Dom

Dom

wtorek, 20 maja 2014

15. Prowizorka budowlana - bynajmniej nie prowizoryczna

Co to jest prowizorka budowlana?
Kiedyś myślałam, że to nieudana budowla, zbudowana prowizorycznie, czyli niedoróbka, bubel, no prowizorka po prostu. Ale dziś wiem, że nic z tych rzeczy.


Prowizorka budowlana to potoczna, funkcjonująca powszechnie, nazwa tymczasowego przyłącza prądu. Nie jest ono bynajmniej prowizoryczne, bo musi być wykonane zgodnie z wszelkimi przepisami i normami, i to przez uprawnionego elektryka, który poświadcza własnym podpisem, że prąd z takiej prowizorki nadaje się do bezpiecznego wykorzystywania.

Mniej więcej wiedziałam, że skrzynkę z licznikiem umieszcza się na słupie. Trzeba będzie kupić słup, to na pewno. Ale jaki? Gdzie? I co jeszcze trzeba kupić?

Zadzwoniłam do ukochanej elektrowni zasięgnąć informacji. Okazuje się, że przez telefon można dowiedzieć się o wiele więcej, niż podczas bezpośredniej wizyty. Zwłaszcza, gdy na początku człowiek się przedstawi i zapyta rozmówcę po drugiej stronie kabla:
- A przepraszam, z kim mam przyjemność?
Wtedy facet, chciał nie chciał (ten co z nim gadałam nie chciał) musi podać swoje nazwisko, bo przecież nie rozmawia jako osoba prywatna, ale reprezentuje elektrownię.
- A po co pani moje nazwisko? - zaniepokoił się facet z elektrowni.
- Po nic. Ja się przedstawiłam, więc chcę także wiedzieć, z kim rozmawiam.
No i podał.

Oto, czego się dowiedziałam od tego niechętnego na początku, a ostatecznie miłego faceta:

  • W elektrowni osobno załatwia się zamontowanie licznika i osobno przyłączenie prądu. A więc w sprawie mojego przyłącza na działkę przyjadą aż dwie ekipy, i to w różnych terminach, różnymi samochodami, bo pracuja w dwóch różnych spółkach. Pomyślałam, że taka rozrzutność jest jednym z powodów, dla których prąd jest taki drogi. Każdy rozsądny człowiek wolałby załatwić taką sprawę za jednym razem, ale elektrownia woli jeździć dwa razy.
  • Należy kupić słup. Pan powiedział, że najlepiej niech to będzie drewniana kantówka (czyli o przekroju prostokąta lub kwadratu), zazwyczaj stosuje się przekrój 12 x 12 cm. Słup ma mieć co najmniej 4 m długości i musi być wkopany pionowo, głęboko w ziemię, nad którą ma wystawać na ok. 2,5 m. 
  • Na końcu słupa musi być hak - to na nim zawiśnie gruby kabel, tzw. warkocz.
  • Należy też kupić szafkę licznikową z zabezpieczeniami i wizjerem do licznika. 
  • Ponadto należy kupić warkocz, czyli gruby, specjalny kabel w otulinie. Warkocz musi być odpowiednio długi, z zapasem ok. 2 m. 
  • Potrzebne też będą zaciski i uchwyty - nie wiem, o co chodzi, przekażę to elektrykowi. 
  • Elektryk wykonujący przyłącze musi mieć uprawnienia, musi stosować się do warunków przyłączenia. 
  • Gdy już elektryk zrobi słup z szafką, powinien razem z nami stawić się w elektrowni w celu podpisania CERTYFIKATU (pisałam o nim w poprzednim poście). 
  • Kolejne etapy pan opisał po krótce, że sprzedawca prądu (PGE Obrót albo jakiaś inna firma, którą sobie wybierzemy - bo teraz prąd można kupować od kogo się chce), zamontuje licznik i zgłosi go do PGE Dystrybucja. A PGE Dystrybucja przyjedzie i podłączy. 

Tak czy siak konieczny jest elektryk. Zapytałam pana, tak już prywatnie, czy czasem nie mógłby mi polecić jakiegoś elektryka z uprawnieniami. bo ja żadnego nie znam. Pan był ostrożny, ale zadeklarował, że spróbuje pomóc. Poprosił mnie o podanie mojego numeru telefonu, to jak kogoś znajdzie, to ten ktoś się skontaktuje. 

No i skontaktował się ktoś. Po południu miałam telefon z pytaniem "Podobno szuka pani elektryka?". Pan ów był bardzo miły. Umówiliśmy się na działce na spotkanie, gdzie obiecał wszystko wyjaśnić. 

Przyjechali, we dwóch. 
Wysiedli z samochodu i ... kogo ja widzę? Pan Michał, we włsanej osobie. Z kolegą.

Pan Michał się przywitał, jakby nigdy nic. Zupełnie jakbyśmy nie stoczyli kilku słownych batalii w elektrowni.
- A, to pan? My się już znamy, prawda?
- My? Nie przypominam sobie. - szedł w zaparte. 
- Doprawdy? No, dobra, Nieważne. 
- A, już chyba kojarzę. - przynzał w końcu.

Panowie byli przesympatyczni. Zapewniali, że o nic się nie musimy martwić. Podłączenie będzie wykonane, i to nawet bez naszego zaangażowania w sprawę. Wystarczy dać im pełnomocnictwo na piśmie i zapłacić 2 500 zł.
- I to już cena za wszystko. Nic panią nie interesuje - zapewniali.  
- O łał, nie spodziewałam się aż takiej kwoty - powiedziałam całkiem szczerze. 
- No, tyle to kosztuje, niestety. 

No, niestety, nie. Po pierwsze za drogo, a po drugie chyba jednak nie pan Michał. I nie chodzi o to, że jest pracownikiem elektrowni i że robi fuchy po godzinach pracy. Każdy chce dorobić do pensji i ja to rozumiem. 
Ale chodzi o to, że nie lubię ludzi o dwóch obliczach. A on był wybitnie fałszywy. Z aroganckiego faceta zza biurka w elektrowni teraz zamienił się w anioła "do rany przyłóż". No przesłodki on ci. Do pożygania. 

Postanowiłam zachować moją opinię o tym panu dla siebie i grzecznie się wycofać. 
- Cóż, bardzo panom dziękuję za przyjazd i fatygę. Niestety, naprawdę w tym momencie wasza cena jest nie do zaakceptowania. Spóbuję poszukać jeszcze. 
- No jasne. Rozumiem. Nie ma sprawy - odpowiedział nawet przyjaźnie pan Michał. 
Ja chyba nie umiem kłamać i on wyczuł, że go nie lubię. I może dlatego na koniec pokazał ludzką twarz, w obawie, żebym mu nie narobiła kłopotów w tej elektrowni, żebym nie napisała jakiegoś donosu albo skargi. Bo sam z siebie doradził, życzliwie:
- A kiedy pani zaczyna tą budowę?
-  W przyszłym roku, w lipcu - odpwiedziałam. 
- No to po co pani teraz chce zakładać prowizorkę? Bez sensu. Za każdy miesiąc będzie pani płacić opłatę stałą 40 zł, nawet gdy nie będzie żadnego zużycia. Niech się lepiej pani wstrzyma, załatwi elektryka na wiosnę i zgłosi się do podłączenia tuż przed wejściem ekipy budowlanej. 

No to ja już sama nie wiem, czy ja lubię tego pana Michała, czy nie. Lubię - bo o tym powiedział prywatnie. Nie lubię - bo o tym nie powiedział służbowo. Grunt, że ostatecznie dobrze wyszło. Wprawdzie oczekiwanie z przyłączem spowodowało, że nasze warunki przyłączenia się przeterminowały i w ostaniej chwili, w nerwach, musiałam występować o aneks, ale nic to. Parę groszy w kieszeni zostało. 

Odłożyliśmy sprawę prowizorki do wiosny, w mięczyczasie szukając elektryka. 

Elektryk się znalazł - znajomy znajomego zna takiego jednego, który ma uprawnienia i jest fajny i na pewno pomoże.  

Faktycznie. Elektryk spoko gość. Przyjechał do nas do domu, wziął do ręki warunki, poczytał, pokiwał głową, że wszystko jasne.
Swoją pracę, czyli uzbrojenie słupa w hak, wkopanie go w ziemię, zamontowanie skrzynki, bezpiecznika i uziemienia, wypełnienie i podpisanie papierów dla elektrowni - wycenił na 250 zł.
Jaki będzie koszt materiałów - nie umiał powiedzieć, bo dawno nie miał do czynienia z prowizorkami. Ale szacował, że nie przekroczymy 1000 zł. Doradził także, żeby poszukać prowizorki używanej, bo ludzie po zakończeniu budowy pozbywają się ich za pół ceny.

Tak właśnie postanowiliśmy zrobić. Uzgodniliśmy z panem elektrykiem, że jak już znajdziemy jakies oferty, to podeślemy mu linki, żeby sprawdził, czy "to" się nadaje dla naszych potrzeb.

Ogłoszeń w sieci pod tytułem "Sprzedam prowizorkę budowlaną" jest naprawdę wiele. Spośród kilku ofert pan elektryk wybrał jedną, z następującym opisem:

Witam, sprzedam prowizorkę budowlaną z całym osprzętem gotową do podłączenia na budowę wraz z kablem około 20 metrów.
Prowizorka używana przez okres budowy, jak nowa.
Markowy osprzęt firmy Moeller (bezpieczniki topikowe główne, wyłącznik różnicowoprądowy, wyłączniki nadprądowe).
Rozdzielnica na licznik 3 fazowy. Zamykana na klucz.
Cena: 499zł
Kontakt telefoniczny: 6XX-5XX-8XX
Dowiozę w okolicach Łodzi gratis.

Do opisu dołączone były zdjęcia.



Zgodnie z deklaracją, pan z ogłoszenia przyjechał pod blok i przywiózł urządzenie i kabel w bagażniku. Dowiedzieliśmy się, że wszystko to kupił nowe za 1000 zł, więc sprzedaje za pół ceny. Pasuje nam.

Pora na słup.
Ma mieć długość 4 m, a więc do bagażnika się nie zmieści. Marek stwierdził, że na dachu też takiego długiego elementu nie wolno przewozić, bo grozi to mandatem, no i jakby to spadło to ... no.
Jeden facet nam powiedział, że on swój słup przywiązał liną do haka i przywlókł po ziemi za samochodem. Ale razem z kolegą jechali w nocy, na dwa samochody, i mieli do przejechania tylko dwie przecznice, na obrzeżach miasta, gdzie nie ma ruchu (w nocy żadnego).

Takie rozwiązanie wydało nam się jeszcze głupsze, niż przewożenie słupa na dachu. Musimy kupić słup wraz usługą transportu. Pytanie tylko gdzie?

Wykonałam telefony do kilku tartaków, ale w każdym z nich zostałam wyśmiana:
- Pani, z jednym słupem nikt nie będzie jechał. To się pani w ogóle nie opłaca, bo ten transport będzie kosztował trzy razy więcej, niż słup. Zresztą my się takimi małymi zamówieniami nie zajmujemy. Chyba, że pani sobie po to przyjedzie, to wtedy tak.
Słup w tartaku mogliśmy kupić za 50 zł, ale bez transportu.

Co wobec tego? No oczywiście, CASTORAMA!
W Castoramie słupy są, nawet zaimpregnowane, w kolorze zielonym. Jeden słup kosztuje 49 zł, a koszt jego transportu to 38 zł. I przywożą od ręki.

Kierowca z Castoramy załadował słup, wziął od nas adres dostawy i powiedział:
- To jadę. Zobaczymy kto będzie pierwszy na miejscu, he he.
Wsiedliśmy do naszego osobowego wozu, poparzyliśmy na ciężarówkę Castramy i Marek stwierdził:
- Nie ma szans. Będziemy pierwsi.
- Przestań! Chyba nie chcesz się z nim ścigać po mieście?
- Nie nie, chcę tylko być pierwszy na działce - rzekł rozbrajająco.
Ja chyba nie rozumiem facetów!

I kto był pierwszy? Oczywiście Castorama! Bo mój małżonek, który chronicznie nienawidzi korków, gdy tylko widzi na horyzoncie stojące auta natychmiast zmienia trasę. Jeździmy więc często przez osiedla, między blokami, po polnych drogach, między garażami. Drogi poboczne mamy obcykane już niemal w całej Łodzi, w trzech dzielnicach na pewno.
Tym razem Marek także postanowił sobie "przyspieszyć" jazdę i zjechał z głównej ulicy. Napotkał po drodze kilka zakazów skrętu w lewo (w Łodzi to norma), dwa z nich złamał, ale przy trzecim nie dało rady. W dodatku władowaliśmy się na przejazd kolejowy i zamknęli nam szlaban przed nosem.
Gdy dojechaliśmy na działkę, kierowca z Castoramy zdążył już wypakować z samochodu dostawczego nasz słup i przywitał nas wesoło:
- Co tak długo he he. A mówiłem, że będę pierwszy!
- Po prostu daliśmy panu wygrać - powiedział rozbawiony Marek.

Castorama odjechała, a my wniesliśmy we dwoje słup na działkę. Położyliśmy go za garażem, podkładając dwie cegły. Schował się w trawie i czekał na elektryka.

Potem nasz elektryk przyjechał do nas do domu, zabrał skrzynkę i kabel, wziął klucz od działki i zamontował prowizorkę, nie wiemy nawet kiedy.
Elektryk wypełnił papier dla elektrowni, czyli oświadczenie, że instalację wykonał zgodnie z przepisami (pisałam o tym w poprzednim poście), dał nam kserokopię swoich uprawnień elektrycznych i powiedział, że teraz możemy załatwiać resztę z elektrownią.
Za usługę wziął 250 zł plus 50 zł za kupione materiały (hak, bezpiecznik, jakieś wkręty - faktycznie tyle to kosztowało).
A więc zamiast 2 500 zł prowizorka kosztowała nas niecałe 900 zł. Lubię to :)



Teraz czekało nas:
  • zgłasić gotowość przyłączenia w elektrowni
  • umówić dwie ekipy z dwóch różnych spółek energetycznych:  jedną na zamontowanie licznika, drugą na podłączenie przyłącza tymczasowego do sieci energetycznej. 

Ale o tym opowiem w kolejnym poście. Zdradzę tylko, że łatwo nie było.

13 komentarzy: