Dom

Dom

wtorek, 23 czerwca 2015

62. Okna bez miejsca na watę uszczelniającą

2014-04-15

W sobotę jedziemy podpisać umowę na zakup i montaż okien. Jak się dziś kupuje okna?
Bardzo łatwo. Wystarczy mieć pieniądze i Internet.
Zaczęłam od wykonania skanu fragmentu naszego projektu budowlanego, na którym wyrysowane były wszystkie okna potrzebne do domu, wraz z podaniem ich wymiarów.




Następnie wykaz ten rozesłałam do trzystu dwudziestu siedmiu różnych producentów, sprzedawców i dystrybutorów okien „z prośbą o wycenę”. Następnie zostałam zasypana ofertami, od których dostałam bólu głowy, bo każda z nich zawierała mnóstwo tabel, szkiców, parametrów i danych technicznych, które kompletnie nic mi nie mówiły.
Oczywiście z tymi trzystoma firmami to przesadziłam, ale kilkanaście faktycznie sprawdziłam. Prawie wszyscy odpowiedzieli na moje zapytanie ofertowe, przysyłając specyfikację okien. Każda z wycen liczyła sobie kilka stron, a dodatkowo wiele firm przysłało wyceny w kilku wariantach, do wyboru do koloru, zależnie od tego, czy zdecydujemy się na okna białe (opcja najtańsza), czy na kolorowe, czy na dwuszybowe, czy też na trzyszybowe, itp. itd.
Było w czym wybierać, oj było. Spędziłam nad tymi elektronicznymi papierami sporo czasu, aby wszystkie je przeanalizować i wybrać okna odpowiednie dla nas. Ale udało się.

Zanim dostawca naszych okien zleci ich produkcję, musimy podpisać umowę i wpłacić zaliczkę w wysokości ok. 4 000 zł. Natomiast wszystkie nasze okna, wraz z usługą montażu, będą kosztować niecałe 9 i pół tysiąca. I to jest bardzo dobra cena, bowiem do kupienia mamy całkiem sporo sztuk, mianowicie:
·         2 okna duże (do sypialni i kuchni)
·         5 okien średnich (do pokojów chłopców, łazienki i salonu),
·         2 okna malutkie (do kotłowni i spiżarni)
·         4 okna wysokie balkonowe dwuskrzydłowe.  
Razem 13 sztuk.
Wariant najtańszy, okien dwuszybowych, na innym profilu, można było zamówić sporo taniej, za kwotę 6 800 zł, ale chcemy przecież okna dobre i tanie, a nie tylko tanie.

Nawet poruszając się w obrębie okien z PCV, ceny mogą się plasować w bardzo dużym rozwidleniu, o czym przekonałam się analizując zebrane oferty. Równie dobrze za naszych 13 okien z PCV o wybranych parametrach mogliśmy zapłacić 18 tys, bo i takie oferty były.

Okna drewniane są – jak się spodziewałam – dużo droższe od okien plastikowych. Znajomi za takowe, w ilości porównywalnej jak u nas, zapłacili ponad 25 tys. zł. Znam też rodzinę, która za okna do swojego parterowego domu jednorodzinnego zapłaciła 36 tys. zł, a więc jak się chce wydać na okna dużo pieniędzy, to nie ma problemu. Da się.

Cena okien zależy od tego, czego się szuka oraz jak wytrwale się szuka. Można kupić okna tanio, co nie znaczy że źle, ale można też kupić drogo, i drogo wcale nie musi oznaczać, że to lepiej.
Koszty okien rosną lawinowo w przypadku projektów zawierających tzw. okna tarasowe, ogromne na pół ściany. Okna takie najczęściej nie są otwierane, ale przesuwane. Okna przesuwane występują w opcji tańszej, z progami, oraz w opcji droższej, bez progów, gdy dolna krawędź okna wpasowana jest w poziom podłogi. To rozwiązanie świetne dla inwalidów poruszających się na wózkach, w innym razie dopłata za brak progu rzędu kilku tysięcy złotych wydaje mi się bezsensowna. Jednak oczywiście można dopłacać, jeśli tylko ktoś ma pieniądze i dużą potrzebę by je wydać – jak najbardziej okna tarasowe bezprogowe idealnie pomogą zrealizować taki cel.

My nie jesteśmy entuzjastami wielkich okien tarasowych, które są obecnie bardzo modne. W zasadzie wszyscy nasi znajomi wybrali projekty zawierające takie właśnie ogromne okna.
Jak dla mnie okno na pół ściany to same kłopoty.
Po pierwsze, jedno wielkie okno tarasowe potrafi kosztować więcej, niż reszta okien do całego domu. Koszt 11 – 15 tys. to norma.
Po drugie, salon ze szklaną ścianą jest zazwyczaj mało ustawny. Niby fajnie, bo dużo światła, ogromne szyby, tylko potem okazuje się, że nie ma gdzie postawić kanapy, że byłoby ładniej, gdyby jednak widoku z okna tarasowego nie zagracać meblami, a nie zawsze się da.
Po trzecie, ogromne okna tarasowe oznaczają spore koszty firan i zasłon albo rolet. Gdy przychodzi zmrok i w salonie zapala się światła, okna tarasowe pokazują nas sąsiadom w całej okazałości. Widać przez nie calutki dom, całe wnętrze. I aby w takim domu mieć intymność, należy jakoś się zasłonić przed wścibskimi oczami sąsiadów i przechodniów. Okazuje się wtedy, że za intymność trzeba sporo zapłacić.
Po czwarte – i najważniejsze – kwestia gustu, o którym podobno się nie dyskutuje. A więc do naszego gustu okna tarasowe nie pasują i dyskusję na tym pora zakończyć.

Przy wybieraniu okien jednym z ważniejszych parametrów jest współczynnik przenikania ciepła k. Im jest on niższy, tym okna są cieplejsze. Współczynnik ten może być podawany dla samych szyb (i niektórzy producenci na tym poprzestają), ale także w danych technicznych powinien być podany współczynnik k dla całego okna (szyba wraz z ramą). I ten ostatni parametr jest decydujący, bo pokazuje prawdziwą izolacyjność termiczną okien. Bo choćby szyba była nie wiadomo jak pancerna, to jeśli będzie oprawiona w zimną ramę, całe okno będzie kiepskie.


W naszym domu wszystkie okna – poza balkonowymi – będą jednoskrzydłowe. To nasz świadomy wybór, zaznaczony już na etapie projektowania. Ponieważ okna w domu myję zazwyczaj ja, postanowiłam sobie zminimalizować ilość pracy. A umyć jedno skrzydło jest zdecydowanie łatwiej niż dwa skrzydła. Jak wiadomo najgorsze jest mycie ram, tych wszystkich zakamarków i załomów, a w oknach jednoskrzydłowych jest ich dwukrotnie mniej niż w oknach dwuskrzydłowych. Przy okazji wyszło naprawdę ładnie. W naszych oknach są duże szyby, niezakłócone żadnymi dzieleniami i poprzeczkami. Dzięki niedzielonym oknom w pomieszczeniach jest naprawdę widno.
Owszem, pan od pomiarów uczulał, aby tych najszerszych okien raczej nie trzymać długotrwale w pozycji otwartej:
- Te wielkie okna to radziłbym bardziej uchylać niż otwierać, bo skrzydło jest naprawdę ciężkie i takie obciążenie tylko z jednej strony ramy to nie najlepszy pomysł. Niby to policzone wszystko i nic się nie powinno stać, ale ja bym tak doradzał.
- Tak tak, wiem. Okna będą otwierane na oścież rzadko, tylko do mycia. Mam w zwyczaju raczej okna uchylać niż otwierać, bo po pierwsze mamy w domu koty, a po drugie nie chcemy gościć u siebie obcych kotów, a tu co chwilę jakiś plącze się po podwórku – powiedziałam zgodnie z prawdą.

Po przeanalizowaniu wielu ofert zdecydowliśmy się na okna z PCV extremo prestige, bezołowiowe, białe z uszczelkami w kolorze jasno szarym (nie czarnym!), trzyszybowe o współczynniku przenikania szyb zespolonych U=0,6 W/m2K, na profilu 6-komorowym  76 mm, z okuciami Roto NT (podobno najlepsze), z trzema uszczelkami (co bardzo ważne, ponieważ dodatkowa uszczelka podobno bardzo poprawia szczelność okna, o czym przekonywał nas sprzedawca i co potwierdził monter:
- Bardzo fajnie, że wzięliście z tą dodatkową uszczelką. To naprawdę dużo daje, nie ma możliwości, żeby przez taką uszczelkę wiało. Super okna, serio! – zachwalał chłopak.

Przenikalność cieplna samych szyb jest bardzo dobra. 0,6 to doskonały współczynnik. Jednak należy pamiętać, że dotyczy on tylko szyb, a więc tak naprawdę to parametr służący bardziej jako chwyt marketingowy niż jako wartość użyteczna.
Okna jako całość natomiast mają współczynnik nieco gorszy, każde okno, zależnie od wymiarów, inny. W naszych oknach współczynniki te kształtują się od 0,982 do 1,079. Podobno to całkiem niezły wynik, a ja jestem wręcz przekonana, że nasze okna są rewelacyjne!

Pamiętam bowiem okna z czasów mojego dzieciństwa. U babci były okna drewniane tzw. skrzynkowe, podwójne. Jedna para skrzydeł otwierała się do środka domu, a druga para – na zewnątrz. Szyby mocowane były do drewnianych ramek podzielonych na kwadraty przy pomocy kitu.  Co jakiś czas kit się wykruszał i należało go uzupełniać. Ramy malowane były oczywiście farbami olejnymi, których wiele warstw z czasem łuszczyło się coraz mocniej, co szalenie utrudniało mycie takich okien. Ileż to razy odprysk farby wlazł mi boleśnie za paznokieć, to szkoda gadać. W ogóle mycie tamtych okien to był istny horror. Nie dość, że wypadał kit i łuszczyła się farba, to jeszcze trzeba było myć szyby z czterech stron! A mycie okien zewnętrznych od strony ulicy groziło zwyczajnie wypadkiem. Na zimę między okna zewnętrzne i wewnętrzne, na dolnej listwie, tam gdzie był haczyk (bo okna zamykane były na haczyk!) babcia układała grubą warstwę waty, żeby zatrzymać wiatr, a przynajmniej choć trochę wiatru.

W socjalistycznym mieszkaniu w bloku moich rodziców okna także były drewniane, ale już nowocześniejsze. Także podwójne, jak te skrzynkowe babcine, ale otwierające się tylko do wewnątrz. Aby okna takie umyć należało je rozkręcić specjalnym kluczem z kwadratową końcówką. Rozkręcanie tych okien to było zadanie dla faceta, bo normalna kobieta zazwyczaj nie była w stanie siłować się z zapieczonymi, sklejonymi oknami i śrubami. Mycie tych okien, także z czterech stron, to oczywiście istny horror. Robota na cały dzień.

Okna współczesne są ogromnym rarytasem. Są gładkie, szczelne, z szybami zespolonymi, myje się je bez rozkręcania, poza zwyczajnym otwarciem da się je rozszczelnić oraz uchylić, i nie trzeba ocieplać ich watą! Ciekawe, jaki współczynnik k miały okna mojej babci?

Zgodnie z zapewnieniami pana sprzedawcy montaż okien nie potrwa długo. Panowie wyrobią się z tym w kilka godzin. Niemniej proces zamawiania okien – od decyzji i umowy, poprzez pomiary, do montażu – trwa ponad miesiąc, bowiem okna produkowane są na bieżąco, każdorazowo do zapotrzebowania i zamówienia, na konkretne wymiary. W fabryce nie ma okien na zapas. Trzeba czekać.

2014-05-03 Sobota

Od początku wiedzieliśmy, że chcemy mieć okna plastikowe, nie drewniane. Po pierwsze dlatego, że okna plastikowe są tańsze – a to nie jest argument bez znaczenia. Po drugie dlatego, że okna plastikowe łatwiej się myje. Po trzecie dlatego, że okna plastikowe, w przeciwieństwie do drewnianych, nie wymagają konserwacji.
Okna drewniane natomiast trzeba systematycznie malować, impregnować i konserwować. Bez tych zabiegów pielęgnacyjnych szybko tracą świetność, a więc fabrycznie piękne i nieskazitelne są tylko przez pierwszy rok. A potem – różnie bywa.
Znamy doświadczenia co najmniej pięciorga naszych znajomych, którzy posiadali okna drewniane. Po zaledwie kilku latach użytkowania przeklinali siarczyście mówiąc „Nigdy więcej!”. Kupili okna drewniane w przekonaniu, że są lepsze od okien plastikowych, jednak mocno się rozczarowali. Okazuje się bowiem, że okna drewniane są o wiele mnie trwałe niż plastiki, że się wypaczają, że się rozszczelniają, że są pracochłonne i że się trudniej myją. Ludzie po kilku latach posiadania okien drewnianych zmieniają je właśnie na plastiki i dopiero wtedy osiągają stan świętego spokoju.

Zresztą umówmy się, co to teraz za okna drewniane produkują? Z jakiego drewna? To nie to, co przed laty, gdy drewno było mocne, z dorosłych, zdrowych i dorodnych drzew, porządnie wysuszone, wysezonowane i służyło latami bez odkształceń. Dziś okna niby-drewniane robi się z niby-drewna. W dodatku niby-drewno jest klejone ze ścinków albo z jakiejś masy drzewnej, prasowane prasami pod ciśnieniem, impregnowane i nasączane mnóstwem chemikaliów, a w środku taka sama szyba zespolona jak w oknie plastikowym. Takie okno nie ma niestety zbyt wiele wspólnego z naturą i z naturalnym drewnem.
Poza tym w oknach drewnianych szyby uszczelniane są silikonem, który okazuje się mało odporny na zabrudzenia i łatwo się niszczy. Znam historię okien drewnianych, które nie przetrwały bez szwanku procesu samej budowy. Mianowicie w silikonowe uszczelnienia wżarł się pył ceglasty i kurz, którego nie sposób było domyć. Ponadto przy ogromnej wilgotności nowego domu, gdy wysychają tynki i wylewki i wszystko paruje, aż woda leje się po szybach, okna drewniane nie przetrwały próby wody i nadawały się do remontu, zanim jeszcze dom został zasiedlony. Okna drewniane nie są gotowe na to, aby ściekała po nich woda przez kilka tygodni non stop, a tyle mniej więcej czasu potrzebują tynki aby wyschnąć. I w końcu się psują. Oknom plastikowym natomiast, jak wiadomo, woda niestraszna. 

A więc nie ma o czym mówić. Drewnianym oknom dziękujemy. Zwłaszcza, że biorąc pod uwagę możliwości naszego budżetu, nie moglibyśmy kupić okien prawdziwie drewnianych, z górnej póły, a te tańsze niby-drewniane kompletnie nie mają sensu.

Nasz przyjaciel Adam, pracownik dużego składu budowlanego, o rozległych kontaktach handlowych, zaproponował, że może „załatwić” nam dobre okna niemalże w cenie producenta, z minimalną tylko marżą. Ale niestety bez montażu, bowiem ekipy montującej, która działa przy tym producencie, Adam szczerze polecić nie może. Odradza ich usługi i twierdzi, że to ludzie niesolidni, niesłowni i nieterminowi, a on nie chce świecić za nikogo oczami. Tak więc możemy kupić okna tanio, ale montaż musimy sobie załatwić we własnym zakresie.

Przez chwilę Marek rozważał, czy nie zamontować okien samodzielnie. Zaczęliśmy szukać w Internecie materiałów i filmów na temat montowania okien. Niby to nie takie trudne, podłożyć dystanse, złapać pion i poziom, dokręcić kotwy i zapianować - ale – jak we wszystkim – wprawę trzeba mieć. No i okna nie są wcale lekkie. Nie da się ich zamontować w składzie jednoosobowym, a mnie nie można przecież uznać za pełnoprawnego pomagiera, bo w dźwiganiu ciężarów jestem cienka. Już oczami wyobraźni widziałam, jak upuszczam takie balkonowe skrzydło i szyba sypie się w drobny mak. Chyba jednak nie. Ja się na montaż okien nie piszę.

Zaczęłam więc szukać ekipy montującej okna. Dałam ogłoszenie w Internecie o treści „Zlecę montaż okien, proszę o wycenę”.
Ze spływających ofert i telefonów wywnioskowałam, że po pierwsze, za sam montaż 13 okien zapłacimy jakieś 2 tys. zł. A po drugie, z prawie żadnym panem Zdziśkiem albo Zenkiem, który oddzwonił, nie mogłam się dogadać. Wszyscy wydali mi się niedorozwinięci, niekomunikatywni i niekompetentni. Żaden nie umiał opowiedzieć, na czym proponowany przez niego montaż okien ma polegać. Żaden z nich nie wiedział nic o tzw. ciepłym montażu i nie umiał niczego doradzić:
- Normalnie daje się kotwy i pianę i już! – Tyle tylko mogłam się od nich dowiedzieć. Ani żadnych argumentów za „ciepłym montażem, ani żadnych argumentów przeciw. No po prostu „Usterka”.

Przestraszyłam się takich „fachowców”.
Przypomniało mi się, że gdy wymienialiśmy okna w naszym mieszkaniu, miałam nieprzyjemność natrafić na strasznych partaczy. Do dziś moje okna mnie po prostu denerwują. Parapety są krzywe, nie trzymają poziomu i spadek mają w niewłaściwą stronę, nie na mieszkanie, tylko na dwór. Gdy coś się wyleje na parapecie, woda ścieka wprost w mur, na zewnątrz, a przecież spadek parapetu wewnętrznego, jeśli w ogóle ma być, to w kierunku wnętrza mieszkania! Spod parapetów wieje, od zewnątrz między parapetem a oknem panowie-partacze zionący wczorajszym kacem pozostawiili spore szczeliny. Usługa montażu skończyła się reklamacją. Przyjechał sam szef i zapaćkał dziury silikonem, ale wprawionych już parapetów nie dało się poprawić bez rozwalania połowy ściany więc już tak zostały. Ogólnie całość wypadła słabo i okna w obecnym mieszkaniu zamontowane mamy fatalnie. Zupełnie, jakby robili to przypadkowi ludzie, z łapanki. Bez pojęcia i zero fachowości, o estetyce wykończenia nawet nie wspomnę.

Ale nie sam strach przed złymi monterami zdecydował, że kupujemy okna wraz z usługą montażu oferowaną przez sprzedawcę i producenta zarazem. Okazało się bowiem, że aby mieć gwarancję na zakupione okna, należy zamówić je wraz z usługą montażu. W przeciwnym razie żaden producent nie udzieli gwarancji. Nikt nie weźmie odpowiedzialności za nieprawidłowo osadzone okna. No i oczywiście chodzi też o VAT, który w przypadku zamawiania okien z usługą montażu wynosi 8%, a bez montażu 23%.
Niektórzy sprzedawcy oferowali promocyjne warunki sprzedaży z montażem gratis, ale ci akurat ceny samych okien mieli najwyższe. Niemniej czasem warto o taką promocję zapytać. 

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na zakup okien od producenta – firmy Izoplast, której wycena oraz parametry okazały się najkorzystniejsze z zebranych. Na dysku komputera uzbierałam pokaźny folder różnych  wycen i spędziłam naprawdę kilka dobrych wieczorów na ich analizowaniu, więc  decyzja „TE!” to naprawdę spora ulga.

Pojechaliśmy do salonu sprzedaży, aby obejrzeć „na żywo” wszystkie cztery zaproponowane przez Izoplast  warianty profili. Okna dwuszybowe były tańsze o prawie 3 000 zł, ale dla nich współczynnik k zdecydowanie się pogarszał. Uznaliśmy, że taka oszczędność nie ma najmniejszego sensu, bo potem przez całe życie rozpamiętuje się, czy nie warto było jednak zainwestować w okna lepsze, cieplejsze, niż płacić te chore rachunki za ogrzewanie. Wiadomo, że na kosztach ogrzewania takie decyzje odbijają się najmocniej i że okna ciepłe zaprocentują.  

Sam montaż, zamówiony w fabryce wraz z oknami, wyceniony został na 1500 zł. A więc panowie Ziutkowie i Zdziśkowie z ogłoszeń odpadają. No i mamy gwarancję  oraz pewność, że okna zamontują ludzie kompetentni, wyspecjalizowani w tej usłudze, dla których montaż okien to chleb powszedni.

Podpisaliśmy umowę. Przelałam zaliczkę na wskazane konto i od razu umówiliśmy się na pomiary naszych okien w domu. Bo projekt projektem, podaje zaprojektowane i pożądane wymiary, ale czy budowlańcy faktycznie trzymali się tych wymiarów – należy sprawdzić. Zazwyczaj nie do końca.
Przed zamówieniem okien i zleceniem ich produkcji trzeba więc dokonać dokładnych obmiarów na budowie, aby uwzględnić różnice rzędu 1– 3 cm, które zawsze występują. Budowlańcy bowiem nie murują otworów z suwmiarką w rękach, ale – jak mawia moja mama - „pi razy drzwi”.
Wszystkie okna produkowane są na konkretne wymiary i każde może być inne, choć w projekcie niby takie same. Dlatego fabryka nie robi zbyt wielu okien na zapas i dlatego na okna długo się czeka.

Na pomiary przyjechał miły, młody pan, z laserowym miernikiem nazywanym fachowo dalmierzem. Panowie na dachu nabijali gonty, a my chodziliśmy z tym panem od otworu do otworu, ustalając wymiary oraz to, czy klamka ma być zamontowana z prawej czy z lewej strony.
Facet mierzył wysokości i szerokości, upewniał się po trzy razy, na którą stronę ma się dane okno otwierać – a więc znów decyzje – i wszystko skrupulatnie notował.

Na poddaszu należało przewidzieć podwyższenie pod okna balkonowe, aby poniżej dolnej krawędzi okien zmieściło się ocieplenie ze styropianu oraz wylewka. Oczywiście my nie mamy pojęcia, o ile centymetrów te okna mają być podniesione, ale przezornie wzięłam ze sobą na budowę projekt budowlany i wspólnie z panem od pomiarów szukaliśmy w opisach, jakie po kolei warstwy podłogi są przewidywane. Pan na szczęście wiedział, gdzie szukać i jak czytać projekt, szybko pododawał sobie centymetry:
- Na dole bez problemu, osadzimy okna na opasce z bloczków betonowych, która tu jest, to spokojnie zmieści się i ocieplenie, i wylewka i podłoga, panel czy płytka, wszystko jedno, mamy zapas. Ale na górze mamy problem. Nie możemy osadzić okna na pojedynczej  belce podwyższającej, bo gdy dojdzie styropian, 5 cm, to już mamy go do listwy. A gdzie wylewka i jakiś panel? Sam panel ma najczęściej 8 mm, do tego podkład trzeba doliczyć, no brakuje nam tu. Musimy podnieść te okna balkonowe nieco wyżej – facet myślał na głos, mówiąc bardziej do siebie niż do nas.


Podniesienie okien balkonowych na poddaszu było możliwe w dwojaki sposób – albo sami przygotujemy i wymurujemy jeden rząd bloczków betonowych, na których ustawione zostaną okna (tak jak jest na dole), albo zamówimy dodatkowe, gotowe belki z tworzywa, przewidziane dokładnie na takie sytuacje.
Normalnie ramę okien stawia się na plastikowych listwach pojedynczych, a jeśli wystąpi potrzeba podwyższenia okien, aby zrobić miejsce dla styropianu i wylewki (jak u nas), pod okna podkłada się po prostu dwie takie listwy. Wszystko zależy od tego, na jakim etapie wstawiane są okna, czy przed wylewkami, czy po nich.  

Oczywiście za trzy dodatkowe listwy (na górze mamy trzy okna balkonowe) będzie drobna dopłata, ale niewielka. I tak listwy te wychodzą taniej, niż wymurowanie bloczków. Zresztą kto miałby to murować? Nie będziemy przecież szukać teraz ekipy, kupować cementu i 15 bloczków, aby wymurować podstawki pod trzy okna. Pan od okien powiedział:
- Takie podwyższenie to żaden kłopot, wszyscy tak robią, że dają dodatkowe listwy, więc to się zrobi.

Ok. Pomiary wyszły pomyślnie. Okazało się, że wszystkie wymiary są niemal co do centymetra idealne, jak w projekcie. Brawo dla pana Jarka i jego ekipy!
A to podobno wcale nie takie oczywiste. Pan od pomiarów mówił:
- Proszę pani, niektórzy budowlańcy to jakby po pijanemu budowali, wszystko krzywe, kątów nie trzyma, każde okno nie dość, że w innym rozmiarze, do 10 cm różnicy potrafi być, to jeszcze na różnych wysokościach. U was to jest perfekt!

O ile z oknami generalnie nie ma problemów, nawet gdy budowlańcy wybudują otwory okienne niedokładnie, w rozmiarach innych niż przewiduje projekt, to nie ma to większego znaczenia (okna i tak są produkowane na konkretny wymiar), tak przy otworach drzwiowych niedokładność budowlańców może przysporzyć wielu kłopotów.
Znam przypadek, gdy wybudowane zostały zbyt niskie otwory drzwiowe, bo majster się pomylił i nie uwzględnił kilku centymetrów na wylewki. No i robi się spory kłopot, nie ma bowiem jak zamontować standardowych drzwi. Nad otworem jest naproże, którego nie da się podkuć ani łatwo podwyższyć. Pozostaje jedynie robić niższe drzwi, indywidualnie, na zamówienie, albo rozkładać ciężkie roboty budowlane, aby wyciąć z muru nadproża, wykuć dziury w pustakach nad drzwiami wyżej i powiększyć otwór, wmurowując nadproża wyżej. A to oczywiście rodzi spore koszty (chyba że wywalczy się poprawki w ramach reklamacji) i mnóstwo bałaganu.
Należy więc na etapie murowania nadproży nad otworami drzwiowymi zmierzyć i sprawdzić, czy otwór będzie odpowiednio wysoki, aby w jego świetle zmieściła się przewidziana w projekcie warstwa styropianu, wylewka i drzwi z ościeżnicą. Standardowo wysokość skrzydła drzwi wewnętrznych wynosi 203 cm, plus należy uwzględnić ościeżnicę i miejsce na piankę montażową, czyli min. 205 cm. Należy więc przycisnąć majstra aby wyjaśnił, czy przewidział wszystkie wysokości dla drzwi.
Jednak mało kto to robi, bo mało kto zdaje sobie sprawę z ewentualnych późniejszych konsekwencji błędów popełnionych przy budowie. Majster buduje jak chce, nikt go najczęściej nie sprawdza, nie biega za nim z miarką (choć kierownik budowy powinien). Majster zrobi swoje i odejdzie. A potem dopiero, na etapie wykańczania, okaże się, że po zrobieniu wylewki otwór drzwiowy będzie za niski i że trzeba będzie coś podkuwać, poprawiać albo ucinać drzwi
A warto dodać, że nie każde drzwi da się łatwo skrócić, np. ucięcie drzwi okleinowanych oznacza ich popsucie, bo narusza się przytwierdzoną do drzwi na gorąco warstwę wykończeniową.  No i nowe od razu ciąć? Bzdura!
My także nie pilnowaliśmy pana Jarka, czy dobre otwory drzwiowe wymurował. Liczymy na fuksa.

Po pomiarach i uzgodnieniach nasze okna zlecone zostały do produkcji. Dowiedzieliśmy się, że zamawiamy okna w ostatniej chwili przed podwyżką cen, bo sezon budowlany właśnie się zaczyna. Nawet przez chwilę pan stwierdził, że oferta cenowa, jaką dostaliśmy przez Internet, jest już nieważna i ceny już powinniśmy mieć wyższe, bo minęły ponad dwa tygodnie okresu związania ofertą. Faktycznie, w ofercie wskazany był dwutygodniowy termin jej ważności. Ale przekonałam go, że nie ma racji i że my musimy mieć te okna po starych cenach:
- Oj, będę się z panem kłócić. Owszem, oferta była ważna dwa tygodnie ale myśmy się w tym terminie zmieścili. Byliśmy u państwa w fabryce przed upływem dwóch tygodni i podpisaliśmy umowę. A to, że pan jest u nas na pomiarach dopiero dzisiaj, bo taki miał pan najbliższy wolny termin, to już państwa sprawa. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy mieli okna w wyższej cenie proszę pana. Proszę nas tu nie straszyć, bo ja mam słabe serce – skłamałam słodko.
- No dobrze dobrze. Ja tylko zaznaczam, że w takiej cenie już od dwóch tygodni nie sprzedaję, bo ceny naprawdę poszły w górę.
- Dla nas jest stara cena. Inaczej nie kupujemy.
Trochę się martwiłam, czy facet przyjmie moją argumentację, bo zgodnie z umową powinnam była wpłacić zaliczkę kilka dni temu, czego nie zrobiłam, ale o tym nie mówiłam na głos.
- No, w sumie racja. To ja zapytam szefa, dobrze? Sam nie mogę podjąć takiej decyzji.
Facet zadzwonił przy nas do szefa i uzgodnił, że ok, że możemy mieć te okna po starych cenach z tą różnicą, że dojdzie nam dopłata za trzy dodatkowe listwy podwyższające okna balkonowe na poddaszu. Uff!!!

Po trzech tygodniach oczekiwania na okna nikt z fabryki nie zadzwonił. Zadzwoniłam więc ja z pytaniem, co z naszymi oknami. Okazało się, że są. Stoją. Wobec tego czemu nikt nie dzwoni? Wrrrrr!
No dobra. Nie będę się kłócić. Pani przez telefon mnie uspokoiła, że dziś, w ciągu godziny, oddzwonią do mnie i umówiona zostanie data oraz godziny montażu.
Zadzwonili, umówili.

Do zamontowania okien przyjechało dwóch panów, jeden młody – i ten był szefem, oraz drugi starszy – i ten słuchał się młodszego. Stawili się na działce punktualnie.
Zaczęliśmy od wspólnej kawy. Porozmawialiśmy chwilę o montażach okien, o tym, jak niektórzy pseudo-fachowcy umieją to spartaczyć. Polubiliśmy się, zjedliśmy po miętowej czekoladce i potem każdy zajął się swoją pracą. Ja kosiłam trawę ręczną kosiarką na popych spalając mnóstwo kalorii, Marek robił prowizoryczne drzwi do domu, a panowie zajęli się oknami.  

Najpierw młodszy pan ustawił na środku salonu laserową poziomicę na statywie podobnym do tych fotograficznych. Mierzył coś i wyznaczał, a urządzenie co chwilę dawało pikające sygnały dźwiękowe. Facet biegał od okna do okna i zaznaczał coś ołówkiem. Na koniec stwierdził, że różnica górnej krawędzi okien między najwyżej i najniżej wymurowanym otworem wynosi tylko 2 cm, a więc jest prawie idealnie i w ogóle nie będzie to widoczne gołym okiem.
- No, powiem, że prosto zbudowane, nawet bardzo, rzadko mam taką małą różnicę.

Najpierw panowie przynieśli do domu z samochodu wszystkie okna, ostrożnie rozstawiając je pod poszczególnymi otworami. Okna balkonowe okazały się dość ciężkie, w dodatku troje z nich należało wnieść po schodach na górę, ale panów to nie zniechęcało:
- Te to jeszcze nie są takie ciężkie, we dwóch dajemy radę. Ale jak ludzie sobie teraz zamawiają okna tarasowe, takie na pół ściany?! To dopiero jest ciężar. Wtedy na montaż to czasem w sześciu musimy być.
- Albo jak montuje się okna na poddaszu, a jeszcze schodów nie ma? – dodał drugi.
- Jak to schodów nie ma? To jak tam wejść? – spytałam.
- Po drabinie się wchodzi.
- Z oknami? – nie wierzyłam własnym uszom.
- No z oknami. Z oknami. Jest gimnastyka wtedy, że szok.



Po pomiarach poziomicą panowie wsadzali w otwory okienne same ramy, bez skrzydeł. Ramy stawiali na dwóch słupkach ustawionych z plastikowych, płaskich podkładek (tzw. dystansów). Ilość tych podkładek była za każdym razem dobierana w taki sposób, aby dolna krawędź ramy  trzymała poziom.
Ramy ustawiane były tak, aby z zewnątrz domu rama okna i mur były w jednej linii, to tzw. okna zlicowane z budynkiem. Nie jest to jedyny sposób montażu, czasem okna montuje się inaczej, aby od zewnątrz zrobić uskok na parapet zewnętrzny – wszystko zależy, jaką planuje się warstwę ocieplenia. U nas ma ona wynosić 25 cm, więc parapet zewnętrzny osadzony będzie w warstwie ocieplenia i okna mogą być zlicowane z budynkiem. Gdy natomiast ocieplenie jest węższe nic planowane parapety zewnętrzne, ramy należy nieco cofnąć w głąb domu.



Potem po bokach, między ramy a mury,  panowie wbijali plastikowe kliniki, składane po dwa, aby zblokować luźną ramę w otworze. Pion wyznaczany był przy pomocy poziomicy a następnie kliniki boczne pan dobijał młotkiem delikatnie, żeby najpierw ten pion złapać, a potem go utrzymać. Po wbiciu nowych kliników te poprzednie należało lekko korygować – i tak do skutku, aż rama siedziała sztywno w murach zaklinowana w sześciu punktach.  



Następnie dookoła ramy, w kilku punktach, przykręcane były do muru – we wnękach - metalowe kotwy. A więc w ruch poszła wiertarka, kołki rozporowe i wkręty.
Po przykręceniu ram kotwami do wnęk w murze, panowie zawiesili skrzydła okien na zawiasach. Teraz przyszedł czas na regulację zawiasów, aby okna lekko się zamykały i otwierały. Początkowo bowiem większość okien się zacinała i blokowała, ale to normalne i właśnie wyeliminowaniu tego efektu służy regulacja.
Żałuję, że nie podejrzałam, na czym ta regulacja polega, co też pan tam przykręcał bądź odkręcał, bo obecnie jedno okno lekko nam się opuściło i przydałoby się je podregulować, a nie wiem jak. Cóż, będziemy to jakoś rozkminiać. A można było wtedy po prostu zapytać i zobaczyć, to kosić mi się zachciało!

 Każde okno było kilkakrotnie sprawdzane, czy klamka dobrze i lekko chodzi, czy nic nie obciera i się nie blokuje. Klamki na razie nie zostały przykręcone. Wszystkie okna otwierane były i zamykane przy pomocy jednej, przenośnej klamki. Pan doradził, aby nie przykręcać klamek przed położeniem tynków i wykończeniem wnętrza, bo niepotrzebnie się porysują i zniszczą:
- Klamki i nakładki maskujące na zawiasy to najlepiej zamontować na końcu, już po malowaniu. To wtedy wszystkie będą nowe, niezakurzone, bez zarysowań. A póki co niech sobie państwo używają jednaj klamki do otwierania, tak, bez przykręcania nawet.

Następnie starszy pan bardzo dokładnie, nie żałując piany, piankował okna dookoła. A więc wpuszczał tę puchnącą w oczach pianę poliuretanową w szczeliny między mur i ramy przy użyciu specjalnego pistoletu, aż piana wychodziła z drugiej strony, na zewnątrz:
- Piany to wam nie żałuję, niech to się mocno trzyma, a nadmiar będzie do obcięcia – tłumaczył.

Raz w taką świeżą pianę, która spadła z drugiej strony na ziemię, wdepnęłam butem i powiem, że byłam w kłopocie. Na szczęście na świeżo jakoś udało się zdrapać z buta to świństwo, przy pomocy paznokci i wody uporałam się z problemem, ale gdyby to zaschło, to koniec, buty do wyrzucenia.
Podobno z ram okiennych, gdy piana zaschnie, jej nadmiar odchodzi łatwo:
- W razie czego można ślady po piance usunąć zmywaczem do paznokci, ale zazwyczaj sama odchodzi – zaspokajał moją ciekawość monter.


Pan młodszy poinstruował nas, żeby przy kolejnym etapie obrabiania tynkiem wnęk okiennych, usunąć kliny boczne (dziury po nich należy wypełnić pianką), ale aby kliników z dołu, na których stoją ramy, nie usuwać, a jedynie przyciąć je nożykiem równo w ramą:
- Bo lepiej, żeby okno, które jest ciężkie, stało na podkładkach, a nie na samej, elastycznej piance. Wtedy nic się na pewno nie wypaczy i nie siądzie – tłumaczył.

Po czasie dodam, że z kolei monterzy parapetów wewnętrznych, de facto z tej samej firmy, usunęli wszystkie dystanse, te spod spodu też, twierdząc, że okno trzyma się na kotwach i na zastygniętej pianie, a kliny lepiej usunąć i dziury po nich zapianować, aby zlikwidować mostki termiczne:
- Bo taki plastik to żadna izolacja i będzie tędy przemarzać. Piana to piana, ciepła jest. A chba o to chodzi, żeby było ciepło co nie? Ja tak kliny zawsze wybijam i jeszcze nie było reklamacji – mówił chłopak od parapetów.   

Następnie pan młodszy nas poinstruował, że okna plastikowe wymagają jednak pewnych zabiegów konserwacyjnych. Mianowicie zawiasy i elementy metalowe należy co jakiś czas naoliwić, a gumowe uszczelki przesmarować wazeliną:
– Uszczelki mają wtedy dłuższą trwałość i tak szybko nie parcieją – wyjaśniał.


Ponadto pan polecił, abyśmy w miarę szybko zerwali folie ochronne, którymi zabezpieczone są plastikowe ramy okien. Zwłaszcza naklejki od strony zewnętrznej, wyeksponowanej na działanie słońca, należy oderwać od ram okiennych jak najszybciej. Słońce bowiem powoduje, że folia wtapia się w plastik, zespala się z nim na stałe i nie sposób tego potem doczyścić.

Sąsiad Wojtek też nas przed tym przestrzegał. Miał kiedyś nieprzyjemność czyścić ramy okien, do których przyspawała się folia ochronna. Podobno koszmarna robota i w gruncie rzeczy zniszczenie okien. Ramy po tym zabiegu były porysowane, w wielu miejscach oderwanie folii było niemożliwe i należało przy użyciu skalpela ściąć folię wraz z warstewką plastiku, a potem szlifować powierzchnię do połysku. A to już nie to samo, co nowa, gładka rama.

Po usłyszeniu historii z wtapianiem się folii w ramy zrywałam taśmy zabezpieczające od zewnątrz już następnego dnia, choć teoretycznie nic nie powinno się wydarzyć do trzech miesięcy.
Wojtek doradził, żeby zerwać folie tylko od zewnątrz a ze środkiem poczekać, aż sobie posprzątamy, do czasu, gdy nie będzie się już tak kurzyć, bo ten pył zawsze jednak trochę rysuje ramy. Więc na razie folie wewnątrz domu zostawiłam.

I tak sobie pomyślałam o domu w trakcie budowy, który stoi na sąsiedniej ulicy. Jego właściciele najwyraźniej nie wiedzą o konieczności zerwania folii, bo okna z foliami prażą się na słońcu już od dwóch lat. Będą mieli kłopot. Nawet miałam ochotę im powiedzieć, aby zerwali te folie, ale jak dotąd nie udało mi się nigdy nikogo zastać na budowie, która utknęła w martwym punkcie już dawno, a działka zarosła chwastami po pas. Nawet nie ma jak zostawić listu z informacją. 

Na koniec montażu pan młodszy zostawił nam reklamówkę klamek, osłonek na zawiasy i osłonek na wywietrzniki w ramach okiennych – do samodzielnego montażu. Powiedział, że jeśli sobie życzymy, to on zaraz wszystko to nam pozakłada i zamocuje, ale szczerze odradza, żeby robić to na tym etapie.
- Wszystko się jeszcze zakurzy, porysuje i nie będzie już takie ładne i nowe. Lepiej upiększyć okna tymi wykończeniami i nakładkami, jak już będą wymurowane wnęki i założone parapety. To mówię szczerze, nie z lenistwa.


Pan pokazał tylko, jak montuje się klamki i już. Banalnie proste. Należy włożyć trzpień klamki w otwór, w odpowiedniej pozycji (gdy okno jest całkowicie zamknięte klamka ma być skierowana dół). Następnie należy odchylić i przekręcić o 90 stopni plastikową osłonkę przy nasadzie klamki, pod którą znajdują się dwa wkręty. I wystarczy przykręcić je wkrętarką albo wkrętakiem. Wszystkie otwory są nawiercone i wszystkie klamki wyposażone są w śrubki i podkładki. Po przykręceniu śrubek (do każdej klamki dwóch) należy przekręcić osłonkę na swoje miejsce, zasłoni ona śrubki. I gotowe.
Sama osobiście przykręcałam potem większość klamek. Sama przyjemność :)



Panowie polecili, aby nie otwierać okien i nie ruszać ich przez najbliższe 24 godziny:
 – Do tego czasu pianka jeszcze twardnieje i lepiej nie dotykać, aby nic się nie przesunęło i nie rozszczelniło. Nie dotykać. ok.?

Wreszcie podpisałam fakturę i protokół odbioru robót, wypełniłam ankietę oceny ekipy montującej – oczywiście schwaliłam ich i dałam najwyższe oceny z możliwych.
Panowie naprawdę przyłożyli się do pracy. Zamontowali 13 okien w 6 godzin i zrobili to z wielką starannością. Zupełnie inaczej, niż wynikało to z moich dotychczasowych doświadczeń z panami-partaczami. Czyli da się. Nie zawsze jest „Usterka”.

No i tyle. Mamy okna!

19 komentarzy:

  1. Kolejny wpis z przyjemnością skonsumowany! U nas konstrukcja dachu od dłuższego czasu gotowa, niestety 60 litrów deszczu które spadło na m2 w ciągu minionych dni - raduje pewnie rolników, ale niekoniecznie mnie - sprawiło, że od wczoraj cały budynek schnie. Woda na parterze, woda na piętrze, więźba aż ocieka wodą :( Trudno... Dzięki tej przerwie znaleźliśmy czas aby wreszcie zamówić okna - oczywiście PCV :) Naszych jest tylko 11, ale razem z roletami opuszczanymi elektrycznie. Zanim w lutym - tak w lutym! - rozpocząłem maraton z producentami okien nie zdawałem sobie sprawy że rolety to koszt porównywalny z oknami z wyższej półki, szok! Wygrała myśl, że roleta to bezpieczeństwo podczas dłuższej nieobecności, na codzień prywatność oraz ciepło/chłód we właściwej porze roku. Ponieważ pogodziliśmy się z wyjątkowo wysokim dodatkowym wydatkiem, kryterium do rozstrzygnięcia pozostała kolorystyka. Blisko 25.000PLN za całość z montażem robi jednak wciąż wrażenie... Kolor wewnętrzny - klasyczna biel, zewnętrzny antracyt. Czas oczekiwania do 6 tygodni. Tak więc do połowy sierpnia należy zorganizować ocieplenie (styropian 18cm nie jest zbyt powszechnie dostępny) i conajmniej zbudować drzwi (zbite z drewna i OSB pozostałego po wcześniejszych etapach prac). Niestety zrezygnować musimy do tego czasu z rozkładania instalacji elektycznej i hydraulicznej, ale z dobrych stron oznacza to że mogę poszukać najlepszych cen dostępnych na rynku :) No i czas zająć się zapewnieniem bieżącej wody oraz gazu. Wyczekuję z niecierpliwością kolejnych wpisów, a za dotychczasowe ponownie dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ przeprawa. Czy to okna plastikowe? Bo się zastanawiamy z żoną nad zakupem do naszego domu, mamy mnóstwo wątpliwości co najlepiej wybrać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem zadowolona z okien, plastikowych. Bardzo praktyczne, łatwe w myciu. Ostatnio praktykuję - z sukcesem - mycie okien miękkim mopem. Żadnego polerowania szyb, żadnych smug. Pyk pyk. 5 minut i szyby żyleta. Najpierw woda z płynem do naczyń, żeby zmyć tłusty nalot. Potem czysty mokry mop i spryskiwacz do szyb. A ramy przecieram o tyle o ile w miejscach, gdzie zauważę brud, chusteczkami nawilżanymi dla niemowląt.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też jestem zwolenniczką plastikowych okien. Są bardzo praktyczne i można je łatwo wyczyścić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak poprzednicy uważam, że okna PCV są po prostu lepsze i w naturalny sposób wypierają okna drewniane. Łatwe w konserwacji i czyszczeniu, niezawodne, równie ładne i często tańsze okna plastikowe są po prostu lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Firma Astra Lublin oferuje wysokiej jakości produkty stolarki okiennej i drzwiowej, spełniające najwyższe standardy. Zapraszamy.
    okna lublin

    OdpowiedzUsuń
  7. Aktualnie jest na etapie wyboru okna dachowego, zastanawiam się jednak jak wygląda montaż moskitier w przypadku takiego okna. Czy jest to skomplikowane?

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobry artykuł. Warto przeczytać. Każdy wyciągnie coś dla siebie

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o wymianę okien to polecam wam zajrzeć na tę stronę https://vidok.com/okna-pvc/ . Znajdziecie tu sporo informacji o bardzo dobrych jakościowo oknach PCV, a dodatkowo będziecie mogli je także od razu tutaj zakupić. Na prawdę warto jest na tę stronę zajrzeć

    OdpowiedzUsuń
  10. A i może rolety, żaluzje od https://plissandroll.pl was zainteresują? Jeżeli myślicie o oknach to i też o takich rzeczach wypadałoby

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawy wpis i bardzo pomocne informacje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Co do tematu okien to na co należy zwracać uwagę jeśli chodzi o wybór okien dachowych? Myślę, że takie informacje przydałyby się wielu osobom, które planują budowę lub są w jej trakcie

    OdpowiedzUsuń
  13. Osobiście jestem zwolennikiem okien aluminiowych, razem z żoną pojechaliśmy do w pełni profesjonalnej firmy, która zajmuje się stolarką aluminiową i kupiliśmy pare w promocyjnej cenie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten wpis zawiera wiele bardzo interesujących i ważnych informacji.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ostatnio też kupowałem okna i jest to rzeczywiście prosta rzecz do zrobienia. Firma profesjonalnie zamontowała okna w moim domu. Dostałem również informację, ze zajmują się serwisem i naprawą okien, myślę, że kiedyś skorzystam z tych usług.

    OdpowiedzUsuń
  16. Przywróć swoim oknom świetność z https://www.naprawa-okien-warszawa.pl/. Doświadczeni fachowcy szybko i skutecznie przywrócą im funkcjonalność. Odkryj nową jakość w Twoim otoczeniu. Skorzystaj już dziś!

    OdpowiedzUsuń
  17. Właściwy montaż okien to klucz do efektywnej izolacji termicznej i zapobiegania ewentualnym problemom z wilgocią. Dzięki Twoim wskazówkom możemy uniknąć potencjalnych problemów związanym z kondensacją.

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozumiem, że znalezienie odpowiednich okien dla Waszego domu było wyzwaniem. Dobrze, że zdecydowaliście się na okna PCV, zapewniające trwałość i izolację. Cena, którą udało się Wam uzyskać, wydaje się być rozsądna, biorąc pod uwagę ilość i jakość okien.

    OdpowiedzUsuń