Dom

Dom

czwartek, 1 października 2015

67. Luka w progu i plany przedhydrauliczne

2014-05

Nadszedł czas, aby zamontować drzwi wejściowe. Dziś wreszcie zadzwonili z fabryki, że drzwi już się wyprodukowały i umówiliśmy się na ich zamontowanie, na czwartek.


Nasze prowizoryczne drzwi zbite z desek wkrótce znikną. Posłużyły nam one tylko przez kilka tygodni, ale ich wykonanie bynajmniej nie było zbędne, bo dzięki nim od miesiąca mamy zamknięty dom. To się nazywa stan surowy zamknięty – no, może prawie zamknięty, bo deskowe drzwi na skobel trudno nazwać prawdziwym zamknięciem. Niemniej jednak za chwilę będziemy mieć prawdziwe, solidne, piękne drzwi z prawdziwymi zamkami i kluczami. Już się nie mogę doczekać.


Dziś pojechaliśmy z Markiem do marketu budowlanego i kupiliśmy mały worek gotowej, sypkiej zaprawy to murowania oraz wiadro, w którym będzie można ją rozrobić z wodą. Postanowiliśmy bowiem, że przed montażem drzwi wmurujemy samodzielnie brakujące w progach bloczki betonowe. Nasi budowlańcy pozostawili luki w wejściach – zarówno w otworze na drzwi wejściowe jak i w otworze na drzwi balkonowe. Dzięki tym lukom, w czasie gdy trwała budowa, łatwiej mogli wwozić do środka domu materiały budowlane. Skoro nie było progów wystarczyło rzucić w przejściach deski i spokojnie dawało się wjeżdżać do środka załadowaną materiałami budowlanymi taczką.

Po skończeniu budowy – jak mniemam – panowie powinni wmurować te trzy brakujące bloczki fundamentowe, ale jakoś o tym zapomnieli. Oni zapomnieli, a my w ogóle nie mieliśmy pojęcia, że należy to egzekwować. Dopiero podczas montażu okien oraz przy pierwszej wizycie pana od drzwi, gdy robione były obmiary, sprawa konieczności uzupełnienia luk w opasce z bloczków fundamentowych wyszła na jaw.


Przy zakładaniu okna balkonowego panowie sami wprawili nam brakujący bloczek, przyklejając go do chudziaka i bloczków sąsiednich pianką montażową. Powiedzieli, że na razie sama pianka wystarczy, chodzi tylko o to, żeby nie było dziury pod futryną i żeby koty albo inne zwierzęta nie wchodziły nam do domu. A jak będziemy tuż przed robieniem wylewek, to sobie ten prowizorycznie wprawiony pustak wytniemy z pianki i go porządnie wmurujemy. Okno i tak wspiera się na bloczkach, które są po bokach otworu, zamontowane jest dodatkowo na kotwach, więc jeden słabiej przytwierdzony pustak w niczym nie przeszkadza.

Niemniej przed wprawieniem drzwi wejściowych, chcemy od razu porządnie i na gotowo zapełnić lukę, wmurowując brakujące bloczki zaprawą cementową, a nie jakąś miękką pianką. Jutro będziemy więc bawić się w murarzy i wmurowywać, zarówno ten obecnie wpiankowany jeden bloczek pod oknem balkonowym, jak i dwa brakujące bloczki, które stworzą próg w drzwiach wejściowych. Zobaczymy, jak nam to pójdzie. Jeszcze nigdy w życiu nie murowałam. Marek też nie. Jesteśmy podekscytowani naszym pierwszym razem!


Jutro o 16. mamy na działce spotkanie z hydraulikiem, który zaczyna robić naszą instalację wodno-kanalizacyjną. Pan Kukułka przedstawił nam wycenę potrzebnych materiałów, w tym pieca gazowego firmy Vaillant (podobno lider wśród pieców) i grzejników firmy Purmo (podobno lider wśród grzejników). Całość ma nas kosztować około 25 tys zł. Łał! Kwota mnie prawie przewróciła, to kupa szmalu. Cóż, będziemy płakać i płacić. Wyjścia innego nie ma. Nie na darmo wszyscy twierdzą, że instalacja wodno-kanalizacyjna oraz dach to najdroższe elementy każdej budowy.

Pan Kukułka uświadomił nam, że w pierwszym etapie prac hydraulicznych nie montuje się pieca i grzejników, a tylko same rurki rozprowadzające wodę po domu, czyli do wszystkich ujęć wody oraz do grzejników:
- Piec i kaloryfery to będzie drugi etap, jak już będziecie po tynkach i wylewkach - mówił.
A więc na początek na instalację wodno-kanalizacyjną potrzebujemy jakieś 10 tys. zł. No dobra, trochę się to wszystko rozciągnie w czasie.

Pan Kukułka powiedział także, że poza materiałami hydraulicznymi, które on sam zamówi i dowiezie, będziemy musieli samodzielnie załatwić, znaczy się zakupić, folię oraz styropian. Nie mam pojęcia ani jaką folię ani jaki styropian i ile tego ma być, ale obiecał, że pomierzy, policzy i powie. Niebawem wszystko się okaże.

Przed rozpoczęciem robót wodno-kanalizacyjnych mamy uprzątnąć wszystko z podłóg, znaczy się z tego betonu, na którym podłogi kiedyś powstaną. Trzeba powynosić leżące gdzieniegdzie cegły, folie, deski i śmieci. Trzeba uprzątnąć cały parter, gdzie w rogu leży kilka worków śmieci pozostałych z zakładania gontów bitumicznych (w różowe worki spakowane są folie, którymi gonty podklejone były od spodu dla zabezpieczenia warstwy kleju - jest tego mnóstwo!). Poza tym w domu jest sporo palet i blatów, a w kącie stoją pozostałe z budowy pustaki i cegły. Trzeba to wszystko wynieść z domu na podwórko i dokładnie pozamiatać. Gdybyśmy wiedzieli, że dom ma być puściutki, nie składowalibyśmy pozostałych z budowy resztek materiałów budowlanych w salonie, a od razu ustawilibyśmy paletę pod orzechem. Cóż, pierwszy raz się budujemy i nie przyszło nam to do głowy, chociaż jakby się tak głębiej zastanowić to powinno! Będziemy teraz musieli te pieczołowicie zeskładowane pustaki i cegły wynosić na podwórko.


Przy zamiataniu betonu kurzu będzie co nie miara. Chyba pylicy płuc dostaniemy! Nie, nie da się tego zrobić na sucho. Chyba zdecydujemy się na spryskiwanie posadzki zraszaczem i na ściąganie budowlanego błota łopatą. Ech, jeszcze nie mam na to pomysłu. Obecnie jest tak, że przy zwykłym chodzeniu po domu kurz cementowy wzbija się na wysokość kolan. No i właśnie całego tego syfu musimy się pozbyć.
Cementowy pył trzeba będzie spakować w grube worki i gdy zamówimy już kontener na wszelkie odpady budowlane i śmieci, po prostu wyrzucić. Nie powinno się tego pyłu cementowego rozsypywać po działce, bo to nie jest zwykły piach, ale żrący cement, który zaszkodzi roślinom i nie zostanie łatwo zasymilowany przez glebę (tak mi się przynajmniej wydaje).

Zastanawialiśmy się, czy nie należy już teraz zamówić kontenera. Załadować go gruzem, który jest wysypany w miejscu tarasu, wrzucić do niego wszystkie spakowane w worki śmieci, pył cementowy z zamiatania domu i ścinki papy oraz gontów.
Ale na razie nie uzbieraliśmy jeszcze śmieci aż tyle, aby zapełnić kontener. Z drugiej strony nie mamy pewności, czy mamy się pozbywać gruzu usypanego w miejscu tarasu. Pan Jarek coś przebąkiwał, że gruz się przyda do utwardzenia tarasu - ale nie wiem jak by to miało wyglądać. Zadzwoniłam więc po poradę do brata pana Jarka, który zajmuje się układaniem kostki brukowej i robieniem tarasów oraz schodów. Pan ten poradził, żeby nie pozbywać się gruzu:
- Nie ma sensu wywozić gruzu, i jeszcze za to płacić. Gruz się pokruszy i będzie jako podbudowa pod taras, takie dodatkowe utwardzenie. Dopiero na to pójdą pozostałe warstwy żwiru i piasku. Szkoda pieniędzy – przekonywał.
Tak więc ze sprzątania z użyciem kontenera na odpady budowlane na razie rezygnujemy. Samych śmieci mamy zbyt mało, by zapełnić mały nawet kontener, więc póki co będą sobie leżeć pod płotem jak dotąd, i czekać, aż się ich uzbiera więcej.


Na naszej działce rośnie aromatyczny lubczyk, melisa i chrzan. Dziś Marek posadził jeszcze tymianek, którego sadzonkę przywiózł od swojej mamy. Powoli zaczynamy korzystać z dobrodziejstwa posiadania własnego kawałka ziemi. Ja wprawdzie bardziej przeszkadzam niż pomagam, bo czasem psuję Markowi te drogocenne uprawy, zapominam i wjeżdżam w nie kosiarką. Ale zawsze jakoś odrastają. Marek kiwa tylko głową z politowaniem:
- Jak można było nie odróżnić lubczyka od chwastu!
No, taki już mam talent-antytalent.
Pamiętam jak przed laty, w podstawówce, pani zabrała naszą klasę na lekcji przyrody do ogródka woźnej, aby pielić grządki. Wypieliłam swój fragment idealnie - wyrwałam wszystkie czerwone listeczki botwinki i zostawiłam piękną, wysoką, zieloną lebiodę. Jakoś lebioda bardziej mi wtedy wyglądała na roślinę użyteczną, niż ledwo co wschodząca botwina. Gdy zobaczyła to moja koleżanka ostrzegła mnie złowieszczym szeptem:
- Lepiej zakop te liście buraków głęboko i powiemy pani, że w tej części jeszcze nie wzeszły, bo jak się okaże, że wyrwałaś botwinę a zostawiłaś chwasty, to będzie afera!
Tak zrobiłam. Zakopałam dowody mej ignorancji ogrodniczej i nic się nie wydało.

Nic więc dziwnego, że Marek drży o swoje zioła, czy aby na pewno nie zrobię im krzywdy. Niestety, w zeszłym roku wyrwałam z ziemi wielki chrzan, bo takie wielkie „chwaścisko” wyrosło mi na środku trawnika! Potem się okazało, że Marek specjalnie go hodował, aby mieć do kiszenia ogórków. Na szczęście nie udało mi się wykarczować go w całości i szybko odrósł. 
Cóż, działkowca to już ze mnie nie będzie na pewno. 

5 komentarzy:

  1. Doskonale się z tym zgadzam, dach i system wodno-kanalizacyjny to jedne z najbardziej kosztownych inwestycji w budowie domu. A jak wiadomo na tego typu materiałach nie warto oszczędzać. Lepiej zrobić coś raz a porządnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Budowa domu to wielke przedsięwziębie. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy wpis. Bardzo przydatne informacje można tutaj znaleźć

    OdpowiedzUsuń