Dom

Dom

piątek, 29 sierpnia 2014

35. Ścianki działowe ciąg dalszy

2013-08-20

Dziś pojechaliśmy na budowę z dziećmi. Karol wypatrzył niskie kwadratowe wejście do schowka pod przyszłymi schodami i zachwycił się dziuplą. Natychmiast zaklepał sobie to miejsce na swoją kryjówkę. jakby się bał, że ktoś go uprzedzi. Zaczął snuć plany, że będzie jak Harry Poter i zamieszka w komórce, pod schodami. Stwierdził poważnie, że konieczna będzie tam lampka, no i sam pomaluje ściany, po swojemu.
Nie mam pojęcia, po co nasz architekt zaprojektował taką dziurę w murze, ale pewnie na coś się ona przyda. Jak panowie budowlańcy dobudują schody i postawią wszystkie ścianki, to się okaże co to za schowek. Póki co jest radocha dla Karola.


Ścianki działowe zbudowane są do połowy wysokości, ale jeszcze nie wszystkie. Nadal nie widać, jakie będą pokoje dzieci, jaka łazienka i jaka sypialnia. Tylko wielkość salonu połączonego z kuchnią na razie można wyodrębnić od reszty. Pewnie jutro wszystko się wyjaśni.





Podejrzałam dziś, jak panowie stawiają ścianki działowe.
Najpierw wbijają w spoiny na końcach ściany po jednym gwoździu. Do gwoździ przywiązują sznurek, który wyznacza poziom. Sprawdzają to poziomicą. Sznurek wyznacza linię, na której ma kończyć się kolejny rząd pustaków. Następnie na rosnący murek przy pomocy kielni nakładana jest warstwa zaprawy, po czym na zaprawie układane są pustaki. Wszystko idealnie pod poziomo rozciągnięty sznureczek. Ułożenie każdego pustaka korygowane jest delikatnymi stuknięciami młoteczka. Żaden pustak nie może być ani niżej ani wyżej niż sznurek. Ściany faktycznie są idealnie proste. W pionie też, bo ścianki dostawiane są do pionowo przymocowanych desek i panowie wznosząc mur nie rozstają się z poziomicą, którą co chwilę przykładają do rosnącego muru kontrolując, czy równo idzie. 


Ścianki działowe łączą się prostopadle ze ścianami nośnymi nie tylko przy pomocy zaprawy, ale też przy użyciu drutów zbrojeniowych. Druty te wmurowane zostały najpierw w spoiny ścian zewnętrznych nośnych. Wystawały z nich niebezpiecznie, możnaby ich nie zauważyć i się nadziać, skaleczyć. Panowie pozaginali więc wystające ze ścian druty do dołu, żeby nie przeszkadzały.



Teraz z kolei, gdy do ścian zewnętrznych dostawiana jest ścianka działowa, druty wychodzące z każdej spoiny, jeden nad drugim, są odginane od ściany nośnej i prostopadle wmurowywane w spoinę ściany działowej. Dzięki temu ścianki działowe mają się nie obalić. Jak dla mnie pewnie sama zaprawa by to utrzymała w zupełności, ale pan Jarek twierdzi, że zbrojenie być musi. 

Pan Jarek przekazał nam kolejną karteczkę z rozpiską zakupów. Na czwartek potrzebne będą stemple (150 sztuk) i rygi, czyli grube, szerokie deski. Desek ma być 110 metrów bieżących, a każda deska musi być gruba na 3,2 cm, szeroka na 18 cm i mieć długość co najmniej 4 metry. Dechy konkretne. Ciekawe do czego?

Obdzwoniłam wszystkie znane mi tartaki i znalazłam ten, w którym stemple są najtańsze i kosztują 5 zł za sztukę. I wcale to nie był ten sam tartak, który miał najtańsze drzewo na więźbę dachową. Po raz kolejny okazało się, że dobra cena jednego produktu nie oznacza, że dany skład jest tani w całym potrzebnym asortymencie.
Za stemple, które służą tylko do tego, by podtrzymać strop przy jego zalewaniu a potem są w zasadzie do wyrzucenia, względnie do spalenia w ognisku, zapłacimy 750 zł.
Dziś wiem, że niektóre firmy budowlane dysponują stemplami metalowymi wielorazowego użytku. Stemple te mają regulację długości, można je więc wykorzystywać do podpierania stropów, nadproży albo czego się chce. Widziałam takie na budowie u znajomych. Pan Jarek jednak nie dysponuje takimi nowoczesnymi wynalazkami.

Dziś przez całą noc padał deszcz. Napadało sporo w te nieskończone mury, w przestrzenie powietrzne pustaków. Jak zwykle martwiłam się, czy to nie zaszkodzi naszemu domowi i jak zwykle zostałam wyśmiana przez ekipę murarzy. Uspokoili mnie, że budynek będzie sobie sechł do następnego roku, i tak wcześniej nie powinno się w nim nic robić. Więc spokojnie cała wilgoć zdąży odparować.

Po południu zadzwonili z fabryki stropów z informacją, że dostawa planowana na pojutrze dotrze już jutro, czyli dzień przed czasem. Będzie tego 9 palet pustaków i 2 złączone palety belek. Musimy więc przygotować miejsce na rozładunek. Niestety, na działce przed domem jest ciasno. Chłopaki będą musieli przerzucić ręcznie kilka palet pustaków w głąb działki albo wnieść je do domu. Zadzwoniłam do pana Jarka w tej sprawie. Ma się tym zająć.

Ustaliłam telefonicznie, że strop ma przyjechać na samochodzie z "hadeesem", czyli z dźwigiem, którym będą rozładowywane palety. To ważne bo oznacza, że transport mogę przyjąć choćby sama, nawet jak pana Jarka i ekipy nie będzie na budowie. Niczego nie trzeba będzie rozładowywać i dźwigać ręcznie, byle tylko było miejsce na ustawienie palet.

Dziś podejrzałam, że pan Jarek zamiata betonową posadzkę szczotką zmiotką. Wokół pełno piachu, pyłu, kamyków i odprysków z cięcia pustaków, a majster w tym całym syfie zaiwania sobie ze zmioteczką. Po co?
Otóż na zamiecionej powierzchni pan Jarek rozwija folię fundamentową, na której następnie stawiane są ścianki działowe. Pierwszy rząd ścianki działowej budowany jest z cegły pełnej, drugi i kolejne z pustaków.
Ciekawe, czy wszyscy budowlańcy wymiatają piasek i kamyczki spod folii? Nie sądzę. Ale pan Jarek jest pedantyczny w każdym działaniu. Dzięki temu folia z pewnością nie przedziurawi się o kamyczek i ewentualna wilgoć z wylewki nie wniknie do ściany. Pewnie folia i tak by się nie przedziurawiła, bo jest gruba i elastyczna, w dodatku zanim stanie na niej cegła najpierw idzie warstwa mokrej zaprawy. Jednak pan Jarek robi  porządnie i wymiata kamyki szzotką - zmiotką. 


Nie mogę się doczekać schodów na górę. No i żeby te pokoje dzieci już były!

1 komentarz: