Dom

Dom

piątek, 7 kwietnia 2017

81. W poszukiwaniu zaginionej .... rury

2014-09-20

Jest sobota, godzina 6:30. Dzwoni budzik. Pobudka! I nie ma powolnego wybudzania się, przeciągania w sennej pościeli ani kawy do łóżka. Biegiem biegiem. Pan hydraulik wraz z panem koparkowym nie będą na nas czekać. Oni zaczynają pracę o siódmej, więc na działkę dotrą już na 7:30. 

Ponieważ wczoraj pracowaliśmy do trzeciej nad ranem, nie było nam łatwo wstać. Ale nic to. Oczy na zapałki, kosmetyczka do torebki (znów narysuję sobie twarz w samochodzie w oczekiwaniu na zielone światło) i jedziemy na budowę. Dziś szukamy przyłącza kanalizacyjnego. 

Nasze przyłącze to obiekt widmo. Niby jest, a go nie ma. I nikt nie zna prawdy o nim. Na mapach geodezyjnych – jak najbardziej przyłącze istnieje. W geodezji twierdzą, że zostało ono naniesione przez uprawnionego geodetę po inwentaryzacji nieruchomości. W archiwum wpisu są wszystkie mapki, podpisy, pieczątki. Ktoś to zgłosił, naniósł, podpisał się, zapewne wziął za to wynagrodzenie. 

W ZWiK okazało się, że przyłącze wprawdzie na mapach jest, ale w teczce nieruchomości brak na nie jakiejkolwiek dokumentacji. W szczególności brak protokołu zdawczo-odbiorczego, bez którego ZWiK odmawia zgody na zawarcie umowy na odbiór ścieków i nie pozwala na przyłączenie się do kanalizacji. Przy czym ZWiK nie wie, jaki jest stan faktyczny i nie wie albo nie chce powiedzieć, jak go ustalić. Po bezowocnej wizycie osobistej w ZWiK, podczas której okazało się, że nie ma tam z kim rozmawiać bo nikt nic nie wie i odsyłają człowieka od okienka do biurka a potem do telefonu – postanowiłam napisać pismo. Niech się tą sprawą zajmą na poważnie. W piśmie zadałam szereg bardzo konkretnych pytań. 


Niestety, odpowiedź na moje pismo, która dotarła do mnie po ponad dwóch miesiącach, okazała się pismem nie na temat. ZWiK nie odpowiedział na żadne z moich pytań, a jedynie przysłał ogólnikowe pisemko opisujące procedurę załatwiania formalności w sprawach typowych. Nie wzięli pod uwagę, że nasza sprawa typowa nie jest. Oni chyba sami nie wiedzą, co z tym zrobić. Nie wiedzą, kto zgubił dokumentację albo czy w ogóle ona istniała. Nie wiedzą, jakim cudem przyłącze, którego nie ma w papierach znalazło się na mapach. Telefonicznie jakiś pracownik ZWiK zdradził mi, że w zasadzie powinni sprawdzić w terenie, czy przyłącze istnieje czy nie, ale chwilowo nie mogą tego zrobić, bo mają popsuty jakiś tam sprzęt. 

Napisali też, że można zlecić kamerowanie, podając cenę za metr bieżący filmowanego kanału, przy czym nie napisali, ile tych metrów miałoby być zamówionych. Tak więc jestem w punkcie wyjścia i wiem, że nic nie wiem.

Zadzwoniłam do pana Kukułki, naszego hydraulika, z prośbą o radę. Co robić? Zadzwoniłam też do architekta z tymże samym pytaniem. Obaj, niezależnie od siebie stwierdzili, że trzeba wynająć koparkę i sprawdzić, jaki jest stan faktyczny. Odkopać rury, które znajdują się na znacznej głębokości około dwóch metrów (kopanie łopatą odpada) i przekonać się, czy to przyłącze jest, czy też go nie ma.

Architekt twierdzi, że sprawa jest na tyle nietypowa, że w ZWiK nie ma na to procedury i sami nie wiedzą, co z tym zrobić. Ale zasugerował, po konsultacji z geodetą, że gdyby udało się przyłącze odnaleźć, to powinno wystarczyć zrobienie dokumentacji powykonawczej oraz sporządzenie opinii przez uprawnionego hydraulika o tym, że przyłącze istnieje i że jego stan techniczny jest dobry, nadający się do użytkowania. Nie ma natomiast gwarancji, czy to wystarczy. Mówił też coś o konieczności aktualizacji map przez geodetę, ale najpierw trzeba odnaleźć przyłącze.

No więc przyjechał hydraulik, wraz z operatorem mini-koparki. Przywieźli ze sobą tą sprytną maszynę, na samochodzie dostawczym z odkrytą paką. Koparka zjechała z przyczepy pod dużym kątem, po dwóch metalowych szynach, które panowie podstawili pod gąsienice ryzykując, że jeśli cokolwiek się omsknie, ugnie albo skręci, to koparka po prostu spadnie z auta i się roztrzaska o beton. Ale nic takiego na szczęście się nie stało. Sprytnie to panowie wykonali. Koparka nie przemieszcza się zbyt szybko, więc na dalsze odległości wożą ją po prostu na samochodzie zabierając z sobą prowizoryczny trap.


Panowie rozpoczęli działania od przestudiowania projektu i dołączonych do niego map. Ustalili mniej więcej, w którym miejscu powinno znajdować się nieszczęsne przyłącze i rozpoczęli kopanie. Koparka najpierw zepchnęła na płasko wzniesienie z pozostałego po wylewkach piachu, które znajdowało się przed domem. Potem wjechała na przygotowany płaski fragment działki i błyskawicznie wykopała ogromny dół. Najpierw jeden, potem obok drugi, łączący się z tym pierwszym. Prawie cały teren między siatką a domem został rozorany. Z jednej strony pojawił się głęboki na ponad półtora metra dół, a obok wybrana z niego hałda ziemi.

Niestety, poszukiwana studzienka rewizyjna nie została znaleziona. Ale nagle pojawiło się coś. Rura. Tylko czemu niebieska? Czyżby gazowa? Eeee, coś im się nie zgadzało. Rura nie wyglądała na gazową. Panowie znów sięgnęli do projektu i map i stwierdzili, że to nie gaz, bo rura gazowa powinna przebiegać całkiem w innym miejscu. Faktycznie, przypomniało nam się, że gdy gazownicy przyjechali odcinać gaz (który zresztą był odcięty), to kopali i odnaleźli rurę tuż przy furtce. A więc dokładnie tam, gdzie pokazywała mapa. .




Skoro nie jest to rura gazowa, to jaka? Hydraulik stwierdził, że rura kanalizacyjna to też nie jest. Nie używa się takich dziwnych przekrojów i kolorów. No i to z jakiegoś słabego plastiku jest, który był nieco sfatygowany i popękany. Pan Kukułka wskoczył z łopatą do wykopanego dołu, tak, że wystawała mu nad ziemię ledwie głowa, i zaczął ręcznie obkopywać ową tajemniczą rurę, dokąd też ona biegnie. Okazało się, że rura szła w kierunku ulicy, wchodziła pod marny i sfatygowany fundament ogrodzenia.

- Wygląda mi to na dzikie przyłącze. Jakby ktoś połączył szambo z kanalizacją. Tam głębiej pewnie jest kolano, które schodzi głębiej, bo ta rura coś za płytko jest, i wpuszczali sobie ścieki z szamba do kanału, na dziko. Tylko z czego ta rura? To jakiś śmieć jest. To się dosłownie w rękach kruszy – relacjonował pan Kukułka.






No ładnie. Oczywiście, że to śmieć. Dom, który wyburzyliśmy był jednym wielkim śmieciem, zbudowanym ze śmieci. Nic więc dziwnego, że i nielegalne przyłącze zbudowane było ze śmieciowej rury w ogóle nie przeznaczonej do takich zastosowań. Jakoś nie byliśmy tym zaskoczeni.

Hydraulik łatwo skruszył fragment śmieciowej rury przy pomocy kilku stuknięć łopatą. Szukał dalej, dokąd też ta rura biegnie, gdzie się kończy i z czym się łączy. Niestety, wychodzi na to, że trzeba będzie kontynuować kopanie z drugiej strony ogrodzenia, w chodniku.

Hydraulik stwierdził, że trzeba sprawdzić, czy dzika rura jest drożna, czy faktycznie łączy się z kanałem w ulicy i czy odprowadza wodę. Przywlekliśmy z domu węża ogrodowego, którego końcówkę hydraulik wepchnął do niebieskiej rury i odkręciliśmy strumień wody. Po chwili woda zaczęła się cofać i wylewać z rury do dołu.

- Oj, chyba nie jest drożna. A może to przez to, że za mały spadek? Przydałaby się jakaś szmata. Jak się zatka wylot to zobaczymy, czy ją wypchnie, czy woda się faktycznie cofa, czy poleci dalej.

Jedyną szmatą, jaką mieliśmy na budowie był roboczy t-shirt Marka. Całkiem jeszcze dobry, do pracy znaczy się, bo do chodzenia to już niekoniecznie, ale bez zastanowienia poświęciliśmy go sprawie i zrobiliśmy z niego szmatę. Hydraulik wepchnął t-shirt do rury, uszczelniając wylot i ponownie odkręciliśmy wodę. Po chwili ciśnienie wody w rurze wypchnęło szmaciany gałgan z rury i wpuszczona woda cofnęła się z rury do wykopanego dołu.

- Nie ma przelotu – zawyrokował hydraulik. – Albo jest jakaś zaślepka, albo jest zapchane.

No i co dalej?




Stanęło na tym, że koparka odjechała a hydraulik ma przyjechać działać dalej w ciągu tygodnia. Powiedział, że spróbuje przepchać rurę. Ma plan dokopać się do kolana, do odejścia od kanału. Głośno się wszyscy zastanawialiśmy, jak z tego wybrnąć:

- Skoro na mapach przyłącze jest, to zrobimy tak, że ono jest. Jeszcze go nie ma, ale będzie. Powiemy, że odkopaliśmy je po prostu. Potem się zrobi dokumentację powykonawczą, zgłosi się do ZWiK i już. Zrobią protokół i podpiszemy umowę na odbiór ścieków. Ma ktoś lepszy pomysł?

Nie wiem, co dalej. Na kopanie w chodniku albo w ulicy potrzebne jest zapewne jakieś użyczenie pasa drogowego. Sądzę, że to trzeba gdzieś zgłaszać, pewnie za to płacić. Z drugiej strony trzeba sprawdzić, jak daleko ta rura sięga. Po drugiej stronie siatki, od strony ulicy, jeszcze spory fragment ziemi stanowi naszą działkę. Ogrodzenie nie stoi bowiem w granicy nieruchomości, ale jest cofnięte w głąb naszej działki. Tak więc trawnik i pół chodnika za siatką to jeszcze nasza własność, a nie pas drogowy. Tam wolno nam kopać bez pozwolenia.

Boże, już mnie boli głowa od tego wszystkiego! Nie mam pojęcia, jak to się skończy.

Za usługę koparki zapłaciliśmy 150 zł, plus 50 zł dla pana Kukułki, który ubabrał się w błotnym dole po pas i wszystko, łącznie z całym sobą, miał do prania.


2014-10

Dziś pan Kukułka ponownie zjawił się na naszej budowie, by kontynuować poszukiwania przyłącza i ustalić, dokąd biegnie tajemnicza rura. Ja tego dnia byłam w pracy, więc Marek sam pojechał otworzyć mu bramę, no i na moje życzenie cykać zdjęcia.

Z opowiadań wiem, ze pan hydraulik usiłował przepchnąć, odetkać jakoś rurę specjalnym urządzeniem zwanym sprężyną. Miało to postać jakby walizki podłączonej do prądu. Przez maszynę przechodziła spirala, owa sprężyna, podobna do węża od słuchawki prysznicowej. Maszyna napędzana elektrycznie kręciła sprężyną, która wchodziła do urządzenia z jednej strony a wychodziła z drugiej. Kręcący się spiralny drut wpychany przez "walizkę" miał przepchać rurę, wwiercając się w nią coraz głębiej.


Niestety. Sprężyna doszła do pewnego punktu, i utknęła. Dalej nie chciała się wwiercać.
Koniec operacji. Trzeba kopać i sprawdzać.
Tym razem pan Kukułka nie wziął za operację ani grosza, choć poświęcił na to, z dojazdem, dwie godziny.



2014-10-26

Hydraulik wreszcie znalazł czas, aby znów przymierzyć się do szukania przyłącza kanalizacyjnego.
Koparka miała być w sobotę na ósmą rano. Już się pogodziliśmy z tym, że nie pośpimy. No cóż.
Ale jednak nie. W piątek wieczorem pan Kukułka zadzwonił z informacją, że ten od koparki na ósmą jednak nie zdąży, bo ma inną robotę, i że będzie dopiero na dwunastą. Ok. Do zobaczenia o dwunastej zatem. Nawet lepiej.

Gdy dotarliśmy na działkę na dwunastą, ponownie zadzwonił pan Kukułka mówiąc, że na dwunastą pan koparkowy jednak nie zdąży i że postara się być na trzynastą. Sam hydraulik już jedzie, będzie za chwilę. No, ale bez koparki nic nie zrobi. Będzie czekał.

Czekając na Kukułkę oglądaliśmy sobie nasz dom. Już zrobiło się zimno. Na poddaszu znaleźliśmy martwego ptaka. Żółtą, sztywną, zmarzniętą sikorkę. Marek wziął ją na łopatę i wyniósł na dwór, rzucając zwłoki gdzieś w trawę.

Mieliśmy przez chwilę pomysł, aby w oczekiwaniu na pana hydraulika pozatykać szczeliny, jakie są na poddaszu między wieńcem a dachem. Na budowie zostało sporo styropianu, można by go podocinać i upchnąć w szczelinach, żeby ptaki nie sprowadziły się w zimę pod nasz dach i nie napaskudziły zbytnio. Marek dociął jeden pasek styropianu i zaczął go wpychać na sztorc między dach a mur, ale nie szło to najlepiej. Styropian był za cienki, zaczął się łamać, kruszyć, wypadać. To okazało się grubszą robotą, której nie da się tak po prostu na szybko wykonać przy pomocy nożyka i kilku płyt styropianu.
Odpuściliśmy. W zeszłą zimę dom stał tak jak teraz, jeszcze bez okien, i żadne ptaki się do niego nie wprowadziły, to może i teraz uda się przeczekać zimę bez ptasiego bałaganu. Na razie na nowych wylewkach znalazłam trzy ptasie kupy. Fuj.

Wreszcie przyjechał pan Kukułka. Wziął klucz od kłódki, a dom kazał zamknąć i odesłał nas do domu. Zaproponował, że poczeka sam na koparkę, w samochodzie, w cieple (włączy sobie ogrzewanie). Odkopią i zobaczą co z tą rurą. Czy włącza się ona do kanału głównego czy też nie. Ma zadzwonić.

Było nam to na rękę, aby jechać do domu i nie spędzać połowy dnia w oczekiwaniu na koparkę. Marek ma mnóstwo roboty, a ja też mogłabym nadrobić zaległości w obowiązkach, ogarnąć porządki, pranie, obiad, dzieci i koty. No i może wreszcie trochę pomieszkać, odpocząć.
Pan hydraulik obiecał, że po zakończeniu kopania dół będzie zasypany a teren wyrównany, przywrócony do stanu pierwotnego.

Pojechaliśmy do domu. Za kilka godzin zadzwonił pan Kukułka z niekorzystną niestety wiadomością. Mianowicie rura prowadzi donikąd. Dokopali się do kanału głównego w ulicy, który był zabetonowany. Oznacza to, że prawdopodobnie niebieska rura śmieciowa może i kiedyś wchodziła do kanału i odprowadzała nielegalnie ścieki z szamba do kanalizacji miejskiej, ale po przebudowie kanału głównego najwidoczniej dzikie przyłącze odcięto. I słusznie.

Teraz pozostaje pytanie – czy w ogóle, a jeśli tak to gdzie, w którym miejscu, znajduje się odejście od kanału głównego w kierunku naszej działki? Nawet w sytuacji, gdy przyłącze na działce nie było budowane, to w chwili modernizacji kanału głównego odejście, czyli rozwidlenie na posesję, musiało być robione. Takie są przepisy,
Pan Kukułka stwierdził, że teraz jedyną możliwością, aby to sprawdzić, jest kamerowanie kanału. Obiecał, że zorientuje się, ile to będzie kosztować i jak to załatwić.

A więc nadal wiemy, że nic nie wiemy. Zima idzie. Pewnie przyłącze musi poczekać na wiosnę.

Tym razem operacja kosztowała 100 zł, tylko za koparkę. Panowie nakopali się, narobili, namarzli, a efektu niestety brak. Pan Kukułka ponownie za swoją pracę nie wziął żadnej kasy.

8 komentarzy:

  1. super wpis! życzę powodzenia w dalszej budowie

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie było mega podobnie. Rura również znajdowała się pod fundamentem ogrodzenia i słupki ogrodzeniowe musiałem po robotach ziemnych poprawiać. Ale człowiek uczy się na błędach i kolejny raz będzie robił ogrodzenie po ukończeniu robót ziemnych ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie było podobnie. Zaraz po tych poszukiwaniach mogłam rozglądać się za ogrodzeniem, które jest z nami do dziś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety i takie sytuacje się zdarzają więc należy szybko reagować. Ja bardzo chętnie decydowałem o tym jaką pompę mam wybrać do domu https://www.dostudni.pl/jaka-kupic-pompe-do-zasilania-domu-jednorodzinnego,b21.html i w końcu udało mi się odnaleźć tą odpowiednią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat u mnie jeśli chodzi o samą instalację gazową to muszę przyznać, że musi to być wykonane bardzo dobrze. Ja także skorzystałam z oferty https://poprostuenergia.pl/gaz-dla-firmy/ gdyż w firmie również mam ogrzewanie gazowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podczas pracy minikoparki mogą zdarzyć się usterki lub uszkodzenia sprzętu. Jeśli szukasz sklepu internetowego z częściami zamiennymi do maszyn budowlanych? Wejdź na stronę Glimat i zainteresuj się pełną ofertą. To tam znajdziesz ogromny wybór części zamiennych do maszyn takich marek jak Caterpillar, Komatsu, Volvo, Hitachi. Nie wahaj się i już teraz złóż zamówienie, a z pewnością nie będziesz zawiedziony szybkością wysyłki. Glimat zaprasza!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak widać właśnie takiego rodzaju prace właśnie muszą wykonywać specjaliści i ja również się samodzielnie nimi nie zajmuję. Dziś już wiem, że jak coś mogę polegać na https://hydraulik-warszawa.pl/ i zawsze tak robię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Często takie zadania się pojawiają przy budowie, trzeba wiedzieć jak im sprostać i posiadać do tego odpowiedni sprzęt. Koparki czy inne maszyny budowlane mogą ulegać awariom dlatego zapisanie sobie namiaru na sprawdzony serwis jak https://banat.pl/naprawa-regeneracja/regeneracja-rozdzielaczy-hydraulicznych/ to będzie dobry krok.

    OdpowiedzUsuń