Dom

Dom

piątek, 22 maja 2015

58. Fajrant! Stan surowy otwarty uważam za zamknięty. Hura!!!

2013-10-02

Pan Jarek obiecał zadzwonić w sprawie ilości papy, jaką mamy dokupić, ale oczywiście nie zrobił tego. On miewa takie niezrozumiałe dla mnie problemy z komunikacją. W związku z tym to ja dziś rano dzwoniłam do niego, żeby się potem nie darł, że nie ma czym robić.
- Dwie rolki.
Pojechaliśmy do składu po dwie rolki papy.
Tam przeżyliśmy chwilę stresu zastając zamknięte drzwi, ale na szczęście pan sprzedawca szybko przyszedł, niosąc kubek z gorącą kawą.
Przy okazji rozliczyliśmy się za zwrot czterech elementów komina, które kilka dni temu zabrał kierowca. Zostały dwa kręgi ceramiczne i dwa pustaki - wyszło do zwrotu ponad 90 zł. Miło, bo jedna brakująca rolka papy wyszła jakby gratis.

Zawieźliśmy papę na budowę i przez chwilę przyglądaliśmy pracy ekipy. Panowie stawiali z cieńszych pustaków ostatnie ścianki pod schodami, dzieląc przestrzeń pod nimi na dwa schowki.





Murowali też miejsca pod parapety, kładąc na nich na zaprawie dwie warstwy płasko ułożonych cegieł pełnych, na tzw. mijankę.


Potem pojechaliśmy po wódkę. To już ostatni dzień tej ekipy na naszej budowie, pora więc się rozliczyć i wyrazić jakoś podziękowania. Jakoś - znaczy się po polsku, nic bardziej oryginalnego od wódki nie przyszło nam do głowy.
Umówiliśmy się z panem Jarkiem, żeby zadzwonił po nas na pół godziny przed końcem pracy. Tym razem - jak sądzę - nie zapomni zadzwonić, bo bez pieniędzy za ostatni etap przecież nie odjedzie.

Na moją prośbę Marek zabrał ze sobą aparat fotograficzny, żeby zrobić na koniec profesjonalne zdjęcia pamiątkowe (a nie wiecznie telefonem!). Ale niestety, to się nie udało. Wszystko potoczyło się zbyt szybko i w sporych emocjach, przynajmniej z mojej strony. Jakoś tak smutno, że to koniec.

Gdy dotarliśmy na działkę panowie byli już całkiem spakowani. Betoniarka stała na przyczepie i czekali tylko na nas, a w zasadzie na kasę. Pan Jarek wyraźnie się spieszył. Najwyraźniej rozpoczęli już kolejną budowę.

Dostaliśmy od pana Jarka - zgodnie z obietnicą - kartkę z numerami telefonów do różnych zaufanych fachowców. Zapytaliśmy też pana Jarka o kilka spraw:

1. Kiedy można rozplantować, czyli rozsypać równomiernie po działce, górę humusu? Na razie leży on na hałdzie i straszy oraz zajmuje miejsce.
Majster odrzekł, że możemy to zrobić jak najszybciej, gdy tylko posprzątamy zużyte drewno i palety. Można więc w zasadzie zamawiać koparkę i równać teren.

Po czasie powiem, że góra humusu leży nietknięta do dziś i jeszcze trochę poleży. Po pierwsze dlatego, że na działkę nie za bardzo da się wjechać jakimkolwiek pojazdem, dopóki nie zostanie przesunięty wjazd. Teraz brama znajduje się dokładnie na wprost ganku i jest zbyt mało miejsca, aby przedostać się na bok domu bez ryzyka zahaczenia o słup. Po drugie uznaliśmy, że zanim rozgarniemy humus warto najpierw zrobić taras i ganek, w tym, jakieś schodki przed wejściem. Teraz nie wiadomo jak rozsypywać humus. Zostawić miejsce na taras i ganek? Nie do końca to widzę. Tym bardziej, że w miejscu tarasu leży sporo gruzu, który trzeba będzie jakoś zagospodarować (albo wywieźć, albo potłuc na tłuczeń i rozsypać równomiernie pod tarasem). Wyrównywanie podwórka póki co mija się z celem.

2. Jak wysoko należy obsypać humusem fundament? Majster pokazał linię jakieś 20 cm poniżej murów fundamentowych, na wysokości gdzie kończy się malowanie dysperbitem. Wyżej trzeba zostawić kawałek odkrytych  murów fundamentowych, bowiem nad nimi, na wysokości pierwszego rzędu porothermu, będzie zaczynało się ocieplenie ścian. Styropian ocieplający nie może wychodzić z samej ziemi, musi być nieco wyżej, dlatego nie powinno się podsypywać humusu zbyt wysoko. Poza tym dookoła domu dobrze jest ułożyć na ziemi opaskę z płyt chodnikowych albo kostki, żeby elewacja podmurówki nie brudziła się błotem w czasie deszczu. Bez takiej opaski padający intensywnie deszcze rozchlapuje rozmiękniętą ziemię i brudzi tynk.
Pasek pozostawionego muru fundamentów, między chodnikiem-opaską a ocieploną ścianą, będzie tynkowany i malowany.

3. Co zrobić z hałdą żółtego piachu sprzed domu, który był kupiony do murowania i sporo go zostało? Czy rozsypać go wokół domu?
Majster odrzekł, że szkoda go rozsypywać. Trzeba go podgarnąć w zwartą kupkę i niech leży, przyda się do robienia tarasu, ganku oraz chodników.

4. Jak zabezpieczyć miejsca pod parapety na zimę? „Parapety”, pomimo, że są od góry zamurowane płasko położonymi dwiema warstwami cegieł pełnych, pan Jarek kazał dodatkowo zabezpieczyć na zimę folią. Tą czarną gumą z rolki, która kupowana była do izolacji fundamentów, której sporo ścinków zostało. Skoro nie zamierzamy zabijać okien deskami, parapety należy okryć tak, aby śnieg nie padał nawet na spoiny między cegłami. Jak wiadomo woda wlezie wszędzie, a w mur wchodzić nie powinna.

I to tyle cennych rad.

Bardzo szczerze podziękowaliśmy ekipie za solidną, ciężką i owocną pracę. Obiecałam, że będę ich polecać wszystkim znajomym, i to z czystym sumieniem. Powiedziałam także, że bardzo doceniamy dbałość pana Jarka o nasz budżet. Niczego nie kupiliśmy za dużo, praktycznie żaden materiał się nie zmarnował. Nawet płyty OSB układane były na dachu w całości. Gdy ich łączenie wypadało w innym miejscu niż na krokwi i nie było ich jak przymocować po brzegach, pan Jarek od spodu przybijał dodatkowe pasy płyt, aby łączenia odpowiednio wzmocnić. Większość ekip docina płyty OSB na taki wymiar, aby ich końce zawsze spotykały się na krokwiach, do których łatwo je przybić. Nie trzeba wtedy kombinować z łącznikami od spodu. Tylko że wtedy zostaje dużo bezużytecznych ścinków i w efekcie aby stworzyć dach trzeba kupić dużo więcej płyt.

Pan Jarek zapytał, czy mógłby na naszym płocie powiesić baner reklamowy swojej firmy. Nawet mnie to ucieszyło. Skoro chce się pod budową podpisać, to znaczy że dom mu się podoba i że może być magnesem dla nowych klientów.
- Oczywiście że tak. Nie mamy nic przeciwko temu.
Artur ma przywieźć i rozwiesić baner przy okazji, jak przyjedzie po stemple i palety, które chce od nas odkupić za półdarmo. I super. Niech bierze wszystko, zawsze to jakiś grosz i działka nam się odgruzuje. My pewnie palilibyśmy to drewno na ogniskach przez długi czas.

Po czasie powiem, że Artur się nie pojawił, palety i stemple leżą pod siatką a baner nigdy nie zawisł. Palety okazały się mało wartościowe, bo to nie euro-palety, standardowe i spełniające normy, które kosztują ok. 50 zł za sztukę, ale byle co. Za dobre, drogie palety składy budowlane albo biorą kaucję, albo sami pilnują, żeby je sobie odebrać. Palety, które pozostały na naszej działce, warte są od 2 do 5 zł za sztukę i skup palet wcale nie jest taki chętny, aby po nie przyjechać.
Stemple natomiast przydały się w czasie prac wykończeniowych jeszcze nie raz. Warto mieć na działce trochę drewna, aby zbić sobie z niego rusztowanie, podest czy choćby ławkę do siedzenia czy prowizoryczny stół. Podobnie przydały się pozbijane przez budowlańców blaty z desek. Nie warto się ich pozbywać od razu.

Zanim się zorientowałam, że trzeba zrobić pamiątkowe zdjęcie, pan Jarek z ekipą siedział już w samochodzie i odpalał silnik. Nawet wódki o mało co zapomnieli zabrać, ale w porę spostrzegłam, że bateria flaszek stoi pod tarasem i ich zawróciłam. Zabrali kasę, zabrali wódkę i pojechali. Chłopaki tylko pomachali nam przez okno i samochód ruszył z piskiem opon. Czułości i misiaczków nie było.
Dla nas to ważna, wzruszająca chwila, a dla nich - kolejna zakończona budowa. A my to jedni z wielu klientów, o których za chwilę zapomną.
Oj. Łezka mi się w oku zakręciła. Przez ponad dwa miesiące codziennych spotkań (niedziel nie liczę), czasem po dwa razy dziennie, zdążyłam ich polubić i przywyknąć, że są.


Zostaliśmy jeszcze chwilę w naszym domu. Młodszy syn odkrył świeżą zaprawę wylaną w gruzowisko na tarasie i przy jej użyciu zaczął murować mały domeczek z potłuczonych kawałków cegieł. A ja z Markiem robiliśmy obchód domu.

Dziś została dobudowana ścianka dolegająca do schodów. Nie ma już przejścia pod schodami z przedpokoju do spiżarki. Teraz wchodząc na górę, aż do zakrętu schodów, klatka ma ściany z dwóch stron, już nie da się spaść.
Dzięki tej ściance pod schodami utworzone zostały dwa sprytne schowki. Jeden, od strony przedpokoju, naprawdę duży. Jest głęboki na ponad dwa metry i wchodzi się do niego na stojąco. To doskonałe miejsce do przechowywania drabiny, deski do prasowania, rozkładanej suszarki na pranie czy odkurzacza. Drugi schowek, od strony spiżarki, jest niski i pod skosem. Można do niego wejść tylko kucając, ale to świetne miejsce na przechowywanie zapasów, choćby worków z karmą dla kotów (tera trzymam ją pod stołem w kuchni i ubolewam, że nie mieści mi się to w żadnej szafce!).


Zanim ta ścianka powstała mieliśmy zamiar nieco cofnąć schodek w głąb i zostawić większą przestrzeń w przedpokoju. Ale w projekcie było inaczej - i chyba lepiej. Schowków nigdy za wiele, zwłaszcza, że nie mamy piwnicy. W przedpokoju się nie mieszka i duża wolna przestrzeń w nim jest – przynajmniej w moim odczuciu - stratą miejsca. Teraz wystarczy zamknąć schowek drzwiami i można w nim ukryć mnóstwo sprzętów.
O ile pamiętam w projekcie widniała jeszcze jedna mała ścianka pod schodami, która zamykałaby półkę przy podłodze od strony spiżarni. Ale tej już pan Jarek nie wymurował - i super, bo nie został zabrany trójkąt pod schodami, który w przypadku istnienia ścianki by zniknął za murem jako niedostępna, niewykorzystana część.

Po dokładnych oględzinach naszego domu znaleźliśmy kilka niedoróbek. Ewidentnie widać, że końcówka prac wykonywana była przez ekipę szybko i trochę po łebkach.

Mianowicie jeden pustak w ściance działowej studia, pod oknem między reżyserką a kabiną nagraniową, się kiwa. Nie przykleił się do spoiny poziomej, do pustaków pod nim. Niby to nie przeszkadza, pustak nie wypadnie z muru bo sąsiadujące pustaki przytrzymują go pióro-wpustem, i można go wyjąć ze ściany tylko wysuwając go do góry, ale jednak spoina cementu jest po to, aby to skleić na sztywno. Wiadomo, że ściany będą jeszcze tynkowane albo okładane płytami kartonowo-gipsowymi, więc będzie okazja do przymocowania pustaka, niemniej tak być nie powinno. Teraz ktoś będzie musiał pamiętać, aby to dokończyć.

Panowie nie zdemontowali też kilku desek przytwierdzonych do konturów okien i drzwi. Większość - owszem, zdjęli, ale spiżarnię i pokoje chłopaków na przykład przeoczyli. Deski te trzeba będzie zdemontować.
Ze ścin nad nadprożami wystają druciki, którymi mocowane były wcześniej deski (przy wlewaniu zaprawy między elki nadproży). Druciki te trzeba będzie uciąć, ukręcić przed tynkowaniem, bowiem ich pozostawienie grozi pojawieniem się z czasem rdzawych zacieków na tynku (tak słyszałam). Trzeba będzie o tym pamiętać.
Po czasie powiem, że o usunięcie tych drutów zadbali tynkarze, którzy starannie przygotowywali ściany przed natryskiwaniem na nie tynku.

Nie została też zamurowana jedna dziura w ścianie szczytowej w miejscu, gdzie przebija się przez nią na wylot drewniana płatew wspierająca jętki. Z jednej strony owszem, dziura jest zamurowana, wypełniona zaprawą, ale z drugiej już nie. Marek się zdeklarował, że zrobi to sam. Zostało półtora worka cementu, który i tak nie przetrzyma zimy, będzie można go wykorzystać. Zaprotestowałam:
- Tak. Sam?! Przecież nie masz rusztowania! – powiedziałam.
- To zbiję z desek drabinę. To się da, wiesz?
Dobra, jak chce to niech robi, ale nie podoba mi się to.

Nie został też zblokowany ganek jak kazał Krzysiek, chociaż specjalnie dokupowałam do tego złącza budowlane i śruby. I to mnie zmartwiło, bo o ile inne szczegóły nie zaważają na stabilności konstrukcji, są detalami do uzupełnienia, tak ganek powinien jednak być mocno zespolony ze ścianą budynku. Tak twierdzi Krzysiek.
Zadzwoniłam do pana Jarka z pytaniem, co z tym gankiem, czemu te elementy nie zostały przytwierdzone. Pan Jarek odrzekł, że próbował je mocować, ale nie za bardzo się dało bo jest tam już nabity kątownik i wszystko jest dodatkowo zbite na duże gwoździe. Poza tym – tłumaczył przez telefon - nie ma to żadnego sensu, więc odpuścił.
Poza tym pan Jarek przyznał w rozmowie, że o tej dziurze przy płatwi faktycznie zapomnieli, ale przecież to się bez problemu uzupełni przy tynkowaniu ścian. No, owszem.

I to chyba tyle. Nie będę już narzekać.
Suma sumarum ekipa świetna! Z całej budowy zostało nam raptem 9 bloczków fundamentowych, 5 pustaków porothermu wąskich i 3 szerokie, dwa metry papy, kilka wąskich ścinków z płyty OSB, sterta zużytych desek z powbijanymi gwoździami, trochę gwoździ w pudełkach, kilka metrów folii fundamentowej, ścinki prętów stalowych, sterta stempli, 1/3 kupki żółtego piachu, półtora worka cementu i 8 pustaków stropowych. Czyli prawie nic.
Chcemy też zmienić pokrywę studni - wywyższyć ją nieco ponad poziom fundamentów i dokupić mniejszy właz.



W najbliższy weekend zmierzamy rozpocząć porządki. Chcemy pozamiatać cały dom, uprzątnąć z niego trociny, gruz, piach i wszystkie śmieci. Potem musimy posegregować drewno, przebrać deski i oddzielić te do spalenia od tych, które mogą się jeszcze przydać. Chcę też ułożyć z palet tymczasową podłogę w blaszanym garażu, podgarnąć piach, zeskładować na palecie w jednym miejscu pozostałe z budowy pustaki, bloczki i cegły, które teraz pozostawiane są w różnych miejscach działki.




O Boże, nie mogę uwierzyć, że nam się to wszystko udało!
A tak się bałam, że utkniemy gdzieś w połowie prac. Nie wiedziałam, czy zgromadzone przez nas pieniądze wystarczą na skończenie tego pierwszego, jakże trudnego etapu budowy. Nikt nie był mi w stanie powiedzieć, choćby w przybliżeniu, ile kosztuje wybudowanie domu w stanie surowym otwartym (otwartym czyli bez okien i drzwi, za to z dachem).
Dziś wiem, że rzeczywiście oszacowanie kosztów budowy nie jest łatwe. Zbyt wiele składników składa się na sumę. Koszty samej robocizny mogą różnić się między sobą nawet o ponad 100%, a rozrzut kosztów materiałów jest jeszcze większy. Wszystko zależy od tego, z czego się buduje, gdzie się kupuje i czy ma się czas i energię na sprawdzanie i porównywanie cen. Stan surowy otwarty może kosztować równie dobrze 100, jak i 200 tys. zł (według cen z III kw. 2013 r.).


Dziś już po strachu. Stan surowy otwarty, zabezpieczony dachem na zimę, właśnie przed nami stoi. Gotowy. Mury są jeszcze mokre, widać ślady deszczowej pogody. Woda wsiąknęła w porotherm odbarwiając ściany na ciemno. Teraz wszystko musi wyschnąć, przewietrzyć się i uleżeć. Jest na to czas. 
Mamy to!

2 komentarze:

  1. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie już doprowadzenie domu do stanu surowego otwartego jest niezwykle ważnym etapem. Jestem zdania, że doskonale o tej kwestii napisano w https://ipragapoludnie.pl/artykul/wszystko-co-powinienes/1153841 i myślę, że gdy ktoś myśli o budowie to jak najbardziej warto znać te kwestie.

    OdpowiedzUsuń