Dom

Dom

środa, 26 kwietnia 2017

82. Prąd tymczasowy jest tymczasowy, a PGE bywa nowoczesne

2014-11-24

Elektrownia podłączyła nam prąd, czyli połączyła warkoczem naszą sztycę wystającą z dachu ze słupem stojącym przy ulicy. Z samym podłączeniem nie było kłopotu. Po złożeniu w elektrowni gotowości do przyłączenia był telefon, umówienie terminu, panowie przyjechali samochodem z podnośnikiem koszowym i bez żadnych pytań podpięli warkocz.




Warkocz jest, ale dalej nic się nie dzieje. Elektrownia nie wzywa do złożenia żadnych dodatkowych dokumentów, nie przysyła też faktury za przyłączenie. My też nie nalegamy. Mamy czas. Zima za pasem, nie spieszy nam się. Budowa stoi i czeka na wiosnę. Ale póki co mamy dwa prądy: tymczasowy – ten z prowizorki budowlanej, olicznikowany, i prawdziwy, w nowym domu, gdzie normalnie jest faza i możliwy pobór.
Nie wiem, czy to tak może być, bo licznik jest tylko w prowizorce. Zatem gdybyśmy byli złodziejami to moglibyśmy czerpać prąd z domu, poza licznikiem, całkiem za darmo. Należy się tylko dziwić, że elektrownia dopuszcza do takich sytuacji. A stan podwójnego prądu trwał kilka dobrych miesięcy. 



Czas płynie. I tak już ten czas upłynął, że okazało się, iż nasza umowa na przyłącze tymczasowe właśnie się skończyła. Bo była to umowa na czas określony.
Dostaliśmy pismo z PGE Obrót, aby zgłosić się do Biura Obsługi Klienta, tym razem do siedziby przy Alei Kościuszki, a nie na znienawidzone przeze mnie, zabytkowe miejsce przy Tuwima, gdzie również pracownicy są zabytkowi i pracują jak za komuny.

Zabraliśmy więc segregator z papierami, w tym oczywiście akt notarialny, który wszelkie możliwe instytucje i urzędy mają u siebie w kserokopiach w dziesiątkach egzemplarzy (za każdym razem o niego proszą i za każdym razem go kopiują) i pojechaliśmy „załatwiać” sprawę.

Biuro Obsługi Klienta na Kościuszki to miejsce adekwatne do współczesności, w której żyjemy. Naprawdę muszę przyznać, że firma z powodzeniem wdrożyła europejskie standardy i że klient może czuć się tam ważny i dopieszczony.


Po pierwsze – nie ma możliwości, aby petenci pokłócili się między sobą o kolejkę. Obowiązuje system numerków. Wchodzisz i napotykasz na stojak z wbudowanym panelem dotykowym. Wybierasz obrazek „po co przyszedłeś” i maszyna drukuje ci bilet z numerem. No i teraz tylko czekasz, aż na monitorze wyświetli się twój numer, wraz z podaniem numeru stanowiska, do którego należy podejść aby zostać obsłużonym. Można?

Hala-poczekalnia jest ładna i czysta. Są krzesełka, są kwiaty. Nikt się nie kłóci. Obsługa idzie szybko, bo okienek zapraszających co chwilę kolejne osoby jest wiele. Załatwianie spraw odbywa się na siedząco, jak w baku i pani bądź pan wita każdego petenta wyuczonym uśmiechem i przyjacielskim podaniem dłoni. Niby pierdoła, ale od początku robi się jakby milej. Pracownicy mają jednakowe stroje, w barwach loga PGE. Panie mają uwiązane pod szyją apaszki w barwach PGE. Wszyscy są piękni, schludni, eleganccy. Żadna pani nie wychyla się z tandetnym wisiorkiem ani z przyciasnym sweterkiem w seledynowe paski. Wszędzie widać tylko PGE.

Kto by pomyślał, że ja, orędowniczka wolności jednostki, bojowniczka przeciwko mundurkom szkolnym i osoba wysoce tolerancyjna gdy idzie o sprawy ubioru, koloru włosów i wizerunku, będę zadowolona z uniformów, w jakie elektrownia ubrała swoich pracowników. A jednak jestem. Wygląda to naprawdę dobrze. Może to dlatego, że na indywidualny gust samych pracowników nie ma co liczyć, bo zbyt często ubierają się wielce niestosownie. A tak – każdy ma problem z głowy. Kobiety nie głowią się, którą bluzeczkę wybrać aby wzbudzić zazdrość koleżanki zza biurka z naprzeciwka, a firma nie martwi się, że zamiast profesjonalnie wyglądającej załogi ma w biurze obsługi rewię w s tylu Faszyn from Raszyn.

Ale za słodko być nie może. Niestety, nasze społeczeństwo nie dorosło do tak wysokich standardów obsługi. Pewna staruszka całkowicie popsuła perfekcyjny obrazek. Przyszła i najpierw nie umiała wcisnąć odpowiedniego obrazka na ekranie dotykowym. Nie umiała się zdecydować, czy chodzi jej o wyjaśnienie płatności, czy o zawarcie umowy, czy też o złożenie reklamacji. Naciskała automat wiele razy, generując wiele numerków, które szybko gniotła i jako „śmieci” wrzucała do doniczek z kwiatami, zamiast do kosza, który stał obok. Ale nic. Popatrzyłam na nią, jak bezradnie się zmaga z nowoczesnością i pomyślałam, że trzeba kobiecie pomóc, bo chyba się sama nie odnajdzie. W pewnym wieku nie ma się co dziwić. Nie wiadomo, czy ja na starość będę umiała z łatwością obsługiwać teleporter albo wehikuł czasu. Podeszłam więc do niej – i natychmiast pożałowałam. Ogarnęła mnie tak porażająca fala smrodu, że prawie zwymiotowałam. Kobieta nie radzi sobie nawet z higieną osobistą, a co dopiero mówić o komputeryzacji. Trudno. Jak już jestem, do ograniczyłam oddychanie do absolutnego minimum i spytałam śmierdziela, czy nie potrzebuje pomocy. Okazało się, że nie potrzebowała. Już ma numerek.
- Nie nie, radzę sobie! Numer mam, wiem, że teraz czekać mam! – spławiła mnie baba prawie urażona.

Oddaliłam się czym prędzej, na bezpieczną odległość i aż mi się żal zrobiło tych nowych, ładnych tapicerowanych krzeseł, które na jakiś czas przejmą woń od niedomytej petentki. Gdy przyszła jej kolej na obsługę, jej donośny, chrapliwy głos rozbrzmiewał w całej hali, czyli ze słuchem też u niej nie najlepiej. Były to słowa w stylu słynnego telefonu do straży pożarnej pt. „styrta się pali” – kto nie zna - do sprawdzenia na YT, warto. I nie to, że ja mam coś przeciwko starym ludziom. Nie lubię tylko, gdy śmierdzą i gdy są chamami.

Wreszcie wyświetlił się nasz numerek. Trafiliśmy na świetną, młodą kobietę, która nie dość, że od ręki przygotowała aneks przedłużający umowę tymczasową (od razu podpisaliśmy), to jeszcze podpowiedziała, jak dalej ruszyć sprawę w PGE Dystrybucja na Tuwima, aby zawrzeć ostateczną umowę na przyłącze docelowe. Musimy więc sami podjąć poniższe kroki, bo PGE Dystrybucja raczej nie wykona pierwszego ruchu.

Otóż trzeba się tam udać i złożyć oświadczenie uprawnionego elektryka, że instalację wykonał zgodnie przepisami. Oświadczenie takie posiadamy, wymusiłam jego podpisanie na naszym nieudanym fachowcu.

Po tym zgłoszeniu PGE Dystrybucja wyda nam certyfikat, a następnie wystawi fakturę za przyłączenie. I wtedy dopiero możliwe będzie zgłoszenie się do PGE Obrót z wnioskiem o założenie licznika w skrzynce na naszym domu.
W najbliższym wolnym terminie musimy jechać na Tuwima by zakończyć tę farsę z podwójnym prądem. Aż mi się robi niedobrze, jak o tym pomyśle, chyba innego wyjścia nie będzie.

Najcenniejsza informacja, jaką przekazała nam miła pani z Biura Obsługi Klienta, jest taka, że możemy przejść na tańszą taryfę opłat za prąd jeszcze przed odbiorem technicznym budynku, który to odbiór jest zawiłą procedurą przeprowadzaną przez Nadzór Budowlany, wiążącą się z mnóstwem papierów, oświadczeń no i oczywiście z pieniędzmi. O odbiorze jeszcze nic nie wiem, ale gdy przyjdzie czas zapewne się dowiem.
Dotąd wszyscy nam mówili, że tańsza taryfa (czyli taka mieszkaniowa, do poboru prądu dla celów bytowych) jest możliwa dopiero po uzyskaniu pozwolenia na użytkowanie wydawanego przez Nadzór Budowlany. A do tego czasu rzekomo jest się skazanym na drogi prąd budowlany. Otóż nic podobnego.

Jeśli etap budowy będzie na tyle zaawansowany, że można będzie uznać, iż budowa się skończyła, a trwają jedynie prace wykończeniowe – należy zgłosić ten fakt do PGE Obrót – na specjalnym wniosku, który Pani od razu nam podarowała do wypełnienia . Był to wniosek o zmianę taryfy na bytową. Składa się w nim oświadczenie, że etap budowy się zakończył, I potem przyjedzie inspektor z PGE, sprawdzi prawdziwość oświadczenia (czyli możliwe, że zechce wejść do domu), zrobi protokół potwierdzający, że prąd już nie jest do budowy tylko normalny – i taryfę zmienią.

Przypomniało mi się, że w tej sprawie mydlił nam oczy pracownik elektrowni, który liczył na fuchę a którego spławiliśmy. Przebąkiwał wtedy, że gdyby to on robił nasze przyłącze, to z racji swego stanowiska i znajomości, jako pracownik PGE wie, jak obejść przepisy i jak załatwić zmianę taryfy przed odbiorem. Teraz już wiem, że to nie wymaga specjalnego załatwiania i układów, tylko to się po prostu należy. Jednak mało ludzi o tym wie i większość płaci za prąd budowlany aż do odbioru budynku.

7 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy post, dzięki za tak dokładne wytłumaczenie tematu.
    Jeśli zaś chodzi o oszczędzanie, polecam przyoszczędzić na materiałach służących do stworzenia instalacji elektrycznej - oczywiście nie kosztem jakości. Znalazłam fajną ofertę: https://dlaelektrykow.pl/180-zlaczki-instalacyjne

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez prądu ani rusz, tylko te rachunki coraz większe się płaci. A pensje za bardzo nie chcą rosnąć. Dobrze, że teraz na rynku są sprzedawcy prądu jak https://poprostuenergia.pl/warszawa// , gdzie ceny są bardziej konkurencyjne. Jak sprawdzałam to są faktycznie lepsze warunki u nich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w sumie nigdy się nie budowałam, więc nie bardzo wiem jak to się wszystko rozwiązuje. Jednak jestem zdania, że na pewno warto jest od razu korzystać z oferty firmy https://poprostuenergia.pl/ dzięki której bez najmniejszego problemu mamy o wiele niższe stawki za elektryczność.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie najbardziej istotną kwestią jest to, aby ten prąd mieć i żeby cała moja instalacja elektryczna była sprawna. Muszę przyznać, że doskonale sprawdza się zatrudnienie elektryka z https://elektryklodz.pl/ gdyż wiem, że jest to fachowiec którego warto polecać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy jeszcze chodzi o samą elektryczność to myślę, że bardzo ważną kwestią jest właściwe wykonanie instalacji elektrycznej. Zachęcam każdego do zapoznania się z ofertą https://elektryk-wroclaw.pl/instalacje-elektryczne/ ponieważ ten elektryk u mnie już miał okazję taką instalację wykonywać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno samo posiadanie prądu w naszym domu jest bardzo ważne, ale nie zapominajmy także o tym, aby cała instalacja była zrobiona właściwie. Ja jestem zdania, ze takie prace warto jest zlecić elektrykowi z http://anluks.pl/ który się na tych sprawach zna doskonale.

    OdpowiedzUsuń