Dom

Dom

czwartek, 2 października 2025

116. Tapeta na krzywej ścianie, detale i głucha cisza na poddaszu

 2015-07-31 piątek

Dziś zrobiliśmy przerwę w pracy na budowie, ponieważ pojechaliśmy po dzieciaki, które przebywały na wakacjach u dziadków.  Po powrocie przyjechaliśmy z nimi działkę  aby im pokazać postępy prac dokonanych podczas ich nieobecności. 

Karol po raz pierwszy zobaczył na ścianach swojego pokoju kolory oraz  naklejoną na jedną z nich wymarzoną przez niego tapetę, w stylu starodawnej prasy,  ze szkicami automobili i bicykli. Bardzo mu się podobało, wszystko. Kolory w innych pomieszczeniach także. 










Gdy spytałam, jaką farbą umalować ściany w kotłowni, Karol doradził:

- Jedna ściana różowa, druga granatowa - rzekł z przekonaniem.  

Cóż, takich kolorów akurat tam nie widzę i nie posiadam takich farb. Zamierzam ciapnąć kotłownię czymkolwiek, resztkami, które zostaną mi w puszkach po pomalowaniu innych pomieszczeń. 

Karol, pomimo starań, nie dopatrzył się łączenia pasków tapety, której wzór spasowaliśmy z Markiem perfekcyjnie. Tapetowanie to nasza specjalność. Wyszło idealnie, chociaż nie obyło się bez perypetii. Okazało się bowiem, że ściany i narożniki nie są idealnie równe. Pomimo, że pierwszy pasek doszedł pionowo do rogu, to na całej ścianie poziom granicy tapety przy suficie spadł nam aż o 3 centymetry! Nic to, daliśmy radę. Ostatni pasek przycięliśmy lekko na skos, aby dopasować go do rogu, a na górze, przy suficie, Marek precyzyjnie wkleił klin z tapety,  dbając o dopasowanie wzoru. I wydaje się, że jest idealnie prosto, choć ściany są znacząco krzywe. Oczy łatwo oszukać. 

Karol pochwalił też moje malowanie. Powiedział, że ściany wyglądają naprawdę zawodowo. Przyznał, że miał obawy co do porowatego tynku cementowo-wapiennego. Sądził, że ściany bez gładzi gipsowych będą wyglądały słabo, a tak nie jest. Karol zachwycał się też pracą Marka zwracając uwagę, że pomieszczenia na górze zaczynają być ekstra wytłumione. Aż w uszach brzęczy od ciszy, gdy się tam wchodzi. A przecież jeszcze nie ma wełny na całości ścian i sufitów. I o to chodziło!

Wczoraj pracowaliśmy w naszym domu pełną parą. Ja pomalowałam po raz drugi ostatnią ścianę w salonie w kolorze szary piryt. No i robiłam drobne poprawki na pozostałych ścianach salonu. Okazało się bowiem, że niektóre miejsca przy suficie, pomimo dwukrotnego malowania, mają jeszcze leciutkie smugi szarawych prześwitów. Postanowiłam nie malować całych ścian po raz trzeci, ale małym wałkiem po prostu domalowywałam te nieperfekcyjne miejsca. A więc naskakałam się znów po drabinie jak głupia. I udało się! Domalowane miejsca idealnie zespoliły się z pozostałą powierzchnią, nie widać żadnych smug ani różnic w załamaniu światła. Wszelkie niedoskonałości zniknęły. 


Niby malowałam wszędzie farbami jednej firmy, Magnat ceramic, a okazuje się, że poszczególne kolory kryją różnie. Jedne za pierwszym razem, a inne dopiero po dwóch, a miejscami po trzech  warstwach. Nie wiem od czego to zależy, od gęstości, rodzaju pigmentu? Każdy kolor kładziony był na białą farbę podkładową, więc teoretycznie nie musiałam walczyć z zakryciem starego koloru, a jednak  różnice występowały. 

Poza poprawkami zaczęłam też malowanie małym wałkiem wnęk okiennych, jak to się mówi “na gotowo”, białym magnatem. No i miałam kilka miejsc to naprawienia, gdzie tynk nie był idealny. Strasznie mnie denerwują te niedoróbki tynkarzy  i strasznie trudno jest je naprawić, bo faktura po szpachlówce gipsowej jest zbyt gładka na tle porowatego tynku i trzeba jej nadawać fakturę, co raz się udaje zrobić za pierwszym razem, a innym razem chrzanię się z tym aż mnie nerwy biorą. Większość udało mi się zakamuflować, ale kilka miejsc jeszcze mnie irytuje i jeszcze będę nad nimi pracować. Perfekcjonizm bywa męczący. Ech. 

Małym pędzelkiem dopieściłam kilka narożników. Zeszlifowałam przy pomocy siatki zamocowanej na pacy porowaty narożnik, którego przed malowaniem zapomniałam wygładzić. No i oczywiście musiałam domalować to miejsce. Ciapnęłam też odprysk farbki pod zamontowanym kinkietem. 

A więc znaczących postępów w pracach nie było. bo dzień upłynął mi pod hasłem detali i pierdółek, które pewnie widziałam tylko ja sama. Ale skoro o nich wiedziałam, to nie mogłam ich tak zostawić żeby mnie denerwowały przez całe całe życie. Już wiem, że prowizorki są najtrwalsze i jeśli się czegoś nie dopracuje od razu, to potem już na pewno nie będzie się do tego wracać. A przecież to detale decydują o jakości całego wykończenia. Mam świadomość, że fachowcy od wykończeniówki zapewne  osiągnęliby lepszy efekt niż my - amatorzy bez doświadczenia, ale to co zrobiliśmy uznałam za wystarczające. Jestem  zadowolona. 

Wczoraj przed pojechaniem na działkę zahaczyliśmy o skład budowlany. Kupiliśmy dwie kolejne paczki wełny mineralnej w płytach i dwie wiązki profili stalowych. Wieźliśmy to wszystko na dachu naszego auta i przez miasto przemieszczaliśmy się wolno, obładowani niczym koczownicy. Oczywiście ładunek należało starannie zabezpieczyć linami. Po drodze, gdy przypadkiem po coś się zatrzymaliśmy, okazało się, że jedna z lin się zsunęła i że mało brakowało, a zgubilibyśmy ładunek na środki wielopasmowej jezdni! Na szczęście w porę to zauważyliśmy i Marek poprawił mocowanie. 


Kupiliśmy także nowe pary rękawiczek roboczych, które zużywają się w zawrotnym tempie. Chyba zużyliśmy już po kilkanaście par! Kupiliśmy też 10-litrowy baniak uni gruntu – pan Andrzej kazał, bo będzie gruntował powierzchnie przed układaniem płytek. 

Marek rozpoczął na górze okładanie wełną drugiego pomieszczenia studyjnego. Zamocował przy pomocy kołków szybkiego montażu dookoła profile przypodłogowe, podklejając je wcześniej samoprzylepną, pianową taśmą akustyczną (aby wyeliminować drgania i hałasy, jakie mogą pojawić się na styku profili i wylewki). I zeszło mu z tym pół dnia. Za to jutro robota ma iść o wiele szybciej, bo te najżmudniejsze czynności  – jak twierdzi – zostały zrobione:

- Teraz to już poleci szybko. Dołożenie profili pionowych i wyłożenie ścian wełną, jak już mam zamocowane profile poziome, to chwila moment. 

Już się nie mogę doczekać zakończenia tego brudnego etapu prac. Gdy wszystkie powierzchnie pokryte zostaną wełną, wreszcie przytwierdzimy do nich folię paroizolacyjną, która poza ochroną przed parą i wilgocią zapobiegnie też pyleniu się wełny w pomieszczeniach. A potem dokręcimy do profili płyty kartonowo-gipsowe i stworzymy prawdziwe ściany na poddaszu, które będę malować.



Zapewne zejdzie z tym Markowi jeszcze sporo czasu, bo nie może sobie pozwolić na prace wykończeniowe od rana do wieczora. Robi to w międzyczasie, po godzinach, pilnując jednocześnie aby studio nie stało. Pieniądze są potrzebne non stop, idą jak woda, więc żadnego zlecenia Marek nie chce odpuszczać. 

Ale spokojnie. Już tak wiele zrobiliśmy, że koniec coraz bliżej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz