Dom

Dom

czwartek, 10 sierpnia 2017

91. Oświetlenie ważna sprawa i ogrodnicza porażka

2015-03-26

Publikując ten post mam świadomość, że w niektórych kwestiach się potarzam, co wynika zapewne z nieregularności sporządzania bieżących notatek z budowy. Widocznie gdy pisałam, nie pamiętałam co już napisałam wcześniej – ale mam nadzieję, że to nie problem.


Marek kończy instalację elektryczną. Obwody zasilające gniazdka już są, choć samych gniazdek jeszcze nie ma (z wyjątkiem jednego w kotłowni, tego do gotowania wody na kawę), ale puszki osadzone są w ścianach w specjalnie do tego celu wywierconych okrągłych otworach. Marek zaopatrzył się w fachowe wiertło do wycinania w pustakach otworów pod puszki, czyli w otwornicę. Jak na wiertło - rzecz nietania, bo dobra otwornica kosztuje stówę. Ale na tanią z marketu szkoda pieniędzy, bo nie daje się taniochą wiercić. A idzie to dość ciężko, trzeba sporo siły przyłożyć, by zamocowaną na wiertarce koronkę zębatą zatopić w mur i wyciąć otwór. 
Marek kupił też urządzenie do ściągania izolacji z końcówek kabli - rzecz dość tania, a bardzo wygodna, oszczędzająca sporo czasu i ran od nożyka na palcach.  




Gniazdka i włączniki prądu montuje się po tynkowaniu, nie przed, na gotowych - otynkowanych i pomalowanych już ścianach. Póki co niebezpieczne kable pod napięciem wystają z otworów włącznikowych i gniazdkowych i trzeba na nie uważać. 


Teraz Marek musi uporać się z rozciągnięciem instalacji oświetleniowej.

W naszym domu oświetlenie, które uważamy za szalenie ważne i decydujące w dużym stopniu o klimacie domu, nie będzie ani współczesne, ani modne. To oczywiście kwestia gustu – o czym jak wiadomo się nie dyskutuje, jednak kilka słów o naszym guście powiem.

Nie planujemy ani podwieszanych sufitów, ani ledowych oczek osadzanych w tych sufitach, ani też taśm ledowych, które są dziś bardzo modne i które montuje się w niemal każdym nowo powstającym domu. Jestem na takie wynalazki zbyt staroświecka i nie mam przekonania do sufitów, które mają podwieszenia, załamania i puste przestrzenie wewnątrz. Zaraz nasuwa mi się wyobrażenie, że w tych przestrzeniach mieszka mnóstwo pająków i robali, choć pewnie tak nie jest.
Mam też wrażenie, że jak każda moda i ta wkrótce przeminie, i że za kilka lat te kaskady sufitowe będą nieznośnie ohydne.

I nie podoba mi się, gdy światło wydobywa się zza trójwymiarowej, ulepionej z karton-gipsu bryły przyklejonej na ścianę albo sufit. Widząc takie konstrukcje zawsze zastanawiam się, jak się te wszystkie wnęki sprząta? Tyle zakamarków to przecież dla kurzu, pająków i pajęczyn istny raj! Oczami wyobraźni widzę te pociemniałe od kurzu krawędzie i konieczność malowania domu co pół roku, ble.

Nie dość, że podświetlane sufity i ściany generują spore koszty (jedno oczko kosztuje około 50 zł, nie mówiąc o ulepieniu bryły, kablach, robocie elektryka za punkt świetlny i o ogromnej ilości włączników odpalających kolejne, ukryte w ścianach światełka), to jeszcze oświetlenie takie - moim zdaniem - nie daje dobrego światła. Lampki punktowe z oczek nie generują widnego, rozproszonego światła, a jedynie światło punktowe. Zapalasz takich ledów 10 i nadal pomieszczenie jest niedooświetlone i ciemne, tylko w oczy rażą.

Listwy ledowe natomiast – oczywiście moim zdaniem - bardziej nadają się do wystroju biura, banku albo klubu nocnego, niż do domu. Poza tym bardzo obnażają najmniejsze nawet nierówności tynków, bo rzucają światło boczne oraz cienie bezpośrednio na ścianę. I jeśli ściana nie jest wykonana z płyt kartonowo-gipsowych, to nie ma takiej siły, żeby tynk był gładki jak stół. Zawsze minimalne odchyłki będą, a listwy ledowe pięknie je uwypuklą. I dlatego nie.

Taki mam gust starodawny, że podobają mi się lampy, kinkiety i żyrandole, które rozpraszają światło we wszystkich kierunkach. Które oświetlają nie tylko metr kwadratowy stołu czy podłogi, ale które rzucają światło również na sufit i wszędzie dookoła. Wtedy jedną żarówką jesteś w stanie sprawić jasność w całym pomieszczeniu.

Dla mnie idealne żyrandole to mleczne, szklane, zamknięte klosze, które działają jak soft fotograficzny i do których nie wpadają zdechłe muchy. Nie może to być np. lampa sufitowa, która od góry jest nieprzezroczysta (często metalowa, niklowana) i wypuszcza światło tylko od spodu. Takich lamp jest teraz całe mnóstwo, są modne, ale mnie się one kompletnie nie podobają. Siedzisz sobie przy stole, nad którym masz dwie takie lampy. I co? Nie dość, że punktowe żarówki rażą cię w oczy, to jeszcze oświetlają twarze z góry i wszyscy mają worki pod oczami i wyglądają niezdrowo i paskudnie. Mamy prześwietlone gęby choć generalnie w całym pomieszczeniu jest ciemno. Koszmar jakiś! Siedzenie pod takimi lampami bardzo mnie między i sprawia, że mam mroczki przed oczami. 


Oświetlenie w domu jest szalenie ważne. Liczy się nie tylko sposób rozpraszania światła, ale też temperatura barwowa żarówek. Bo światło – co każdy wie - może być zimne albo ciepłe. Może też być migoczące (świetlówki) albo względnie stabilne.

Dlatego warto się nad tym pochylić i wybrać dobrze.

Świetlówki migają, i choć oko tych mignięć niby nie wychwytuje, bo są one bardzo szybkie, to jednak organizm przy nich się męczy, bo mózg bez przerwy odbiera te zbędne bodźce. Mało tego, również żarówki ledowe potrafią nieźle migać i żarówka żarówce nierówna. 

Zdradzę Wam prosty test Marka na sprawdzenie, czy żarówka miga. Wystarczy odpalić w telefonie komórkowym aparat fotograficzny i popatrzeć na świecącą żarówkę okiem kamery. Spróbujcie a przekonacie się, że pozornie identyczne żarówki bardzo się od siebie różnią – jedne migają intensywniej, inne mniej. Zawsze kupujemy tylko te żarówki, które na wyświetlaczu telefonu wariują najmniej.

Długość fali świetlnej, najbardziej naturalnej i zgodnej barwowo ze światłem słonecznym, to 5400 K (choć nie wiem, co oznacza K i czy na pewno chodzi o długość fali, ale to sobie wyguglujecie). Wiem od Marka - fizyka, co dział optyki zaliczył na 5, że 5400 K oznacza światło ciepłe i naturalne. Na każdej żarówce jest oznaczenie temperatury barwowej, warto więc na to zwrócić uwagę, by nie zrobić sobie z domu prosektorium.

Ale koniec mądrowania się i opowiadania o gustach. Wracam na budowę.

Wyznaczaliśmy z Markiem punkty na suficie, w których mają zawisnąć żyrandole. Czasem robiliśmy to „na oko”. Czasem znajdowaliśmy punkt przecięcia przekątnych, rysując kredą linie na podłodze i następnie przenosząc/rzucając znaleziony punkt z podłogi na sufit. Czasem wyznaczenie w miarę równych odległości między lampami polegało na przeliczeniu ilości pustaków stropowych między nimi.

Wyznaczony punkt zaznaczaliśmy kredą rysując na suficie znak X. Potem Marek nawiercał otwory w ścianach i w suficie w odległości co 30 cm , idąc od puszki do punktu X i pilnując, by tam, gdzie potencjalnie możliwe będzie wiercenie (wieszanie obrazków) zachować pionowy i poziomu układ kabli. Następnie Marek przytwierdzał kabel do pustaków przy pomocy plastikowych spinek, czyli takich kołków z pętelką, gdzie pętelka obejmuje kabel a kołek, delikatnie by nie połamać, wbija się młotkiem w nawiercone otwory. I już. Kable siedzą. 


Dwie pierwsze żarówki w salonie już wiszą i świecą! Oczywiście nie obyło się bez małej poprawki, bowiem pierwotne podłączenie było błędne i sprawiało, że obydwie żarówki zaświecały się i gasły jednocześnie, choć zamysł był inny. Wymyśliłam sobie osobny włącznik dla każdej z nich i takie też podwójne włączniki kupiliśmy. Ale to drobiażdżek, ot, przeoczenie, Marek myślał dobrze, a zrobił źle. Szybko wymontowywał położony fragment kabla (a robi się to znacznie szybciej niż przytwierdzanie go, wystarczy jedno szarpnięcie kablem i spinki wyskakują z otworów) i natychmiast rozciągnął na suficie niezależny, drugi kabel:
- Ale ty się czepiasz kobieto! Dobra, dobra, chcesz osobno, to masz osobno. Zadowolona? – Marek bardziej się droczył niż narzekał.
Jedyne 10 minut i byłam zadowolona :)


Włączniki prądu produkowane są w bardzo różnych fasonach, kolorach no i oczywiście cenach. Włącznik pojedynczy potrafi kosztować 8 zł, ale też 80 zł. Tylko kwestia wyboru, co się komu podoba i ile chce wydać na nie pieniędzy. My oczywiście nie szalejemy z kosztami i bardzo ucieszyła nas promocja w jednym z sieciowych marketów budowalnych. I chociaż włączniki nie są na tym etapie jeszcze potrzebne, to już je kupiliśmy uznając, że to okazja (w innych sklepach włączniki tej firmy kosztują ok. 15 zł za sztukę, w promocji kupiliśmy je po 8,50 zł). A trochę tych włączników w całym domu się uzbiera. Najważniejsze, że nam się podobają, są po prostu zwykłe, białe, klasyczne. Zresztą włączniki zawsze można wymienić, więc jakby się okazało, że jednak spodobają nam się inne, jakieś metalowe, z wajchą albo seledynowe czy różowe w grochy – to sobie zmienimy. Póki co mamy zwykłe.

Marek rozkłada kable a ja zajęłam się sprzątaniem podwórka po zimie i – uwaga – zrobiłam pierwszą w życiu grządkę! Zamierzam uprawiać szczypiorek, sałatę, koperek, rzodkiewkę, marchewkę, rukolę i pietruszkę! Sama w to nie wierzę, ale tak właśnie mi się porobiło. Ja, która jako dziecko przymuszane do pielenia grządek na działce rodziców, szczerze nienawidząca grzebania się w ziemi, dziś robię własne grządki! 




Docelowo mam zamiar zrobić ich aż dwie. A to nie jest wcale takie proste, bowiem w nasłonecznionym rogu działki, gdzie chcę te grządki mieć, nigdy upraw nie było. To teren całkiem zaniedbany, porośnięty jakimiś krzakami, chaszczami i pnącymi się po siatce bluszczami. Istny gąszcz!

Najpierw wyrywałam badyle, potem wykopywałam łopatą pozostałe w ziemi po ściętych krzewach korzenie, następnie przekopałam teren łopatą, żeby wreszcie móc ten mały w sumie fragment wyrównać i zagrabić. Oczyszczenie go z korzeni, gałęzi, trawy i śmieci (była tam zakopana jakaś plastikowa, sparciała szeroka na 20 cm taśma!) nie było łatwe. W niektóre miejsca z trudem wbijałam szpadel i z małego kawałka ziemi wyszarpałam całe ogromne wiadro różnorakich korzeni, kamieni i śmieci. To się nazywa bardziej karczowanie niż przekopanie. Ale udało się. Mam przygotowaną do siania pierwszą grządkę.

Po czasie powiem, że wkrótce przygotowałam także drugą grządkę, i gdy wrzuciłam, dumna z siebie, zdjęcie na fejsbuka, znajomi pytali w komentarzach, czyje to nagrobki i kiedy postawię na nich krzyże w wezgłowiach :) Bezlitośni dranie :) 
Ale nie zraziło mnie to. Dzielnie zasiałam dużo nasionek i wsadziłam krzaczki pomidorków koktajlowych. I czekałam na plony. 
Niestety, jako działkowiec poniosłam sromotną klęskę, bo zapomniałam, że wschodzące roślinki trzeba przerywać, czyli przerzedzać, a nade wszystko trzeba je podlewać! Wyhodowałam pionowe cienkie rzodkiewki niespożywcze, sporo rukoli, która jest chwastem co rośnie sam i nic poza tym. Wszystko inne uschło, a moje grządki pokrył gęsty, dość sympatyczny chwast. Zielono było w każdym razie, a ja zieleń w przyrodzie bardzo lubię ;) 


Dziś zadzwonił pan architekt z informacją, że zakończył procedury papierowe związane z naszą budową, to znaczy uzyskał pozwolenie na przebudowę zjazdu z drogi publicznej oraz zezwolenie na przyłączenie gazu. W przyszłym tygodniu mamy się spotkać, odebrać dokumenty i zrobić ostateczne rozliczenie.

Nadal nie wiemy, jak ruszyć sprawę przyłącza kanalizacyjnego. Architekt też nie bardzo wie, co z tym fantem zrobić.

Dziś też zadzwonił pan tynkarz-szef i poprosił, aby ktoś był na budowie, bo chce przyjechać i rozstawić maszyny. No więc jadę im otworzyć.

Ciekawi mnie, w jaki sposób panowie będą „przygotowywać wszystko” do tynkowania. Pan szef mówił, że sporo czasu im to zajmie. Nie mogę się doczekać. 

8 komentarzy:

  1. Mi osobiście bardzo się podobają oświetlane ogrody! My z mężem właśnie oglądamy mieszkania na sprzedaż kraków rynek pierwotny i zakochałam się w jednym mieszkaniu od Lokum, na parterze z ogrodem. I właśnie sobie zamarzyłam jakieś ładne oświetlenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym oświetleniem to różnie właśnie bywa... u mnie winne były produkty marnej jakości, w sumie jak teraz zamawiam to tylko w sprawdzonych miejscach jak https://www.interblue.pl/. Nie ma co oszczędzać szczególnie jak to nowy dom i chcesz mieć instalacje na długie długie lata.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oświetlenie jest ważne w każdej części domu, w tym, w ogrodzie. Warto zamontować taśmy led, które dają dużo światła, a można je łatwo ukryć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie to zostało opisane.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak najbardziej samo oświetlenie jest dość ważne i moim zdaniem warto jest używać oświetlenia LED. Jeśli chcemy je zamontować w meblach to również należy mieć odpowiedni zasilacz. Ja korzystam z zasilacza https://sklep.neonica.pl/zasilacze-led-pos-meblowe i jestem przekonana, że całość działa tak jak należy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie samo oświetlenie jest niezwykle ważną sprawą i muszę przyznać, że ja również na nie zwracam uwagę. Jak już czytałem na stronie https://tojadom.pl/tasmy-led-na-dwor-jak-odpowiednio-dobrac-oswietlenie-na-zewnatrz/ to także wiem jak dobrać odpowiednie taśmy LED na dwór.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawy i bardzo pomocny wpis. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń