Dom

Dom

wtorek, 1 sierpnia 2017

86. Podróże panów elektryków, czyli koniec prądu tymczasowego

2015-01-21

Panowie z PGE Obrót umówieni byli z nami za zainstalowanie licznika energii elektrycznej na konkretny dzień i godzinę. Ustalała to miła pani z Biura Obsługi Klienta przy podpisywaniu umowy, w której zamieściła nawet uwagę, aby instalatorzy zadzwonili do nas na pół godzinę przed przybyciem na plac budowy i dopisała tam kontaktowy numer telefonu.

Gdy nadszedł ów umówiony termin, małżonek mój, odpowiedzialnie, bez wcześniejszego wezwania telefonicznego, stawił się na działce i oczekiwał na ekipę. Niestety. Nie doczekał się. Ani panów, ani telefonu. Ja tego dnia byłam w pracy, więc oszczędzone mi było bezskuteczne czekanie na mrozie. Marek natomiast zmarnował cenne dwie godziny, po czym wrócił do domu. Licznika nie ma. Marek – jako urodzony optymista – znalazł oczywiście pozytywną stronę swej wizyty na działce:
- No, pojechałem sobie, obszedłem wszystkie kąty i fajnie. Wszystko w porządku na naszej działce. Dom stoi, dach nie cieknie. Spoko.
Cały Marek. On nawet z deszczu się cieszy, gdy ten leje strugami na przednią szybę i utrudnia jazdę. Mówi wtedy: „Przynajmniej ten kurz z samochodu się zmyje”.

Nie miałam czasu interweniować i dociekać, z jakiego powodu panowie nie stawili się na montaż licznika. Po niespełna tygodniu pan monter sam do mnie zadzwonił, z przeprosinami za wtedy. Długo się tłumaczył, że to wina kolegi, który jest na zwolnieniu i nie przekazał swoich spraw współpracownikom.
- W porządku, proszę nie przepraszać. W końcu to nie pan zawalił. Nic się takiego nie stało. Ważne, żeby jakoś teraz dograć sprawę – byłam naprawdę miła, bo facet był wystraszony, żeby nie było skargi czy coś. Ustaliliśmy nowy termin montażu licznika.

Tym razem panowie stawili się punktualnie. Znów byłam w pracy i sprawę ogarniał Marek. Z jego relacji wiem, że panowie przyjechali we dwóch, małym służbowym samochodem. Spisali stan licznika prowizorki budowlanej, po czym zdjęli go ze słupa i zamontowali w skrzynce na domu, podłączając wszystkie kabelki.

W skrzynce na domu założony mamy przez elektryka duży bezpiecznik prądu 25 Amper dostosowany do docelowej mocy prądu 14 kW. Jednak – zgodnie z podpowiedzią miłej pani z Biura Obsługi Klienta i z zawartą umową – powinniśmy mieć tam bezpiecznik 6 A, taki sam jak w prowizorce, aby nie płacić za dodatkowe kilowaty według taryfy budowlanej.

Niestety, przełożenie bezpiecznika z prowizorki do skrzynki okazało się niemożliwe. Panowie z elektrowni wyjaśnili, że prowizorka nadal jest „pod prądem”. Licznik z niej mogli wymontować, co też zrobili, ale wymontowanie bezpiecznika będzie możliwe dopiero po odłączeniu prądu od słupa. A z kolei odłączenia tego dokonuje inna ekipa! I teraz ci panowie pojadą do firmy i zgłoszą do odpowiedniego działu, żeby nowi panowie przyjechali odciąć prąd od prowizorki. Wtedy dopiero będzie można zdjąć bezpiecznik i przełożyć go do skrzynki na domu. Nie wiem wprawdzie, jak zmienić bezpiecznik z 25A na 6A w skrzynce, do której podłączony jest prąd, ale panowie twierdzą, że dla elektryka to nie problem. No, zobaczymy – już się boję.

No i pojechali. Zostawili protokół, w którym zapisali, że podłączenie jest warunkowe, niezgodne z umową bo na bezpieczniku 25A, zostawili swój numer telefonu i powiedzieli:
- Jak odetną prowizorkę i przełożycie mniejszy bezpiecznik, to proszę zadzwonić. Podjedziemy, zaplombujemy i będziecie mieć 4kW.
I już.

Po dwóch dniach dostaliśmy telefon od innej ekipy monterów z elektrowni, że prowizorka jest odcięta od prądu. Zrobili to bez naszego udziału. Pewnie podjechali ze „zwyżką”, czyli samochodem z podnośnikiem koszowym – taką kabinką na wysięgniku i sięgnęli do słupa z drogi, bez potrzeby wjeżdżania na działkę. W każdym razie warkocz odpięty leży luźno w trawie.

Teraz pozostaje nam załatwić przełożenie bezpiecznika i będziemy dzwonić po gości z PGE, aby dokończyli dzieła.
Nie umiem zrozumieć, dlaczego przy załatwianiu takich spraw ekipy z elektrowni jeżdżą do nas tyle razy. Przecież to wszystko powinno być załatwione przy jednej wizycie. Odciąć, przepiąć, zaplombować. Ale widać elektrownia nie dba o koszty dojazdów i o czas pracy swoich ludzi. Niech policzę:
  • pierwszy przyjazd – aby podpiąć warkocz ze słupa do skrzynki na domu
  • drugi przyjazd – aby przełożyć licznik z prowizorki do skrzynki na domu
  • trzeci przyjazd – aby odciąć prąd od prowizorki
  • czwarty przyjazd – aby zaplombować licznik z mniejszym bezpiecznikiem. 
A kto za to wszystko płaci? No przecież my, odbiorcy energii elektrycznej! Super!

Ps. Zdjęcia potem - na razie piszę :)

2 komentarze:

  1. Ja również dokładnie pamiętam jak przy budowie mojego domu dużo uwagi zwracałem na kompleksowe oraz dobre wykonanie instalacji elektrycznej. Również istotnym było to, od jakiego operatora pozyskiwać energię. Ja zdecydowałem się na https://poprostuenergia.pl/ i jestem zadowolony bardzo z tego wyboru.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak naprawdę to sama elektryka jest jedną z ważniejszych spraw jeśli chodzi o nasze domostwa. Muszę przyznać, że ja również chętnie do spraw związanych z elektryką wzywam fachowców z http://www.elektryk-krakow.pl/instalacje-elektryczne aby wykonali instalacje elektryczne.

    OdpowiedzUsuń