Dom

Dom

wtorek, 25 listopada 2014

45. Wieniec na kolankowej

2013-09-04

Rano zadzwonił pan transportowiec, który ma przywieźć nasz żwir. Proszę, jaki słowny! To lubię, choć telefony o siódmej rano lubię nieco mniej. Cóż, nikt nie mówił, że będzie lekko.
Pan powiedział, że właśnie przed chwilą dostał „cynk z bazy”. Przelew dotarł i można odebrać towar. Więc pan jedzie, ładuje i spotykamy się na budowie za pół godzinki. Potwierdził adres i rozłączył się.
Chciał nie chciał musieliśmy wyskoczyć z łóżka w trybie „szybki” i jechać na działkę, aby przyjąć transport i rozliczyć się z panem.


W drodze – kolejny telefon. Dzwoni pan Jarek z pretensją w głosie:
- No co z tym żwirem! – już chciał na mnie nakrzyczeć, że nie ma czym robić, ale przerwał w pół słowa – A nie, dobra, no, całe szczęście. Właśnie przyjechał! To na razie! - i skończył połączenie.

Ze żwirem wszystko ok. Jest przepłukany, ma dobrą wielkość i w pełni zaspokaja wymogi pana Jarka, który nareszcie jest zadowolony.

A ten kierowca od żwiru niedrogi, za transport wziął 60 zł. Za to straszliwie brudny. Facet z samego rana był brudny! Nie wiem, jak można wstać z czystej – zakładam - pościeli i włożyć na siebie tak ohydne ubranie! Nie mieści się to w mojej głowie. Ja wiem, że ciuchy robocze muszą mieć plamy z niedoprania, że mogą się pobrudzić w trakcie dnia, przy robocie. Ale rano? Takie sztywne i oklejone brudem, że aż brzydzisz się o nie otrzeć? Łeee.

Ale nic to. Na szczęście ten brudny pan naszego czystego, płukanego żwiru nie pobrudził, bo żwir był na pace a pan siedział w kabinie. Co ja mówię, nie w kabinie tylko w barłogu wypchanym szmatami, butelkami i śmieciami. Łeee. Przez przypadek tam zajrzałam, i aż profilaktycznie wstrzymałam oddech. Ciekawe, czy facet ma żonę. Jeśli tak – to współczuję z całego serca, albo raczej dziwię, się, że jeszcze jest z takim syfiarzem.


Na budowie prace postępują. Jeszcze niedawno nasz strop stanowił gładką, niezabudowaną, pustą taflę, a już na obwodzie, dookoła całego domu, zaczęły rosnąć ścianki poddasza.



Panowie zdążyli wymurować ścianki kolankowe poprzecinane pionowymi przerwami. Zaczęli także wznosić ściany szczytowe (boczne).
Na stropie pojawiły się palety z pustakami - przy ostatiej dostawie pan Jarek polecił kierowcy rozładować transport HDS-em bezposrednio na strop. Większość z tych pustaków już tworzy mury. Tempo jak zwykle nie słabnie.



Pan Jarek doradził, aby dokupić rolkę folii fundamentowej, identycznej jak ta do izolacji poziomej fundamentów. Chce ją rozwinąć na ściankach kolankowych:
- Wprawdzie w projekcie jej nie ma, ale ja bym radził położyć izolację między dachem a wieńcem, na ścianie kolankowej. Bo jakby się coś z dachu skraplało, to po co ma wchodzić w ścianę? – uzasadniał swoją rację pan Jarek.
Oczywiście – zgoda. Ja nie polemizuję z panem Jarkiem w kwestiach budowlanych.

Od razu pojechaliśmy do hurtowni aby zakupić jedną rolkę, czyli 30 metrów bieżących folii fundamentowej o szerokości 25 cm. Wygląda ona jak zwinięta w rolkę, sprasowana guma.
W hurtowni oczywiście dostaliśmy rabat, i to bez proszenia się, bo sprzedawca na mój widok reaguje słowami „Wiem wiem, dzień dobry, oczywiście że będzie rabacik!”.
Zapłaciliśmy 54 złote. Jeśli za taką kwotę można zabezpieczyć mury przed skroplinami wody z dachu – to bardzo proszę.

Dziś panowie budowlańcy zbijali blaty. Te same, z odzysku, które wykorzystywali poprzednio przy zalewaniu wieńca przy stropie. Tym razem platformy z połączonych desek mocowali do ścian kolankowych, czyli tych z przodu i z tyłu domu. Na ścianach szczytowych natomiast, czyli patrząc od frontu na ścianach bocznych, blaty mocowane były tylko przy narożnikach, po metrze z każdej strony. Ściany szczytowe, czyli te, które będą piąć się ku górze w trójkąty, zgodnie z kątem wyznaczanym przez stromiznę dachu, nie będą więc w całości objęte wieńcem.




Blaty przybite z dwóch stron murów stworzyły korytka, jakby rynienki dla betonu. Między nimi na murach ułożone zostały poziomo prostopadłościenne zbrojenia, czyli powiązane drutem wiązałkowym konstrukcje z prętów stalowych.




Następnie te zbrojenia poziome leżące na murze, przywiązane zostały drutem do zbrojeń pionowych, które wystają ze stropu (ciągną się w górę już od wieńca przy stropie). Bo jak pamiętacie, w ścianach kolankowych są pionowe szczeliny, takie przerwy w murze co półtora metra, w których znajdują się zbrojenia. Odsyłam do zdjęć, to wszystko będzie jasne.



Blaty oczywiście były ściągnięte ze sobą prętami gwintowanymi, z użyciem śrub i podkładek. W ten sposób pod naporem wlewanego między nie betonu nie rozejdą się na boki i utrzymają ciężar.

Oprócz blatów poziomych panowie przybili do murów także blaty pionowe, zakrywające pionowe szczeliny w ścianach kolankowych od środka i od zewnątrz. Utworzyli w ten sposób jakby pionowe naczynia, w które wlana będzie zaprawa.



I teraz dopiero, między blaty, te poziome i te pionowe, można wlewać półpłynny beton pomieszany ze żwirem. Powstanie wieniec „leżący” na ścianach kolankowych, zachodzący na ściany szczytowe i jakby zakorzeniony w ścianach kolankowych pionowymi, odlanymi z betonu nogami.

Beton na ów wieniec panowie wyrabiali w betoniarce, więc tym razem nie będzie zamawiana „grucha” i pompa. Porcje zaprawy przelewane były z betoniarki do taczki, następnie taczka pakowana była na windę i wjeżdżała na górę, aż wreszcie zaprawa z taczki przekładana była do korytek utworzonych z drewnianych blatów. I tak w kółko, betoniarka, taczka, winda, wieniec – i od nowa. Kilkudziesięciu taczek zaprawy nie da się wyrobić w kilka chwil, więc zalewanie wieńca trwało i trwało. Tempo zgoła inne, niż przy laniu betonu z „gruchy”. Panowie najeździli się taczką przez cały dzień, bo od betoniarki, która stała przy bramie (blisko hałdy piachu) do windy ustawionej z boku domu, mieli do pokonania sporą odległość. Dziś panowie zdążyli zrobić wieniec na jednej tylko ścianie kolankowej.


Drugą ścianę kolankową będą ubierać w wieniec jutro. Na razie leżą na niej tylko zbrojenia. Nie są jeszcze zbite blaty.

Z zalanego betonem wieńca wystają pionowo w górę grube pręty gwintowane, te które wczoraj dokupowaliśmy. Jest ich siedem sztuk rozmieszczonych równomiernie na całej długości ściany kolankowej i są one wbetonowane w wieniec. Dzięki tym prętom - jak tłumaczył pan Jarek – dach zostanie przykręcony, przytwierdzony do murów. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Na razie tego nie widzę.


Po południu pojechaliśmy na działkę raz jeszcze. Tym razem rowerami, zabierając z sobą dzieciaki. Pomyślałam, że dobrze by było podlać świeżo zalany wieniec wodą. Zwłaszcza, że słońce operowało mocno i zauważyliśmy na powierzchni betonu kilka rys i pęknięć. Uzgodniłam to telefonicznie z panem Jarkiem, żeby niczego nie popsuć:
- No jak pani jest na budowie, to jasne, że nie zaszkodzi. Ale jak się nie podleje to też się nic nie stanie – mówił pan Jarek – A tymi rysami to się pani nie przejmuje. Wieniec zawsze lekko pęka. Strop jest ważny, żeby nie pękał, a wieniec to nie. Wieniec to tylko podparcie dla dachu i rysy nie przeszkadzają – uspokajał głos w słuchawce.

Ja tam bym wolała, żeby żadnych rys i pęknięć nie było, ale widocznie tak się nie da.

1 komentarz: