Dom

Dom

piątek, 24 kwietnia 2015

53. Nie żadne belki a płatwie, krokwie, murłaty i jętki!

2013-09-24

Od wypadku, czyli od środy, aż do poniedziałku - czyli do wczoraj, roboty stanęły. Stłuczony palec Artura i nadwyrężony nadgarstek pana Jarka wymagały odpoczynku. Broda – zgodnie z moimi przewidywaniami - okazała się najmniejszym problemem.
Panowie nie odzyskali jeszcze pełnej sprawności, ale wczoraj wrócili do pracy.

Przez te „wolne” dni pogoda nie sprzyjała pracom budowlanym. Co chwilę padał deszcz. Wczoraj rano też lekko kropiło i przez chwilę obawialiśmy się, że panowie zejdą z budowy, ale na szczęście niebo się przejaśniło.
Dziś wróciło słońce i ekipa na budowie stawiła się w składzie 4-osobowym. Zamiast Artura pojawił się nowy facet, pomoc siłowa do wciągania belek oraz do wnoszenia na górę ciężkich płyt OSB. Pan Jarek nie może przeciążać nadgarstka i unika dźwigania.


Dziś przyjechał transport płyt OSB (spóźniony o dzień, bo płyty miały dotrzeć na wczoraj). Potężny stos nowiutkich, jasnych płyt ułożony został na paletach przed domem. Przeoczyliśmy ich rozładunek, bo pan Jarek wysłał nas do sklepu po folię budowlaną:
- Ja bym radził kupić folię, bo pogoda w kratkę, co chwilę pada. Warto byłoby przykryć te płyty. Folia kosztuje grosze a do okrycia przed deszczem wystarczy.
- To płyta może się popsuć od deszczu? – spytałam.
- Chodzi o ranty, które mogą nabrać wody i się rozpulchnić. Sama płyta jest zaimpregnowana, w dużym stopniu odporna na wodę, ale ranty to newralgiczne miejsca. Zanim zbijemy więźbę to trochę te płyty poleżą. Ja bym przykrył.
Dwie płachty folii 3 x 5 m to koszt nieco ponad 30 zł, więc nie ma tematu.
Pan Jarek nie powiedział dokładnie, jaka to ma być folia. Najpierw szukaliśmy wśród folii malarskich, ale uznaliśmy je za zbyt cienkie. Sam wiatr jest w stanie ją poszarpać. Błądziliśmy więc trochę po sklepie samoobsługowym, zanim znaleźliśmy grubszą, czarną folię budowlaną.


Wczoraj panowie wprawili w stopy fundamentowe, a dokładniej we wbetonowane w nie metalowe uchwyty, słupy od ganku. Między słupami a ścianą domu, na wysokości ponad dwóch metrów, zamontowane są poziome belki. Z jednego końca są one połączone z słupami, a z drugiego są przymocowane do muru, a w zasadzie do wieńca przy użyciu metalowych kątowników, belki jakby leżą na stalowych elkach. To jest właśnie ta nie do końca przemyślana – zdaniem pana Jarka – część projektu. Architekt pominął w projekcie sposób połączenia konstrukcji ganku z domem i zamontowanie dodatkowo dwóch fragmentów kątownika to pomysł pana Jarka, poparty zresztą potem przez kierownika budowy.




Wszystkie belki na dach zostały odpowiednio powycinane i poprzycinane. Pan Jarek długo i precyzyjnie pracował z piłą, odmierzając gdzie i co ma uciąć. Jedne belki mają trójkątne wcięcia służące do wspierania ich o murłaty (pan Jarek mówił, że te wcięcia nazywają się zaciosy). Inne mają powycinane przy końcach elki w taki sposób, żeby dwie identycznie wycięte bele dało się po złożeniu zesztukować w jedną, długą belę albo żeby z dwóch krokwii złożyć wiązar (ha! takie słowa się zna! poniżej wyjaśnię). Pan Jarek mówi, że najtrudniej jest przyciąć pierwszą parę krokwii. Trzeba ustalić kąty i odległości, aby wyciąć zaciosy w odpowiednich miejscach, i aby krokwie po połączeniu ich przy kalenicy (najwyżej linii w dachu) tworzyły odpowiedni kąt dachu. Pierwszą parę się wylicza, mierzy, wycina i przymierza. Jak kąt połączenia dwóch krokwii jest dobry, a zaciosy idealnie wpasowują się w na murłaty, to znaczy że jest ok. i pierwsza para tak wyciętych krokwii stanowi szablon dla kolejnych.




Murłata to taka wielka bela leżąca na murach, czyli na ścianie frontowej i tylnej. To już wiem. Natomiast nazw wszystkich pozostałych elementów więźby dachowej jeszcze się nie nauczyłam. Wiem tylko, że dziś panowie montowali krokwie, bo to mi się obiło o uszy.

Co to są krokwie?



Definicja mówi, że „krokiew to pochyła belka więźby dachowej, najczęściej drewniana, oparta na murłacie. Do krokwii, zwykle wzmocnionych jętkami, przytwierdza się łaty lub płatwie, na których kładzie się pokrycie dachowe”.
Tyle definicja, a tak po mojemu powiem, że krokwie do dwa ramiona trójkąta tworzącego kąt dachu. Takich trójkątów w szkielecie dachu jest wiele, są regularnie i dość gęsto rozstawione na całej szerokości domu. Wszystkie mają wierzchołki (połączenia dwóch krokwii) przy szczycie dachu (przy kalenicy). A dalej, u podstawy „krokwiowych trójkątów” krokwie, przy pomocy zaciosów, opierane są na murłatach. Niby po złożeniu ze sobą dwóch odpowiednio wyciętych krokwii i po oparciu ich przy pomocy zaciosów na murłatach, trójkąt sam się trzyma i stoi, jakby spoczywa na wieńcu, to jednak konstrukcja taka jest niestabilna. Wymaga ona zbicia wszystkich połączeń belek ogromnymi gwoździami, a dodatkowo krokwie usztywnia się, aby pozostały w układzie trójkąta i nie zsunęły się z murłat, jętkami, czyli belkami równoległymi do wirtualnej podstawy trójkąta. Niektórzy jętki nazywają też ściskami, bo niby ściskają one krokwie.


Zanim panowie zaczęli montować krokwie, położyli najpierw na ścianach szczytowych, czyli tych bocznych trójkątnych, dwie długaśne bele. Opierały się one na pustakowych „schodkach” mniej więcej na wysokości 1/3 trójkątnych ścian szczytowych, czyli bardzo wysoko. Stojąc na stropie trzeba było zadzierać głowę w górę, żeby to zobaczyć, bele wisiały znacznie ponad wzrost człowieka. Następnie panowie ustawili rusztowania, po których niemal z małpią zwinnością wskakiwali na te przerzucone nad stropem bele i przechadzali się po tej podniebnej „konstrukcji” bez żadnych zabezpieczeń!




Już wiem, po co w szkole na wuefie są ćwiczenia z równoważni! Od samego patrzenia kręciło mi się w głowie. A pan Jarek stąpał sobie po tych belkach jak po ziemi i zwyczajnie wbijał gwoździe! Jeden fałszywy krok i tragedia gotowa. Brrrr, aż mnie zmroziło. Nawet o nic nie pytałam, żeby ich nie zagadywać i nie rozpraszać rozmową. Nie mogłam patrzeć na te kaskaderskie niemal wyczyny. Uciekłam czym prędzej. Mam za słabe nerwy. Dziwi mnie, że panowie nie przypięli się do tych belek żadnymi linami. Prosty sprzęt wspinaczkowy, kilka lin, pasów i karabinków, jest dziś stosunkowo tani i łatwo dostępny. W życiu, za żadne pieniądze, nie wlazłabym na podniebną belkę bez zabezpieczenia, bo uważam, że to głupie i niepotrzebne ryzyko, które łatwo daje się wyeliminować. Ale cóż, nie mój to problem.

Pan Jarek po raz kolejny ulepszył projekt. Mianowicie dodał na poddaszu dwa dodatkowe słupy, które będą podpierać poprzeczną belkę (płatew) biegnącą w środku domu przez całą jego szerokość.



Zgodnie z projektem bela ta jedynie „wisiała” w powietrzu, wsparta na dwóch końcach na dziurach wybitych na wylot w ścianach szczytowych. Teraz, po inwencji twórczej pana Jarka, doszły dwa dodatkowe pionowe słupy, stanowiące podpory dla tej potężnej beli:
- Dach to w ogóle nieprzemyślany w tym projekcie. Gdzie nie potrzeba, to architekt dał wzmocnienie aż za duże. A tam gdzie potrzeba, to nie ma płatwi na czym oprzeć. Na samych otworach w ścianach szczytowych taka bela ciężka nie powinna się opierać. Co innego na wieńcu, zbrojonym, ale na pustaku samym? Tak się nie robi. I przez to też więcej materiału poszło – krytykował dalej pan Jarek – Ja bym to zrobił inaczej, ale projektu zmieniał nie będę. Zrobiłem tak, jak to wyrysował, tylko te dwa dodatkowe słupy uważam za potrzebne, to je dołożyłem.
Pan Jarek wychwycił „błąd” w konstrukcji dachu już na samym początku i dwa dodatkowe słupy przewidział w zakupach. Były one zamówione wraz z całą więźbą dachową.
Ciekawe, czy pan Piotr - architekt to przemyślał i miał w tym głębszy zamysł, czy to faktycznie jakieś niedopatrzenie? O błędzie tu mówić nie będę, bo się na tym nie znam. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Na razie, skoro pan Jarek uważa, że dwa dodatkowe słupy są potrzebne, to niechaj stoją. Wylądują one w studio, przyklejone do ściany i Marek twierdzi, że nie będą mu one przeszkadzać.

Zagadnęłam pana Jarka na temat komina. Przekazałam mu wątpliwości Krzyśka, kierownika budowy, który twierdzi, że klinkier jest zbyt ciężki, aby opierał się na samej płycie komina.
Pan Jarek twardo bronił swojego rozwiązania. Kręcił głową z dezaprobatą, że to jakieś bzdury są. Powiedział, że płyta na kominie jest zbrojona w całości. Zbrojenie znajduje się nie tylko dookoła komina, w opasce, ale konstrukcje zbrojeniowe z drutu przebiegają także przez środek komina, na łączeniu pustaków wentylacyjnych z pustakami kominowymi. Ciężar klinkieru nie spoczywa więc tylko na wymurowanej opasce, ale jest rozłożony na całych pustakach, z których zbudowany jest komin i szyb wentylacyjny. Pan Jarek twierdzi, że takie rozwianie w zupełności wystarcza. Tym bardziej, że zastosował cegły klinkierowe połówki, a więc całość jest dwukrotnie lżejsza niż normalnie.
Problem w tym, że według Krzyśka pustaki żużlowe, z których zbudowany jest komin, są zbyt słabe na utrzymywanie takich ciężarów jak klinkier. Ja nie wiem, co myśleć. Wolałabym, żeby panowie sami sobie o tym porozmawiali i doszli do jakichś konstruktywnych wniosków.
Marek twierdzi, że bardziej przychyla się do zdania pana Jarka, bo skoro pustaki miałyby słabą wytrzymałość, to co w przypadku budowania wysokich kominów, w budynkach wielopiętrowych? Przecież wtedy te pustaki na samym dole utrzymują wielokrotnie większy ciężar samych elementów komina nad nimi, niż waga naszego klinkieru, który ma wysokość niecałe półtora metra.
Nie wiem jeszcze, co z tym zrobimy. Trochę się boję. Na razie wszystko stoi, nic nie pęka i jest dobrze, ale nie wiem co się może zdarzyć, gdy dojdą naprężenia związane z temperaturami. Sprawa jest otwarta, a ja mam kolejny powód do bania się. Aż dziwne, że nie znoszę horrorów, skoro tak lubię się bać :)

Pan Jarek napomknął, że będzie potrzebował kilku specjalnych śrub i kilku klamer, ale ponieważ trudno jest mu wytłumaczyć o jakie elementy chodzi, zaproponował, że kupi je sam, a my potem oddamy mu pieniądze. Ok, wszystkim będzie wygodniej. Zobaczymy, co on nakupuje i po co.

Na piątek zamówiony jest transport papy. Do tego czasu pan Jarek polecił kupić jedną rolkę wełny mineralnej o grubości 10 cm. Wełna ta zostanie pocięta na paski i będzie układana na trójkątnych „schodkach” ścian szczytowych. Wełna ta ma wstępnie zatkać duże szczeliny między ścianami szczytowymi a dachem:
- Wiadomo, że takie porządne uszczelnienie dachu robi się potem. Ale jak się już te większe dziury zapcha chociaż trochę, to wiatr tak nie będzie hulał po domu. Na szczytach, w tych miejscach gdzie ranty pustaków (schodków) dolegać będą do płyt OSB, upychanie wełny po przybiciu płyt byłoby trudne albo nawet niemożliwe. A tak tylko uzupełnią szczeliny, dopchają wełny tam, gdzie wchodzi i już będzie – wyjaśniał pan Jarek.



Patrząc na nasz dach nie mam pojęcia, która belka to płatew a która łata. Ale postaram się nie żyć z tą niewiedzą zbyt długo. Ponieważ pan Jarek ma już dość moich pytań i ciągle zbywana nie mam śmiałości wyciągać z niego kolejnych porcji wiedzy tajemnej, postanowiłam sprawdzić to we własnym zakresie, wykorzystując wszechwiedzący Internet.
Teraz czas się dowiedzieć, jak się nazywają poszczególne elementy więźby dachowej. Może i jestem laikiem w dziedzinie budowy, ale są pewne granice. Bo to obciach, że buduję dom i na wszystko mówię belki! Z odnalezionych w sieci definicji wikipedii wychodzi to tak:

Wiązar - w budownictwie jest to podstawowy element nośny konstrukcji dachu (więźby dachowej) przenoszący obciążenia na podpory główne (ściany lub słupy). W budownictwie tradycyjnym wiązar to para krokwi opartych na belce stropowej lub ścianie zewnętrznej budynku za pośrednictwem murłaty. W zależności od rozpiętości podpór i zastosowanego rozwiązania wiązar wzmacnia się dodatkowo drewnianymi belkami.

Murłata - drewniana belka ułożona na murze budynku. Przenosi obciążenia z dachu (najczęściej z więźby dachowej) na ściany.

Płatew - element konstrukcji dachu układany w kierunku prostopadłym do wiązarów dachowych, pozioma drewniana belka podpierająca krokwie.

Krokiew – ukośna belka, najczęściej drewniana, w wiązarach dachowych, oparta na belce wiązarowej lub oczepie, wzmacniana często jętką lub podpierana płatwią. Na niej, za pośrednictwem łat opiera się pokrycie dachowe.

Jętka – pozioma belka w górnej części wiązara jętkowego podpierająca krokwie, stanowi dodatkowy element usztywniający wiązary, jest elementem ściskanym. Dzieli krokwie na dwa odcinki w proporcji 2 : 1, jej długość nie powinna przekraczać 3,5 m.

Łata - drewniana listwa o przekroju prostokątnym lub kwadratowym używana w konstrukcjach drewnianych, np. w więźbie dachowej, do ułożenia pokrycia dachowego. Przy deskowaniu pełnym stosuje się niekiedy kontrłaty, które są ustawiane prostopadle do łat.

Oczep - górna belka w drewnianych ścianach o konstrukcji wieńcowej lub szkieletowej, zamyka ścianę. Przejmuje obciążenia z belek stropowych lub krokwi.
Na naszej budowie oczepów nie ma, bo ściany nie są drewniane i zamiast nich są betonowe wieńce.

Po zapoznaniu się z powyższymi definicjami wychodzi mi na to, że na razie w naszym dachu zamontowane są:
- dwie murłaty – spoczywające na wieńcu na ścianach przedniej i tylnej domu,
- dwie płatwie wsparte na trójkątnych ścianach szczytowych (na wybitych w nich na wylot otworach) oraz na ściance działowej na poddaszu i na dodatkowych słupach pana Jarka.
Tak więc jedna płatew opiera się o ścianę działową środkową, która nie jest zbudowana w trójkąt jak ściany szczytowe, ale w trapez (trójkąt ścięty, bez wierzchołka). Druga z kolei podparta jest na dodatkowych słupach pana Jarka.
- kilkanaście krokwi wspartych na murłatach i łączących się parami na szczycie w kalenicy.

Nie mogę się doczekać jutra!

5 komentarzy:

  1. Jak sam widzisz, prace budowlane nie należą do najbezpieczniejszych. Dlatego dobrze zlecić je fachowcom.

    OdpowiedzUsuń
  2. To pisała kobieta więc "sam widzisz" trochę nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super wpis, dzięki za odrobinę wiedzy, przyda się przy budowaniu domu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy i inspirujący wpis

    OdpowiedzUsuń