Dom

Dom

poniedziałek, 28 maja 2018

103. Kolorowe dylematy

2015-05-18

Malowanie to bardzo poważna sprawa!
Od jakości farb, dokładności malowania oraz od zastosowanych kolorów zależy cały klimat domu. To właśnie malowanie decyduje o ładności bądź paskudności wnętrza.

Wybór kolorów farb do każdego pomieszczenia to istny koszmar i duża odpowiedzialność – przynajmniej dla mnie. Niemniej nie o tym będę pisać, bowiem o gustach - jak wiadomo - się nie dyskutuje i każdy musi zmierzyć się z tym samodzielnie.

Są zwolennicy takiego rozwiązania, aby pierwsze malowanie było całkowicie na biało. Biel to kolor bez koloru, który łatwo przemalować. Według tej teorii najpierw należy dom umeblować, wyposażyć, a dopiero potem dobierać kolory ścian do tapicerek kanap i oklein mebli.

Może jest to jakiś pomysł, jednak mnie on nie zadowala. Nie mam ochoty wprowadzać się do zimnego, bezpłciowego, białego wnętrza, aby po chwili rozkładać cały bałagan z malowaniem ścian. Zwłaszcza, że chodzi o naprawdę spory bałagan. Zdecydowanie łatwiej maluje się puste wnętrza, gdzie nie trzeba co chwilę przesuwać mebli, gdzie jest miejsce na odsunięcie się od malowanej ściany i spojrzenie na nią z właściwej perspektywy. Gdzie można swobodnie machać wałkiem na długim kiju, nie stukając łokciami w oparcia krzeseł. No i gdzie nie trzeba szarpać się z foliami w celu zabezpieczenia mebli przed pochlapaniem farbami. Dlatego zachowawcza biel do szybkiego przemalowania stanowczo odpada. U nas od razu musi być ładnie i na gotowo!


Najważniejsza jest więc koncepcja. Trzeba oczami wyobraźni urządzić cały dom, wyobrazić sobie jak ma wyglądać docelowo i do tego wyimaginowanego obrazu powoli dążyć. Pewnie, że nie wszystko może się udać od razu, ale białe ściany wszędzie to według mnie słaby początek, który osłabiłby moją radość z nowego domu.

Kolory jakoś się obmyśli gdy przyjdzie na to czas. Teraz pora na decyzję, jakie kupić farby, jakiego wybrać producenta, jakiego rodzaju farby zastosować: lateksowe czy akrylowe, strukturalne czy ceramiczne, czy cholera wie jakie jeszcze?


Według opinii pociągniętych za języki znajomych, liderami na rynku farb do wnętrz są firmy Tikkurila i Beckers. O tych dwóch firmach, produkujących farby lateksowe, wszyscy wypowiadają się bardzo pochlebnie. Zgodnie twierdzą, że te marki się nie mażą, że równo kryją, że nie kapią z wałka, że łatwo się nimi maluje. No i że są zmywalne i generalnie wszystko w nich jest naj. No ale w ślad za tą wysoką jakością oczywiście w górę szybuje również cena. Nic nie jest za darmo. 


Początkowo - jak większość naszych znajomych - mieliśmy zamiar malować dom farbami firmy Tikkurila. Jednak po wizycie w dużym sklepie z farbami okazało się, że poza farbą białą inne kolory tego producenta sporządzane są wyłącznie na zamówienie klienta w mieszalniku. Nie wiem, czy Tikkurila w ogóle nie sprzedaje gotowych, zapuszkowanych kolorów, ale w trzech odwiedzonych sklepach zaproponowano nam wyłącznie mieszalnik, chociaż na stronie internetowej producenta można znaleźć paletę kolorów, w której każdy kolor posiada wyszukaną i poetycką nazwę.

Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że farby z mieszalnika są dużo droższe niż farby gotowe. W dodatku ich cena zależy od ilości użytego pigmentu: im farba ciemniejsza, tym droższa.

Aby wybrać kolor trzeba się przedrzeć przez palety barw, określane w skali kolorów NCS. Tam każdy odcień ma przypisane parametry składowe barw podstawowych i jest oznaczony symbolami literowymi i cyfrowymi. Generalnie oszaleć można od tej nieskończonej ilości kolorów! W tęczowym próbniku wszystkie wyglądają przepięknie i nie wiadomo, który pojedynczy kolor zaprezentuje się na ścianie najlepiej. 


Szybko zrezygnowaliśmy z mieszalnika. Będziemy jednak szukać barw gotowych, ale nie podjęliśmy jeszcze decyzji co do firmy.

Nasi znajomi, którzy malowanie domu mają już za sobą, wybrali farby lateksowe firmy Dulux i są z tego wyboru bardzo zadowoleni. Malowanie wyszło równiutko i pięknie. Kolor jednolity i głęboki, bez żadnych smug.
Jednak nie wszyscy wychwalają tego producenta. Znalazłam wiele opinii na forach internetowych, że farby te czasem się łuszczą, wałeczkują, jakby wchodziły w reakcję z podkładem bądź gruntem. Również wujo-płytkarz opowiadał o swoich osobistych negatywnych doświadczeniach z farbami Dulux:
- Dulux jest taki mocny, że potrafi zeżreć farbę podkładową. Cholera wie, na czym to polega, ale pamiętam jednego klienta, który wezwał mnie do poprawki malowania, bo właśnie Dulux mu się jakby zważył na ścianie. A wie pani jaka to tragedia? Z tym się niewiele da zrobić. Takie wałeczki pokurczone powyłaziły, nie do zdrapania. Ściana całkowicie zepsuta, trzeba było od nowa gładź kłaść, bo nie dało się tego wyrównać – relacjonował.
- Straszne! Aż strach malować w takim razie – przestraszyłam się naprawdę, bo byłam bliska kupienia farb tej firmy. Cenowo są dużo przystępniejsze niż Tikkurila czy Beckers.
- Strach to może nie, tylko jak już się pani zdecyduje na Dulux, to już wszystko musi być Dulux: i uni-grunty i farby podkładowe. No i późniejsze malowania też raczej Dulux, bo nie wiadomo, jak inna farba zareaguje z farbą Dulux. Tak zresztą ten producent zaleca w opisach swoich produktów, żeby stosować produkty specjalnie dedykowane. Trzeba się po prostu wczytać w etykiety i nie kombinować. Wtedy jest wszystko ok. Ale jak pani da sobie jakiś swój pomysł na podkład albo grunt, to jest ryzyko. To chyba chodzi o jakąś wojnę konkurencji, że firmy dodają do swoich farb tajemne składniki, które nie harmonizują się z produktami innych firm. Wiadomo, żeby kupować wszystko od jednych.

Hmm, dobrze wiedzieć. Ponieważ do gruntowania sufitów użyłam już gruntu bez rozpoznawania, czy taki właśnie preparat będzie kompatybilny z Duluxem, pewne ryzyko zachodzi. W tej sytuacji Dulux odpada, choć kusi ceną i ogromną paletą barw. 
Po czasie okazało się, że u owych znajomych malowanie farbami Dulux na długo nie wystarczyło, bo obiecywana zmywalność i plamoodporność nie zadziałały. Po dotknięciu ściany tłustą ręką - co przy dzieciach jednak się zdarza - pozostawały na niej tłuste plamy nie do zmycia. Znajomi musieli przemalowywać dom już po roku użytkowania.

Z kolei w sklepie dowiedzieliśmy się, że kupując farby firmy Dulux trzeba zwócić uwage na ich gatunek, bowiem firma ta wypuszcza wiele produktów różnej jakości. A więc Dulux Duluxowi nierówny. Jest Dulux świetny (oczywiście droższy), i Dulux „taki se”. Sprzedawca doradził nam, żeby szukać farb Dulux z serii "Easycare plamoodporna" i wtedy podobno jest ok.

Wujo-glazurnik chwali sobie farby Dekoral, jeszcze tańsze od Duluxa, którymi maluje od lat i które z czystym sumieniem poleca. Zwłaszcza, że Dekoral ma ogromną paletę gotowych barw i nawet najbardziej wybredny klient znajdzie tam najbardziej wydumany kolor. Ale tu nie wiem, jak z plamoodpornością, więc raczej podziękujemy.

Tak więc decyzja przed nami. Póki co kupiliśmy farbę lateksową białą Tikkurila Super White i zamierzamy pomalować nią sufity. Biała Tikkurila akurat cenowo nie zwala z nóg, a podobno jest jedną z najlepszych farb sufitowych, o najbielszym odcieniu bieli, sprawdzoną i rewelacyjną. Wiadro 10 litrów kosztuje 87 zł, da się żyć. 


Po czasie powiem, że ostatecznie do malowania ścian nie wybraliśmy żadnego z wyżej omawianych producentów, a dokonany przez nas wybór uważam za rewelacyjny! Mianowicie wszystkie ściany pomalowaliśmy farbami ceramicznymi Magnat i uważam, że to absolutnie najlepszy wybór! Nikt mi za tę pochwałę Magnata nie zapłacił, a i tak będę go chwalić, bo jakość jest warta swej ceny. To rzadki przypadek farb, o których reklamy nie kłamią. Margant nie obiecuje - Magnat gwarantuje! Potwierdzam i polecam! Napiszę o tym więcej w kolejnych postach.  



Kolejną do rozstrzygnięcia kwestią jest wybór narzędzi, a więc czym malować? W grę wchodzą trzy możliwości: wałek, pędzel albo pistolet.

Z malowania pędzlem od razu zrezygnowaliśmy. Trzeba bowiem sporej wprawy, aby pomalować powierzchnię tak, by nie pozostawić smug. Nakładanie farby pędzlem na duże powierzchnie nie jest łatwe i chyba pędzel nie bardzo sprawdzi się przy współczesnych farbach gęstych. Kiedyś malowało się farbami proszkowymi, rzadkimi. Wsypywało się kolorowy proszek do wiadra z wodą i farba gotowa. Pamiętam z dzieciństwa, że gdy tato machał pędzlem ławkowcem po suficie, to zachlapany był cały świat, łącznie z twarzą malarza. Na głowę tato naciągał czapkę z gazety i chlapał ile wlezie, aż na podłodze, po trzykrotnym przemalowaniu sufitu, nachlapało się mnóstwo plam tworzących trudną do zmycia skorupkę. Mazało się to pod mokrą ścierką niemiłosiernie, a umycie podłogi po malowaniu udawało się za piętnastym razem, bo ciągle te maziaje wychodziły jak podłoga wysychała. Na szczęście te czasy, z farbami proszkowymi dostępnymi jedynie w dwóch kolorach (seledyn i oranż) bezpowrotnie minęły. I pędzle chyba też minęły.

Malowanie pistoletem na pierwszy rzut oka wydaje się być bardzo zachęcające. Producenci twierdzą, że jest szybkie i wygodne, prawie bezwysiłkowe, po prostu maluje się samo! Pistolet do malowania kosztuje ok. 400 zł, więc gdyby faktycznie rozważać samodzielne pomalowanie całego domu, i gdyby pistolet stanowił praktyczne ułatwienie, może jest to koszt warty poniesienia. Postanowiłam więc rozpoznać temat malowania natryskowego ścian przy użyciu pistoletu.

Po pierwsze zastanowiło mnie to, że profesjonalni malarze, zajmujący się malowaniem zawodowo i zarobkowo, zazwyczaj do malowania używają wałków. Wszyscy malują wałkami, i to wielkimi, najczęściej nasadzonymi na długie uchwyty. Skoro pistolety byłyby takie rewelacyjne, to czemu zawodowi malarze ich nie używają?
Okazało się, że malowanie pistoletem ma swoje poważne wady.

Po pierwsze, jest spory kłopot z rozpryskiwaniem się farby na wszystkie strony. Po takim malowaniu absolutnie wszystko jest w kolorze malowanych powierzchni. Farba się rozpyla i fruwa w powietrzu, opadając kolorową mgiełką na podłogi, okna i w ogóle na wszystko. Aby więc malować natryskowo należy bardzo dobrze zabezpieczyć wszystkie te elementy, których nie chcemy pobrudzić. Przygotowanie pomieszczenia okazuje się być bardzo pracochłonne i wcale nietanie. Taśmy malarskie i folie ochronne to są realne pieniądze do wydania, a więc do wyrzucenia, bo po natryśnięciu farby cała ta ochrona idzie w kosz.

Po drugie, pistolety natryskowe posiadają dysze, które nie przyjmują zbyt gęstych farb. Dlatego producenci pistoletów zalecają, aby farby gęste, na przykład lateksowe (obecnie najpopularniejsze i najlepsze farby do wnętrz), rozcieńczać wodą. Z kolei producenci farb zakazują ich rozcieńczania, bo aby farba lateksowa nie straciła swoich właściwości zmywalnych, kryjących i koloru, nie może być rozcieńczana. Okazuje się zatem, że pistolety bardziej niż do farb nadają się to natryskiwania impregnatów do drewna albo innych, rzadkich cieczy. Farby, zwłaszcza lateksowe, nie nadają się do pistoletów.

Potwierdziło się to podczas pokazu demonstracyjnego pistoletów malarskich, na który przypadkowo natknęliśmy się w Castoramie. Przyjrzeliśmy się dokładnie, jak wygląda technika malowania tym urządzeniem. Okazało się, że wcale to nie jest takie szybkie jak mówią, bo trzeba raz koło razu, dokładnie z góry na dół i z dołu do góry, równomiernie rozpylać farbę, dźwigając wcale nielekki pistolet z dokręconym do niego pojemnikiem na farbę. Malowanie wałkiem idzie równie szybko. Poza tym farba pryska na boki (powierzchnia do malowania na pokazie umieszczona była pomiędzy osłaniającymi ściankami bocznymi, które były całe zapryskane). Nie wyobrażam sobie, jak takim pistoletem pomalować różnymi kolorami dwie sąsiadujące ze sobą powierzchnie. Jak okleić ścianę boczną żeby tę sąsiednią zrobić w innym kolorze? Nie twierdzę, że każdą ścianę chcę mieć w innym kolorze, ale na przykład jak zrobić kolor na ścianie obok białego sufitu? No ewidentnie robi się problem. Wychodzi mi na to, że pistoletem to można sobie wybiałkować wnętrze piwnicy albo garażu, gdy chce się odświeżyć te niereprezentacyjne wnętrza.

No i wypytaliśmy pana-prezentera, jaką farbę wlał do pistoletu:
- Wszystko jedno, to nie ma znaczenia proszę pani, dla pistoletu to bez różnicy, jaką farbę się wleje - mówił zadowolony.
- Naprawdę? A farby lateksowe się nadają?
- Jak najbardziej, ja właśnie teraz maluję lateksem.
- Tym gęstym, z puszki, czy pan rozcieńczył? Bo tu w zbiorniku to pływa jak woda, a nie jak gęsty lateks – drążyłam temat.
No i wydrążyłam. Okazało się, że faktycznie, farba lateksowa została rozcieńczona, o czym pan na pokazie sam z siebie nie chciał mówić.

Po wczytaniu się w opinie na forach internetowych wyszło na to, że malowanie pistoletem jest o wiele mniej wydajne niż malowanie wałkiem, występują duże straty farb, co przy ich wcale niemałych cenach nie jest bez znaczenia.
Tak więc wyleczyliśmy się z malowania pistoletem całkowicie.

Pozostał wałek. 


Kupując wałek trzeba zwrócić uwagę na to, aby boki wałka były lekko ścięte, zaokrąglone. Wałek prosty na krańcach pozostawia na malowanej powierzchni smugi na brzegach. Wygląda to tak, że pociągnięty płaskim wałkiem pasek posiada grubsze kreski, jakby krawędzie na obydwu jego granicach. A to źle, bo trzeba te zgrubienia na bieżąco rozcierać, rozprowadzać i malowanie jest nierówne. Wałek zaokrąglony powinien zostawić na ścianie pas bez wyraźnych, pionowych granic. To cenna rada od wuja-płytkarza, potwierdzona i sprawdzona.

Do wałka, oprócz rynienki na farbę, warto kupić drążek, i to teleskopowy, czyli o regulowanej długości. Warto też zwrócić uwagę na to, aby wałek nasadzał się na drążek mocno, najlepiej z zatrzaskiem. Samo wsuwanie rączki wałka na trzpień bywa zdradliwe, bo wałek lubi z niego spaść w trakcie malowania, a częściej w trakcie maczania go w farbie. Niestety, my kupiliśmy drążek bez zatrzasku i kilka razy przeklinałam jak szewc. Gdy taki nasączony farbą wałek upadnie na brudną, zapiaszczoną wylewkę, to calutki jest to czyszczenia i prania. Okleja się brudem masakrycznie łatwo i potem piach z podłogi przykleja się do sufitu albo ścian. Warto zwrócić na to uwagę i kupić kij w komplecie, kompatybilny z wałkiem. 



Na razie tyle informacji o malowaniu - reszta po kolejnych doświadczeniach i coś czuję, że będzie o czym pisać. 

5 komentarzy: