Dom

Dom

wtorek, 3 czerwca 2014

21. Toi toi pachnący zielonym jabłuszkiem

Trochę spraw przyziemnych i fizjologicznych - od tematu nie uciekniesz, choćbyś twierdził jak ja, że Twoja kupa pachnie fiołkami :)

Na placu budowy musi być ubikacja. Gdy jej nie ma, kierownik budowy może dostać mandat od nadzoru budowlanego. I dlatego kierownik nie pozwoli na rozpoczęcie budowy bez WC.
Zresztą sikanie po krzakach nie wchodzi w grę. Wokół mieszkają przecież ludzie. Nie możemy robić chlewika pod nosem sąsiadów.



Pierwotnie mieliśmy pomysł na sklecenie drewnianego, suchego wychodka. Takiego z dziurą w kształcie serduszka nad drzwiami. Zaczęliśmy nawet liczyć koszty materiałów. Może i nie majątek, ale wyszło około  500 zł. Bo oprócz desek albo płyt bedą potrzebne zawiasy do drzwi, jakieś słupki konstrukcyjne, jakaś papa na dach (nikt nam nie sprzeda dwóch metrów papy, tylko trzeba kupić całą rolkę). No i trzeba to jeszcze zrobić, fizycznie wykonać. Zakasać rękawy, obmyśleć projekt, wykopać dół i spędzić nad tym cały dzień. Marek szybko wyliczył, że mu się to nie opłaca. 

Potem okazało się, że tzw. suchy wychodek w mieście nie przejdzie, bo istnieje zakaz odprowadzania ścieków bezpośrednio do gruntu. Nawet szamba, takie prawdziwe, wybetonowane, szczelne i systematycznie opróżniane, w mieście powoli są likwidowane. Żaden inwestor nie uzyska pozwolenia na budowę domu wyposażonego w szambo, jeśli w okolicy budowy istnieje sieć kanalizacyjna i można się do niej włączyć. 
Są na to odpowiednie przepisy, ustawa i uchwała Rady Miejskiej, ktróre nakazują likwidację szamb w ogóle i każą przyłączać nieruchomości do kanalizacji miejskiej. Po kupieniu działki, jako nowi właściciele, dostaliśmy wezwanie od miasta w tej sprawie, aby zlikwidować istniejące szambo. Cóż, to oczywiście kosztuje, ale jestem jak najbardziej za.


Ale wracając do tematu. Jeśli już zdecydowalibyśmy się na suchy wychodek, to konieczne trzeba w nim zainstalować beczkę albo inny szczelny pojemnik na odchody. Pojemnik ten następnie trzeba profesjonalnie  opróżniać, czyli wzywać szambiarkę, która wywiezie ekstrementy do oczyszczalni ścieków. 
Cóż. nie uśmiecha mi się wożenie w beczkach siuśków robotników. A poza tym, co z taką beczką  zrobić po zakończeniu budowy? Jak ją zutylizować? No same kłopoty. Chyba jestem mistrzem świata w wynajdowaniu przeszkód - tak mówi mój mąż.  

Dawniej, na wsiach, kopało się dół i już. Od czasu do czasu przesypało się odchody wapnem i jakoś tam było. Smród wprawdzie panował okrutny, ale na wsi nikt się nad tym nie rozczulał. Niestety, albo na szczęście, na naszej budowie to rozwiązanie nie wchodzi w grę.

Zdecydowaliśmy, że na czas budowy wynajmiemy "toj-toja".
Rozpoczęłam poszukiwania w Internecie. Obdzwoniłam kilka firma, skrzętnie notując ceny. Najpopularniejsza firma Toi Toi okazała się niestety najdroższa. Oprócz miesięcznego czynszu za wynajem kabiny, dodatkowo płatny był serwis, czyli opróżnianie i czyszczenie WC. Serwis trzeba obowiązkowo wykupić co najmniej raz w miesiącu. Po doliczeniu VAT koszty tego luksusu wyniosły około 250 zł/m-c. Trochę drogo.

Po dalszym poszukiwaniu udało mi się wyszukać firmę w Rąbieniu. Serwis raz w miesiącu wliczony był w czynsz i koszt ich usług to 150 zł/m-c.
Według zapewnień pana Jarka nasz dom zostanie wybudowany w dwa miesiące. A więc może się okazać, że wynajęcie przenośnej toalety będzie tańsze, niż postawienie suchego wychodka, co do którego nie ma pewności, czy jest legalny. Poza tym czynnik estetyczny no i wygoda nie pozostają bez znaczenia.


W praktyce pewnie nikt nie jeździ po budowach i nie kontroluje ubikacji, ale gdyby jakiś zdenerwowany smrodem sąsiad napisał donos, może być różnie. 
Nie ma o czym mówić. W centrum miasta, w XXI wieku, nie może być smrodu pod nosem. Przy wynajęciu "toj-toja" odpada problem, co z odchodami pozostawionymi w dole? Przysypać ziemią i mieszkać sobie ze świadomością, że w tamtym rogu działki lepiej nie planować grządek ze szczypiorkiem? Fuj. Nie dla mnie takie dylematy.

Toi toi jest fajny, pachnący i czysty. 
Pan przywiózł go na samochodzie wyposażonym w ramię dźwigu. Ustawił kabinę na działce, mimo że była czysta spłukał ją z kurzu pachnącą wodą i zawiesił w środku, na uchwycie, dwie rolki papieru toaletowego. Aż żal było do takiego pachnącego przybytku wydalać. Nasz młodszy syn natychmiasgt wskoczył do toalety i zaczął błagać, żeby do niej nie sikać, bo taki domek jest fajny do zabawy. 

Serwis podjedzie do naszej toalety raz w miesiącu bez specjalnego zapraszania. Można wezwać go też częściej, za opłatą 30 zł. A gdy WC stanie się zbędne, wystarczy dwa dni wcześniej zgłosić odbiór, panowie przyjadą i zabiorą kabinę. Zero kłopotu.

Usługa serwisu polegała na przybyciu małej szambiarki. Facet wysysał fekalia żółtą rurą. Potem mył toaletę wężem (na samochodzie miał bekę z wodą i myjkę ciśnieniową), znów wysysał, znów mył i na koniec pachniało zielonym jabłuszkiem. 
Ściany kabiny również były spłukiwane czystą wodą z detergentem, a więc po generalnym sprzątaniu cała kabina była mokra. 

Ale temat! Czujecie ten smród? To dobrze. Ja też czułam, przy wykonywaniu usługi serwisu przez chwilę naprawdę śmierdziało szambem. Jak to przy usługach szambiarki. Ale już po chwili było czysto i świeżo.
Cóż, dobrze wykonana, choć nieco gówniana robota firmy z Rąbienia o nazwie Sanator jest godna pochwały i polecenia. Polecam!
A pan szambiarz gaduła, zawsze po serwisie ściągał rękawice, wysępiał papierosa od Marka, przykucał oparty o drzwi czystej kabiny i gadaliśmy sobie o budowie. Zresztą o budowie gadamy ostatnio ze wszystkimi, przy każdej okazji. Bo to - jak się okazuje - temat rzeka. 

5 komentarzy:

  1. Trafiłem na Twój blog przypadkiem, szukając toalet przenośnych na budowę. Mogłabyś podać namiar do tej firmy z Rąbienia? Właśnie w Rąbieniu będę budował a z tego co wiem, transport ma spore znaczenie w cenie tej usługi...

    OdpowiedzUsuń