Dom

Dom

wtorek, 14 sierpnia 2018

108. Zygzak ze sznurka i koncert wiolonczelowy

2015-05-31

Marek rozpoczął ocieplanie dachu. Od kilku dni szuka informacji na temat parametrów cieplnych wełny mineralnej różnych producentów i rozważa, jaka opcja będzie optymalna dla naszego domu. On chyba już wie, ja jeszcze nie. Dowiem się.

Zanim kupimy wełnę należy zamocować sznurki na krokwiach. Sznurki te mają zapewnić przestrzeń powietrzną między płytami OSB a rozwijaną pod nimi wełną mineralną. Czyli wełna układana równolegle do płyt OSB ma do nich nie dolegać, a zatrzymać się na zygzaku ze sznurka. Pomiędzy wełną a dachem z płyt OSB ma pozostać wolna, 3-centymetrowa przestrzeń. Przestrzeń ta jest niezbędna, aby zapewnić cyrkulację powietrza i aby wełna mineralna oraz płyty OSB zwyczajnie nie zgniły. Tam ma być przewiew, materiał ocieplający ma oddychać. Po okresie wilgotnym wełna musi mieć możliwość wysychać. Powietrze ma krążyć pod dachem, mając swobodne wloty od dołu dachu (przy murłatach przez perforowane listwy podbitki) i od góry, przez pas kalenicowy posiadający wloty powietrza.

Montowanie sznurków okazało się wcale nie takie proste. Trzeba najpierw wypracować sobie metodę działania. Zakupiony przez nas taker, czyli taki mocny zszywacz do wbijania zszywek w drewno, okazał się tandetny. Nie dość, że się zacinał i po naciśnięciu nie wystrzeliwał zszywek z wystarczającą siłą, to w dodatku był nieprecyzyjny, a zszywki wbijały się w drewno tylko do połowy, odstawały od płaszczyzny drewna na 3 mm i łatwo dawało się je wyszarpnąć. Wystarczyło pociągnąć za sznurek i już zszywka odpadała. Wielkie rozczarowanie.
Najpierw myśleliśmy, że drewno więźby dachowej jest zbyt twarde dla takera, ale gdy sprawdziliśmy jego działanie na zwykłej, miękkiej, sosnowej listewce, w którą zszywki powinny wchodzić jak w masło, okazało się, że zszywki także nie wchodzą. Czyli kupiliśmy wadliwy sprzęt, choć wyglądał solidnie i wcale nie był najtańszy. Takim narzędziem się nie popracuje. Nie da się dobrze naprężyć sznurka, gdy zszywki co chwilę puszczają.
Oddaliśmy taker do sklepu. Zanim kupimy następny musimy się dowiedzieć, w co warto zainwestować, bo jak widać cena wcale nie gwarantuje jakości.

Kupiony sznurek też nam się nie podoba. Rozdwaja się i chyba jest zbyt śliski. Musimy poszukać innego. Cóż są takie dni, gdy robota nie idzie. Zakładanie sznurka dziś nie powiodło się. Możliwe, że skończy się na mocowaniu sznurka w sposób tradycyjny, czyli na gwoździe papiaki. Jeszcze zobaczymy.

Ja natomiast kontynuowałam malowanie. Dziś uzupełniłam malowania pędzelkiem wszystkich narożników w pokojach chłopców oraz zrobiłam drugą warstwę farby gruntującej w pokoju starszego syna. Tam ściany są już prawie idealnie białe, pokryte równo farbą, gotowe do malowania farbą docelową.




W OBI pojawiła się nasza farba gruntująca Śnieżka lateksowa w nowej, promocyjnej cenie. Pierwsze wiadro 15 litrowe kupowaliśmy w Bricomanie, ale teraz kolejne wiadro Marek wziął właśnie w OBI – bo i bliżej i dobra cena. A farba przecież ta sama.
Niestety. Po otwarciu nowego wiadra na wierzchu po farbie pływała żółta, oleista ciecz. Farba była rozwarstwiona i miała żółtawą barwę. Nie spodobało mi się to od razu, ale pomyślałam, że może wystarczy farbę porządnie wymieszać. Tak też zrobiłam, znajdując w garażu pręt gwintowany wymerdałam nim farbę w wiadrze. Prawie udało mi się uzyskać konsystencję emulsji, ale jej kolor nadal mi się nie podobał. Był bardziej żółty niż z pierwszego wiadra.





Postanowiłam nie ryzykować malowania ścian tym czymś w pokoju i najpierw wypróbować nową farbę na kawałku ściany w łazience, w miejscu, gdzie i tak planowane są płytki. Niestety, farba ślizgała się i w ogóle nie kryła. Na ścianie pozostawało jedynie rzadkie, białe mleko a gęste coś, jak glut, zostawało przyklejone na wałku. To zupełnie nie nadawało się do malowania i było całkowicie inne niż pierwsza farba.
No cóż. Nie udały nam się dziś prace. Wsiedliśmy w samochód i odwieźliśmy do OBI kupione dziś, nieudane zakupy. Na szczęście ze zwrotem towarów i zwrotem pieniędzy nie było problemów. Szkoda tylko naszego czasu i nerwów.
Jutro zamierzamy działać od nowa.

Młodszy syn, widząc moje mistrzowskie pociągnięcia wałkiem po ścianach, gdy w kilku ruchach zamieniałam szary tynk w gładką, białą ścianę, uznał że to banalnie proste i relaksujące zajęcie. Pozazdrościł mi tej fajnej zabawy i postanowił samodzielnie pomalować swój pokój. Wiedziałam, że to się nie uda i że młody szybko się zniechęci. Bo to tylko tak łatwo wygląda, gdy się patrzy. W rzeczywistości potrzeba trochę wprawy, skupienia i cierpliwości, aby nakładać farbę równo, bez smug i pozostawiać za wałkiem równą fakturę. Ale oczywiście pozwoliłam mu spróbować. Niech powalczy.



Młody zaciapał byle jak kawałek ściany, zostawiając niedomalowane place i na górze, i na dole. Wszystko krzywo i z zaciekami. No wyszło to słabo, do poprawki, przy czym jak wiemy poprawianie jest bardziej upierdliwe niż zrobienie samemu od początku porządnie. Sam stwierdził, że jednak nie da rady. No i dobrze, przynajmniej już nie będzie mi truł, żeby mu dać wałek. Ciekawe tylko, czy uda mi się jedną warstwą wyrównać to jego krzywe malowanie, czy będę musiała lecieć tę ścianę więcej razy. Ech, dzieciaki!


2015-06-01

Dziś pojechaliśmy na działkę z samego rana, i to z młodszym synem, który z okazji Dnia Dziecka zrobił sobie wagary. I tak nie mieli lekcji, tylko jakąś wycieczkę do lasu, na którą młody nie miał ochoty, więc bardzo proszę, wyraziłam zgodę.
Wagarowicz zabrał z sobą na działkę wiolonczelę. Przed egzaminem miał sporo do poćwiczenia, a więc rozstawił nuty, zasiadł wygodnie na krześle i grał nam przez pół dnia. W pustym domu, z dużym pogłosem, brzmiało to bardzo pięknie i koncertowo. Dom zaczyna być domem, pomyślałam. Już słychać w nim muzykę. Nie ukrywam, że przy maczaniu wałka w rynience z farbą przy dźwiękach Vivaldiego uroniłam łezkę wzruszenia.

Pan wujo Andrzej pracował od wczesnego ranka. Był w domu na długo przed nami, bo gdy dotarliśmy już kończył wciskać fugę w spoiny między płytkami. Biały akryl na rancie cokołu, tuż przy ścianie, już był położony, a ściana powyżej, w miejscach zabrudzonych przez klej do terakoty, już zamalowana na biało. W kotłownio-spiżarni, czyli w pomieszczeniu płytkowanym, ciepłym powietrzem dmuchała farelka (przywieziona przez wuja Andrzeja), która przyspieszała schnięcie świeżo położonych fug.







Po skończeniu pracy pan Andrzej poprosił o ścierkę (na szczęście w garażu leżały akcesoria do mycia samochodu, to coś tam się znalazło) i wypucował płytki:
- Panie Andrzeju, pan zostawi, przecież ja umiem umyć podłogę – powiedziałam zakłopotana.
- A nie nie. Ja muszę po swojemu. Pani będzie sobie myć potem. Ale na razie proszę się z myciem wstrzymać, dopóki fuga nie wyschnie. Czyli jeszcze dobre kilka dni, bo spora wilgoć tu jeszcze w powietrzu.
Faktycznie. W domu jest bardzo wilgotno. Pan Andrzej twierdzi, że dom może schnąc nawet do dwóch lat!

Płytki w kotłowni gotowe. Rozliczyliśmy się z wujem-Andrzejem, płacąc mu o 50 zł więcej, niż krzyknął za usługę, bo wykonał swoją robotę perfekcyjnie i jesteśmy bardzo zadowoleni. No i oczywiście liczymy na dalszą współpracę.

Dziś robota szła z gazem.
Marek, zakupiwszy nowy, syntetyczny sznurek, zajął się sznurkowaniem dachu. Niefajny taker zwróciliśmy do sklepu i Marek powrócił do tradycyjnej metody przytwierdzania sznurka do krokwi, mianowicie do okręcania go na łepkach na wpół wbitych gwoździ – papiaków. Najpierw wyznaczał ołówkiem na bokach krokwi punkty, w które należy wbić gwoździe. Równo co 40 cm na jednej krokwi, oraz co 40 cm na krokwi sąsiedniej, tylko w połowie długości tej pierwszej czterdziestki, na mijankę. Po wbiciu papiaków, ale tylko do połowy aby łepki wystawały o kilka milimetrów, rozpinał na nich sznurek, zygzakiem, okręcając sznurek wokół każdego gwoździa.









Rozciąganie sznurka idzie dość szybko, ale nie jest to bynajmniej przyjemna robota, bo sznurek musi być mocno naprężony. Gdy sznurek pozostanie luźny, nie spełni swojej roli. Wtedy wełna pod sznurkiem, dociśnięta od spodu płytami karton-gips, wybrzuszy luźny sznurek i przyklei się do dachu, a dokładnie tego chcemy uniknąć.

Po kilku godzinach siłowania się z naprężaniem sznurka, pomimo pracy w rękawiczkach, Marek miał skancerowane dłonie z pozdzieraną skórę. Sznurek wżynał się w ręce z każdą godziną coraz boleśniej, niemniej mój dzielny mąć pracował intensywnie dopóki nie skończył. Nie chciał wracać do tej nieprzyjemnej pracy w kolejnym dniu. Stwierdził, że od jutra jego obolałe, pulsujące i zbułowane dłonie mają odpoczywać i wracać do zdrowia, i że nie zdzierży dwóch dni tej męki. Zamknąć rozdział.
Marek twierdzi, że prawidłowe naprężanie sznurka przy pomocy takera jest niewykonalne. Zszywka nie jest w stanie utrzymać sznurka w naprężeniu. Poza tym kto by miał tyle siły, aby jedną ręką naciągać sznurek, a drugą obsługiwać taker. To można zrobić przy kilku zygzakach, ale nie przy całym dachu. Tak więc tylko gwoździe, żaden taker.

Kolejnym etapem ocieplania i zabudowy dachu będzie ułożenie wełny, następnie folii, potem zamontowanie profili i wreszcie przykręcenie do nich płyt kartonowo-gipsowych. Profile montowane będą do krokwi na tzw. wieszaki, czyli takie jakby blaszki przypominające kształtem grzybki, na które zapina się profile.





Wujo-Andrzej popatrzył na Markową pracę i powiedział:
- Panie Marku, za dokładnie aż. Powiem panu, że przy takim dachu jak ten, z płyt OSB, to te sznurki w zasadzie wcale nie są konieczne.
- Jak to nie? Przecież szczelina powietrzna musi być?
- No i będzie, mniejsza, większa, ale będzie. Wełna nie będzie ściśle dolegać do płyty i powietrze sobie zawsze tędy miejsce znajdzie. A taka prawdziwa szczelina, osznurkowana, to jest potrzebna gdy między deskowaniem a wełną mineralną daje się folię paro-przepuszczalną. Bo folia ta zachowuje się trochę jak tropik w namiocie. Sama nie przepuszcza wody, ale jest wilgotna. I nie wolno, żeby wełna do tego mokrego dotykała, bo zgnije. Natomiast płyta OSB zachowuje się inaczej. Na tym nic się panu nie skropli.

Czyli – zdaniem wuja Andrzeja – naszej wełnie nic nie grozi. Niemniej nie do końca daję wiarę tym radom i trzymamy się projektu budowlanego. A w nim sznurkowanie jest przewidziane. Wyliczając od strony nieba kolejność warstw w naszym dachu jest następująca:

  • gont,
  • papa,
  • płyta OSB,
  • przerwa powietrzna,
  • sznurek,
  • wełna mineralna,
  • folia paroizolacyjna, 
  • płyty kartonowo-gipsowe.







Tak więc sznurki są, naprężone, rany na rękach się goją, a zabezpieczona sznurkami pustka powietrzna, zgodna z projektem, z pewnością nie zaszkodzi.


Ja z kolei – dla odmiany – malowałam!

W drodze na budowę kupiliśmy w Praktikerze 10 l wiadro farby gruntującej Śnieżki, w nadziei, że tym razem farba nie będzie popsuta. Niestety. Znów to samo! Farba rozwarstwiona, po wierzchu pływa olej, który nie zespala się z emulsją nawet po dokładnym wymieszaniu. Farba ma konsystencję kisielu, kauczuku, gluta, galarety. Gdy zanurza się w niej kij i podnosi go do góry, farba z niego nie kapie strużką, jak to powinno być, ale odrywa się od razu i zostaje w wiadrze. No gęsty kisiel i to mocno zwarty!
Wkurzyłam się. Marek sprawdził datę produkcji – farba nie jest jeszcze przeterminowana, ale data produkcji i seria ta sama, co na wczorajszej, feralnej farbie z OBI. Wujo Andrzej zerknął na farbę i orzekł, że farba jest zważona, popsuta, i że pewnie przemarzła w zimę bo była źle przechowywana. Nic z niej nie będzie.

Chcąc nie chcąc wsiadłam w auto i pojechaliśmy z młodszym synem z powrotem do Praktikera, oddać farbę. Ale niestety, ten sklep nie załatwia takich spraw od ręki. Łaskawie przyjęli reklamację. Będą odsyłać farbę do producenta, który rozstrzygnie, czy farba faktycznie jest trefna. Pani ekspedientka z działu farb, zawezwana do punktu reklamacji, orzekła, że farba ma prawo się rozwarstwić, że to zjawisko normalne i że należy ją wymieszać. Ale przyznała też, że farba się nie scala po wymieszaniu, że spoiwo faktycznie oddziela się od zawiesiny i że tak być nie powinno. Niemniej rozstrzygnie to producent.
Spisali protokół, wzięli moje dane i czekam na telefon z decyzją. Czy odzyskam moje 58 zł? Znam farbę gruntującą Śnieżka, wiem, jaką powinna mieć prawidłową konsystencję, wiem, jak rozprowadza się po ścianie i wiem, że to coś, co kupiłam, farbą dobrą nie było. Zresztą powiedział to również wujo-Andrzej, zawodowy malarz. Dlatego tym bardziej wkurzają mnie procedury Praktikera. Sprzedawca powinien znać się na farbach i umieć ocenić, czy farba jest ok, czy też jest zważona. Póki co czekam.

Wróciliśmy na budowę i zajęłam się malowaniem sufitów „na gotowo”, farbą Tikkurila super white. Najpierw w trzech pomieszczeniach pomalowałam wszystkie ranty przy suficie, dokładnie pędzelkiem, grubszą warstwą, żeby wypełnić i zamalować wszelkie cienie i przebarwienia tynku spod spodu. Wałek nie dochodzi do samego rogu i trzeba to zrobić ręcznie, pędzelkiem. A jest z tym sporo zabawy. Naskakałam się po drabinie w górę i dół, co chwilę przesuwając ją o kilkadziesiąt centymetrów w bok. Spaliłam przy tym mnóstwo kalorii, co pozwoliło mi bez wyrzutów sumienia wpałaszować kilka czekoladowych cukierków.

Potem pomalowałam trzy sufity, każdy z nich już po raz trzeci (przedostatni) albo czwarty (ostatni). Naprawdę zaczyna to wyglądać super! Gdy farba wyschnie będzie idealnie. Niebawem będę mogła dopisać sobie do listy moich kwalifikacji zawodowych „malarz pokojowy”.

Na ścianie w łazience, w miejscu gdzie planowane są płytki, wymalowałam kupione próbki, testery farb. Dwa spośród trzech kolorów okazały się trafione w punkt. Podobają nam się. Ale kolor środkowy wydał nam się nijaki, jakby pożółkły biały, nieładny. Trzeba będzie wybrać w jego miejsce jakiś inny.



Testery farb to świetna opcja. Kolory wymalowane na tynku, na dużo większej powierzchni niż prostokącik na saszetce o rozmiarach 5 x 5 cm, wyglądają całkiem inaczej, niż je sobie wyobrażaliśmy. Najładniejszy kolor z próbnika, na ścianie wypadł najgorzej. Postanowiliśmy szukać dalej, do skutku, i malować ścianę w łazience dotąd, aż znajdziemy właściwą kombinację barw. Pojedyncza próbka kosztuje tylko 2,90 zł, a naprawdę daje wyobrażenie, jak będzie wyglądać ściana. A więc w dalszym ciągu szukamy inspiracji barwnych i testujemy kolorki.

9 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze wykonana robota, tym bardziej że remont poddaszy jest bardzo trudny. Profile i płyta KG pełna profeska! Super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że prace posuwają się do przodu. Ja, jestem na etapie budowy swojego domu... Obecnie, rozglądam się za elementami instalacji elektrycznej, z pomocą których mógłbym mógłbym dokonać jej montażu. Czy tutaj: https://interblue.pl/akcesoria-elektryczne,c,49/ zdobędę wszystko, czego potrzebuję?

    OdpowiedzUsuń
  3. Również z mężem jesteśmy na etapie budowy, w zasadzie to już się zbliża ku końcowi też już myślę o wykończeniu. Teraz jestem na etapie kominka, szukam sprawdzonych producentów, tutaj www.drzwiczki-kominkowe.pl znalazłam dobrego jeśli chodzi o drzwiczki kominkowe

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy wpis. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Super wpis. Dużo ciekawych informacji, które warto znać

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe prawidlowe naprezenie sznurka z takerem niemozliwe - a ja Wam powiem da sie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten wpis jest bardzo ciekawy

    OdpowiedzUsuń