dołu były strome, prawie prostopadłe. Po bokach dołu z kolei nie było wystarczająco dużo miejsca na przejazd, bo nasza działka jest wąska i po bokach znajdowały się jedynie dwa wąskie przejścia, a zaraz za nimi ogrodzenie.
Ale pan wszystko przemyślał. Otóż usypał sobie łychą łagodny zjazd do dołu, po którym bez problemu wjechał na dno wykopu. To samo zrobił z drugiej strony. Usypał sobie łagpodny podjazd, po których mógł spokojnie wyjechać z dołu na drogę. No takie to proste, a ja już się martwiłam.
- Martw się martw - śmiał się Marek - Ty to uwielbiasz. Każdy powód do martwienia jest dobry.
Koparka bez najmniejszego problemu skruszyła stare, puste szambo, które musimy zlikwidować. Łycha wyrwała i porozbijała betonowe kręgi, a dziura po szambie została zasypana ziemią. Znowu coś, co wydawało mi się dużą przeszkodą, okazało się łatwe.
Martwiliśmy się trochę (to znaczy ja się martwiłam), żeby koparka nie uszkodziła rury od wody. Ale operator stwierdził fachowo i z przekonaniem, że nie ma takiego zagrożenia, bo on kopie na 70 cm, a rura biegnie na 120 cm.
Rowy pod ławy fundamentowe, głębsze niż 70 cm poniżej poziomu działki, które ewentualnie mogłyby kolidować z wodociągiem, będą kopane przez ekipę budowlaną ręcznie, łopatami. Nie ma więc zagrożenia, że rura zostanie uszkodzona koparką, która kopie płycej. Miejsce natomiast, w którym rura z wodą wychodzi spod ziemi na powierzchnię (a więc pionowa końcówka rury z kranikiem), pan obrobił ręcznie łopatą, aby koparka nie nadgryzła rury. Wszystko przemyślane.
W rogu działki usypana została wielka góra czarnego humusu, wysoka pewnie do pierwszego piętra. Naprawdę ogromna. Pan operator był pod wrażeniem, że mamy na działce tak dobrą ziemię. Po usypaniu góry z połowy tylko dołu powiedział:
- No, powiem państwu, że ziemię to macie super, nie chcę skłamać, ale już na tej hałdzie leży wam jakieś 3,5 tysiąca złotych. Jak się wykopie całość, to ładny pieniądz. Ludzie muszą kupować humus za ciężkie pieniądze, jak chcą zakładać trawnik, a wy macie to z głowy.
Nie wiedziałam wtedy, że humus jest cennym materiałem, który się kupuje i sprzedaje. Całe szczęście, że nie skorzystaliśmy w tej propozycji. Pewnie nasz rozbiórkowicz zarobiłby na humusie podwójnie, raz kasując nas za wywóz, a drugi raz sprzedając próchnicę.
Naprawdę fajny człowiek.
Przekonałam się, że do wszystkiego trzeba mieć talent i głowę. Do kopania dołów koparką także. Szacunek dla pana operatora w spodniach ogrodniczkach, bez koszulki!
:-) gratuluję!
OdpowiedzUsuńŚwietne , brawo ja wykopałem taki wielki duł ale musiałem zabrać ziemię nie mialem jeszcze projektu( nasyp i mała działka )ale zapomniałem że od drogi architekt musiał dać 6m i pomyliłem się o metr i tak mam drzewo w granicy i OCZEKUJĘ NA ZEZWOLENIE ok 40 dni cha cha cha
OdpowiedzUsuńpoczytałem i zaczynam tej wiosny. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrace ziemne, kiedy to było. No ale każdy etap mam także dobrze udokumentowany, tak żeby móc sobie fajnie powspominać wszystko. U mnie poszło o dziwo wszystko bardzo gładko, ale udało mi się trafiać na same świetne, sprawdzone firmy, głównie brałam te z polecenia. Za prace ziemne, niwelacje terenu odpowiedzialna była firma https://surpol.eu/kontakt/ Wynajmowałam u nich też kilka razy koparkę.
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis. Warto było tutaj zajrzeć
OdpowiedzUsuńTen wpis jest bardzo interesujący
OdpowiedzUsuńTen wpis jest bardzo interesujący
OdpowiedzUsuńWartościowe informacje
OdpowiedzUsuńTen wpis jest bardzo interesujący
OdpowiedzUsuńInteresujący wpis
OdpowiedzUsuńRewelacyjny jest ten wpis
OdpowiedzUsuńTen wpis jest bardzo ciekawy
OdpowiedzUsuńInteresujący wpis
OdpowiedzUsuńSuper ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńSuper wpis
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący wpis
OdpowiedzUsuń