2014-04-15
W sobotę
jedziemy podpisać umowę na zakup i montaż okien. Jak się dziś kupuje okna?
Bardzo
łatwo. Wystarczy mieć pieniądze i Internet.
Zaczęłam od wykonania
skanu fragmentu naszego projektu budowlanego, na którym wyrysowane były
wszystkie okna potrzebne do domu, wraz z podaniem ich wymiarów.
Następnie
wykaz ten rozesłałam do trzystu dwudziestu siedmiu różnych producentów, sprzedawców
i dystrybutorów okien „z prośbą o wycenę”. Następnie zostałam zasypana
ofertami, od których dostałam bólu głowy, bo każda z nich zawierała mnóstwo
tabel, szkiców, parametrów i danych technicznych, które kompletnie nic mi nie
mówiły.
Oczywiście z
tymi trzystoma firmami to przesadziłam, ale kilkanaście faktycznie sprawdziłam.
Prawie wszyscy odpowiedzieli na moje zapytanie ofertowe, przysyłając
specyfikację okien. Każda z wycen liczyła sobie kilka stron, a dodatkowo wiele
firm przysłało wyceny w kilku wariantach, do wyboru do koloru, zależnie od
tego, czy zdecydujemy się na okna białe (opcja najtańsza), czy na kolorowe, czy
na dwuszybowe, czy też na trzyszybowe, itp. itd.
Było w czym
wybierać, oj było. Spędziłam nad tymi elektronicznymi papierami sporo czasu,
aby wszystkie je przeanalizować i wybrać okna odpowiednie dla nas. Ale udało
się.
Zanim dostawca
naszych okien zleci ich produkcję, musimy podpisać umowę i wpłacić zaliczkę w
wysokości ok. 4 000 zł. Natomiast wszystkie nasze okna, wraz z usługą montażu,
będą kosztować niecałe 9 i pół tysiąca. I to jest bardzo dobra cena, bowiem do
kupienia mamy całkiem sporo sztuk, mianowicie:
·
2 okna duże (do sypialni i kuchni)
·
5 okien średnich (do pokojów chłopców, łazienki
i salonu),
·
2 okna malutkie (do kotłowni i spiżarni)
·
4 okna wysokie balkonowe dwuskrzydłowe.
Razem 13
sztuk.
Wariant
najtańszy, okien dwuszybowych, na innym profilu, można było zamówić sporo
taniej, za kwotę 6 800 zł, ale chcemy przecież okna dobre i tanie, a nie
tylko tanie.
Nawet
poruszając się w obrębie okien z PCV, ceny mogą się plasować w bardzo dużym
rozwidleniu, o czym przekonałam się analizując zebrane oferty. Równie dobrze za
naszych 13 okien z PCV o wybranych parametrach mogliśmy zapłacić 18 tys, bo i
takie oferty były.
Okna
drewniane są – jak się spodziewałam – dużo droższe od okien plastikowych. Znajomi
za takowe, w ilości porównywalnej jak u nas, zapłacili ponad 25 tys. zł. Znam
też rodzinę, która za okna do swojego parterowego domu jednorodzinnego zapłaciła
36 tys. zł, a więc jak się chce wydać na okna dużo pieniędzy, to nie ma
problemu. Da się.
Cena okien
zależy od tego, czego się szuka oraz jak wytrwale się szuka. Można kupić okna tanio,
co nie znaczy że źle, ale można też kupić drogo, i drogo wcale nie musi
oznaczać, że to lepiej.
Koszty okien
rosną lawinowo w przypadku projektów zawierających tzw. okna tarasowe, ogromne
na pół ściany. Okna takie najczęściej nie są otwierane, ale przesuwane. Okna
przesuwane występują w opcji tańszej, z progami, oraz w opcji droższej, bez
progów, gdy dolna krawędź okna wpasowana jest w poziom podłogi. To rozwiązanie
świetne dla inwalidów poruszających się na wózkach, w innym razie dopłata za
brak progu rzędu kilku tysięcy złotych wydaje mi się bezsensowna. Jednak
oczywiście można dopłacać, jeśli tylko ktoś ma pieniądze i dużą potrzebę by je
wydać – jak najbardziej okna tarasowe bezprogowe idealnie pomogą zrealizować
taki cel.
My nie
jesteśmy entuzjastami wielkich okien tarasowych, które są obecnie bardzo modne.
W zasadzie wszyscy nasi znajomi wybrali projekty zawierające takie właśnie
ogromne okna.
Jak dla mnie
okno na pół ściany to same kłopoty.
Po pierwsze,
jedno wielkie okno tarasowe potrafi kosztować więcej, niż reszta okien do
całego domu. Koszt 11 – 15 tys. to norma.
Po drugie,
salon ze szklaną ścianą jest zazwyczaj mało ustawny. Niby fajnie, bo dużo
światła, ogromne szyby, tylko potem okazuje się, że nie ma gdzie postawić
kanapy, że byłoby ładniej, gdyby jednak widoku z okna tarasowego nie zagracać
meblami, a nie zawsze się da.
Po trzecie,
ogromne okna tarasowe oznaczają spore koszty firan i zasłon albo rolet. Gdy
przychodzi zmrok i w salonie zapala się światła, okna tarasowe pokazują nas sąsiadom
w całej okazałości. Widać przez nie calutki dom, całe wnętrze. I aby w takim
domu mieć intymność, należy jakoś się zasłonić przed wścibskimi oczami sąsiadów
i przechodniów. Okazuje się wtedy, że za intymność trzeba sporo zapłacić.
Po czwarte –
i najważniejsze – kwestia gustu, o którym podobno się nie dyskutuje. A więc do
naszego gustu okna tarasowe nie pasują i dyskusję na tym pora zakończyć.
Przy
wybieraniu okien jednym z ważniejszych parametrów jest współczynnik przenikania
ciepła k. Im jest on niższy, tym okna są cieplejsze. Współczynnik ten może być
podawany dla samych szyb (i niektórzy producenci na tym poprzestają), ale także
w danych technicznych powinien być podany współczynnik k dla całego okna (szyba
wraz z ramą). I ten ostatni parametr jest decydujący, bo pokazuje prawdziwą
izolacyjność termiczną okien. Bo choćby szyba była nie wiadomo jak pancerna, to
jeśli będzie oprawiona w zimną ramę, całe okno będzie kiepskie.
W naszym
domu wszystkie okna – poza balkonowymi – będą jednoskrzydłowe. To nasz świadomy
wybór, zaznaczony już na etapie projektowania. Ponieważ okna w domu myję
zazwyczaj ja, postanowiłam sobie zminimalizować ilość pracy. A umyć jedno
skrzydło jest zdecydowanie łatwiej niż dwa skrzydła. Jak wiadomo najgorsze jest
mycie ram, tych wszystkich zakamarków i załomów, a w oknach jednoskrzydłowych
jest ich dwukrotnie mniej niż w oknach dwuskrzydłowych. Przy okazji wyszło
naprawdę ładnie. W naszych oknach są duże szyby, niezakłócone żadnymi dzieleniami
i poprzeczkami. Dzięki niedzielonym oknom w pomieszczeniach jest naprawdę widno.
Owszem, pan od
pomiarów uczulał, aby tych najszerszych okien raczej nie trzymać długotrwale w pozycji
otwartej:
- Te wielkie
okna to radziłbym bardziej uchylać niż otwierać, bo skrzydło jest naprawdę ciężkie
i takie obciążenie tylko z jednej strony ramy to nie najlepszy pomysł. Niby to policzone
wszystko i nic się nie powinno stać, ale ja bym tak doradzał.
- Tak tak, wiem.
Okna będą otwierane na oścież rzadko, tylko do mycia. Mam w zwyczaju raczej okna
uchylać niż otwierać, bo po pierwsze mamy w domu koty, a po drugie nie chcemy gościć
u siebie obcych kotów, a tu co chwilę jakiś plącze się po podwórku – powiedziałam
zgodnie z prawdą.
Po
przeanalizowaniu wielu ofert zdecydowliśmy się na okna z PCV extremo prestige,
bezołowiowe, białe z uszczelkami w kolorze jasno szarym (nie czarnym!),
trzyszybowe o współczynniku przenikania szyb zespolonych U=0,6 W/m2K, na
profilu 6-komorowym 76 mm, z okuciami
Roto NT (podobno najlepsze), z trzema uszczelkami (co bardzo ważne, ponieważ
dodatkowa uszczelka podobno bardzo poprawia szczelność okna, o czym przekonywał
nas sprzedawca i co potwierdził monter:
- Bardzo
fajnie, że wzięliście z tą dodatkową uszczelką. To naprawdę dużo daje, nie ma
możliwości, żeby przez taką uszczelkę wiało. Super okna, serio! – zachwalał
chłopak.
Przenikalność
cieplna samych szyb jest bardzo dobra. 0,6 to doskonały współczynnik. Jednak
należy pamiętać, że dotyczy on tylko szyb, a więc tak naprawdę to parametr
służący bardziej jako chwyt marketingowy niż jako wartość użyteczna.
Okna jako
całość natomiast mają współczynnik nieco gorszy, każde okno, zależnie od
wymiarów, inny. W naszych oknach współczynniki te kształtują się od 0,982 do
1,079. Podobno to całkiem niezły wynik, a ja jestem wręcz przekonana, że nasze
okna są rewelacyjne!
Pamiętam
bowiem okna z czasów mojego dzieciństwa. U babci były okna drewniane tzw.
skrzynkowe, podwójne. Jedna para skrzydeł otwierała się do środka domu, a druga
para – na zewnątrz. Szyby mocowane były do drewnianych ramek podzielonych na
kwadraty przy pomocy kitu. Co jakiś czas
kit się wykruszał i należało go uzupełniać. Ramy malowane były oczywiście
farbami olejnymi, których wiele warstw z czasem łuszczyło się coraz mocniej, co
szalenie utrudniało mycie takich okien. Ileż to razy odprysk farby wlazł mi
boleśnie za paznokieć, to szkoda gadać. W ogóle mycie tamtych okien to był
istny horror. Nie dość, że wypadał kit i łuszczyła się farba, to jeszcze trzeba
było myć szyby z czterech stron! A mycie okien zewnętrznych od strony ulicy
groziło zwyczajnie wypadkiem. Na zimę między okna zewnętrzne i wewnętrzne, na
dolnej listwie, tam gdzie był haczyk (bo okna zamykane były na haczyk!) babcia
układała grubą warstwę waty, żeby zatrzymać wiatr, a przynajmniej choć trochę wiatru.
W socjalistycznym mieszkaniu w bloku moich rodziców okna także były drewniane, ale już nowocześniejsze. Także podwójne, jak te skrzynkowe babcine, ale otwierające się tylko do wewnątrz. Aby okna takie umyć należało je rozkręcić specjalnym kluczem z kwadratową końcówką. Rozkręcanie tych okien to było zadanie dla faceta, bo normalna kobieta zazwyczaj nie była w stanie siłować się z zapieczonymi, sklejonymi oknami i śrubami. Mycie tych okien, także z czterech stron, to oczywiście istny horror. Robota na cały dzień.
Okna współczesne
są ogromnym rarytasem. Są gładkie, szczelne, z szybami zespolonymi, myje się je
bez rozkręcania, poza zwyczajnym otwarciem da się je rozszczelnić oraz uchylić,
i nie trzeba ocieplać ich watą! Ciekawe, jaki współczynnik k miały okna mojej
babci?
Zgodnie z
zapewnieniami pana sprzedawcy montaż okien nie potrwa długo. Panowie wyrobią
się z tym w kilka godzin. Niemniej proces zamawiania okien – od decyzji i
umowy, poprzez pomiary, do montażu – trwa ponad miesiąc, bowiem okna
produkowane są na bieżąco, każdorazowo do zapotrzebowania i zamówienia, na
konkretne wymiary. W fabryce nie ma okien na zapas. Trzeba czekać.
2014-05-03
Sobota
Od początku
wiedzieliśmy, że chcemy mieć okna plastikowe, nie drewniane. Po pierwsze
dlatego, że okna plastikowe są tańsze – a to nie jest argument bez znaczenia. Po
drugie dlatego, że okna plastikowe łatwiej się myje. Po trzecie dlatego, że
okna plastikowe, w przeciwieństwie do drewnianych, nie wymagają konserwacji.
Okna
drewniane natomiast trzeba systematycznie malować, impregnować i konserwować.
Bez tych zabiegów pielęgnacyjnych szybko tracą świetność, a więc fabrycznie
piękne i nieskazitelne są tylko przez pierwszy rok. A potem – różnie bywa.
Znamy
doświadczenia co najmniej pięciorga naszych znajomych, którzy posiadali okna
drewniane. Po zaledwie kilku latach użytkowania przeklinali siarczyście mówiąc
„Nigdy więcej!”. Kupili okna drewniane w przekonaniu, że są lepsze od okien
plastikowych, jednak mocno się rozczarowali. Okazuje się bowiem, że okna
drewniane są o wiele mnie trwałe niż plastiki, że się wypaczają, że się rozszczelniają,
że są pracochłonne i że się trudniej myją. Ludzie po kilku latach posiadania
okien drewnianych zmieniają je właśnie na plastiki i dopiero wtedy osiągają
stan świętego spokoju.
Zresztą umówmy
się, co to teraz za okna drewniane produkują? Z jakiego drewna? To nie to, co
przed laty, gdy drewno było mocne, z dorosłych, zdrowych i dorodnych drzew,
porządnie wysuszone, wysezonowane i służyło latami bez odkształceń. Dziś okna
niby-drewniane robi się z niby-drewna. W dodatku niby-drewno jest klejone ze
ścinków albo z jakiejś masy drzewnej, prasowane prasami pod ciśnieniem,
impregnowane i nasączane mnóstwem chemikaliów, a w środku taka sama szyba
zespolona jak w oknie plastikowym. Takie okno nie ma niestety zbyt wiele
wspólnego z naturą i z naturalnym drewnem.
Poza tym w
oknach drewnianych szyby uszczelniane są silikonem, który okazuje się mało
odporny na zabrudzenia i łatwo się niszczy. Znam historię okien drewnianych,
które nie przetrwały bez szwanku procesu samej budowy. Mianowicie w silikonowe
uszczelnienia wżarł się pył ceglasty i kurz, którego nie sposób było domyć.
Ponadto przy ogromnej wilgotności nowego domu, gdy wysychają tynki i wylewki i
wszystko paruje, aż woda leje się po szybach, okna drewniane nie przetrwały
próby wody i nadawały się do remontu, zanim jeszcze dom został zasiedlony. Okna
drewniane nie są gotowe na to, aby ściekała po nich woda przez kilka tygodni
non stop, a tyle mniej więcej czasu potrzebują tynki aby wyschnąć. I w końcu
się psują. Oknom plastikowym natomiast, jak wiadomo, woda niestraszna.
A więc nie
ma o czym mówić. Drewnianym oknom dziękujemy. Zwłaszcza, że biorąc pod uwagę
możliwości naszego budżetu, nie moglibyśmy kupić okien prawdziwie drewnianych,
z górnej póły, a te tańsze niby-drewniane kompletnie nie mają sensu.
Nasz
przyjaciel Adam, pracownik dużego składu budowlanego, o rozległych kontaktach
handlowych, zaproponował, że może „załatwić” nam dobre okna niemalże w cenie
producenta, z minimalną tylko marżą. Ale niestety bez montażu, bowiem ekipy
montującej, która działa przy tym producencie, Adam szczerze polecić nie może.
Odradza ich usługi i twierdzi, że to ludzie niesolidni, niesłowni i nieterminowi,
a on nie chce świecić za nikogo oczami. Tak więc możemy kupić okna tanio, ale
montaż musimy sobie załatwić we własnym zakresie.
Przez chwilę
Marek rozważał, czy nie zamontować okien samodzielnie. Zaczęliśmy szukać w
Internecie materiałów i filmów na temat montowania okien. Niby to nie takie
trudne, podłożyć dystanse, złapać pion i poziom, dokręcić kotwy i zapianować - ale
– jak we wszystkim – wprawę trzeba mieć. No i okna nie są wcale lekkie. Nie da
się ich zamontować w składzie jednoosobowym, a mnie nie można przecież uznać za
pełnoprawnego pomagiera, bo w dźwiganiu ciężarów jestem cienka. Już oczami
wyobraźni widziałam, jak upuszczam takie balkonowe skrzydło i szyba sypie się w
drobny mak. Chyba jednak nie. Ja się na montaż okien nie piszę.
Zaczęłam więc
szukać ekipy montującej okna. Dałam ogłoszenie w Internecie o treści „Zlecę
montaż okien, proszę o wycenę”.
Ze
spływających ofert i telefonów wywnioskowałam, że po pierwsze, za sam montaż 13
okien zapłacimy jakieś 2 tys. zł. A po drugie, z prawie żadnym panem Zdziśkiem
albo Zenkiem, który oddzwonił, nie mogłam się dogadać. Wszyscy wydali mi się niedorozwinięci,
niekomunikatywni i niekompetentni. Żaden nie umiał opowiedzieć, na czym proponowany
przez niego montaż okien ma polegać. Żaden z nich nie wiedział nic o tzw.
ciepłym montażu i nie umiał niczego doradzić:
- Normalnie
daje się kotwy i pianę i już! – Tyle tylko mogłam się od nich dowiedzieć. Ani
żadnych argumentów za „ciepłym montażem, ani żadnych argumentów przeciw. No po
prostu „Usterka”.
Przestraszyłam
się takich „fachowców”.
Przypomniało
mi się, że gdy wymienialiśmy okna w naszym mieszkaniu, miałam nieprzyjemność
natrafić na strasznych partaczy. Do dziś moje okna mnie po prostu denerwują.
Parapety są krzywe, nie trzymają poziomu i spadek mają w niewłaściwą stronę,
nie na mieszkanie, tylko na dwór. Gdy coś się wyleje na parapecie, woda ścieka
wprost w mur, na zewnątrz, a przecież spadek parapetu wewnętrznego, jeśli w
ogóle ma być, to w kierunku wnętrza mieszkania! Spod parapetów wieje, od
zewnątrz między parapetem a oknem panowie-partacze zionący wczorajszym kacem pozostawiili
spore szczeliny. Usługa montażu skończyła się reklamacją. Przyjechał sam szef i
zapaćkał dziury silikonem, ale wprawionych już parapetów nie dało się poprawić
bez rozwalania połowy ściany więc już tak zostały. Ogólnie całość wypadła słabo
i okna w obecnym mieszkaniu zamontowane mamy fatalnie. Zupełnie, jakby robili
to przypadkowi ludzie, z łapanki. Bez pojęcia i zero fachowości, o estetyce
wykończenia nawet nie wspomnę.
Ale nie sam
strach przed złymi monterami zdecydował, że kupujemy okna wraz z usługą montażu
oferowaną przez sprzedawcę i producenta zarazem. Okazało się bowiem, że aby mieć
gwarancję na zakupione okna, należy zamówić je wraz z usługą montażu. W
przeciwnym razie żaden producent nie udzieli gwarancji. Nikt nie weźmie
odpowiedzialności za nieprawidłowo osadzone okna. No i oczywiście chodzi też o
VAT, który w przypadku zamawiania okien z usługą montażu wynosi 8%, a bez
montażu 23%.
Niektórzy
sprzedawcy oferowali promocyjne warunki sprzedaży z montażem gratis, ale ci akurat
ceny samych okien mieli najwyższe. Niemniej czasem warto o taką promocję
zapytać.
Ostatecznie
zdecydowaliśmy się na zakup okien od producenta – firmy Izoplast, której wycena
oraz parametry okazały się najkorzystniejsze z zebranych. Na dysku komputera
uzbierałam pokaźny folder różnych wycen
i spędziłam naprawdę kilka dobrych wieczorów na ich analizowaniu, więc decyzja „TE!” to naprawdę spora ulga.
Pojechaliśmy
do salonu sprzedaży, aby obejrzeć „na żywo” wszystkie cztery zaproponowane
przez Izoplast warianty profili. Okna dwuszybowe
były tańsze o prawie 3 000 zł, ale dla nich współczynnik k zdecydowanie
się pogarszał. Uznaliśmy, że taka oszczędność nie ma najmniejszego sensu, bo potem
przez całe życie rozpamiętuje się, czy nie warto było jednak zainwestować w
okna lepsze, cieplejsze, niż płacić te chore rachunki za ogrzewanie. Wiadomo,
że na kosztach ogrzewania takie decyzje odbijają się najmocniej i że okna
ciepłe zaprocentują.
Sam montaż,
zamówiony w fabryce wraz z oknami, wyceniony został na 1500 zł. A więc panowie
Ziutkowie i Zdziśkowie z ogłoszeń odpadają. No i mamy gwarancję oraz pewność, że okna zamontują ludzie
kompetentni, wyspecjalizowani w tej usłudze, dla których montaż okien to chleb
powszedni.
Podpisaliśmy
umowę. Przelałam zaliczkę na wskazane konto i od razu umówiliśmy się na pomiary
naszych okien w domu. Bo projekt projektem, podaje zaprojektowane i pożądane
wymiary, ale czy budowlańcy faktycznie trzymali się tych wymiarów – należy
sprawdzić. Zazwyczaj nie do końca.
Przed zamówieniem
okien i zleceniem ich produkcji trzeba więc dokonać dokładnych obmiarów na
budowie, aby uwzględnić różnice rzędu 1– 3 cm, które zawsze występują.
Budowlańcy bowiem nie murują otworów z suwmiarką w rękach, ale – jak mawia moja
mama - „pi razy drzwi”.
Wszystkie
okna produkowane są na konkretne wymiary i każde może być inne, choć w
projekcie niby takie same. Dlatego fabryka nie robi zbyt wielu okien na zapas i
dlatego na okna długo się czeka.
Na pomiary przyjechał
miły, młody pan, z laserowym miernikiem nazywanym fachowo dalmierzem. Panowie
na dachu nabijali gonty, a my chodziliśmy z tym panem od otworu do otworu,
ustalając wymiary oraz to, czy klamka ma być zamontowana z prawej czy z lewej
strony.
Facet mierzył
wysokości i szerokości, upewniał się po trzy razy, na którą stronę ma się dane
okno otwierać – a więc znów decyzje – i wszystko skrupulatnie notował.
Na poddaszu
należało przewidzieć podwyższenie pod okna balkonowe, aby poniżej dolnej
krawędzi okien zmieściło się ocieplenie ze styropianu oraz wylewka. Oczywiście
my nie mamy pojęcia, o ile centymetrów te okna mają być podniesione, ale
przezornie wzięłam ze sobą na budowę projekt budowlany i wspólnie z panem od
pomiarów szukaliśmy w opisach, jakie po kolei warstwy podłogi są przewidywane. Pan
na szczęście wiedział, gdzie szukać i jak czytać projekt, szybko pododawał
sobie centymetry:
- Na dole
bez problemu, osadzimy okna na opasce z bloczków betonowych, która tu jest, to
spokojnie zmieści się i ocieplenie, i wylewka i podłoga, panel czy płytka, wszystko
jedno, mamy zapas. Ale na górze mamy problem. Nie możemy osadzić okna na
pojedynczej belce podwyższającej, bo gdy
dojdzie styropian, 5 cm, to już mamy go do listwy. A gdzie wylewka i jakiś
panel? Sam panel ma najczęściej 8 mm, do tego podkład trzeba doliczyć, no
brakuje nam tu. Musimy podnieść te okna balkonowe nieco wyżej – facet myślał na
głos, mówiąc bardziej do siebie niż do nas.
Podniesienie okien balkonowych na poddaszu było możliwe w dwojaki sposób – albo sami przygotujemy i wymurujemy jeden rząd bloczków betonowych, na których ustawione zostaną okna (tak jak jest na dole), albo zamówimy dodatkowe, gotowe belki z tworzywa, przewidziane dokładnie na takie sytuacje.
Normalnie
ramę okien stawia się na plastikowych listwach pojedynczych, a jeśli wystąpi
potrzeba podwyższenia okien, aby zrobić miejsce dla styropianu i wylewki (jak u
nas), pod okna podkłada się po prostu dwie takie listwy. Wszystko zależy od
tego, na jakim etapie wstawiane są okna, czy przed wylewkami, czy po nich.
Oczywiście
za trzy dodatkowe listwy (na górze mamy trzy okna balkonowe) będzie drobna
dopłata, ale niewielka. I tak listwy te wychodzą taniej, niż wymurowanie
bloczków. Zresztą kto miałby to murować? Nie będziemy przecież szukać teraz
ekipy, kupować cementu i 15 bloczków, aby wymurować podstawki pod trzy okna.
Pan od okien powiedział:
- Takie
podwyższenie to żaden kłopot, wszyscy tak robią, że dają dodatkowe listwy, więc
to się zrobi.
Ok. Pomiary
wyszły pomyślnie. Okazało się, że wszystkie wymiary są niemal co do centymetra
idealne, jak w projekcie. Brawo dla pana Jarka i jego ekipy!
A to podobno
wcale nie takie oczywiste. Pan od pomiarów mówił:
- Proszę
pani, niektórzy budowlańcy to jakby po pijanemu budowali, wszystko krzywe,
kątów nie trzyma, każde okno nie dość, że w innym rozmiarze, do 10 cm różnicy
potrafi być, to jeszcze na różnych wysokościach. U was to jest perfekt!
O ile z
oknami generalnie nie ma problemów, nawet gdy budowlańcy wybudują otwory
okienne niedokładnie, w rozmiarach innych niż przewiduje projekt, to nie ma to
większego znaczenia (okna i tak są produkowane na konkretny wymiar), tak przy
otworach drzwiowych niedokładność budowlańców może przysporzyć wielu kłopotów.
Znam
przypadek, gdy wybudowane zostały zbyt niskie otwory drzwiowe, bo majster się
pomylił i nie uwzględnił kilku centymetrów na wylewki. No i robi się spory
kłopot, nie ma bowiem jak zamontować standardowych drzwi. Nad otworem jest
naproże, którego nie da się podkuć ani łatwo podwyższyć. Pozostaje jedynie
robić niższe drzwi, indywidualnie, na zamówienie, albo rozkładać ciężkie roboty
budowlane, aby wyciąć z muru nadproża, wykuć dziury w pustakach nad drzwiami
wyżej i powiększyć otwór, wmurowując nadproża wyżej. A to oczywiście rodzi
spore koszty (chyba że wywalczy się poprawki w ramach reklamacji) i mnóstwo
bałaganu.
Należy więc
na etapie murowania nadproży nad otworami drzwiowymi zmierzyć i sprawdzić, czy
otwór będzie odpowiednio wysoki, aby w jego świetle zmieściła się przewidziana
w projekcie warstwa styropianu, wylewka i drzwi z ościeżnicą. Standardowo
wysokość skrzydła drzwi wewnętrznych wynosi 203 cm, plus należy uwzględnić
ościeżnicę i miejsce na piankę montażową, czyli min. 205 cm. Należy więc
przycisnąć majstra aby wyjaśnił, czy przewidział wszystkie wysokości dla drzwi.
Jednak mało
kto to robi, bo mało kto zdaje sobie sprawę z ewentualnych późniejszych
konsekwencji błędów popełnionych przy budowie. Majster buduje jak chce, nikt go
najczęściej nie sprawdza, nie biega za nim z miarką (choć kierownik budowy
powinien). Majster zrobi swoje i odejdzie. A potem dopiero, na etapie
wykańczania, okaże się, że po zrobieniu wylewki otwór drzwiowy będzie za niski
i że trzeba będzie coś podkuwać, poprawiać albo ucinać drzwi
A warto
dodać, że nie każde drzwi da się łatwo skrócić, np. ucięcie drzwi okleinowanych
oznacza ich popsucie, bo narusza się przytwierdzoną do drzwi na gorąco warstwę
wykończeniową. No i nowe od razu ciąć?
Bzdura!
My także nie
pilnowaliśmy pana Jarka, czy dobre otwory drzwiowe wymurował. Liczymy na fuksa.
Po pomiarach
i uzgodnieniach nasze okna zlecone zostały do produkcji. Dowiedzieliśmy się, że
zamawiamy okna w ostatniej chwili przed podwyżką cen, bo sezon budowlany
właśnie się zaczyna. Nawet przez chwilę pan stwierdził, że oferta cenowa, jaką
dostaliśmy przez Internet, jest już nieważna i ceny już powinniśmy mieć wyższe,
bo minęły ponad dwa tygodnie okresu związania ofertą. Faktycznie, w ofercie
wskazany był dwutygodniowy termin jej ważności. Ale przekonałam go, że nie ma
racji i że my musimy mieć te okna po starych cenach:
- Oj, będę
się z panem kłócić. Owszem, oferta była ważna dwa tygodnie ale myśmy się w tym
terminie zmieścili. Byliśmy u państwa w fabryce przed upływem dwóch tygodni i
podpisaliśmy umowę. A to, że pan jest u nas na pomiarach dopiero dzisiaj, bo taki
miał pan najbliższy wolny termin, to już państwa sprawa. Nie ma takiej
możliwości, żebyśmy mieli okna w wyższej cenie proszę pana. Proszę nas tu nie straszyć,
bo ja mam słabe serce – skłamałam słodko.
- No dobrze
dobrze. Ja tylko zaznaczam, że w takiej cenie już od dwóch tygodni nie
sprzedaję, bo ceny naprawdę poszły w górę.
- Dla nas
jest stara cena. Inaczej nie kupujemy.
Trochę się
martwiłam, czy facet przyjmie moją argumentację, bo zgodnie z umową powinnam
była wpłacić zaliczkę kilka dni temu, czego nie zrobiłam, ale o tym nie mówiłam
na głos.
- No, w
sumie racja. To ja zapytam szefa, dobrze? Sam nie mogę podjąć takiej decyzji.
Facet zadzwonił
przy nas do szefa i uzgodnił, że ok, że możemy mieć te okna po starych cenach z
tą różnicą, że dojdzie nam dopłata za trzy dodatkowe listwy podwyższające okna
balkonowe na poddaszu. Uff!!!
Po trzech
tygodniach oczekiwania na okna nikt z fabryki nie zadzwonił. Zadzwoniłam więc
ja z pytaniem, co z naszymi oknami. Okazało się, że są. Stoją. Wobec tego czemu
nikt nie dzwoni? Wrrrrr!
No dobra. Nie
będę się kłócić. Pani przez telefon mnie uspokoiła, że dziś, w ciągu godziny,
oddzwonią do mnie i umówiona zostanie data oraz godziny montażu.
Zadzwonili,
umówili.
Do
zamontowania okien przyjechało dwóch panów, jeden młody – i ten był szefem, oraz
drugi starszy – i ten słuchał się młodszego. Stawili się na działce
punktualnie.
Zaczęliśmy
od wspólnej kawy. Porozmawialiśmy chwilę o montażach okien, o tym, jak
niektórzy pseudo-fachowcy umieją to spartaczyć. Polubiliśmy się, zjedliśmy po
miętowej czekoladce i potem każdy zajął się swoją pracą. Ja kosiłam trawę
ręczną kosiarką na popych spalając mnóstwo kalorii, Marek robił prowizoryczne
drzwi do domu, a panowie zajęli się oknami.
Najpierw
młodszy pan ustawił na środku salonu laserową poziomicę na statywie podobnym do
tych fotograficznych. Mierzył coś i wyznaczał, a urządzenie co chwilę dawało
pikające sygnały dźwiękowe. Facet biegał od okna do okna i zaznaczał coś
ołówkiem. Na koniec stwierdził, że różnica górnej krawędzi okien między najwyżej
i najniżej wymurowanym otworem wynosi tylko 2 cm, a więc jest prawie idealnie i
w ogóle nie będzie to widoczne gołym okiem.
- No,
powiem, że prosto zbudowane, nawet bardzo, rzadko mam taką małą różnicę.
Najpierw
panowie przynieśli do domu z samochodu wszystkie okna, ostrożnie rozstawiając
je pod poszczególnymi otworami. Okna balkonowe okazały się dość ciężkie, w
dodatku troje z nich należało wnieść po schodach na górę, ale panów to nie
zniechęcało:
- Te to
jeszcze nie są takie ciężkie, we dwóch dajemy radę. Ale jak ludzie sobie teraz
zamawiają okna tarasowe, takie na pół ściany?! To dopiero jest ciężar. Wtedy na
montaż to czasem w sześciu musimy być.
- Albo jak
montuje się okna na poddaszu, a jeszcze schodów nie ma? – dodał drugi.
- Jak to
schodów nie ma? To jak tam wejść? – spytałam.
- Po
drabinie się wchodzi.
- Z oknami?
– nie wierzyłam własnym uszom.
- No z
oknami. Z oknami. Jest gimnastyka wtedy, że szok.
Po pomiarach poziomicą panowie wsadzali w otwory okienne same ramy, bez skrzydeł. Ramy stawiali na dwóch słupkach ustawionych z plastikowych, płaskich podkładek (tzw. dystansów). Ilość tych podkładek była za każdym razem dobierana w taki sposób, aby dolna krawędź ramy trzymała poziom.
Ramy
ustawiane były tak, aby z zewnątrz domu rama okna i mur były w jednej linii, to
tzw. okna zlicowane z budynkiem. Nie jest to jedyny sposób montażu, czasem okna
montuje się inaczej, aby od zewnątrz zrobić uskok na parapet zewnętrzny –
wszystko zależy, jaką planuje się warstwę ocieplenia. U nas ma ona wynosić 25
cm, więc parapet zewnętrzny osadzony będzie w warstwie ocieplenia i okna mogą
być zlicowane z budynkiem. Gdy natomiast ocieplenie jest węższe nic planowane
parapety zewnętrzne, ramy należy nieco cofnąć w głąb domu.
Potem po bokach, między ramy a mury, panowie wbijali plastikowe kliniki, składane po dwa, aby zblokować luźną ramę w otworze. Pion wyznaczany był przy pomocy poziomicy a następnie kliniki boczne pan dobijał młotkiem delikatnie, żeby najpierw ten pion złapać, a potem go utrzymać. Po wbiciu nowych kliników te poprzednie należało lekko korygować – i tak do skutku, aż rama siedziała sztywno w murach zaklinowana w sześciu punktach.
Następnie dookoła ramy, w kilku punktach, przykręcane były do muru – we wnękach - metalowe kotwy. A więc w ruch poszła wiertarka, kołki rozporowe i wkręty.
Po przykręceniu
ram kotwami do wnęk w murze, panowie zawiesili skrzydła okien na zawiasach. Teraz
przyszedł czas na regulację zawiasów, aby okna lekko się zamykały i otwierały.
Początkowo bowiem większość okien się zacinała i blokowała, ale to normalne i
właśnie wyeliminowaniu tego efektu służy regulacja.
Żałuję, że
nie podejrzałam, na czym ta regulacja polega, co też pan tam przykręcał bądź
odkręcał, bo obecnie jedno okno lekko nam się opuściło i przydałoby się je
podregulować, a nie wiem jak. Cóż, będziemy to jakoś rozkminiać. A można było
wtedy po prostu zapytać i zobaczyć, to kosić mi się zachciało!
Każde okno było kilkakrotnie sprawdzane, czy
klamka dobrze i lekko chodzi, czy nic nie obciera i się nie blokuje. Klamki na
razie nie zostały przykręcone. Wszystkie okna otwierane były i zamykane przy
pomocy jednej, przenośnej klamki. Pan doradził, aby nie przykręcać klamek przed
położeniem tynków i wykończeniem wnętrza, bo niepotrzebnie się porysują i
zniszczą:
- Klamki i
nakładki maskujące na zawiasy to najlepiej zamontować na końcu, już po
malowaniu. To wtedy wszystkie będą nowe, niezakurzone, bez zarysowań. A póki co
niech sobie państwo używają jednaj klamki do otwierania, tak, bez przykręcania
nawet.
Następnie
starszy pan bardzo dokładnie, nie żałując piany, piankował okna dookoła. A więc
wpuszczał tę puchnącą w oczach pianę poliuretanową w szczeliny między mur i
ramy przy użyciu specjalnego pistoletu, aż piana wychodziła z drugiej strony,
na zewnątrz:
- Piany to
wam nie żałuję, niech to się mocno trzyma, a nadmiar będzie do obcięcia – tłumaczył.
Raz w taką
świeżą pianę, która spadła z drugiej strony na ziemię, wdepnęłam butem i
powiem, że byłam w kłopocie. Na szczęście na świeżo jakoś udało się zdrapać z
buta to świństwo, przy pomocy paznokci i wody uporałam się z problemem, ale gdyby
to zaschło, to koniec, buty do wyrzucenia.
Podobno z
ram okiennych, gdy piana zaschnie, jej nadmiar odchodzi łatwo:
- W razie
czego można ślady po piance usunąć zmywaczem do paznokci, ale zazwyczaj sama
odchodzi – zaspokajał moją ciekawość monter.
Pan młodszy poinstruował nas, żeby przy kolejnym etapie obrabiania tynkiem wnęk okiennych, usunąć kliny boczne (dziury po nich należy wypełnić pianką), ale aby kliników z dołu, na których stoją ramy, nie usuwać, a jedynie przyciąć je nożykiem równo w ramą:
- Bo lepiej,
żeby okno, które jest ciężkie, stało na podkładkach, a nie na samej,
elastycznej piance. Wtedy nic się na pewno nie wypaczy i nie siądzie – tłumaczył.
Po czasie
dodam, że z kolei monterzy parapetów wewnętrznych, de facto z tej samej firmy,
usunęli wszystkie dystanse, te spod spodu też, twierdząc, że okno trzyma się na
kotwach i na zastygniętej pianie, a kliny lepiej usunąć i dziury po nich
zapianować, aby zlikwidować mostki termiczne:
- Bo taki
plastik to żadna izolacja i będzie tędy przemarzać. Piana to piana, ciepła
jest. A chba o to chodzi, żeby było ciepło co nie? Ja tak kliny zawsze wybijam
i jeszcze nie było reklamacji – mówił chłopak od parapetów.
Następnie pan
młodszy nas poinstruował, że okna plastikowe wymagają jednak pewnych zabiegów
konserwacyjnych. Mianowicie zawiasy i elementy metalowe należy co jakiś czas
naoliwić, a gumowe uszczelki przesmarować wazeliną:
– Uszczelki mają
wtedy dłuższą trwałość i tak szybko nie parcieją – wyjaśniał.
Ponadto pan polecił, abyśmy w miarę szybko zerwali folie ochronne, którymi zabezpieczone są plastikowe ramy okien. Zwłaszcza naklejki od strony zewnętrznej, wyeksponowanej na działanie słońca, należy oderwać od ram okiennych jak najszybciej. Słońce bowiem powoduje, że folia wtapia się w plastik, zespala się z nim na stałe i nie sposób tego potem doczyścić.
Sąsiad
Wojtek też nas przed tym przestrzegał. Miał kiedyś nieprzyjemność czyścić ramy
okien, do których przyspawała się folia ochronna. Podobno koszmarna robota i w
gruncie rzeczy zniszczenie okien. Ramy po tym zabiegu były porysowane, w wielu
miejscach oderwanie folii było niemożliwe i należało przy użyciu skalpela ściąć
folię wraz z warstewką plastiku, a potem szlifować powierzchnię do połysku. A to
już nie to samo, co nowa, gładka rama.
Po
usłyszeniu historii z wtapianiem się folii w ramy zrywałam taśmy
zabezpieczające od zewnątrz już następnego dnia, choć teoretycznie nic nie
powinno się wydarzyć do trzech miesięcy.
Wojtek
doradził, żeby zerwać folie tylko od zewnątrz a ze środkiem poczekać, aż sobie
posprzątamy, do czasu, gdy nie będzie się już tak kurzyć, bo ten pył zawsze
jednak trochę rysuje ramy. Więc na razie folie wewnątrz domu zostawiłam.
I tak sobie
pomyślałam o domu w trakcie budowy, który stoi na sąsiedniej ulicy. Jego
właściciele najwyraźniej nie wiedzą o konieczności zerwania folii, bo okna z
foliami prażą się na słońcu już od dwóch lat. Będą mieli kłopot. Nawet miałam
ochotę im powiedzieć, aby zerwali te folie, ale jak dotąd nie udało mi się
nigdy nikogo zastać na budowie, która utknęła w martwym punkcie już dawno, a
działka zarosła chwastami po pas. Nawet nie ma jak zostawić listu z
informacją.
Na koniec
montażu pan młodszy zostawił nam reklamówkę klamek, osłonek na zawiasy i
osłonek na wywietrzniki w ramach okiennych – do samodzielnego montażu.
Powiedział, że jeśli sobie życzymy, to on zaraz wszystko to nam pozakłada i
zamocuje, ale szczerze odradza, żeby robić to na tym etapie.
- Wszystko
się jeszcze zakurzy, porysuje i nie będzie już takie ładne i nowe. Lepiej
upiększyć okna tymi wykończeniami i nakładkami, jak już będą wymurowane wnęki i
założone parapety. To mówię szczerze, nie z lenistwa.
Pan pokazał tylko, jak montuje się klamki i już. Banalnie proste. Należy włożyć trzpień klamki w otwór, w odpowiedniej pozycji (gdy okno jest całkowicie zamknięte klamka ma być skierowana dół). Następnie należy odchylić i przekręcić o 90 stopni plastikową osłonkę przy nasadzie klamki, pod którą znajdują się dwa wkręty. I wystarczy przykręcić je wkrętarką albo wkrętakiem. Wszystkie otwory są nawiercone i wszystkie klamki wyposażone są w śrubki i podkładki. Po przykręceniu śrubek (do każdej klamki dwóch) należy przekręcić osłonkę na swoje miejsce, zasłoni ona śrubki. I gotowe.
Sama
osobiście przykręcałam potem większość klamek. Sama przyjemność :)
Panowie
polecili, aby nie otwierać okien i nie ruszać ich przez najbliższe 24 godziny:
– Do tego czasu pianka jeszcze twardnieje i
lepiej nie dotykać, aby nic się nie przesunęło i nie rozszczelniło. Nie
dotykać. ok.?
Wreszcie podpisałam
fakturę i protokół odbioru robót, wypełniłam ankietę oceny ekipy montującej –
oczywiście schwaliłam ich i dałam najwyższe oceny z możliwych.
Panowie
naprawdę przyłożyli się do pracy. Zamontowali 13 okien w 6 godzin i zrobili to
z wielką starannością. Zupełnie inaczej, niż wynikało to z moich
dotychczasowych doświadczeń z panami-partaczami. Czyli da się. Nie zawsze jest
„Usterka”.
No i tyle.
Mamy okna!
Kolejny wpis z przyjemnością skonsumowany! U nas konstrukcja dachu od dłuższego czasu gotowa, niestety 60 litrów deszczu które spadło na m2 w ciągu minionych dni - raduje pewnie rolników, ale niekoniecznie mnie - sprawiło, że od wczoraj cały budynek schnie. Woda na parterze, woda na piętrze, więźba aż ocieka wodą :( Trudno... Dzięki tej przerwie znaleźliśmy czas aby wreszcie zamówić okna - oczywiście PCV :) Naszych jest tylko 11, ale razem z roletami opuszczanymi elektrycznie. Zanim w lutym - tak w lutym! - rozpocząłem maraton z producentami okien nie zdawałem sobie sprawy że rolety to koszt porównywalny z oknami z wyższej półki, szok! Wygrała myśl, że roleta to bezpieczeństwo podczas dłuższej nieobecności, na codzień prywatność oraz ciepło/chłód we właściwej porze roku. Ponieważ pogodziliśmy się z wyjątkowo wysokim dodatkowym wydatkiem, kryterium do rozstrzygnięcia pozostała kolorystyka. Blisko 25.000PLN za całość z montażem robi jednak wciąż wrażenie... Kolor wewnętrzny - klasyczna biel, zewnętrzny antracyt. Czas oczekiwania do 6 tygodni. Tak więc do połowy sierpnia należy zorganizować ocieplenie (styropian 18cm nie jest zbyt powszechnie dostępny) i conajmniej zbudować drzwi (zbite z drewna i OSB pozostałego po wcześniejszych etapach prac). Niestety zrezygnować musimy do tego czasu z rozkładania instalacji elektycznej i hydraulicznej, ale z dobrych stron oznacza to że mogę poszukać najlepszych cen dostępnych na rynku :) No i czas zająć się zapewnieniem bieżącej wody oraz gazu. Wyczekuję z niecierpliwością kolejnych wpisów, a za dotychczasowe ponownie dziękuję!
OdpowiedzUsuńAleż przeprawa. Czy to okna plastikowe? Bo się zastanawiamy z żoną nad zakupem do naszego domu, mamy mnóstwo wątpliwości co najlepiej wybrać.
OdpowiedzUsuńJestem zadowolona z okien, plastikowych. Bardzo praktyczne, łatwe w myciu. Ostatnio praktykuję - z sukcesem - mycie okien miękkim mopem. Żadnego polerowania szyb, żadnych smug. Pyk pyk. 5 minut i szyby żyleta. Najpierw woda z płynem do naczyń, żeby zmyć tłusty nalot. Potem czysty mokry mop i spryskiwacz do szyb. A ramy przecieram o tyle o ile w miejscach, gdzie zauważę brud, chusteczkami nawilżanymi dla niemowląt.
OdpowiedzUsuńTeż jestem zwolenniczką plastikowych okien. Są bardzo praktyczne i można je łatwo wyczyścić :)
OdpowiedzUsuńTak jak poprzednicy uważam, że okna PCV są po prostu lepsze i w naturalny sposób wypierają okna drewniane. Łatwe w konserwacji i czyszczeniu, niezawodne, równie ładne i często tańsze okna plastikowe są po prostu lepsze.
OdpowiedzUsuńFirma Astra Lublin oferuje wysokiej jakości produkty stolarki okiennej i drzwiowej, spełniające najwyższe standardy. Zapraszamy.
OdpowiedzUsuńokna lublin
Aktualnie jest na etapie wyboru okna dachowego, zastanawiam się jednak jak wygląda montaż moskitier w przypadku takiego okna. Czy jest to skomplikowane?
OdpowiedzUsuńBardzo dobry artykuł. Warto przeczytać. Każdy wyciągnie coś dla siebie
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wymianę okien to polecam wam zajrzeć na tę stronę https://vidok.com/okna-pvc/ . Znajdziecie tu sporo informacji o bardzo dobrych jakościowo oknach PCV, a dodatkowo będziecie mogli je także od razu tutaj zakupić. Na prawdę warto jest na tę stronę zajrzeć
OdpowiedzUsuńA i może rolety, żaluzje od https://plissandroll.pl was zainteresują? Jeżeli myślicie o oknach to i też o takich rzeczach wypadałoby
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis i bardzo pomocne informacje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCo do tematu okien to na co należy zwracać uwagę jeśli chodzi o wybór okien dachowych? Myślę, że takie informacje przydałyby się wielu osobom, które planują budowę lub są w jej trakcie
OdpowiedzUsuńOsobiście jestem zwolennikiem okien aluminiowych, razem z żoną pojechaliśmy do w pełni profesjonalnej firmy, która zajmuje się stolarką aluminiową i kupiliśmy pare w promocyjnej cenie.
OdpowiedzUsuńTen wpis zawiera wiele bardzo interesujących i ważnych informacji.
OdpowiedzUsuńOstatnio też kupowałem okna i jest to rzeczywiście prosta rzecz do zrobienia. Firma profesjonalnie zamontowała okna w moim domu. Dostałem również informację, ze zajmują się serwisem i naprawą okien, myślę, że kiedyś skorzystam z tych usług.
OdpowiedzUsuńPrzywróć swoim oknom świetność z https://www.naprawa-okien-warszawa.pl/. Doświadczeni fachowcy szybko i skutecznie przywrócą im funkcjonalność. Odkryj nową jakość w Twoim otoczeniu. Skorzystaj już dziś!
OdpowiedzUsuńWłaściwy montaż okien to klucz do efektywnej izolacji termicznej i zapobiegania ewentualnym problemom z wilgocią. Dzięki Twoim wskazówkom możemy uniknąć potencjalnych problemów związanym z kondensacją.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący wpis
OdpowiedzUsuńRozumiem, że znalezienie odpowiednich okien dla Waszego domu było wyzwaniem. Dobrze, że zdecydowaliście się na okna PCV, zapewniające trwałość i izolację. Cena, którą udało się Wam uzyskać, wydaje się być rozsądna, biorąc pod uwagę ilość i jakość okien.
OdpowiedzUsuńSuper ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis
OdpowiedzUsuń