Dom

Dom

wtorek, 12 maja 2015

56. Kiełbaska bitumiczna

2013-10

Po co Pan Jarek kazał kupić jedną rolkę wełny mineralnej? Ja już wiem.

Otóż wełna mineralna pocięta została na pasy, każdy na szerokość muru, czyli jednego pustaka. Pasy te ułożone zostały na trójkątnych skosach ścian szczytowych, a także na ścianie „trójkątnej” działowej biegnącej wewnątrz poddasza. Wełna spoczywa więc między murami a dolegającymi do nich krokwiami i uszczelnia - niezbyt jeszcze dokładnie - luki między cegłami/pustakami a dachem. 



Jak już wcześniej wspominałam, „schodki” powstałe z murowania szczytów pustakami zostały uzupełnione cegłami, aby zminimalizować szczeliny. 



Natomiast na ścianie „trójkątnej” środkowej „schodki” takie nie powstały, gdyż skrajne rzędy pustaków zostały podocinane pod odpowiednimi kątami pilarką. Ramiona "trójkąta" nie są więc poszarpane schodkami, ale stanowią linią prostą. 



Spytałam pana Jarka, dlaczego patent z docinaniem pustaków na skos nie został zastosowany również dla ścian szczytowych. Wydawało mi się, że łatwiej i lepiej (bardziej szczelnie) byłoby dociąć pustaki, niż wypełniać „schodki” cegłami i bawić się w murowanie.
Pan Jarek wyjaśnił mi dlaczego:
- Myśli pani, że tak łatwo się tnie pustaki z porothermu zwykłą pilarką kątową? Wcale nie. Nie da się łatwo przeciąć na skos pustaka, który ma szerokość 25 centymetrów. Docinki robione były na ścianie działowej, a ta jest dużo węższa, ma grubość tylko 11,5 centymetra.
I wszystko jasne.

Krokwie od ganku i tarasu są już wyrównane, wszystkie zostały przycięte na jednakową długość. Dodatkowo wokół całego domu do końców krokwi przybite zostały deski, które jakby wykańczają, zamykają płaszczyznę dachu, załamując go lekko na końcach. Do tych nowych desek przytwierdzane będą później tzw. obróbki blacharskie i uchwyty podtrzymujące rynny. 



Wczoraj po południu w zasadzie cały dach był już pokryty płytami OSB. Do skończenia pozostała zalewie jedna strona ganku.



Wczoraj na działce był serwis toi toi. Rano obudził nas dzwonek telefonu. Panowie od toi-toja zapowiedzieli, że za kilka minut będą na miejscu. O rany, dopiero ósma, a budowa znowu woła!
Zadzwoniłam do Pana Jarka z nadzieją, że może ma przy sobie gotówkę, chodziło o wyłożenie, pożyczenie na chwilę 150 zł. Wtedy mógłby zapłacić za czyszczenie w-c i szambiarkę, a po południu byśmy się rozliczyli. No i nie musiałabym tak nagle wyskakiwać z łóżka, a następnie w ekspresowym tempie gnać na budowę. Niestety, pan Jarek nie nosi ze sobą na budowę portfela.

Chcąc nie chcąc trzeba było włączyć czwarty bieg i pożegnać się z poduszką. Nie zdążyłam się nawet umalować, bo po drodze musiałam jeszcze zahaczyć o bankomat, a usługi asenizacyjne nie trwają zbyt długo. Zdążyłam na styk. Panowie od szambiarki właśnie skończyli pracę. Dostali kasę i odjechali. Na miesiąc mamy spokój i w toalecie znów pachnie zielonym jabłuszkiem.

Pan Jarek, gdy tylko mnie zobaczył, od razu zagadał:
- Wie pani co ...cegieł trzeba dowieźć, bo nam braknie pod parapety. Ja wiem … jakieś 70 … , albo lepiej 80 sztuk, najwyżej zostanie. No i worek cementu. I to najlepiej na jutro. A na dziś to mi będzie potrzebna pasta do uszczelniania komina, tak gdzieś z kilogram. To by pani mogła zaraz przywieźć – zakończył beznamiętną mowę pan Jarek, wprawiając mnie w spore zaskoczenie. Przecież miało mnie tu dziś nie być od rana. Majster nic nie mówił wczoraj, że dziś będą potrzebne nowe zakupy!

Oooouuuuu! Jaka znowu pasta!? Za mało mam danych. Nie wiem, ani jakiej firmy to ma być pasta, ani jak to się kupuje, ani jak to jest pakowane. Że co, na wagę? Mam wejść do sklepu i poprosić o kilogram pasty? Może to są jakieś puszki, albo wiaderka? I jak to się fachowo nazywa? Ja wiem, że jestem blondynką, ale bycie aż tak głupią, żeby wejść do sklepu i nie wiedzieć co powiedzieć, wcale mnie nie bawi.
Pech chciał, że musiałam to załatwić sama, bo Marek nie ma czasu i nie może sobie pozwolić na spędzanie życia na budowie. Musi przecież pracować, a zlecenia są terminowe.

Zanim zdążyłam dopytać o szczegóły tego niespodziewanego zamówienia, pan Jarek siedział już na dachu! No dobra, wyciągnęłam telefon, zrobiłam szybką notatkę „pasta do uszczelnienia komina, 1 kilogram, 1 worek cementu, 80 cegieł pełnych” i pojechałam do składu budowlanego zamawiać towar. Cegły i cement są, ale z pastą było gorzej. 

Najpierw panie w ogóle nie wiedziały, o jaką pastę chodzi i zrobiły wielkie oczy. Gdy wytłumaczyłam, że panowie są na etapie przytwierdzania papy na płyty OSB i chcą uszczelnić komin, zaproponowały mi jakiś klej bitumiczny, w wiadrze o masie 4 kg, za 160 zł. Tylko po co mi aż 4 kilo tego lepu? Chcę kilogram. 
Zrezygnowałam z kupowania wiadra i postanowiłam poszukać gdzie indziej, przy czym cegły i cement zamówiłam. Niestety, nie zabrałam tego towaru ze sobą, bo miałam zawalony cały bagażnik. Nie zdążyliśmy rozpakować krzeseł, kocy i skrzynki z naczyniami po sobotnim ognisku. Nie planowaliśmy tych zakupów. Trudno, po południu podjedziemy tam raz jeszcze z Markiem. Tak małej ilość towaru nie opłaca się zamawiać z transportem, bo doliczą 20 zł.
Dopiero gdy odjechałam uświadomiłam sobie, że przecież mogłam przepakować koce i krzesła na tylne siedzenia i zabrać te cegły! Ale gapa ze mnie. Cóż, miałam na głowie znalezienie pasty, która potrzebna jest na już i trochę mnie przyćmiło na umyśle.

Podjechałam do drugiego znanego nam dobrze składu budowlanego. Tam niestety nie mieli żadnej pasty tego typu. Proponowali w zamian jakiś lepik do papy albo silikon zewnętrzny w tubkach po 18 zł. Zadzwoniłam więc do pana Jarka - jaka jest decyzja, czy brać silikon, czy wracać po 4 kilo kleju bitumicznego. Odpowiedź - wracać.
Ok, jadę z powrotem. Ale zanim ruszyłam kupiłam przy okazji dwie zagięte w L ponawiercane blachy, fachowo nazywane złączami budowlanymi, i dwa metalowe kołki rozporowe. Chociaż jedno niech będzie z głowy. To elementy do przykręcenia belek od ganku w miejscach ich styczności ze ścianą.

Po drodze przypomniało mi się, że jest przy trasie jeszcze jeden skład, i to specjalizujący się w dachach. Asortyment jest tam wyłącznie dla dekarzy, czyli wszystko dla dachu. Papy, dachówki, gonty, blachy, rynny, podbitki i tysiące innych materiałów potrzebnych, aby powstał dach. Co mi szkodzi zawinąć do nich i zapytać?
Skręcanie w lewo na ruchliwej trasie nie należy do moich ukochanych zajęć, ale dałam radę. Tylko jeden zniecierpliwiony typ użył klaksonu, że niby już dawno mogłam skręcić a nadal czekam. No trudno. Ruszanie z piskiem opon tuż przed maską pojazdów nadjeżdżających z dużą prędkością z przeciwka to nie w moim stylu. Chodzi wszak o kupienie kilograma pasty, a nie o utratę życia w wypadku samochodowym.

No i udało się! Kupiłam masę bitumiczną do przyklejania papy, zapakowaną w 2-kilogramową elastyczną „kiełbaskę”. Cena 37 zł. Wyglądało to jak ogromny serdel kiełbasy w czarnym flaku. Sprzedawca mnie przekonywał, że tą właśnie masą z pewnością da się przykleić szczelnie papę do komina, bo w tym dokładnie celu jest ona produkowana.
Ucieszyłam się nie tylko z powodu oszczędności (123 zł w kieszeni), ale również dlatego, że w pierwszym składzie panie sprzedawczynie same nie wiedziały, czy proponowana mi pasta z wiaderka się nada. Pan Jarek był bardzo zadowolony z zakupu i przyznał, że pierwszy raz widzi taką fajną kiełbasę. Zapytał nawet, gdzie to kupiłam, bo warto wiedzieć.

Po południu wybraliśmy się z Markiem na budowę po raz drugi. Najpierw zamierzaliśmy podjechać po zamówione rano cegły i worek cementu. I w tym dokładnie czasie zadzwonił pan Jarek z informacją, że zabrakło mu dwóch płyt OSB! Trzeba je zamówić, aby na jutro rano przywieźli je wraz z cegłami. Plan się więc zmienił. Nie mamy po co jechać, bo płyt i tak sami nie przywieziemy. Trzeba zamawiać towar wraz z transportem.
Zadzwoniłam do składu i zwiększyłam zamówienie, na jutro rano, o dwie płyty OSB. Na szczęście mieli je w sprzedaży. Oczywiście w cenie wyższej, niż dotąd kupowaliśmy, ale nie opłaca się przywozić dwóch płyt z innego miejsca bo koszty transportu przewyższą znacznie różnicę w cenie. Poprosiłam o fakturę na e-mail, będę płacić przelewem, żeby nie musieć jechać.

Odkąd dach został pokryty płytami, na poddaszu zrobiło się ciemniej. Za to na dole teraz wydaje się jaśniej. Zniknął bowiem kontrast między światłem na górze (dotąd było tam otwarte niebo i słońce) a światłem na dole (które wpadało tylko przez okna i drzwi). Zaczyna mi się to podobać. Salon wreszcie przestał przypominać ponurą piwnicę. 



Po zainstalowaniu wszystkich płyt OSB wyraźniej widać szczeliny dylatacyjne, przez które do środka wpada słońce. Szczególnie szeroka jest szczelina na samym szczycie, wzdłuż kalenicy. To najważniejsza szczelina w całym dachu, bo nie chodzi w niej tylko o zapewnienie miejsca dla rozszerzalności cieplnej płyt, ale przede wszystkim o zapewnienie przewietrzania się dachu. Po ociepleniu powietrze musi swobodnie cyrkulować między płytami OSB a zamocowaną pod nimi, z pozostawieniem pustki powietrznej, wełną. Inaczej dach zgnije. Dokładnie opowiem o tym przy okazji wykańczania dachu. 


Pan Jarek powiedział, że w środę planuje "koniec wszystkiego". Musimy więc szykować gotówkę na ostatnią transzę płatności za robociznę. 
- No i chyba braknie rolki albo dwóch papy – powiedział - ale nie jestem pewien, okaże się w trakcie.
Jeszcze i to!

Wczoraj po skończeniu pracy pan Jarek zaczął pakować i wywozić powoli swoje narzędzia. Panowie rozmontowali wciągarkę i spakowali ją na przyczepkę. Jutro zabierze pewnie część rusztowań i taczki. No i ekipa zaczyna kolejną budowę! Coraz częściej o niej rozmawiają, martwiąc się, czy pogoda wytrzyma. Nie przewidują ani jednego dnia wolnego. Ja nie wiem, jak oni żyją. Chyba zimą.

Poprosiłam pana Jarka, aby pomógł mi nawiązać kontakty z kolejnymi fachowcami, których trzeba będzie zatrudniać przy dalszych etapach wykańczania domu. My nie znamy nikogo z tej branży. Ale on, jako czynny zawodowo majster, z pewnością może kogoś polecić. No i nie pomyliłam się. Pan Jarek obiecał, że na jutro przygotuje mi listę kontaktów i namiarów na ludzi.
- To muszę spojrzeć w domu w kajet, bo nie mam przy sobie numerów telefonów, nowy telefon he he. Ale to ja dam karteczkę - śmiał się.
Te jego "karteczki" z kolejnymi listami zakupów, śnią mi się po nocach jako koszmary. Jednak przyznam, że karteczka z nazwiskami i telefonami do tynkarza, gazownika, hydraulika, dekarza, posadzkarza i elektryka sprawi mi wielką radość.

Pan Jarek, widząc strach w naszych oczach z niemym pytaniem „Co dalej jak już pan sobie pójdzie?!”, opowiedział nam co po kolei trzeba będzie zrobić. Powinnam go nagrać na dyktafon, bo nie wszystko spamiętałam, ale z grubsza wiemy. A więc:

1) Najpierw okna i drzwi.

2) Potem firma ochroniarska. 

Zanim zacznie się jakiekolwiek instalacje wewnątrz domu warto jest zainstalować system ochrony i zawrzeć umowę o monitoring. Nie wolno bowiem zapominać, że mieszkamy w Polsce. Znam kilka przykrych historii, że komuś złodzieje skubnęli w nocy świeżo zamontowane okna, przykręcone do murów kotwami i zapianowane. Podobno wyciąć piankę i odkręcić kotwy to żaden problem i dopóki mocowania okien nie będą zatynkowane, okna znajdują się w poważnym niebezpieczeństwie. Szczególnie na budowach samotnych, usytuowanych na przedmieściach, w oddaleniu od innym domostw kradzieże zdarzają się częściej. Znam też prawdziwą niestety historię kradzieży świeżo rozciągniętych kabli elektrycznych, które jakąś tam wartość złomiarską, posiadają.

3) Następnie instalacje - wodociąg i kanalizacja, a więc podejścia wody, podejścia pod grzejniki, podłogówka (to znaczy ogrzewanie podłogowe dla tych którzy planują takowe - my jeszcze niczego nie wiemy), prąd i gaz. To będą z pewnością duże pozycje w budżecie budowy i do tych czynności trzeba będzie szukać konkretnych ludzi posiadających stosowne uprawnienia.

4) Dalej tynki wewnętrzne.

5) Kolejnym etapem będą wylewki, i to składające się z warstw, a więc najpierw folia, potem styropian i dopiero wylewka. Dokładnie o co chodzi - dowiemy się potem.

6) Następnie sufit na parterze (gdyby miał być z płyt kartonowo-gipsowych – a tego jeszcze nie wiemy).

7) Na koniec ocieplenie dachu, czyli obłożenie go grubą warstwą wełny mineralnej, jakimiś płytami, a czy w środku coś jeszcze - nie mam pojęcia. Słyszałam o jakichś foliach chroniących przed wiatrem, o foliach chroniących przed wilgocią oraz przed skroplinami. Czarna magia póki co.

Dopiero po wykonaniu tych wszystkich prac w środku można myśleć o ociepleniu i otynkowaniu domu z zewnątrz, wybudowaniu tarasów oraz ganku.
W tym skrótowym planie działania nakreślonym przez pana Jarka zabrakło mi gontów bitumicznych na dach i rynien oraz obróbek blacharskich. Przecież woda nie może się tak po prostu lać i kapać z dachu gdziekolwiek. Powinna spływać do rynien i rur spustowych. Dowiedziałam się, że poziome pół-rury to rynny, a pionowe rury to nie rynny tylko rury spustowe. Zdziwiłam się, sądziłam, że wszystkie rury i półrury to rynny. Wiele jeszcze trzeba będzie się nauczyć.
Nie wspomnę o garażu, przebudowie zjazdu, wymianie potłuczonego przez ciężkie samochody chodnika przed bramą i wymianie ogrodzenia wokół całej działki, bo to się ledwo trzyma.
O rany. Będzie się działo. Tak wiele jeszcze przed nami! Ale na razie oddech.

Z perspektywy czasu dodam, że kolejność prac jest szalenie ważna.
Na naszej budowie najpierw pojawiły się wylewki, dopiero potem tynki. A to błąd. Najpierw powinno się zrobić tynki wewnętrzne, a dopiero potem wylewki. Szczególnie jest to istotne, gdy planuje się ogrzewanie podłogowe na dużych powierzchniach. Dlaczego - opowiem w kolejnych postach. Ale to nie jest wszystko jedno, choć słyszałam inne opinie. 
Poza tym sufit wcale nie musi być z płyt kartonowo-gipsowych, ale może być po prostu otynkowany, identycznie jak ściany. No chyba że ktoś marzy o tzw. suficie podwieszanym, z wmontowanymi w niego światłami punktowymi, tzw. halogenami  – wtedy tynkowanie sufitów po to, by przykryć je płytami, jest całkowicie bez sensu. My jednak o takich sufitach nie marzyliśmy i w naszym domu wszystkie sufity zostały wytynkowane.
No i jeszcze jedna uwaga, instalacja gazowa musi być wykonywana po tynkach, nie przed. Rury doprowadzające gaz nie mogą być zatynkowane. Dopuszczalne jest przeprowadzenie instalacji gazowej w ociepleniu zewnętrznym, w warstwie styropianu czy tam wełny, bo do tak zamaskowanych rur, w razie jakby co, dostęp jest stosunkowo łatwy. Jednak nie w tynkach w środku. Podobno mówią o tym jakieś przepisy branżowe, ale nie mam siły się w to zagłębiać. Każdy fachowy gazownik o tym po prostu wie. 

3 komentarze:

  1. Ja u siebie w domu zainstalowałem monitoring przed instalacjami wewnątrz. Skorzystałem z zestawu monitoringu, są tam bardzo przydatne kamery ip. Nie żałuje tego zakupu, w tych czasach takie rzeczy są bardzo przydatne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście warto zainstalować monitoring przed budową. Ja skorzystałem z profesjonalnego systemu bezpieczeństwa Jest to bardzo przydatne rozwiązanie sieciowe, które pomaga w pilnowaniu terenu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Staram się współpracować ze specjalistami, aby nie marnować swojego czasu i pieniędzy. W przypadku moich budynków korzystam z różnych systemów alarmowych oraz monitoringu, które zamawiam w sprawdzonym od lat sklepie internetowym - https://ivel.pl/p20766,kamera-bezprzewodowa-wifi-4mpx-ezviz-c3t-pro.html .

    OdpowiedzUsuń