Dom

Dom

wtorek, 18 października 2016

76. Załamanie nerwowe

2014-06-22 niedziela

Elektryk przyjechał na spotkanie prawie godzinę przed umówionym czasem. Jak zwykle ten facet wszystko robi inaczej, niż powinien i inaczej, niż było umówione! Tylko przypadkiem tego dnia byliśmy na działce wcześniej, bo na budowie pracowali hydraulicy i chcieliśmy ustalić z nimi termin rozliczenia i zakończenia prac. W innych okolicznościach elektryk pewnie pocałowałby klamkę i musiałby godzinę czekać na nasz przyjazd. Oj, nie szanuje on czasu ani swojego ani naszego!

Na moją prośbę spisaliśmy z Markiem na kartce, w punktach, wszystkie uwagi do elektryka:
- Spiszmy to wszystko, bo w czasie rozmowy na pewno o czymś zapomnimy – upierałam się.
Marek mówił co jest źle, a ja notowałam.


Po przeanalizowaniu projektu instalacji elektrycznej, po przeczytaniu wielu artykułów w Internecie, po rozmowach z kilkoma fachowcami, Marek stwierdził, że elektryk nasze zlecenie wykonał źle. Poszedł po najmniejsze linii oporu, nie zastosował się ani do współcześnie obowiązujących standardów, ani do projektu, ani też do potrzeb użytkowych naszego domu. Jedyne co zrobił dobrze, to wziął pieniądze za usługę.

Wygląda na to, że pan w ogóle nie zajrzał do projektu instalacji, chociaż dostał go do łapy i osobiście przykleiłam mu żółtą karteczkę-sklerotkę na stronie, od której zaczynał się projekt instalacji elektrycznej. 


Wypisaliśmy kilka nieprawidłowości, czyli rzeczy, które powinny być zrobione (są uwzględnione w projekcie), a które pan elektryk sobie pominął:

1) Brak zabezpieczeń przeciwprzepięciowych. Kosztuje to jakieś grosze, a w czasie przepięć w instalacji, np. przy burzy, zabezpieczenie to chroni sprzęty przed spaleniem. Nie wolno tego pominąć. 30 zł zainwestowane teraz może ocalić nasze telewizory, laptopy i – co najważniejsze – bezcenne dane.

2) Brak wystarczającej ilości zabezpieczeń różnicowo-prądowych. Z tego co tłumaczył mi Marek zrozumiałam, że zabezpieczenia takie są wymagane przy niektórych odbiornikach, na przykład przy pralce, zmywarce. Wszędzie tam, gdzie istnieje potencjalne zagrożenie przebicia przy kontakcie z wodą. W naszej instalacji elektryk zrobił tylko jedno takie zabezpieczenie, a powinien zrobić ich co najmniej trzy. W projekcie jest ich przewidzianych pięć.

3) Brak wyłącznika głównego. Przy tym punkcie – jak twierdzi Marek – nie będzie się upierał, bo wyłącznik nie jest konieczny, chociaż działając zgodnie z projektem elektryk powinien go zrobić.

4) Za mała ilość obwodów. Nasz projekt przewiduje 19 obwodów. Elektryk zrobił ich tylko 6, a Marek policzył, że dla naszego domu potrzebnych jest minimum 12 niezależnych obwodów, zabezpieczonych osobnymi bezpiecznikami. Zwiększenie ilości obwodów wiąże się z koniecznością wymiany rozdzielni na większą. Tym samym zakupiona przez elektryka, zbyt mała skrzynka, jest do wyrzucenia. Dobrze, że przynajmniej nie była droga, niemniej 30 zł to też jest pieniądz, który nie powinien być wydany bezsensownie, w zasadzie wyrzucony. Nawet bez projektu elektryk powinien wiedzieć, że osobne obwody są potrzebne dla pralki (1.), dla zmywarki (2.), dla piekarnika (3.), dla pieca c.o. (4.), dla oświetlenia (na jednym obwodzie można zainstalować maksymalnie 20 punktów świetlnych, czyli w naszym domu na samo światło potrzebujemy dwóch obwodów) (5. i 6.), dla gniazdek (na jednym obwodzie może być maksymalnie 10 gniazdek) (7. i 8.). Jakby nie liczyć sześć to za mało nawet na część mieszkalną, a przecież jest jeszcze studio nagrań na górze! Wyraźnie zaznaczaliśmy, że do studia koniecznie potrzebujemy co najmniej dwóch, niezależnych obwodów.

5) Brak uziemienia. W projekcie przewidziane jest uziemienie w postaci sondy 18 mm długiej na 3 metry, która ma być wkopana, a raczej wbita w ziemię. Elekryk tego nie zrobił, a to chyba ważne dla bezpieczeństwa jest!

Marek miał jeszcze kilka pytań szczegółowych, na tematy o których nie będę pisać, bo naprawdę nie znam się na tym. Zanotowałam tylko, że pytał o jakiś układ TNC, co przechodzi w TNCS, o to, ile faz ma bezpiecznik różnicowy i o wiele innych rzeczy też. Smutne jest to, że za dwa dni pracy wykonanej przez elektryka po godzinach, między godziną 16 a 19, zapłaciliśmy elektrykowi 3 500 zł i wszystko zrobione jest źle! Gdy porówna się to z nakładem pracy, jaki w wykonanie instalacji wodno-kanalizacyjnej włożyli hydraulicy, montując wszystkie rury, grzejniki, piec, podejćia wodne, ogrzewanie podłogowe – wycena pracy pana elektryka zakrawa na kpinę i totalne zdzierstwo.

Facet przyznał, że robiąc podłączenie sugerował się tylko warunkami przyłączenia, czyli bardzo ogólnikowymi wytycznymi uzyskanymi z elektrowni.
- W projekt to ja nie wnikam. Wie pan, wszystko jest zrobione jak w warunkach. I tu się zgadza – tłumaczył się.
- No dobrze, ale warunki to nie wszystko. Bo przecież teraz trzeba rozprowadzić instalację po domu i okazuje się, że nie ma jak. A przecież mówiłam panu, że projekt instalacji jest wykonany. Dałam go panu do ręki, oglądał go pan. Pamięta pan?
- No, nie przypominam sobie …
- Ale ja sobie przypominam! Proszę, nawet kartkę panu przykleiłam, o tu. Nawet pan powiedział, że niepotrzebnie wydawaliśmy na niego pieniądze, bo elektryk i bez tego wie jak co zrobić.
- No bo tak jest – powiedział facet. – Projekt projektem a i tak w praktyce robi się tak, żeby było dobrze.
- Tylko że u nas, żeby było dobrze, trzeba teraz wymieniać rozdzielnię, prawda?
- Nie ma sprawy. To się wymieni. Nic się nie stało. Ja jestem człowiek ugodowy – facet zaczynał odkręcać kota ogonem, że jeśli mamy taką fantazję, to on poprawi.

Nie chciałam się z nim kłócić i prowadziłam rozmowę delikatnie, żeby nie wybuchnąć, żeby się nie obraził i nie polazł. Ale miałam ochotę go udusić!
Stanęło na tym, że kupimy nową, większą rozdzielnię, brakujące bezpieczniki różnicowo-prądowe, zabezpieczenia przeciwprzepięciowe i w poniedziałek po południu facet przyjedzie wszystko to zamontować i poprzełączać.


Coś tam chrzanił o wyjeździe do sanatorium, potem o zajętym weekendzie z powodu wesela wnuczka, że ciężko będzie mu znaleźć w weekend czas, i że wraca za trzy tygodnie.
- W takim razie musimy umówić się na tygodniu. Nie możemy czekać z instalacją jeszcze miesiąc. Zwłaszcza, że zgłosiliśmy gotowość przyłączenia i w każdej chwili może zadzwonić zakład energetyczny umówić termin podłączenia. Poza tym w obecnym stanie nie można kłaść instalacji w środku, prawda?
Wymusiliśmy, aby facet przyjechał poprawiać podłączenie w poniedziałek po południu.

Pomimo moich obaw rozmowa była dość spokojna. Facet przyznał rację, że trzeba to poprawić, i że to się zrobi. Napomknął mimochodem, że jeszcze mu wisimy 150 zł, niby za wypisanie papierów, których nie wypisał a tylko podstemplował, bo wypisywałam je ja sama! Nie przypominam sobie takiej kwoty. Owszem, w czasie negocjacji wspominał, że chce 3500 zł za robotę i 150 zł za papiery, ale ostatecznie zszedł do kwoty 3500 zł i powiedział:
- Aaa, no dobra. Te 150 opuszczę.
Teraz zapomniał.

Nie dyskutowałam z nim o tym, kiwnęłam głową, że wiem. Niech tylko poprzełącza kabelki, żeby przyłącze było zrobione dobrze, i rozstaniemy się bez żalu.
Nie zamierzam mu dopłacać ani grosza. Facet naraził nas na kupę stresów, zmusił Marka do nauczenia się, jak wykonać instalację elektryczną, kupił zbyt małą skrzynkę rozdzielni, która teraz do niczego się nie przyda i przez przedziurawienie dachu będziemy płacić dodatkowo dekarzowi za obróbkę sztycy na goncie. I on jeszcze śmie mówić o jakiejś dopłacie?!

Już nigdy nie wynajmę żadnego „fachowca”, którego pracy nie może pochwalić żaden z moich znajomych. Liczą się tylko ludzie sprawdzeni i polecani, żadnych ogłoszeń w prasie czy internecie ani przypadków!


Hydraulicy kończą prace. 
Od tygodnia nasza instalacja „stoi pod ciśnieniem” co oznacza, że próba szczelności trwa. Jej skutek jest – zgodnie z oczekiwaniami pana Kukułki – pozytywny. Nic nie przecieka, bowiem ciśnieniomierz zamontowany na jednej z rurek wskazuje stałą wartość, ciśnienie wody w instalacji nie spada, więc nie ma wycieku, czy choćby mikro-wycieku. Wszystko gitesowo.


Pan Kukułka wreszcie zagadał o pieniądzach. Do tej pory nie wziął od nas nawet zaliczki na materiały:
- Za same materiały wyszło nam około pięciu tysięcy. Jak pani da dane do faktury, to ja podjadę do hurtowni jutro rano, oddam jeszcze te niewykorzystane kilka rurek co tu zostały, to pewnie jakieś tam grosze będą jeszcze do zwrotu. No i za robotę … na razie .... 3400. Jak państwo zrobicie tynki, to wtedy zadzwońcie, to będziemy kończyć, czyli montować grzejniki i piec. To za robotę zostawiamy resztę na potem, na ten drugi etap.

O ile pamiętam umawialiśmy się na kwotę 4500 zł za samą robociznę, więc do dopłaty pozostanie nam jeszcze 1100 zł. No i oczywiście, aby otrzymać całość kosztów prac hydraulicznych trzeba jeszcze doliczyć zakupy materiałów. Na razie 5 tysięcy, a jeszcze nie jest kupiony piec c.o. (około 8 tys.) i grzejniki. Wszyscy mówią, że hydraulika najdroższa i to prawda.

Bardzo, bardzo jestem zadowolona ze współpracy z panem Kukułką i jego synem. Pełen profesjonalizm. Panowie nie mają w sobie ani odrobiny cwaniactwa. To naprawdę porządni, uczciwi ludzie.



Na „do widzenia” hydraulik powiedział, że zapomniał zamontować listwę rozpórkową przy ujęciu wody do prysznica, w łazience na górze. Obiecał, że zamontuje ją podczas następnej wizyty. Chodzi o to, by zdążyć to zrobić przed położeniem tynków. Wcześniej listwa ta do niczego nie jest potrzebna.

Owa listwa to plastikowa, płaska płytka, z dwoma otworami wywierconymi w odległości odpowiadającej rozstawowi baterii. Otwory te przytrzymują w odpowiedniej od siebie odległości rurki i zawory wyprowadzające wodę, aby dało się do nich potem dokręcić baterię. Do czasu położenia tynków rurki doprowadzające wodę nie są bowiem zamocowane na sztywno. Rurki są plastikowe, elastyczne, zwisające przy ścianie, a więc ich rozstaw nie jest stały. Natomiast gdy instalacja zostanie zatynkowana – rozstawu już nie będzie się dało skorygować bez kucia ścian. Dlatego należy zadbać, aby rozstaw zaworów do wody był standardowy i na to hydraulicy maja swoje sposoby.





Póki co pojechaliśmy do oddziału banku po gotówkę. Z bankomatu mogę podjąć tylko 4000 zł, więc troszkę nam braknie na rozliczenie, a nie chciałabym tego odkładać na potem ani rozkładać na raty.

W czasie drogi zadzwonił brat cioteczny Marka, który wiedząc o naszej budowie wyszedł z propozycją pomocy przy zakupach wyposażenia łazienek i kuchni. Jako wysoko postawiony pracownik sieci marketów ma możliwość zrobienia zakupów ze znacznymi upustami, i to całkiem legalnie. Tak więc gdy będziemy na etapie kupowania wanny, umywalek, brodzików i innych rzeczy, mamy się do niego odezwać i obiecał że pomoże.

Wszystko fajnie, rozmawiało się świetnie, aż tu nagle ... radiowóz policyjny! Zapalił się niebieski, migający kogut, krótka syrena dała znać, abyśmy zjechali w boczną uliczkę.
Jak pech to pech! Od rana przeboje z elektrykiem, a teraz jeszcze mandat! Do zapłaty 200 zł i 5 punktów karnych za gadanie przez telefon w czasie jazdy!

Bardzo mnie przygnębił ten incydent. Moje nerwy puściły. Całkiem się rozkleiłam, poryczałam i nie byłam w stanie się uspokoić. Ogarnęła mnie ogromna bezradność i niemoc. Wydawało mi się, że wszystko nam się wali na głowę. Siedziałam w aucie, szlochałam potrząsając ramionami i połykałam łzy nie mogąc opanować grymasu pomarszczonego od płaczu czoła i ust wygiętych w podkowę. Aż policjantom zrobiło się przykro i jakoś tak głupio. Zaczęli się tłumaczyć i przepraszać, że muszą nam wlepić ten mandat:
- Bardzo nam przykro. Naprawdę. Proszę, niech się pani uspokoi. No widzimy, że jesteście normalnymi ludźmi. I wiemy, że powinno się zakończyć ten incydent pouczeniem. Ale widzi pani tę kamerę w radiowozie? Wszystko jest nagrywane, naprawdę. A potem filmy oglądane są na komendzie jeszcze dwa razy przez naszych przełożonych, w dwóch komórkach. I jak jest wykroczenie, to po prostu musimy reagować i karać, bo inaczej to my dostaniemy po głowie. Nawet są zwolnienia z roboty za niedopełnienie obowiązków. A tu ewidentnie. Nie dość, że pan jechał bez świateł, to jeszcze rozmawiał przez komórkę. I to naprawdę jest widoczne na monitoringu jak na dłoni. Dla nas to też nie jest przyjemność karać państwa. Ale nie mamy wyjścia. Piszemy najniższy, 200 zł i 5 punktów. Sytuacje są różne, wiadomo. Jeśli macie państwo kłopoty finansowe proszę napisać podanie do urzędu miasta o rozłożenie mandatu na raty. Rozkładają bez problemu – gadał do mnie policjant wyraźnie rozstrojony moim chwilowym załamaniem nerwowym.

Sama nie rozumiem, czemu zareagowałam aż tak emocjonalnie. Gdy wypłacałam kasę w banku, miałam spuchnięte od płaczu oczy. Facet, który mnie obsługiwał pewnie pomyślał, że gotówka była mi potrzebna z okazji prawdziwej tragedii życiowej typu pogrzeb albo leczenie nowotworu. A to tylko błąd elektryka i mandat :)

Budowa zaczyna dawać mi się we znaki. Od ponad roku żyję w sporym napięciu ciągle się martwiąc, żeby wszystko wyszło jak trzeba i żeby budżet się dopiął. Coraz trudniej to znoszę. Przy każdym telefonie podskakuję z nadzieją, że może wreszcie dzwoni kupiec w sprawie naszej nieruchomości, którą wystawiliśmy na sprzedaż dość dawno temu, a na którą ciągle nie ma chętnych. Zastój na rynku nieruchomości w sytuacji, gdy potrzebujesz gotówki, jest naprawdę frustrujący.

Po czasie powiem, ze zanim doszło do kupowania wanien, brodzików i umywalek kuzyn zdążył zmienić pracę i z rabatów nic nie wyszło. A działkę udało nam się w końcu sprzedać i kasa się zgodziła. Za to mój mąż,  jak gadał przez telefon prowadząc auto, tak gada do dziś, i żaden mandat nie jest go w stanie tego oduczyć.
I tak sobie myślę, że budowa to wielki sprawdzian dla związków. Słyszy się zewsząd, że wiele małżeństw nie jest w stanie przejść tej próby obronną ręką. Poziom stresu wyzwala w nas złe emocje,  i wtedy warczymy na partnera o każde nieodłożone na miejsce wiertło, o każdą nie w to miejsce odłożoną deskę i o każdą inną pierdołę. 
Dlatego pragnę teraz wyrazić wielkie dzięki dla szanownego małżonka mego, który w chwilach moich roztrzaskanych nerwów umiał wzruszyć ramionami i powiedzieć "mandat? - phi, weź, wyluzuj, wolisz drinka z colą czy z tymbarkiem?". Teraz, po czasie, to wydaje się śmieszne, ale wtedy - nerwy na skraju wytrzymałości. 

8 komentarzy:

  1. Budowa to nie jest rzecz prosta, zwłaszcza jeśli nie ma się w tej kwestii doświadczenia.. dlatego mogę zasugerować aby szukać osprzętu w sklepach internetowych jak ten https://www.interblue.pl/gniazda-wlaczniki-i-akcesoria/wylaczniki-i-wlaczniki/ gdzie dostępne są akcesoria elektryczne. taniej niż stacjonarnie wychodzi

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niestety w ogóle nie znam się na hydraulice. Dla tego wszystkie problemy i awarie instalacji w domu naprawia u mnie specjalista hydraulik.
    _______________________________________
    https://www.hydraulik.poznan.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. I dlatego warto wybierać oferty elektryków z polecenia, aby instalacja działa naprawdę jak należy i nie było konieczności napraw jeszcze przed zamieszkaniem w domu. Nie chodzi tylko o koszty ale o czas i nerwy.

    OdpowiedzUsuń