Dom

Dom

czwartek, 14 maja 2015

57. Papa papie nierówna

2013-10-02

Wczoraj dotarliśmy na działkę około godziny 11 rano. Oczywiście po raz kolejny zostaliśmy zszokowani tempem pracy naszej ekipy.
Daszek nad gankiem z płyt OSB był już gotów. Znaczy się towar z hurtowni dojechał, choć nie obyło się bez telefonu ponaglającego - najpierw pan Jarek dzwonił z ponagleniem do mnie, a ja z kolei do składu budowlanego.


Panowie budowlańcy, do godziny 11, zdążyli położyć papę na ponad połowie dachu! Cała część od strony ulicy była już czarna.
Papę układali pasami, poziomo. Przybijali ją gęsto na brzegach gwoździkami karbowanymi, w odstępach co 10 cm. Papa przybijana była od góry do dołu, czyli najpierw pojawiały się pasy przy kalenicy, a dopiero potem kolejne, niższe. Odwrotnie niż to było przy przybijaniu płyt OSB.
Każdy pasek niższy podkładany był pod pasek wyższy na zakładkę ok. 10 cm. W ten sposób deszcz nie ma szansy wpłynąć pod papę, bo jak wiadomo woda nie płynie pod górkę.


Pan Jarek mocno skrytykował papę, którą kupiliśmy:
- Niby ona jest na płótnie, albo jak mówią na welonie, ale w sumie to taka zwykła, na tekturze, byłaby lepsza, bo toto się w rękach łamie normalnie. A posypka to się z niej sypie jak nie wiem. Większość spadnie zanim ją przybijemy – marudził majster.

Zasmuciło mnie to bardzo, bo szukaliśmy, zgodnie z instrukcją pana Jarka, papy wierzchniego krycia, na welonie - i taką dokładnie kupiliśmy. Innych wytycznych nie było. Zresztą to jedyna tego typu papa, jaką udało nam się znaleźć. Nie przypuszczałam, że może być z tym problem.
A teraz się okazuje, że niedobra?

Od pana Jarka nie można było doprosić się żadnych informacji na temat produktów, które może polecić i które uważa za dobrej jakości. Nigdy nie mówi, jakie zakupy zrobić, czego oczekuje. Wiele razy pytaliśmy, jakich producentów preferuje, jakich konkretnie rzeczy mamy szukać. Zawsze odpowiadał, że „jakie uważamy, że on się nie orientuje bo tyle tego jest, a zresztą żeby potem nie było na niego, że coś źle doradza”. Asertywny taki.
A przecież my się na materiałach budowlanych kompletnie nie znamy! Nam można wcisnąć absolutnie wszystko, największą nawet tandetę. Wystarczy sprytny, wygadany sprzedawca i jesteśmy urobieni w pierwszej minucie rozmowy! A im bardziej jesteśmy zmęczeni budową, tym nasza czujność jest słabsza. Naprawdę nie sposób wszystkiego się nauczyć i dowiedzieć w tak krótkim czasie, gdy na kupienie towaru ma się jeden albo dwa dni, bo majster już czeka.


Papa zła. Hmmm. Trochę za późno na te uwagi, zwłaszcza, że już połowa jest na dachu. Pan Jarek mógł sprawdzić papę wcześniej i powiedzieć, żeby szukać innej. Leżała przecież od kilku dni w domu, był czas na zwrot i znalezienie czegoś lepszego. Niestety, żadna opinia na ten temat nie była wypowiedziana.

Zapytałam tylko, czy ta papa przetrzyma zimę. Pan Jarek potwierdził:
- Przetrzymać to przetrzyma. Niejedną.

Wzięłam w rękę ścinek tej złej papy. Rzeczywiście, dał się złamać w palcach dość lekko, wystarczyło ją zagiąć, złożyć na pół, i pękała. Zmartwiłam się nieco. Widząc moją przerażoną minę Marek mrugnął do mnie, że zaraz o tym pogadamy. Gdy pan Jarek odszedł Marek uświadomił mi, że nie ma się co przejmować opinią pana Jarka:
- Bo on lubi mieć wygodnie i jak najmniej się narobić. Z tą papą musi po prostu uważać, nie da się jej rozciągnąć na szybko i byle jak. Trzeba się tu lekko przyłożyć – tłumaczył mi Marek - Nie przeżywaj tak.


Co do posypki też pan Jarek nie miał racji, bo jej główną rolą jest to, aby papa po zwinięciu w rolkę nie posklejała się sama ze sobą. Czytałam potem w opisach różnych pap, że ubytek posypki podczas rozwijania i montażu papy wynosi około 15% i jest to zjawisko zupełnie normalne. Posypka nie ma żadnego wpływu na szczelność papy i to nie ona decyduje o jakości.

Warto tu wspomnieć, że papa powinna być przechowywana w pozycji na stojąco. Rolki papy nie powinny leżeć, a zwłaszcza nie jedne na drugich w stosach piętrowych, bo wtedy papa po pierwsze się deformuje od przygniatającego ją ciężaru, a po drugie może się posklejać. Widać czasem na dachach takie świeżo rozłożone papy, które nie chcą się wyprostować bo mają odkształcenia od zwinięcia na rolce. To znaczy, że papa była źle składowana. Papa ma stać, nie leżeć. U nas w domu przez chwilę leżała, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nieprawidłowo jest.


Marek mnie uspokajał, i tłumaczył, że kupiona przez nas papa jest asfaltowa a to znaczy, że jak poświeci troszkę słoneczko to się zwulkanizuje, czyli sklei, zespoli z dachem. Może leżeć na nim spokojnie przez kilka lat. A przecież nam chodzi tylko o jedną zimę, bo na wiosnę będziemy robić docelowe i kompletne pokrycie dachu. Byle do wiosny!

Dziś, gdy spytałam pana Jarka, jak sobie poradzili z papą, czy nie było problemów, czy się nie połamała, wyrażał się o papie zgoła inaczej niż wczoraj:
- Papa to jest dobra, tylko ciężka do roboty.
A to drań z tego naszego majstra! Tyle stresów mi fundować! Uff. Mam nadzieję, że dach jest odpowiednio zabezpieczony.


Spytałam o opinię na temat naszej papy sprzedawcę ze składu budowlanego, co sądzą o niej dekarze. . Facet powiedział, że ile majstrów tyle opinii. O tej samej papie jeden wypowiada się z euforią, a drugi z niechęcią.
- A co do łamliwości – mówił dalej – to każda papa się łamie, tylko że papa nie służy do jej łamania i zginania, ale do rozkładania na płaskich powierzchniach. Więc niech ten pani majster nie wydziwia. Oni lubią marudzić i krytykować.

Papa nie dawała mi spokoju. Postanowiłam sprawdzić, czy jest odporna na działanie wody. Ucięłam więc kawałek i podstawiłam go pod kran żeby sprawdzić, czy nie nasiąka. Marek popukał się znacząco w czoło. No fakt, przesadzam, strumień spłynął po czarnej powierzchni jak po plastiku a papa po tej operacji pozostała całkiem sucha. Woda się jej nie ima. To może zimę przetrwa - pomyślałam.


Wczorajsze popołudnie spędziłam na szukaniu w internecie opinii na temat naszej papy. Wyczytałam bardzo dużo dobrego, że jest wspaniała, ma najlepsze parametry i w ogóle lepszych na rynku znaleźć nie sposób. Niestety, pomyliłam nazwy producentów i okazało się, że poczytałam sobie o całkiem innym produkcie. A już tak się cieszyłam!
A więc o naszej papie nadal nic nie wiem.

W składzie budowlanym, gdy dokupowaliśmy dwie rolki tejże papy, upewniłam się tylko, czy aby na pewno służy ona do przybijania gwoździami, czy nie powinno się jej kleić na lepik bitumiczny. Pan sprzedawca potwierdził:
- Gwoździami, bo to papa tradycyjna, a nie termozgrzewalna.
Marudziłam o tej papie cały wieczór, ale nie zdołałam zasiać wątpliwości w Marku. On twierdzi, że papa jak papa, to tylko papa i jest ok. Ma włókna trzymające sprasowany asfalt w kupie i w zupełności wystarczy. Dobra, koniec marudzenia. Zamykam papę na temat papy.

Będąc na budowie podpatrzyliśmy, jak panowie kładli papę od strony podwórka. Najpierw docinali ją na odpowiedni wymiar. Mianowicie rozwijali papę z rolki w salonie, na posadzce. Potem odmierzali pasy na odpowiednią długość i przecinali. Następnie gotowy pas zwijali z powrotem w niewielką rolkę, którą wnosili, a w zasadzie podawali ją sobie z rąk do rąk, po rusztowaniu, na dach.

Po dachu panowie stąpali bardzo ostrożnie, korzystając z przybitych do niego drewnianych klocków (prowizoryczna drabina służąca do poruszania się w pionie) oraz poziomych desek opartych na tychże klockach (prowizoryczne ścieżki do poruszania się w poziomie).
Deski-ścieżki zbite były w kształt litery L i każda z tych elek leżała na dwóch albo więcej klockach. Elki oczywiście były do dachu, czyli do płyt OSB, przybite gwoździami. Samo oparcie ich na klockach to za mało, bo pod ciężarem chodzących po nich facetów ścieżka bez mocowania mogłaby w każdej chwili zsunąć się i odpaść od dachu.
Jedno ramię elki było prostopadłe do płyt OSB, więc dało się na nim stawiać stopę w miarę wygodnie. Stawianie stóp na stromiźnie dachu to murowany poślizg, zwłaszcza teraz, gdy po dachu turlała się drobna posypka z papy.

Jak widać dach jest nieźle podziurawiony sporymi gwoździami, którymi przymocowane są klocki i ścieżki. Gdy panowie zdemontują wszystkie te elementy, to w płytach OSB pozostanie sporo sporych dziur. Gdyby papa nie była szczelna, może przez nie przeciekać woda. Ale jak udowodniłam, sobie przede wszystkim, papa jest odporna na wodę i dziury po gwoździach nie będą problemem.
I właśnie dlatego kolejność układania papy była od góry ku dołowi. W miarę schodzenia z robotą coraz niżej, klocki i ścieżki z górnych partii były od razu demontowane, a dziury po gwoździach zakrywała świeżo rozłożona papa.

Przy rozwijaniu każdej rolki, w poprzek, czyli od lewej do prawej krawędzi, posypka spadała z dachu niczym drobny grad i robiła niesamowity, głośny szum. W pierwszej chwili nie mogliśmy zidentyfikować, co to za dziwny dźwięk. Niepokojące wrażenie.
Po rozwinięciu całego paska panowie wsuwali go na zakładkę pod pasek górny, leżący tuż nad nim. Potem gwoździami przybijali jednocześnie obydwie nachodzące na siebie warstwy, czyli gwoździki karbowane przybijane były w miejscu zakładki.

Przed wbiciem każdego gwoździa panowie starali się dobrze papę naciągać, aby nie było fałd. I właśnie z tym naciąganiem mieli trudność, bo tu papa mogła się łamać. Musieli uważać, aby pociągać papę na płasko, nie wyginać jej pod zbyt dużym kątem, bo strzeli. A to niezbyt wygodne. Łatwiej byłoby chwycić papę w garść i szarpnąć. Tak się jednak nie dało.


Przy mocowaniu każdego paska potrzebni byli wszyscy czterej faceci jednocześnie. We dwóch, a tym bardziej w pojedynkę, nie dałoby się tego zrobić. No chyba żeby pasy kłaść pionowo (widywałam tak kryte dachy), ale to chyba nieprofesjonalnie i wymaga dodatkowego klejenia łączeń.

Pan Jarek, jako głównodowodzący operacją, krzyczał na tym dachu strasznie:
- Prostuj! Arek prostuj! No w górę lekko, dobra, za dużo, w dół teraz, no kurde, w górę jeszcze! No kurde myślcie trochę! – Oczywiście kurde brzmiało ostrzej, ale nie będę się wyrażać.
Patrząc na to z pewnej odległości, np. ze szczytu humusowej góry, łatwo było ocenić, czy pasek papy opada, czy się wznosi i kiedy wreszcie złapie poziom. Ale tam, na dachu, gdy trzeba uważać aby nie zlecieć i gdy ma się przed nosem tylko mały fragment dachu, perspektywa jest zgoła inna i wcale nie jest takie oczywiste, w którą stronę przesuwać pasy, aby ułożyły się prosto.
Przyznam, że nie chciałabym pracować u pana Jarka. Jako szef potrafi być straszny! Tak wrzeszczeć na ludzi? Irytował się bardzo tego dnia i nie był sympatyczny dla swojej ekipy. Na szczęście nie mój to problem.
Pomimo dokupienia dwóch rolek papy, i tak jej zabraknie. Już widać, że nie będzie czym przykryć daszku nad tarasem. A więc przed nami pilny zakup, bo papa na jutro rano być musi!
Pan Jarek uprzedzał:
- Ale dopiero jak wyrobimy to co mamy, będę wiedział dokładnie ile dokupić. To ja po południu zadzwonię i powiem, bo jeszcze nie wiem.

Z perspektywy czasu dodam, że zakupiona przez nas papa faktycznie była dość słaba. I nie chodzi o to, że papa się łamała po złożeniu i zagięciu, to normalne. Prawie każda papa asfaltowa się łamie. Ale jej główną wadą było to, że włókna trzymające sprasowany miękki asfalt przebiegały przez papę tylko w jednym kierunku. Dobra osnowa powinna mieć włókna i wzdłuż i w poprzek, w kratkę. A nasza papa niestety posiadała tylko włókna wzdłuż. Przez to zbyt łatwo dawała się rozrywać. Oczywiście rwała się tylko wzdłuż włókien, tylko w jedną stronę. W poprzek żadna siła jej nie rozerwie.
Niestety, huragan Ksawery, który zniszczył w Polsce w tamtym czasie mnóstwo dachów, także naszej papie udowodnił słabość. Ale o tym opowiem innym razem.
Dziś wiem, że należało szukać papy na mocniejszym welonie, który ma osnowę plecioną z nitek biegnących w obydwu kierunkach. Papa ma prawo się łamać, ale nie ma prawa dać się łatwo rozerwać.
Gdy w następnym roku, po niszczycielskim huraganie, dokupowaliśmy nową papę, była ona zupełnie inna. Nie do rozerwania rękami. Można było szarpać na wszystkie strony. Ale to podobno jakaś nowa technologia była, która dopiero co wchodziła na rynek i zadziwiała doskonałą jakością wszystkich sprzedawców. Postęp w branży materiałów budowlanych jest niebywale szybki.

Dodam jeszcze, że jeśli planuje się krycie dachu gontami bitumicznymi, wówczas papy nie wolno mocować na gwoździe z podkładkami, ale samymi tylko gwoździami. To z kolei powoduje, że mocowanie jest słabsze. Mały łepek gwoździa dużo gorzej trzyma papę niż gwóźdź na podkładce. No i przy podmuchach wiatru papa może się z łatwością przedziurawić o łepek. Wystarczy, że wiatr podwieje od dołu, poderwie papę i dziurki od łepków robią się błyskawicznie. .
Niemniej zamocowanie podkładek to błąd. Podkładki zaburzają gładkość dachu i nie pozwolą utworzyć później równej powierzchni z gontów.
Dokładniej opowiem o tym w kolejnych postach, gdy dotrę do opisywania krycia dachu gontem.

4 komentarze:

  1. Jasna że jest duże zróżnicowanie jakościowe w papie dachowej. No i różne typy. Jedni wolą układać na zimno, inni preferują termozgrzewalną. Tak czy siak zszywacz dekarski się przyda, bo gwoździe zawsze wzmocnią strukturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zszywacze są OK ale dobrą robotę robią też gwoździarki dachowe. Fachowcy bardzo sobie chwalą a troszkę się kręcę przy budowlance i przyległościach.

      Usuń
  2. My z mężem zdecydowaliśmy się na papę termozgrzewalną i uważam, że to była jedna z lepszych decyzji. Warto zajrzeć sobie na stronę https://e-armet.pl/papa-termozgrzewalna-czym-jest aby dowiedzieć się znacznie więcej na ten temat.

    OdpowiedzUsuń