Dom

Dom

środa, 12 października 2016

75. Dziura w dachu!

2014-06-06

Poniżej kilka słów sprzed kilku dni, z powodu bałaganu w chronologii notatek lekko cofam się w czasie …

Rano zadzwonił kolega z propozycją, abyśmy dziś rozliczyli się za styropian, który już dawno został przywieziony na naszą budowę, i który będzie rozkładany na podłogach stanowiąc izolację termiczną pod wylewkami. Przekazaliśmy pieniądze jego żonie, która akurat była w centrum. Łatwiej i szybciej było umówić się z nią w mieście, niż jechać do nich poza Łódź. Mimo wszystko trochę czasu nam to zajęło.
Za 47 paczek styropianu, czyli 14,1 m3, zapłaciliśmy 2100 zł. Styropian ma wystarczyć na rozłożenie dwóch warstw na dole (o grubości po 4 cm każda) i jednej warstwy na górze (o grubości 5 cm ). Razem to ponad 300 m2 styropianu do układania.


W drodze powrotnej podjechaliśmy na działkę sprawdzić, czy wszystko w porządku i zobaczyć, co też udało się zrobić wczoraj panom hydraulikom.
Jeszcze nie wysiedliśmy w samochodu, a mój małżonek prawie dostał zawału:
- Nosz k***a mać! Widzisz to!?




Marek wkurzył się okropnie! Okazało się bowiem, że panowie elektrycy zamontowali sztycę do przyłącza energetycznego, przebijając nasz piękny, skończony, pokryty gontem i orynnowany dach na wylot! Wstrętna, ocynkowana rura, przez którą będą przeprowadzone kable elektryczne biegnące od słupa na ulicy do skrzynki na domu, wystaje sobie teraz z dachu niczym dodatkowy mini-komin. Na tle gontu wygląda ona koszmarnie! Ale mniejsza z wyglądem. Najgorsze jest to, że panowie popsuli nam dach! Zrobili w nim dziurę, w którą wpuścili rurę!

Dokładnie takiej sytuacji chcieliśmy uniknąć. Uczulaliśmy na to elektryków kilkakrotnie, kategorycznie zabraniając wiercenia jakichkolwiek dziur w dachu. Uzgadnialiśmy z nimi, że sztyca ma być przymocowana do wysięgnika, od ściany domu w bok, i dopiero po przekroczeniu linii dachu ma piąć się w górę! Zresztą tak jest w projekcie, co również pokazywaliśmy naszemu niedorozwiniętemu elektrykowi!

- Oczywiście. Tak tak. Dachu nie ruszamy – przytakiwali obaj elektrycy podczas tych uzgodnień. Mieli też zakaz wykonywania jakichkolwiek czynności pod naszą nieobecność, bo Marek zdecydowanie przestał im ufać i wolał mieć ich działania na oku. Niestety, panowie całkowicie zignorowali nasze ustalenia! Zrobili jak chcieli, nawet nas o tym nie informując, nie pytając o zgodę. Po prostu przewiercili się przez dach i już. Ręce opadają!

I co teraz?
Marek się wściekł. Wykrzykiwał, że nie zapłaci im ani grosza, a jeszcze ich pozwie o zwrot kosztów naprawy dachu!
- Przecież po tej rurze będzie spływać woda, prosto w płyty OSB, i dalej do wełny ocieplającej strop, i jeszcze dalej w styropian ocieplający elewację. I po dwóch latach płyta zgnije, wełna dostanie grzyba i nowy dom szlag trafi! Co za barany! A mówiliśmy tyle razy, nie tykać dachu! Chyba ich pozabijam! - mówił trochę do mnie, a trochę do siebie, paląc trzeciego pod rząd papierosa.
- Może da się to jakoś odkręcić, załatać – zapytałam nieśmiało.
- Dać to się da. Wszystko się da. Ale musimy znów wynajmować dekarzy. Przecież na dach nie wejdziesz sama i nie będziesz wymieniać gontów, bo się na tym nie znasz. Ja też nie. Barany jedne ....

Dzwonimy do Artka – elektryka. Nie odbiera.
Wkurzeni wracamy do domu. Po drodze Artek oddzwania. Marek zaczął z nim rozmawiać, o dziwo nawet całkiem spokojnie. Zapytał rzeczowo, czemu przebili nam dach.
Artek wyjaśnił, w ogóle nie zbity z tropu, że po konsultacji z kilkoma jeszcze innymi elektrykami ustalili, że takie rozwiązanie jest lepsze:
- Mocowanie sztycy na wysięgniku, czyli najpierw prostopadle do ściany a potem równolegle w górę, jest niestabilne – referował. - Śruby przy tym rozwiązaniu się obluzowują, a woda po takim wysięgniku spływa wprost do ocieplenia. Lepszym rozwiązaniem jest przebicie się sztycą przez dach i uszczelnienie otworu specjalnym lepikiem. Wtedy woda spływająca po sztycy zostanie zatrzymana przez uszczelniacz i spłynie sobie na dach, po gontach, do rynien – tłumaczył Artek.

Może i jest to lepsze rozwiązanie, ale jakim prawem panowie zastosowali je bez uzgodnienia z nami! To niedopuszczalne.
Trudno. Przepadło. Już nic się nie poradzi. Możemy teraz albo wymontować sztycę i reperować gonty oraz łatać dziurę, albo spróbować uszczelnić miejsce, w którym sztyca przebija dach na wylot.
Skoro dziura już jest, rozsądniejsze wydawało się wyjście drugie, czyli zabezpieczenie otworu. Ale trzeba to zrobić naprawdę profesjonalnie, czego z całą pewnością nie możemy powierzyć owym pożal się Boże elektrykom. Chcieliśmy taniej, to mamy paproków! Ech.

Jak to uszczelnić? Marek dalej próbował ustalić z Artkiem plan działania:
- No dobra. Może i na wysięgniku, jak twierdzisz, byłoby gorzej. Ale co z dziurą? Przecież tam się będzie lać woda, która wejdzie w płyty osb, rozpulchni je, rozmoczy, potem woda wejdzie w ocieplenie i za trzy lata dach będzie do wymiany, co nie?
- Nic się nie będzie lać. Uszczelnimy to specjalnym uszczelniaczem, napchamy go między rurę a otwór i woda nie przejdzie. Spokojnie – zapewniał lekko, jednak nawet przez chwilę nie uwierzyliśmy w jego rację.

Woda ma to do siebie, że znajdzie sobie drogę w najmniejszej nawet nieszczelności. Aby uszczelnienie naprawdę zadziałało, sam lepik okalający rurkę i "napchany" do szczeliny nie wystarczy. Dach bowiem cały czas pracuje, poddany warunkom atmosferycznym kurczy się i rozrzesza. Nie ma takiego lepiku, który z czasem się nie rozszczelni. Marek twierdzi, że może gdyby na sztycę zamontować specjalny kołnierz, którzy będzie szerszy od otworu pod nim, i dopiero uszczelnić całość, to ewentualnie takie rozwiązanie mogłoby zadziałać. Ale sam lepik – w życiu!.

No i pozostaje jeszcze kwestia estetyczna. O ile na płaskim dachu taki dzwon-kołnierz można sobie jakoś wyobrazić, żeby go dokleić, to na dachu o spadku 38%, gdzie cała połać jest widoczna z drogi jak na dłoni, już mniej. Jak to będzie wyglądać?
- A ty widziałeś tą rurę, jak ona wygląda paskudnie na tle tego gontu? Przecież to tak nie może zostać. Jeśli już rura ma wychodzić z dachu, to musi być czarna, tak samo jak komin i rynny. A póki co to mamy takie coś brudno-srebrne kostropate. Zeszpeciło to paskudnie wygląd dachu – mówiłam.
- Nie ma problemu. To się pomaluje – odrzekł w słuchawce beztrosko Artek.
- Niby jak? Przecież to powinno być pomalowane przed zamontowaniem. Jak teraz wejdziesz na dach?
- Dam sobie radę, mam uprząż - Artek nie dawał za wygraną.

O nie! Jeszcze tego brakowało, żeby nam Artek po dachu chadzał! Wykluczone! Dach ma wokół zainstalowane plastikowe, delikatne rynny i obróbki blacharskie, które zrobione są z dość miękkiej blachy. Boję się, że oparcie o nie drabiny pozostawi wgniecenia i odkształci blachę. W wyobraźni już widziałam te pogięte blachy, pourywane rynny i sfatygowany gont. No kompletnie nie wierzę w fachowość Artka i jego starszego kolegi!

Po powrocie do domu zadzwoniliśmy do pana Andrzeja – dekarza, wykonawcę pokrycia naszego dachu:
- Dzień dobry panie Andrzeju – zaczął Marek, po czym się przedstawił i przypomniał adres naszej budowy.
- No witam, pamiętam.
- Otóż mamy chyba problem z naszym dachem. Mogę zająć chwilkę? – zaczął złowieszczo Marek, a ja już sobie wyobrażałam, jaki zamęt tym groźnym wstępem zasiał w głowie pana Andrzeja, co też tam jego ekipa schrzaniła, że nowy dach stwarza problemy.
- No mam chwilkę, mam. Siedzę na dachu, mam więc świetny zasięg. Co tam się dzieje? – zagadał jak zwykle żartobliwie pan Andrzej, choć w jego głosie brzmiał niepokój.
- Ano to się dzieje, że niedorozwinięci elektrycy przebili nam dach na wylot i w dziurze umieścili sztycę na kable elektryczne! I to samowolnie! Wyobraża pan sobie to?!
- Aaaaa - pan Andrzej wyraźnie odetchnął - Aaaaa, to normalne. Już myślałem, że coś się naprawdę stało – powiedział pan Andrzej zupełnie niezaskoczony - Oni tacy już są ci elektrycy, łobuzy jedne. Robią tak, jak im łatwiej. I co? Trzeba uszczelnić co nie?
- No … właśnie dzwonię po ratunek.
- Spoko, drobiażdżek. Zrobi się. Już się wystraszyłem, że coś się naprawdę stało z dachem, ale jak tylko elektrycy, to damy radę. – Pan Andrzej nie zdziwił się ani trochę i uznał nasze zlecenie za typowe.

Uff, bardzo nas to uspokoiło.
- Panie Andrzeju, bo ci elektrycy powiedzieli, że sami uszczelnią, że napchają jakiegoś lepiku między rurę a płytę, ale ja nie jestem przekonany, czy oni dobrze to zrobią. Przecież tamtędy woda będzie się lała w płytę i w wełnę, jak pan myśli?
- No będzie, będzie. A gdzie ma się lać, jak nie w płytę. Najpierw się wleje trochę, potem więcej, a potem będę miał nowe zlecenie hi hi. Wie pan co panie Marku, niech oni lepiej na dach nie wchodzą. Proszę im zabronić, bo narobią tylko jeszcze więcej szkód. Zakazuję. Ja to załatam, bez problemu. Podjadę w przyszłym tygodniu i zrobię odpowiednią obróbkę. Samo napchanie lepiku wcześniej czy później się rozszczelni i będzie kuku. A nie chcemy kuku. Tam trzeba będzie zrobić taki kołnierz z blachy, dookoła, Zdzwonimy się w przyszłym tygodniu. Proszę się tym nie przejmować, ale od dachu niech pan ich trzyma z daleka, dobra?

Uff. Pan Andrzej na pewno zrobi to dobrze, a kosztami jego usługi postanowiliśmy obciążyć elektryków. Nie będą zachwyceni, ale trudno. Nie wykonali usługi zgodnie z umową. Na razie, dopóki nie skończą roboty, postanowiliśmy im o tym nie mówić. Zadzwoniliśmy tylko do Artka z kategorycznym zakazem, aby więcej sam na dach nie wchodził i żeby nie kupował żadnych uszczelniaczy, bo umówiliśmy już dekarza, który profesjonalnie uszczelni sztycę. Oczywiście przytaknął, co oczywiście nie daje nam gwarancji, że tym razem się posłucha i nie wlezie na dach.

Nie wiemy tylko, kto i jak pomaluje tę rurę na czarno. Taka brudno-srebrna nie może zostać.
Poza tym, że sztyca brzydka i dach przebity, przyłącze wygląda na zrobione dość solidnie. Kable wychodzące ze skrzynki na murze złączone są w wiązkę, która niebieską, elastyczną rurą karbowaną wprowadzona jest do sztycy. Sztyca przymocowana jest solidnymi śrubami do muru przy pomocy półokrągłych objemek. Wszystko wydaje się być solidne, stabilne i schludne.




Rozejrzeliśmy się po okolicznych domach i wiele z nich miało przyłącza na sztycach wystających wprost z dachu. A więc możliwe, że jest to rozwiązanie dobre. W sumie, gdyby sztyca była czarna i gdyby mieć pewność, że dziura w dachu zostanie odpowiednio obrobiona, to wygląda to znacznie lepiej, niż sztyca na wysięgniku. Cóż, zobaczymy jak to wyjdzie.

Po czasie powiem, że zamocowanie sztycy przebijającej dach było dobrym rozwiązaniem. Nic się nie chwieje, nie luzuje. Wymaga to tylko dobrej obróbki blacharskiej, którą profesjonalnie wykonał nam dekarz. Faktycznie trzeba przyznać rację elektrykom, że gdyby sztyca była na wysięgniku, to woda z pewnością miałaby dużo większe pole do niszczycielskiej działalności, lałaby się po metalowych, rdzewiejących z czasem konstrukcjach wysięgnika, potem po elewacji, niszcząc tynk rdzawym brudem. Rury ocynkowanej natomiast nie maluje się. Z czasem sama śniedzieje, nabiera czarnego koloru, i to dzieje się dość szybko.
Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdybym miała decydować dziś, czy dziura w dachu czy wysięgnik, wybrałabym dziurę w dachu.

W tych nerwach związanych z dziurawym dachem zerknęliśmy tylko pobieżnie na postępy prac hydraulików. O jakość usług tych panów jakoś się nie obawiam.

A więc od ostatniego razu prace posunęły się do przodu. Na parterze, we wszystkich prawie pomieszczeniach (z wyjątkiem kotłowni i przedpokoju) na posadzce rozłożona została czarna folia budowlana. Na folii, na całej powierzchni domu porozstawiane są paczki styropianu, które jeszcze wczoraj ułożone były piętrowo przy ścianach. Teraz „zagracają” cały dom.




W dwóch pokojach styropian został już ułożony na folii. Folia została przycięta tak, że jej powierzchnia była większa od powierzchni podłóg, więc zapasy folii z czterech boków, o szerokości około 20 cm, wywinięte były na ściany.


Paczki grubszego styropianu 5 cm wniesione zostały na górę. Tam pod styropianem folii nie będzie, bowiem nie ma potrzeby przeciwwilgociowego izolowania podłogi na poddaszu, tam woda nie podejdzie.

W obydwu łazienkach zamontowane zostały stelaże od wc, do których potem, po założeniu płytek, przykręcone zostaną ceramiczne muszle klozetowe. Jeden stelaż nawet mocno poszarpałam żeby sprawdzić, jak się trzyma. Zawsze bowiem mam obawy, czy sedes wiszący "w powietrzu" na pewno mnie utrzyma (do najlżejszych osóbek nie należę niestety). Ale trzyma się dobrze. Stelaż, przytwierdzony zarówno do podłogi na której stoi, jak i do ściany, do której przylega, ani drgnął. Może więc sedes się pode mną nie zarwie.



Przez dziurę w stropie, w rogu łazienki, poprowadzony został pion siwych rur. Podobno to jakieś odpowietrzenie kanalizacji, które ma zapobiegać cofaniu się zapachów do domu. Wylot tego odpowietrzenia ma się znajdować powyżej poziomu sufitu na poddaszu, żeby zapachy uciekały w dach, a nie w dom. Z kolei inna siwa rura wychodziła aż nad dach, wpięta do plastikowego kominka wywietrznikowego w dachu. Niestety, nie zgłębiłam dokładnie o co w tym chodzi, który kanał jest odpowietrzeniem kanalizacji, a który jest do wentylacji łazienki. I tak już pozostanie, nie mam siły tego rozgryzać. Grunt, że pan Kukułka wie w czym rzecz.




I na razie tyle.

Dziś hydraulicy nie pracują. Będą jutro, w sobotę, od 9 rano. My także wybieramy się na działkę. Postanowiliśmy zabezpieczyć przed zniszczeniami nasze piękne, nowe drzwi wejściowe, zanim do domu wkroczy ekipa od wylewek. Zobaczymy, jak nam to wyjdzie i co wymyślimy.

A ha. Przypomniała mi się jeszcze jedna sprawa.
Pan Andrzej w czasie rozmowy z Markiem wspomniał, że chce samodzielnie wmontować rury od wentylacji w wywietrzniki, które zamontował w dachu. Obawia się bowiem, żeby ktoś nie naruszył i nie uszkodził tych kominków, żeby nic się tam na dachu nie rozszczelniło. Zapowiedział, że gdy będzie się wybierał w sprawie uszczelniania sztycy, to kupi też odpowiednie rury wyprowadzające i to zainstaluje. Ok.



Pomyślałam, że chyba powinniśmy o pomyśle pana Andrzeja powiadomić hydraulika. Żeby nie było tak, że obaj panowie zakupią rury w tym samym celu.
No i miałam rację. Pan hydraulik powiedział, że nie widzi problemu w podłączeniu się do wywietrzników w dachu, że on to zamierza zrobić i że nie ma możliwości, aby cokolwiek naruszyć czy uszkodzić, bo to się robi na elementy wsuwane, które nie są wciskane na siłę. Mamy się więc nie obawiać i nie ma potrzeby ściągać dekarza.
No to odwołaliśmy kupowanie rur przez pana Andrzeja. Skoro pan Kukułka robi wentylację i skoro jest kumaty i skoro mu ufamy, tym lepiej - powiedział.

 



Dziś nasz dom wygląda w środku na strasznie zagracony, wszędzie walają się paczki styropianu. Już nie mogę się doczekać, kiedy styropian zostanie rozłożony na wszystkich podłogach.

12 komentarzy:

  1. Nie warto się przejmować. Dach wciąż wygląda bardzo estetycznie, ta rura niemal w ogóle nie rzuca się w oczy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje :) Ja dopiero zaczynam swoją budowę za 2 miesiące :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny wpis. :) Z chęcią go przeczytałem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak widać na budowie różne akcje się dzieją. Ważne, że poszliście dalej i teraz już to wszystko wygląda całkiem całkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Budowa domu jest zawsze dużym wyzwaniem. Kiedy przystępowałem do stawiania mojego domu, to na każdym kroku wychodziły kolejne koszta. W pewnym momencie musiałem wziąć szybką pożyczkę przez czat z https://taktoeasy.pl/. Znalazłem ich dosyć łatwo szukając najlepszych ofert w sieci

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlatego właśnie tak ważne jest odpowiednie pokrycie dachu. Jeżeli zdecydujemy się na blachę dachową, mamy gwarancję pewnego i trwałego materiału i minimalnych możliwości przecieku. Jest to więc inwestycja na wiele lat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Generalnie to ja pomyślałabym jeszcze o położeniu na dachu paneli fotowoltaicznych. Dodatkowo możesz pomyśleć też o zakupie tego urządzenia https://magazynyenergii.pl/produkt/inwerter-ac-plus/ co pozwoli ci magazynować wytworzoną energię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo Ci dziękuje za ten wpis

    OdpowiedzUsuń
  9. Na budowie należy pamiętać o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Podczas pracy na wysokości korzystać ze sprawdzonego sprzętu.

    OdpowiedzUsuń
  10. gdzie można kupić taki maszt do przyłacza elektrycznego ? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli dziura w dachu to tylko taka na okno dachowe! A gdzie takie zamówić najlepiej? Zobaczcie koniecznie na ofertę https://dakea.pl/produkty/okna/ . Na takie okna firma udziela nawet 25 lat gwarancji. Okna są najwyższej jakości, szczelne i solidne.

    OdpowiedzUsuń