"ODDAM SZKLARNIĘ W ZAMIAN ZA ROZBIÓRKĘ I
POSPRZĄTANIE" - ogłoszenie takiej treści umieściłam na którymś z portali
ogłoszeń lokalnych.
Na początku nie wierzyłam, że znajdzie się chętny. Sądziłam
raczej, że za rozbiórkę szklarni - co ja mówię, nie szklarni tylko strupaka! -
będziemy musieli zapłacić. Trzeba przecież to cudo rozbroić, a więc poodginać
wszelkie druciki i blaszki oraz wydostać z misternie łatanej konstrukcji każdą
szybkę. Stłuczki sprząta się o wiele trudniej niż całe szybeczki (bo te szyby
to małe szybeczki są, takie z odzysku, ze świetlików od drzwi
łazienkowych ze starych socjalistycznych bloków).
Potem trzeba zardzewiały stelaż pociąć na łatwo-transportowalne kawałki. No i co zrobić z
wanną? Do nowego domu przecież się nie przyda. Nie będziemy też robić z niej
kwietnika. Na naszej przestrzeni za domem chcemy mieć tylko trawę i drzewa.
Żadnych kiwetników, żadnych - nie daj Bóg - skalniaczków, żadnych oczek wodnych
ani starych wanien z rosnącymi w niej kwiatkami. Wanna nie pasuje w żaden sposób. Trzeba się jej pozbyć.
Nasz nowy sąsiad Wojtek, z którym zacieśniamy
dobrosąsiedzkie stosunki, zagadnął kiedyś:
- Wiecie co, ten stalowy stelaż ze szklarni to może być
sporo wart. Choćby na złom można go oddać. Zresztą amatorów na niego to tu już
kilku przepędziłem, chodzili jacyś złomiarze i zaglądali przez płot, jakby tu
się dostać.
No faktycznie. Jak kiedyś wiatr otworzył nam bramę, bo stary
łańcuch przerdzewiał i się rozleciał, to widzieliśmy na
naszej działce ślady obcych. W jednej z komórek znaleźliśmy butelki po wódce, a w drzwiach od szklarni stłuczona
była jedna szybka - i nie zrobił tego wiatr, bo drzwi te przywalone były cegłą
i nie fruwały wolno.
- Wybili bo widocznie sprawdzali, czy można skubnąć ten
stelaż. Ale chyba za dużo roboty by mieli, to i odpuścili - skwitował Wojtek. I wtedy go olśniło:
- To może spróbujcie sprzedać tą szklarnię! Dajcie
ogłoszenie do gazety i zobaczycie.
- Eeee, kto to kupi?
- No, zdziwiłabyś się, jakie rzeczy ludzie kupują.
Po powrocie do domu przejrzałam internet w poszukiwaniu ogłoszeń
w stylu "Sprzedam używaną szklarnię". I doznałam szoku. Było tego
mnóstwo, a ceny naprawdę konkretne. Taką małą szklarnię używaną jak nasza,
czyli jakieś 2 na 4 metry, można było kupić w internecie aż za 1000 zł i ze zdjęć
wynikało, że stelaż był równie skorodowany jak nasz.
Pomyślałam, że będę szczęśliwa, gdy ktoś weźmie sobie tego
strupaka za darmo. Niech tylko to rozbierze i posprząta. I tak się stało.
Po moim ogłoszeniu "ODDAM SZKLARNIĘ W ZAMIAN ZA ROZBIÓRKĘ I POSPRZĄTANIE" telefony się urywały. W ciągu kilku
godzin umówiliśmy się na spotkanie z pewną młodą kobietą, która chciała
przyjechać, obejrzeć i uzgodnić termin, w jakim mogliby się zająć
rozmontowywaniem strupaka. Upewniała się kilka razy, czy to aby na pewno jest za darmo.
No i przyjechali, we dwoje. Młode małżeństwo. Ona niska i
szczupła, blondynka, w dżinsowych ogrodniczkach. On w ubraniu roboczym ale -
uwaga - czystym. Mieli inteligentne twarze i fajnie się z nimi rozmawiało.
Upewniwszy się raz jeszcze, że będą mogli wziąć sobie ten stelaż za darmo, w
zamian za posprzątanie i wywiezienie szkła i innych gratów, wyznali nam, że
zrobią sobie z tego garaż. Stelaż rozmontują, potną, potem pospawają w
pożądaną kontrukcję, obiją blachą, ocieplą, wytynkują i garaż będzie jak ta
lala.
Po krótkiej rozmowie okazało się, że ona jest ekspedientką w
wiejskim sklepiku, gdzie zamieszkali po wyprowadzeniu się z miasta. A on pracuje w transporcie jako kierowca,
rozwozi mleko - ale to rano. Popołudniami remontują sobie stary dom, sami. On
jest magistrem matematyki, a ona skończyła dziennikarstwo. Ciekawe, jakie
reportaże napisze z tego wejskiego sklepiku, bo tematów to pewnie ma na pęczki. I tylko żal okrutny ściska, że w naszym popapranym kraju mleko
rozwozi facet, który umie scałkować wszystko, co da się opisać funkcją
matematyczną a za ladą stoi babka, która ma dwa fakultety i zna dwa języki
obce.
Pracowici, fajni ludzie.
Umówili się z nami na sobotę i pojechali. Kolejnych
telefonicznych amatorów na naszą szklarnię odprawiałam z kwitkiem. Oferta nieaktualna.
W sobotę niestety nie mogłam przyglądać się, jak strupak znika. Znam tą historię tylko z relacji Marka, który trwał na posterunku.
Tym
razem przyjechało ich troje, jakimś dostawczym samochodem z odkrytą paką.
Najpierw załadowali na niego wannę, do której wrzucali potem wymontowywane szybki.
Robota szła szybko, szkło się tłukło, stelaż był coraz bardziej goły i gotowy
do pocięcia. Po unicestwieniu szklarni panowie próbowali jeszcze wypruć z ziemi
fundamenty, ale okazało się, że nie ma czego pruć. Bo fundamentów po prostu nie
było. Szklarnia ustawiona była na jednym rzędzie cegieł ułożonych w prostokątny szereg, jedna za drugą. No więc cegły te zostały. Szklarniowi ludzie stwierdzili,
że skoro zamierzamy się budować to każda cegła się przyda.
Na koniec zagrabili ziemię pomieszaną z trocinami i
pojechali. Narobili, się posprzątali i jeszcze dziękowali. To my dziękujemy!
Po szklarni zostało puste miejsce, bez trawy. I zrobiło się
przestrzennie.
Po południu, gdy zjawiłam się na działce po powrocie ze szkoły (edukacji mi się zachciało), nie mogłam usiedzieć w miejscu i postanowiłam
odzyskać wszystkie cegły oraz ułożyć je w murek. "Na murku położymy deskę i
będziemy mieć ławkę!"
Potem przyjechali do nas Kuba z Agnieszką i
z dzieciakami. Był gril i sałatki, a ja zamiast siedzieć w wygodnym turystycznym
fotelu i delektować się spotkaniem, wyrywałam z ziemi kolejne cegły. Z
przerażeniem odkryłam, że tak szybko mi to nie pójdzie, bo oprócz obwódki pod
fundamenty wewnątrz obrysu były jeszcze dwie ścieżki z tych cegieł! Niby takie
aleje sobie ktoś porobił, między grządkami.
Trochę mi z tym zeszło, ale
zakończyłam pracę przed wieczorem, zmęczona, słona od potu i z wielką satysfakcją,
że wszystko dopięte jest na ostatni guzik.
Na szczęście Kuba i Agnieszka nie są z tych, których trzeba
zabawiać i zapewniali mnie, że się nie obrażą:
- Ależ kop sobie te cegły jak chcesz, tylko nie każ nam pomagać! - śmiała się Agnieszka.
Kuba co chwilę wrzeszczał do mnie, żebym tak nie wypinała bo
kto wypina tego wina, a Agnieszka kiwała głową "Ty to masz zacięcie! Chodź na kawę, przerwa!". No cudowni są po prostu :) Cmok.
Jest nowa ławka, są odzyskane cegły, teren spod szklarni
jest wyrównany i zagrabiony. Niedługo
urośnie tam nowa trawa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz