Dom

Dom

czwartek, 8 maja 2014

7. Oddam szklarnię w zamian za rozbiórkę


"ODDAM SZKLARNIĘ W ZAMIAN ZA ROZBIÓRKĘ I POSPRZĄTANIE" - ogłoszenie takiej treści umieściłam na którymś z portali ogłoszeń lokalnych.

Na początku nie wierzyłam, że znajdzie się chętny. Sądziłam raczej, że za rozbiórkę szklarni - co ja mówię, nie szklarni tylko strupaka! - będziemy musieli zapłacić. Trzeba przecież to cudo rozbroić, a więc poodginać wszelkie druciki i blaszki oraz wydostać z misternie łatanej konstrukcji każdą szybkę. Stłuczki sprząta się o wiele trudniej niż całe szybeczki (bo te szyby to małe szybeczki są, takie z odzysku, ze świetlików od drzwi łazienkowych ze starych socjalistycznych bloków).
Potem trzeba zardzewiały stelaż pociąć na łatwo-transportowalne kawałki.  No i co zrobić z wanną? Do nowego domu przecież się nie przyda. Nie będziemy też robić z niej kwietnika. Na naszej przestrzeni za domem chcemy mieć tylko trawę i drzewa. Żadnych kiwetników, żadnych - nie daj Bóg - skalniaczków, żadnych oczek wodnych ani starych wanien z rosnącymi w niej kwiatkami.  Wanna nie pasuje w żaden sposób. Trzeba się jej pozbyć. 


Nasz nowy sąsiad Wojtek, z którym zacieśniamy dobrosąsiedzkie stosunki, zagadnął kiedyś:
- Wiecie co, ten stalowy stelaż ze szklarni to może być sporo wart. Choćby na złom można go oddać. Zresztą amatorów na niego to tu już kilku przepędziłem, chodzili jacyś złomiarze i zaglądali przez płot, jakby tu się dostać.

No faktycznie. Jak kiedyś wiatr otworzył nam bramę, bo stary łańcuch przerdzewiał i się rozleciał, to widzieliśmy na naszej działce ślady obcych. W jednej z komórek znaleźliśmy butelki po wódce, a w drzwiach od szklarni stłuczona była jedna szybka - i nie zrobił tego wiatr, bo drzwi te przywalone były cegłą i nie fruwały wolno.

- Wybili bo widocznie sprawdzali, czy można skubnąć ten stelaż. Ale chyba za dużo roboty by mieli, to i odpuścili - skwitował Wojtek. I wtedy go olśniło:
- To może spróbujcie sprzedać tą szklarnię! Dajcie ogłoszenie do gazety i zobaczycie.
- Eeee, kto to kupi?
- No, zdziwiłabyś się, jakie rzeczy ludzie kupują.

Po powrocie do domu przejrzałam internet w poszukiwaniu ogłoszeń w stylu "Sprzedam używaną szklarnię". I doznałam szoku. Było tego mnóstwo, a ceny naprawdę konkretne. Taką małą szklarnię używaną jak nasza, czyli jakieś 2 na 4 metry, można było kupić w internecie aż za 1000 zł i ze zdjęć wynikało, że stelaż był równie skorodowany jak nasz.

Pomyślałam, że będę szczęśliwa, gdy ktoś weźmie sobie tego strupaka za darmo. Niech tylko to rozbierze i posprząta. I tak się stało.

Po moim ogłoszeniu "ODDAM SZKLARNIĘ W ZAMIAN ZA ROZBIÓRKĘ I POSPRZĄTANIE" telefony się urywały. W ciągu kilku godzin umówiliśmy się na spotkanie z pewną młodą kobietą, która chciała przyjechać, obejrzeć i uzgodnić termin, w jakim mogliby się zająć rozmontowywaniem strupaka. Upewniała się kilka razy, czy to aby na pewno jest za darmo.

No i przyjechali, we dwoje. Młode małżeństwo. Ona niska i szczupła, blondynka, w dżinsowych ogrodniczkach. On w ubraniu roboczym ale - uwaga - czystym. Mieli inteligentne twarze i fajnie się z nimi rozmawiało. Upewniwszy się raz jeszcze, że będą mogli wziąć sobie ten stelaż za darmo, w zamian za posprzątanie i wywiezienie szkła i innych gratów, wyznali nam, że zrobią sobie z tego garaż. Stelaż rozmontują, potną, potem pospawają w pożądaną kontrukcję, obiją blachą, ocieplą, wytynkują i garaż będzie jak ta lala.
Po krótkiej rozmowie okazało się, że ona jest ekspedientką w wiejskim sklepiku, gdzie zamieszkali po wyprowadzeniu się z miasta. A on pracuje w transporcie jako kierowca, rozwozi mleko - ale to rano. Popołudniami remontują sobie stary dom, sami. On jest magistrem matematyki, a ona skończyła dziennikarstwo. Ciekawe, jakie reportaże napisze z tego wejskiego sklepiku, bo tematów to pewnie ma na pęczki. I tylko żal okrutny ściska, że w naszym popapranym kraju mleko rozwozi facet, który umie scałkować wszystko, co da się opisać funkcją matematyczną a za ladą stoi babka, która ma dwa fakultety i zna dwa języki obce.
Pracowici, fajni ludzie. 


Umówili się z nami na sobotę i pojechali. Kolejnych telefonicznych amatorów na naszą szklarnię odprawiałam z kwitkiem. Oferta nieaktualna.

W sobotę niestety nie mogłam przyglądać się, jak strupak znika. Znam tą historię tylko z relacji Marka, który trwał na posterunku. 
Tym razem przyjechało ich troje, jakimś dostawczym samochodem z odkrytą paką. Najpierw załadowali na niego wannę, do której wrzucali potem wymontowywane szybki. Robota szła szybko, szkło się tłukło, stelaż był coraz bardziej goły i gotowy do pocięcia. Po unicestwieniu szklarni panowie próbowali jeszcze wypruć z ziemi fundamenty, ale okazało się, że nie ma czego pruć. Bo fundamentów po prostu nie było. Szklarnia ustawiona była na jednym rzędzie cegieł ułożonych w prostokątny szereg, jedna za drugą. No więc cegły te zostały. Szklarniowi ludzie stwierdzili, że skoro zamierzamy się budować to każda cegła się przyda.
Na koniec zagrabili ziemię pomieszaną z trocinami i pojechali. Narobili, się posprzątali i jeszcze dziękowali. To my dziękujemy!

Po szklarni zostało puste miejsce, bez trawy. I zrobiło się przestrzennie.
Po południu, gdy zjawiłam się na działce po powrocie ze szkoły (edukacji mi się zachciało), nie mogłam usiedzieć w miejscu i postanowiłam odzyskać wszystkie cegły oraz ułożyć je w murek. "Na murku położymy deskę i będziemy mieć ławkę!"

Potem przyjechali do nas Kuba z Agnieszką i z dzieciakami. Był gril i sałatki, a ja zamiast siedzieć w wygodnym turystycznym fotelu i delektować się spotkaniem, wyrywałam z ziemi kolejne cegły. Z przerażeniem odkryłam, że tak szybko mi to nie pójdzie, bo oprócz obwódki pod fundamenty wewnątrz obrysu były jeszcze dwie ścieżki z tych cegieł! Niby takie aleje sobie ktoś porobił, między grządkami. 

Trochę mi z tym zeszło, ale zakończyłam pracę przed wieczorem, zmęczona, słona od potu i z wielką satysfakcją, że wszystko dopięte jest na ostatni guzik.
Na szczęście Kuba i Agnieszka nie są z tych, których trzeba zabawiać i zapewniali mnie, że się nie obrażą:
- Ależ kop sobie te cegły jak chcesz, tylko nie każ nam pomagać! - śmiała się Agnieszka. 
Kuba co chwilę wrzeszczał do mnie, żebym tak nie wypinała bo kto wypina tego wina, a Agnieszka kiwała głową "Ty to masz zacięcie! Chodź na kawę, przerwa!". No cudowni są po prostu :) Cmok.


Jest nowa ławka, są odzyskane cegły, teren spod szklarni jest  wyrównany i zagrabiony. Niedługo urośnie tam nowa trawa :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz