Ostatnio niemal zamieszkaliśmy w marketach budowlanych, bo potrzebnych jest mnóstwo rzeczy. A to farba, a to uni-grunt, a to wiertło, a to papier ścierny albo siatki ścierające (do usuwania nierówności tynku przed malowaniem), a to rękawice robocze, a to profile lub wieszaki. I tak w kółko. Mimo, że gro prac wykonujemy własnoręcznie, kasa leci jak woda. Ale nic to. Nie da się zbudować domu za darmo.
W Castoramie kupiliśmy trzy krawędziaki o długości 4 m każdy. Krawędziak to taka drewniana, nieoheblowana, za to zaimpregnowana belka. Krawędziaki są potrzebne do zbudowania rusztowania na klatkę schodową. Marek zakończył już układanie wełny mineralnej na wszystkich dostępnych mu z drabiny połaciach dachu. Do ocieplenia pozostał tylko ten niebezpieczny fragment nad klatką schodową. A tam jest bardzo wysoko, w dodatku na schodach zabiegowych nie da się ustawić drabiny!
Można więc:
- albo kupić rusztowanie – takie do ustawiania na krętych schodach kosztuje ok. 12 tys., więc odpada
- albo wynająć rusztowanie – koszt ok. 50 zł za dobę,
- albo zbudować rusztowanie z krawędziaków (3 x 27 zł/szt), stempli (których sterta leży pod orzechem) i blatów (które zostały z budowy i leżą pod tarasem oparte o ścianę).
Czyli wybór jest prosty.
- Przykro mi, ale na tynkowaniu to ja się nie znam i się do tego nie dotykam – powiedział z rozbrajającą szczerością.
Zrobiła się taka patowa sytuacja, bowiem przed zainstalowaniem grzejników nie da się pomalować ścian bo do poprawienia jest tynk, a po zainstalowaniu grzejników także nie da się pomalować ścian, bo nie ma dostępu do powierzchni za grzejnikami.
Przed montażem grzejników nie można dziur i rur zatynkować na sztywno, bowiem trzeba je dopasować i dokręcić do kaloryferów. Rurki te są lekko elastyczne, dają się naginać. Z końcówek rur hydraulik zdjął otulinę ocieplającą, przyciął rurki na pożądaną długość tak, aby idealnie pasowały do grzejników. Teraz dopiero, gdy grzejniki wiszą na ścianach, rury w miejscach wylotów ze ścian można zatynkować.
- A co z malowaniem panie Darku? Jak niby mam zamalować ścianę za grzejnikiem? Przed założeniem grzejników się nie dało, bo dziury, po założeniu grzejników się nie da, bo nie dosięgnę pędzlem, nawet zakrzywionym, no i przecież ubrudzę farbą cały grzejnik? – zapytałam.
- Spokojnie. Najpierw zatynkujcie. Jak rurki będą zatynkowane i zaprawa wyschnie, czyli rurki będą na sztywno osadzone, wtedy grzejniki będzie można odkręcić. Tam pod spodem są takie specjalne nakrętki, i zdjąć z szyn na czas malowania. Tak się własnie praktykuje.
Przed montażem grzejników nie można dziur i rur zatynkować na sztywno, bowiem trzeba je dopasować i dokręcić do kaloryferów. Rurki te są lekko elastyczne, dają się naginać. Z końcówek rur hydraulik zdjął otulinę ocieplającą, przyciął rurki na pożądaną długość tak, aby idealnie pasowały do grzejników. Teraz dopiero, gdy grzejniki wiszą na ścianach, rury w miejscach wylotów ze ścian można zatynkować.
- A co z malowaniem panie Darku? Jak niby mam zamalować ścianę za grzejnikiem? Przed założeniem grzejników się nie dało, bo dziury, po założeniu grzejników się nie da, bo nie dosięgnę pędzlem, nawet zakrzywionym, no i przecież ubrudzę farbą cały grzejnik? – zapytałam.
- Spokojnie. Najpierw zatynkujcie. Jak rurki będą zatynkowane i zaprawa wyschnie, czyli rurki będą na sztywno osadzone, wtedy grzejniki będzie można odkręcić. Tam pod spodem są takie specjalne nakrętki, i zdjąć z szyn na czas malowania. Tak się własnie praktykuje.
Marek zajął się zatynkowywaniem rurek od grzejników. Biedaczek spędził sporo czasu na kolanach, kucając albo wręcz leżąc pod kaloryferami, bo dostęp do tych miejsc nie jest zbyt wygodny.
Rozrobił zaprawę cementowo-wapienną w wiadrze, tę pozostawioną przez tynkarzy na poprawki, i zaczął wypełniać dziury równając na ścianie masę szpachelką. Niektóre dziury są całkiem duże:
- Sporo zaprawy trzeba będzie tam wkleić. To będzie schnąć i schnąć zanim będzie można równać i malować,. No ale przecież nie napcham w te dziury pogniecionych gazet, jak socjalistyczni robotnicy w serialu Alternatywy 4 – myślał Marek na głos. Na to odezwał się pan Kukułka:
- Ja bym się tak nie śmiał z tych gazet. To wcale nie jest zła metoda. Do dziś wielu tynkarzy tak robi. Jak są duże ubytki, to właśnie gazety się dobrze sprawdzają. Jak da się sam tynk, to będzie go za grubo i będzie pękał. W rurkach przecież woda ma różną temperaturę, to wszystko pracuje, rozszerza się i kurczy. A gazety świetnie to amortyzują. No i mniej tynku idzie.
- Naprawdę?
- No naprawdę. Tak się robi.
- A jakbym zamiast gazetami wypełnił te dziury wełną mineralną? Można tak? Bo ścinków z ocieplania dachu mam mnóstwo.
- No jasne, wełną nawet lepiej niż gazetami, bo nie dość, że się wypełni luki, to jeszcze jest ciepła.
Marek w międzyczasie pojechał jeszcze do pobliskiego OBI aby kupić nóż do szpachlowania. Szpachelka bowiem okazała się niewygodna, zbyt szeroka i nie dało się nałożyć nią zaprawy dokładnie wokół rurek. Nóż do szpachli, taki spiczasty, sprawdził się znakomicie. Dobre narzędzia to podstawa!
Gdy Marek tynkował kaloryfery, ja zajęłam się przygotowaniem salonu do malowania. Najpierw omiotłam ściany i wnęki okienne, siatką na pacy sczesałam ze ścian nierówności z tynku. Wreszcie dokładnie pozamiatałam wylewkę, prawie na kolanach, miękką zmiotką, wymiatając dokładnie pył z podłogi. No i na koniec zagruntowałam uni-gruntem, przy pomocy wałka futrzanego na kiju, całą wylewkę w salonie, kuchni i łazience. Teraz wszystkie podłogi na parterze mamy już czyste, sklejone uni-gruntem. Wreszcie się nie kurzy. Mogę malować!
Gdy Marek tynkował kaloryfery, ja zajęłam się przygotowaniem salonu do malowania. Najpierw omiotłam ściany i wnęki okienne, siatką na pacy sczesałam ze ścian nierówności z tynku. Wreszcie dokładnie pozamiatałam wylewkę, prawie na kolanach, miękką zmiotką, wymiatając dokładnie pył z podłogi. No i na koniec zagruntowałam uni-gruntem, przy pomocy wałka futrzanego na kiju, całą wylewkę w salonie, kuchni i łazience. Teraz wszystkie podłogi na parterze mamy już czyste, sklejone uni-gruntem. Wreszcie się nie kurzy. Mogę malować!
Dziś pomalowałam pierwszy raz sufit w salonie. Farbą podkładową gruntującą Śnieżką lateksową. Naskakałam się po drabinie, namachałam się wałkiem, ale udało się! Pomalowanie 45 m2 zajęło mi 3 godziny i 15 minut!
Wszystko mnie boli, ale radość jest wielka. Jeszcze tylko trzy takie malowania (raz gruntująca i dwa razy tikkkurila) i najgorszy etap malowania będę mieć za sobą. A przyznam, że bałam się tego sufitu. To naprawdę ogromna powierzchnia, a trzeba przecież rozpocząć i zakończyć o raz, żeby równo schło. Nie za bardzo da się to podzielić na etapy. Jednak mam już sporo wprawy po pomalowaniu reszty domu, więc udało mi się.
Jutro jadę na działkę malować sufit po raz drugi – o ile będę w stanie się ruszać :)
Jutro jadę na działkę malować sufit po raz drugi – o ile będę w stanie się ruszać :)
Najpierw mieliśmy pomysł, żeby kabel puścić wierzchem, na ścianie, w jakimś tam plastikowym tunelu. Bo w miejscu jego przebiegu, w przedpokoju, i tak będzie stała szafa. Jednak potem zdecydowaliśmy, że lepiej będzie wykuć w ścianie rowek w tynku, ułożyć kabel w rowku i go zatynkować. W ten sposób kabel będzie schowany i szafa będzie mogła by dosunięta idealnie w sam róg, bez odstępu.
Marek poprawił też kabel, jaki wychodził ze ściany w kuchni, do zasilania okapu nad kuchenką. Panowie tynkarze niestety zatynkowali go zbyt płytko i przy byle poruszeniu kabla wyrywał się spod zbyt cienkiej warstwy tynku, krusząc go. Marek wyszarpnął fragment tego kabla, odrywając tynk nad nim, podkuł głębszy rowek i w nim dopiero przymocował spinkami kabel głębiej w ścianie, a potem całość zatynkował, wyrównując powierzchnię szpachelką. Gdy zaschnie trzeba będzie równać, wygładzić powierzchnię siatką ścierającą. Za to kabel już siedzi w ścianie mocno i głęboko, nie wyłazi i tynk się nie kruszy. Trochę tu panowie tynkarze się nie spisali.
Tynkowanie kaloryferów jeszcze nie wyschło.
Wczoraj o 9 rano na działkę przyjechał kierownik budowy. Wypiliśmy kawę, chwilę porozmawialiśmy. Potem zrobił kilka wpisów w dzienniku budowy naszego domu, korzystając z kalendarza i moich podpowiedzi o tym, co kiedy było robione. Przystawił swoją pieczątkę na wszystkich dotychczasowych wpisach.
Potem założył nowy dziennik dotyczący budowy garażu. Wypisał stronę tytułową, wypiął z projektu budowalnego oryginał decyzji o pozwoleniu na budowę i mówi:
- Decyzję trzeba przystemplować w urzędzie miasta, że jest prawomocna. No i trzeba zarejestrować dziennik budowy. Dopiero wtedy na Warecką (do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego) można zgłosić rozpoczęcie prac.
Rozpoczęcie oczywiście będzie fikcyjne, bo nie zaczynamy jeszcze budować garażu. Jednak trzeba tych formalności dokonać, aby nie przegapić terminu ważności pozwolenia na budowę.
Kierownik miał przy sobie potrzebne druki, które podpisaliśmy. Resztę ma załatwiać on sam. Wizyta pana kierownika budowy, czyli kilka wpisów i formalne rozpoczęcie nowej inwestycji (garażu) kosztowała nas 300 zł.
Zapytałam Krzyśka – kierownika, czy faktycznie niepotrzebnie zbudowaliśmy porządny komin, skoro do pieca gazowego komin w zasadzie nie jest potrzebny. Wystarczyłby kanał ze zwykłych pustaków, bowiem i tak hydraulik do komina wprowadził rurę, która była w komplecie z piecem. Czyli nasz komin, ceramiczny, ocieplony i porządny, stanowi jedynie tunel dla rurki wyprowadzającej spaliny gazowe. Czy miał okazać się niepotrzebny?
- Krzysiu, a powiedz mi, po co my właściwie ten kmin kupowaliśmy? Nie mogłeś nam powiedzieć, że jest zbędny?
- Jak to zbędny?
- No, podobno przy piecu gazowym komin ceramiczny nie jest potrzebny.
- A, to nie do końca tak jest. Piece gazowe są różne, niektóre wymagają komina, inne nie. Poza tym nie wyobrażam sobie wybudować domu bez komina. Teraz masz ogrzewanie gazowe, ale jak będziesz chciała zmienić piec na inny, bo na przykład gaz bardzo zdrożeje, to masz taką możliwość. Wybudowanie komina w skończonym domu to nie jest taka prosta sprawa. Komin jest i dobrze że jest. W każdym porządnym domu musi być porządny komin!
Gdy Krzysiek pojechał znów zajęliśmy się pracą.
Ja – jak od dłuższego już czasu – malowałam. Udało mi się pomalować po raz drugi sufit w salonie, gruntującą śnieżką. I bardzo się tym zmęczyłam. Jednak po chwili odpoczynku zrobiło mi się szkoda czasu, aby po prostu siedzieć, więc zagruntowałam wszystkie ściany w salonie plus wnęki okienne. No i padłam na dobre, z bąblem na palcu wskazującym prawej ręki od ściskania drążka z wałkiem i z obolałymi stopami i zdrętwiałym karkiem. Przesadziłam.
Po południu przyjechali panowie hydraulicy – Kukułka z synem – i kończyli podłączanie pieca. Przycinali i lutowali rurki, których końcówki smarowali pastą do lutowania, potem złączali rurki i ogrzewali miejsce łączenia palnikiem gazowym, otwartym ogniem. Ciągle przykręcali, stękali przy tym, siłowali się, co chwilę słychać było „łubu-du”, gdy rzucali narzędzia do skrzynki narzędziowej, z łomotem. Robili, robili i nie skończyli. Jeszcze jutro przyjadą.
Dzień następny
Dzisiaj dotarliśmy na działkę późno, po 16, bo po wczorajszym moim przepracowaniu się nie dałam rady wystartować od rana. Musiałam się zregenerować i odpocząć, co polegało na nadrobieniu zaległości w obowiązkach zawodowych – czyli "lekka" praca biurowa, z komputerem i papierkami, gdzie gimnastykuje się tylko mózg. Marek też do południa pracował w studio.
No, ale po południu znów daliśmy czadu.
W drodze na działkę oczywiście zahaczyliśmy o Castoramę. To już tradycja. Dziś potrzebny był klej do styropianu, którym Marek rozpoczął zapełnianie szczeliny między dachem a murłatą, nad gankiem, czyli w miejscu, gdzie trzeba to zrobić od środka domu, bo od zewnątrz nad stromym daszkiem ganku się nie dosięgnie.
- Tak tak, właśnie jedziemy.
- A, to ja poczekam.
- Dobra, pospieszymy się.
Mieliśmy jeszcze w planach zwiedzić dział lamp, ale skoro Kukułka czeka, to lampami zajmiemy się innym razem.
Znaczy się pan Kukułka skończył. Oddał nam klucze. Zainkasował 1300 zł za robociznę, uścisnęliśmy sobie dłonie i pojechał.
Teraz mamy się spotkać po przyłączeniu gazu, na uruchomienie pieca, które nasz hydraulik będzie robił wraz z serwisantem z firmy Vailant (producenta pieca).
- Rurki może sobie pani pomalować, jak pani chce, żeby były wszystkie jednakowe – powiedział gdy przyglądałam się plątaninie rurek.
- A próby szczelności były jakieś robione?
- Teraz to nie trzeba. Piec jest włączony, jest pod ciśnieniem, nic nie spada, czyli jest w porządku.
- A kaloryfery można teraz odkręcić i zdjąć do malowania? – spytał Marek.
- Tak, jak najbardziej. Można malować. Kotłownię chyba też trzeba będzie poprawić, bo przy tym montażu trochę się pobrudziło w kilku miejscach.
No i szkoda, że zamontował ten panel już teraz, przed malowaniem ściany, skoro i tak nie jest podłączony. Musiałam ten sterownik zabezpieczyć, okleić taśmą malarską i osłonką z miękkiej pianki aby go nie uszkodzić i nie zaciapać urządzenia i wyświetlacza farbą. No i malowanie wokół czegoś takiego wystającego ze ściany nie jest fajne, bo zamiast jednego ruchu wałkiem czeka mnie zabawa z pędzelkiem w ręku i domalowywaniem ściany dookoła programatora.
Faktury za piec i grzejniki oraz inne niezbędne do podłączenia materiały jeszcze nie ma. Pan Kukułka wziął moje dane do zawarcia umowy na montaż tych urządzeń, tak więc zakup będzie usługą a nie dostawą, czyli VAT 8% zamiast 23%. Dokładnej kwoty jeszcze nie znamy, Kukułka mówi, że wyjdzie ok. 12 tys.
No i tyle na dziś.