Dom

Dom

środa, 20 września 2017

98. Kanał z kosztorysem

2015-04

Pan od kanalizacji zamilkł. Wziął projekt budowlany i myśli. Przede wszystkim miał wymyśleć, ile będzie kosztować ta robota. Uparłam się, że bez kosztorysu niech się nie waży niczego zaczynać, bo po prostu bez umowy nie zapłacę.

Po dwóch tygodniach nagabywania go telefonicznego i e-mailowego udało mi się wreszcie wydębić wstępną wycenę kosztów wykonania przyłącza kanalizacyjnego. Jednak nie zrobił jej osobiście szef-kanalizator, ale jakiś jego współpracownik, wspólnik, podwykonawca, pośrednik – w sumie to nie wiem kto jest kim w tym towarzystwie wzajemnej adoracji i podwykonawstwa. 
Coraz mniej mi się podoba ta współpraca i coś przeczuwam, że nic z tego nie będzie. Obawiam się, że w grę wchodzi zbyt wielu pośredników, z których każdy chce zarobić, na jednej robocie, i że w tej sytuacji nie będzie tanio.

Kolega-wspólnik z wielką niechęcią przysłał na mój adres e-mail prymitywną, wymuszoną przeze mnie wycenę, która była zdjęciem napisanej odręcznie na kolanie notatki, krótkiej rozpiski kosztów. Ów „kosztorys” opiewał na kwotę 8615 zł i zawierał następujące pozycje:
  • Zajęcie pasa drogowego - inwestor
  • Projekt organizacji ruchu - 200 zł
  • Geodezja powykonawcza - 550 zł
  • Próby gruntu - 340 zł
Kanalizacja sanitarna:
  • Przyłącze od włączenia do istniejącej studni - 2375 zł
  • Rury (… jakieś tam) i kształtki - 550 zł
  • Odtworzenie nawierzchni - 1200 zł
  • Koszty transportu -1800 zł
  • Montaż trojaka na kanale Fi 200 - 1600 zł
Razem 8 615 zł

Ojjj, sporo. Znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy.

W dodatku kosztorys nie zawierał ceny projektu! Po naszej stronie pozostawało też wykonanie mapy do celów projektowych (ok. 800 zł) oraz poniesienie opłat za zajęcie pasa drogowego - też kilkaset złotych pewnie.

Nie wszystkie pozycje kosztorysu były dla mnie jasne i oczywiste, ale wiadomo, jestem laikiem i nie mogę się znać na budowie kanalizacji. Niewiele myśląc zadzwoniłam do naszego hydraulika, pana Kukułki, żeby się skonsultować, co on o tym sądzi. Odczytałam mu przez telefon pozycje kosztorysu i poprosiłam o niezobowiązujący komentarz. Pan Kukułka wysłuchał uważnie, pocmokał i skomentował „kosztorys” tak:
  • Badania geologiczne, czyli w kosztorysie „geodezja powykonawcza” – za drogie, zdaniem pana Kukułki koszt powinien wynosić ok. 400 zł, nie 550 zł. 
  • Transport – niby czego? Za co 1800 zł? 
  • Montaż trójnika na kanale fi 200? Przecież oczko jest, co zostało sprawdzone podczas kamerowania kanału. Tego kosztu (1600 zł) w ogóle nie powinno być. 
Hmmm. Chyba miałam nosa podejrzewając, że pan od kanalizacji to bardziej biznesmen niż fachowiec. Podjechał na budowę wypucowaną, czarną, błyszczącą i wypasioną furą, czyli samochodem, który z pewnością nie służy do pracy (wiem, jak wyglądają auta pracowników budowlanych, zdążyłam ich zaobserwować wiele). Wysiadł z pięknego auta niczym mafiozo, ubrany w czarną skórę, wypachniony, w wypastowanych, błyszczących butach. Niczego nie umiał powiedzieć o kosztach. Zabrał papiery i rozdzielił robotę na jakichś ludzi przebąkując, że na pewno się dogadamy, że ma układy "i tu i tam", to się wszystko gładko pozałatwia. No cóż.

Pan – współpracownik zrobił wycenę z wielką łaską, prawie na mnie nakrzyczał przez telefon, że w ogóle o nią proszę. Mówił, że w zasadzie to wszystko nie trzyma się kupy, bo on w życiu nikomu nie robił żadnych kosztorysów:
- Pani kochana, kosztorys to ja mogę policzyć jak będę miał projekt. A tak, to ja sobie tak strzelam, o tyle o ile. Ani metrów nie znam, ani głębokości. Co to to takie liczenie. Bez sensu!
- A proszę mi powiedzieć, co to za pozycja „transport”? Prawie 2 tys zł? Co tyle kosztuje?
- No wszystko! Piach, rusztowanie, przecież do wykopu nikt nie wejdzie bez zabezpieczeń, a to są duże konstrukcje.
- A ha. A czemu policzony jest trojak? Przecież ja mówiłam pana koledze, że sięgacz jest, a wy mi tu liczycie, jakby go nie było? Kamerowanie było robione przecież …
- Było? A to skąd ja niby mam to wiedzieć! Przecież ze mną pani nie rozmawiała! – facet autentycznie mnie skrzyczał.
- Z panem nie, ale z pana szefem owszem. To co, nie przekazał?
- A skąd!
- No to przykro mi. To już nie moja sprawa, jak panowie się komunikują.

Wygląda na to, że pan robiący „kosztorys” nie wiedział nic o naszej działce i robił wycenę „na oko”, jedynie na podstawie mapy, która jak wiemy posiada błąd – jest na niej bowiem naniesiona studnia rewizyjna, której w rzeczywistości nie ma. W „kosztorysie” uwzględnił „przyłącze od włączenia do istniejącej studni” zamiast „wybudowanie studni rewizyjnej”. Nie wiedział też, że istnieje sięgacz, bo zaplanował „montaż trojaka na kanale”. O wszystkim tym wiedział szef, ale widocznie zrobił z tego tajemnicę.

Naprawdę się wkurzyłam na tak nieprofesjonalne podejście do sprawy. Kanalizacja nie kosztuje 20 złotych, ale grube tysiące i nie będzie na mnie krzyczał żaden pan Andrzej albo Grzesiek i robił mi łaski, że wyceni robotę, i to w oparciu o nieprawdziwe dane! Trudno. Nie dogadamy się. Nie trafili na frajerów, co zapłacą za fikcję. Jednak nie dałam się sprowokować i całkiem spokojnie zakończyłam rozmowę:
- Dobrze. Dziękuję za tę wycenę. Proszę na razie nie podejmować żadnych działań. Ja się zastanowię i skontaktuję się z pana szefem gdy podejmę decyzję. Dziękuję. Do widzenia.

Wzięłam tylko jeszcze od niego numer telefonu do pani projektantki, de facto pracownika ZWIK, która robi projekty „po godzinach”, bo facet wspominał wcześniej, że jakby co, to namiary ma. Chciałam się dowiedzieć, ile będzie kosztować sam projekt. Ale niestety nie udało mi się do niej dodzwonić, bo nie odbierała telefonu przez kilka kolejnych dni.

Natychmiast rozpoczęliśmy poszukiwanie nowej firmy wykonującej kanalizację.
Internet jest wielki! Kilka telefonów i chyba jest.
Trafiłam na młodego człowieka, bardzo konkretnego. Od razu podał mi adres e-mail i poprosił o przesłanie kopii mapki:
- Mapa to podstawa do jakiegokolwiek szacowania kosztów– powiedział – więc od niej zacznijmy.
Wysłałam mu kopię mapy i kilka zdań informacji, o co chodzi w naszym zleceniu. Oddzwonił szybciutko i umówiliśmy się na działce na dziś, na godzinę 15.

Przyjechał punktualnie. Zjechał prosto z roboty, którą robi gdzieś tu w pobliżu. Był w ciuchach roboczych, nie w wypastowanych lakierkach. Miał spracowane, zakurzone dłonie, brudny, skromny samochód z wyklejonym napisem „Usługi hydrauliczne”. Na oko miał około 35 lat i dobrze mu patrzyło z oczu.
Powiedział, że kontaktował się już ze Zwikiem z zapytaniem, czy od kanału głównego odchodzi sięgacz, czy jest tylko trójnik. A jeśli sięgacz – ta jak jest długi. Od tego zależą koszty, bo jeśli sięgacz wyprowadza odejście poza jezdnię, to do rozkopania będzie tylko chodnik. A to mniej metrów do zajęcia pasa drogowego. Jutro pan ma mieć tę wiedzę.

Powiedział też, że jeśli sięgacz jest, a wszystko na to wskazuje, to koszty wyniosą około 6 tys zł. Po jego stronie jest projekt, wykonanie i opłaty za zajęcie pasa drogowego. My musimy załatwić na swój koszt tylko mapę do celów projektowych:
- Jak macie pozwolenie na budowę to mapę już musieliście załatwiać.
- No tak, taką mamy. Tylko że ona jest z 2012 roku.
- No właśnie, nieaktualna. Ale jak była robiona wtedy, to trzeba się udać do tego samego geodety. Tu na tej ulicy nic od tamtego czasu nie było chyba robione prawda? Nie wygląda. To trzeba pogadać, czy nie uda się po prostu przedrukować tamtej mapy z nową datą. Nic się tu nie zmieniło, nie powinien mieć konieczności wyciągania nowej mapy za 700 czy 800 zł. Powinien podbić tą poprzednią za jakieś grosze i już.
Tu się nieco skrzywiłam. Coś mi się nie wydaje, aby jakikolwiek poważny geodeta mógł „przedrukować” mapę z nową datą. Ale … zapytam geodety.

I to tyle. Stanęło na tym, że mamy załatwiać mapę. W międzyczasie czekamy na aktualne warunki przyłączenia ze Zwik. Pan jutro będzie wiedział, czy jest i jak długi jest sięgacz. I zaczynamy. Przyklepaliśmy transakcję uściskiem dłoni i jesteśmy dogadani na telefon.

Zupełnie inna rozmowa niż z poprzednim mafiozem. Transport – pan wzruszył ramionami - co oni tu chcą transportować? Rurkę?.

Fachowcy starej daty, posocjalistyczne cwaniaki z „układami” w urzędach, którzy kręcą fuchy na państwowym sprzęcie i opłacają siebie i szerokie grono koleżków, nieco mi już zbrzydli. Na szczęście ich czasy się kończą. Stawiam na młodych, zdolnych, pracowitych, którzy nie biorą kasy za układy i znajomości, a za wykonaną rzetelnie robotę.

Zadzwoniłam do pana-mafiozo powiadomić go, że nie decyduję się na jego usługi i że proszę o zwrot projektu:
- Ale czemu? Tak definitywnie pani rezygnuje? Co się stało? Przecież możemy się dogadać, ponegocjować?
- Ale o czym tu gadać. Dostałam wycenę, uważam że drogo. Poszukałam innego wykonawcy, o 40% tańszego. I już. Wie pan, jest wolny rynek, nie jesteście jedyni.
- No tak, wiem wiem, A ta nasza wycena to ile była? – nawet tego nie wiedział!
- W sumie, z doliczeniem opłat za zajęcie pasa drogowego, około 10 tys. wyszło. No i jeszcze projekt osobno. To dla mnie za drogo.
- No faktycznie, drogo. Co on tam policzył, że aż tyle?
- A, to ja już nie wiem, co on tam liczył. Wiem tylko, że liczył wstawienie trójnika do kanału głównego, a trójnik jest i ja o tym mówiłam, Czyli na co liczył? Że się nie zorientujemy? Jakiś transport za prawie 2 tys. złotych. No i powiem panu, że niezbyt uprzejmy ten pana współpracownik. To też zaważyło poniekąd na decyzji. Nie lubię, gdy ktoś, komu powinno zależeć na zleceniu, robi łaskę i na mnie krzyczy. Trochę nie tak to powinno wyglądać, Przyzwyczajona jestem do innego standardu obsługi i kontaktu z klientem.
- No owszem. Szkoda, że pani do mnie za zadzwoniła.
- Ależ dzwoniłam! Wielokrotnie. Ale pan scedował kontakty na innego, nieuprzejmego faceta, i tak wyszło. W tym wszystkim cena jest dla mnie bardzo ważna, i gdybyście byli konkurencyjni cenowo, to pewnie nieuprzejmość kolegi mało by mnie obeszła. Cóż, takie czasy, każdy liczy kasę. Ja też. Tak więc dziękuję panu za fatygę i poświęcony czas. Współpracy nie będzie.

I tyle. Żegnam panów cwaniaków bez żalu!

2015-04-22

Skontaktowałam się z geodetą, który sporządzał dla nas mapę do celów projektowych trzy lata temu, zanim powstał projekt budowlany. Zgodnie z podpowiedzią pana instalatora spytałam, czy jest możliwość „zaktualizować” mapę, to znaczy wydrukować ją raz jeszcze, tylko z nową datą, za jakieś mniejsze niż normalnie pieniądze. Normalnie mapa kosztuje 800 zł.
Niestety, tak jak przypuszczałam, pan geodeta wyśmiał pomysł pana instalatora:
- Nie ma takiej możliwości proszę pani. Instalator nie wie co mówi. Jeśli miałbym wydawać dziś nową mapę, z aktualną datą, to muszę ją od nowa wykonać. Zwłaszcza, że o ile wiem na działce powstał już nowy budynek, stary jest rozebrany, więc wszystkie te zmiany muszą być na mapie pokazane. Mapa musi odzwierciedlać stan faktyczny z chwili jej wykonywania. Czas wykonania nowej mapy potrwa miesiące. No i koszt, jak dla normalnej, nowej mapy.
- No właśnie, i tu mam trochę żal, bo powiedział pan, że mapa musi odzwierciedlać stan faktyczny. A przecież mapa, którą pan wykonał poprzednio, pokazuje studnię rewizyjną, której faktycznie nie ma. Nie jest to więc stan faktyczny. Gdybyśmy od razu wiedzieli, że studzienki nie ma i że będziemy musieli wykonać projekt przyłącza zewnętrznego oraz wybudować przyłącze, zrobilibyśmy to na początku inwestycji, wykorzystując tę pierwszą mapę z 2012 roku. A niestety wykonana przez pana mapa nas okłamała.
- Ale przecież teraz też możecie wykorzystać tamtą mapę. Jeśli w ulicy nie było nic robione …
- No nie było. Nic się tam nie działo poza tym, że zbudowaliśmy dom.
- No właśnie. Czyli według mnie mapę można wykorzystać. Dać ją po prostu projektantowi i niech projektuje do tej mapy, którą macie.
- To mapa nie ma terminu ważności? Nie ma w tym zakresie jakichś przepisów?
- Nie. Nie ma czegoś takiego jak „termin ważności mapy”. Mapa wystawiana jest na dany dzień, na który odzwierciedla stan faktyczny. Pewnie, że żaden projektant nie podejmie się projektowania do starej mapy, bo w międzyczasie dużo mogło się pozmieniać. Ale u was nie powinno być problemów. Ja bym spróbował. Powinno się udać. Projektant rzadko kiedy robi wizję lokalną w terenie. Opiera się na dokumentach, więc jak dostanie mapę, to zaprojektuje do niej. Gdyby jednak była konieczność nowej mapy, to będziemy robić od nowa. Mogę opuścić stówę, ale więcej się nie da. Proszę mi wierzyć, że to dużo załatwiania.

Ok. Postanowiliśmy spróbować wykorzystać starą mapę do celów projektowych. 
Oszukałam ją w szafie. Kiedyś geodeta przekazał nam ją w tekturowej tubie, w 4 egzemplarzach, plus jeden egzemplarz na folii, plus plik na płycie CD. Wszystko jest. Mamy jeden oryginalny egzemplarz mapy, z podpisami i pieczęciami.

Umówiłam się dziś na działce z nowym panem kanalizatorem na przekazanie mapy. Ma ją wręczyć projektantowi, aby ten mógł rozpocząć projektowanie. Postanowiliśmy, że nie będziemy nic mówić o dacie. Damy po prostu mapę i niech projektuje. Zobaczymy, czy to przejdzie. Od strony faktycznej mapa jest dobra, w ulicy nic się od 2012 roku nie działo, żaden kanał nie był ruszany, miasto nie robiło żadnych inwestycji drogowych ani gazowych ani kanalizacyjnych ani innych. Więc mam nadzieję, że uda nam się uniknąć kosztów sporządzania nowej mapy i przy okazji zaoszczędzić sporo czasu.

13 komentarzy:

  1. Super jest poznać tego typu koszty - zastanawiałem się, ile to wszystko kosztuje. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, firmy często naciągają klientów na dodatkowe koszty, dlatego warto prosić o kosztorys i podpisanie umowy, wówczas będziemy mięli gwarancję, że nas nie oszukają.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze zrobiliście nalegając na kosztorys przed rozpoczęciem. Bardzo ciekawy blog, dużo można się dowiedzieć. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem cena jest trochę za wysoka, jednakże wiele też zależy w jakim miejscu mieści się dom, który chcesz przyłączyć ;) Przez to cena mogła również wzrosnąć. Ale kosztorys to podstawa, gdyż po wykonanej robocie nie miałabyś nic do powiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne podsumowanie i kosztorys. Warto takie wpisy przeczytać zanim zacznie się działać na swoją rękę.
    Dobry kosztorys to podstawa, więc bardzo dobrze uczyniliście nalegając na niego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dla mnie to cena jest trochę za wysoka. Wyszło wam za wszystko około 9 tysięcy, ale ma na to wpływ wiele czynników. Odległość domu od kanału itd. Mam nadzieję, że jednak wszystko się ułoży dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobrze, że poprosiliście o wycenę, gdyż znacie przynajmniej koszta, które nie ulegną zmianie. Jeśli nie poprosilibyście o niego cena z pewnością byłaby wyższa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dużo przydatnych informacji

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie tu u Ciebie muszę częściej tu zaglądać

    OdpowiedzUsuń
  10. Niezwykle interesujące są te informacje.

    OdpowiedzUsuń