Dom

Dom

poniedziałek, 26 maja 2014

17. Dziennik budowy ze sznureczkiem i fioletową kalką


Dziennik budowy jest obowiązkowy. Za jego brak grozi kara grzywny. Brak dziennika na budowie to wykroczenie, a wszystko to wynika z art. 93 prawa budowlanego.

Pierwszy wpis w dzienniku budowy robi uprawniony geodeta. U nas brzmi on tak:
  • Data;
  • Imię i nazwisko - geodeta;
  • W dniu dziesiejszym wykonano wyznaczenie budynku na gruncie;
  • Pieczątka i podpis.

Jak widać nikt w dzienniku budowy nie sili się na wielkie opisy i grafomanię. 
Autorem kolejnych wpisów w dzienniku jest kierownik budowy. W praktyce wyglądało to tak, że kierownik wpadał raz na jakiś czas na budowę, z pieczątką, i bazgrał sobie coś tam na kolanie. Nie będę przytaczać tych wszystkich zapisów, bo dla inwestora (czyli dla mnie) nie ma to znaczenia. To kierownik ma wiedzieć, co wpisać do dziennika i za to właśnie (między innymi) otrzymuje swoje wynagrodzenie.


Najpierw więc trzeba kupić dziennik budowy. Czystą książkę w formacie A-4, do wypełniania. 
Gdzie to się kupuje? Pomyślałam sobie, że najprędzej w sklepie "Akcydensy - druki akcydensowe", tak samo jak kupuje się druczki do księgowości typu Ewidencja przebiegu pojazdu, Raporty kasowe, Polecenia wyjazdu służbowego (delegacje) i inne. Ale najbliższy sklep z akcydensami, jaki przyszedł mi do głowy, znajduje się na drugim końcu miasta.

Wstąpiłam więc do pierwszego lepszego sklepu papierniczego. Nie liczyłam specjalnie na sukces, ale pomyślałam, że może ekspedientka będzie w stanie mi doradzić, gdzie znajduje się najbliższy sklep z drukami. A tu miła niespodzianka - dziennik budowy można kupić w zwykłym papierniczym. Kosztuje 8 zł. Kupiłam uradowana, że nie muszę dłużej szukać.

Dziennik budowy posiada podwójne strony, a więc każdy wpis w nim wykonany musi być w dwóch egzemplarzach - w oryginale i kopii.
Niestety, ten dziennik który kupiłam nie posiadał stron samokopiujących się, a więc wpisy w nim robi się przy użyciu fioletowej kalki. 

Myślałam, że takie kalki to już całkowity przeżytek. Ja pamiętam je z czasów mojego dzieciństwa, gdy czasem mama zabierała mnie do swojej socjalistycznej pracy w biurze. Wtedy to bawiłam się w panią z biura, waliłam pieczątki jak pani z poczty i wypełniałam druki magazynowe przez kalkę właśnie. Wracałam z takiej zmiany upaprana tuszem i fioletowym, kalkowym bawnikiem, a mama się martwiła, jak ona dopierze te mankiety!
Kiedyś kupiłam dzieciakom takie fioletowe kalki, z sentymentu do mojego dzieciństwa. Naiwnie sądziłam, że będzie to dla nich fajna zabawa. Ale nic podobnego. W dobie dziesiejszych komputerów, tabletów i play station na fioletową kalkę moje dzieci zrobiły głośne Pffffff. Kalka zaległa sobie gdzieś na dnie szuflady. Aż tu nagle - łał! Wróciła do łask wraz z zaprowadzeniem dziennika budowy.

Dziennik budowy, poza podwójnymi stronami, ma jeszcze tzw. plombę. Czyli jest przedziurkowany dziurkaczem na wylot, przez wszystkie kartki, i przez otwory ma przewleczony sznurek, który na ostatniej stronie doklejony jest to okładki ostemplowaną przez urząd kartką. Wiadomo, żadna strona z dziennika budowy nie może zniknąć, żadna nie może być podmieniona. 
Może to wydawać się nieco dziwne, ale wcale nie jest, bo w razie - tfu tfu - katastrofy budowlanej, dziennik taki jest szczegółowo analizowany. Trzeba znaleźć błąd i wskazać winnego. A prawidłowy nadzór nad budową potwierdzają właśnie prawidłowe wpisy w dzienniku. 
W przypadku małych domów jednorodzinnych, jak nasz, zazwyczaj dziennik po zakończeniu budowy nie jest nigdy więcej potrzebny.
Ale pamiętam sytuacje z mojej pracy, gdy właśnie wpisy w dzienniku były kluczowymi argumentami i dowodami w sporach sądowych pomiędzy inwestorem a wykonawcą, kiedy toczyły się zajadłe wojny o grube odszkodowania za opóźnienia w budowach. Wpisy w dzienniku budowy były kluczowe aby rozstrzygnąć, z czyjej winy na budowie były przestoje. Gdy pewnego razu okazało się, że z dziennika wyrwana jest kartka, wybuchła niezła afera i sprawa oparła się o prokuraturę.
A więc dziennik budowy to poważna sprawa. 

Jak już kupiliśmy dziennik, należało wypełnić jego okładkę, czyli wpisać:
  • kto jest inwestorem - wiadomo, Klara i Marek Malinowsky
  • jaki jest rodzaj inwestycji - wiadomo, Budynek mieszkalny jednorodzinny
  • jaki jest adres budowy - wiadomo,
  • no i na koniec należało podać datę i numer pozwolenia na budowę.

Przy okazji chcę zaznaczyć, że dla naszej rozbiórki również musiał być zaprowadzony identyczny dziennik, z całą procedurą - i w tym miejscu podawało się datę i numer pozwolenia na rozbiórkę.

Po wypełnieniu pierwszej strony dziennik należało zanieść do Urzędu Miasta, do wydziału Urbanistyki i Architektury (możliwe, że nazwa tego wydziału jest inna, ale o coś takiego z grubsza chodzi). Tam należało pobrać i wypełnić specjalny druczek, który nazywał się "Wniosek o zarejestrowanie dziennika budowy". Nic tam trudnego się nie wpisuje, tylko dane osobowe, adres budowy i że chodzi o budowę domu mieszkalnego jednorodzinnego. Ale druk taki musiał być, a do niego dołączało się właśnie dziennik budowy oraz kopię ostatecznej decyzji o pozwoleniu na budowę. Pani urzędniczka zrobiła sobie specjalnie przerwę w rozmowie z koleżanką, żeby sprawdzić, czy na naszej decyzji jest pieczątka o tym, że jest ona ostateczna. 

Na druku tym wpisane było ponadto pouczenie, że o zamierzonym terminie rozpoczęcia robót inwestor - czyli my - musimy zawiadomić Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, co najmniej na 7 dni przed rozpoczęciem prac. O tym akurat nie wiedziałam, ale się właśnie dowiedziałam. A więc biurokracji ciąg dalszy nastąpi.

Pani w urzędzie, mocno zajęta rozmową z koleżanką, kiwnęła zniecierpliwiona, żeby zostawić ten wniosek, dziennik i kopię decyzji na stoliczku przy szafie i przyjechać odebrać dziennik za trzy dni.
Po trzech dniach grzecznie stawiliśmy się w owym urzędzie, odebrać dziennik. Pani, zajęta rozmową z koleżanką, powiedziała znudzona, żeby odszukać sobie swój dziennik w tej kupie dzienników ze stolika, wpisać go do zeszyciku - "tak jak tam się to wpisuje w tabelce, to się zorientujecie", pokwitować odbiór i już.
No to odszukaliśmy, wpisaliśmy się w zeszycik, pokwitowaliśmy sobie odbiór i już. A pani urzędniczka w tym czasie opowiadała koleżance zza biurka z naprzeciwka przepis na zrazy wołowe. Teraz żałuję, że w miejscu pokwitowania na napisałam na przykład przepisu na biszkopt. Byłoby przynajmniej śmiesznie.

Po trzydniowym pobycie w urzędzie miasta nasz dziennik zmienił się o tyle, że każda jego strona oraz sznurkowa plomba dostały urzędową pieczątkę. Poza tym na okładce pani urzędniczka dopisała numer dziennika i datę jego wydania.


Procedura zarejestrowania dziennika za nami. Wniosek o rejestrację dziennika i kopia decyzji o pozwoleniu na budowę zostały w urzędzie, zwrócono nam, a raczej wzięliśmy sobie ze stolika, sam dziennik.

Kolejny krok to wizyta w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego, a więc wycieczka na drugi koniec miasta. Wizytę w tym miejscu musieliśmy odbyć dwukrotnie, bo nie wiedzieliśmy, że tam składa się dodatkowe dokumenty.

Otóż z PINB należy pobrać następujące czyste druki do wypełnienia:
  • Zawiadomienie o zamierzonym terminie rozpoczęcia robót budowlanych. Na zawiadomieniu tym znów wpisuje się numer pozwolenia na budowę, a także dane osobowe kierownika budowy. Ale w sumie nic tam trudnego do wypełnienia nie ma. Trzeba tylko pamiętać, aby zadeklarować datę rozpoczęcia prac jak upłynie 7 dni od wizyty w PINB - tak każą przepisy;
  • Oświadczenia kierownika budowy - że podejmuje się on pełnić obowiązki kierowania budową. Druk ten osobiście musi wypełnić kierownik. Musi podać w nim numery swoich uprawnień budowlanych, dane osobowe, adres i jakieś tam inne detale. No i koniecznie musi się podpisać. Ale to każdy kierownik już wie najlepiej, co on tam musi powpisywać. 
Tak więc do PINB należy wrócić:
  • z wypełnionym przez siebie zawiadomieniem o terminie rozpoczęcia,
  • z wypełnionym przez kierownika budowy oświadczeniem,
  • z kopiami uprawnień kierownika budowy,
  • z kopią decyzji o pozwoleniu na budowę,
  • z zarejestrowanym w urzędzie miasta, zanumerowanym dziennikiem budowy.
I wtedy pani w sekretariacie PINB zabierze wszystkie załączniki, na ostatniej stronie, na okładce dziennika budowy, przywali pieczątkę Inspektoratu Nadzoru Budowlanego i znudzonym tonem, nie podnosząc głowy znad papierów, powie:
- Można zaczynać budowę. Pierwszy wpis najwcześniej za 7 dni.

I już. Wielkie rzeczy dziennik. Raptem dwie wizyty w urzędzie miasta, trzy dni czekania i dwie wizyty w PINB. Ukochany, biurokratyczny, umiłowany kraj :)

Dziennik budowy ma się znajdować na budowie, na wypadek kontroli z PINB trzeba go mieć i pokazać. Pod rygorem kary grzywny. W praktyce - jak mówił nasz kierownik - jeszcze w życiu nie zdarzyła mu się sytuacja, aby PINB jeździł po placach budów i sprawdzał dzienniki. Ale prawo tak właśnie stanowi. 

14 komentarzy:

  1. Ukochany, biurokratyczny, umiłowany kraj ŚWIĘTA PRAWDA
    A miało być łatwiej . Mi uciekł murarz przez te papiery , przecież TO TAKIE PROSTE DZIENNIK POWINIEN BYĆ WYDAWANY RAZEM Z POZWOLENIEM .

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta papierologia jest okropna! Tyle ułatwień miało być - i co? I NIC!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam dobre zdanie bo kupowałam juz mieszkanie od developera. Wykonanie spoko, cena zawsze do negocjacji więc można coś sie potargować. Jeśli interesuje cię nowoczesne mieszkanie, to sprawdź ofertę Inpro Myślę, że sprosta Twoim oczekiwaniom.

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja muszę powiedzieć że urząd
    Konstantynów Łódzki szybko miło i od ręki...
    Tylko dziwne że nie zrobili plomby, nie mają takiego obowiązku?

    OdpowiedzUsuń
  5. Same przydatne informacje. Warto było tutaj zajrzeć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny artykuł, bardzo pomocne treści

    OdpowiedzUsuń
  7. Praca na budowie woj. podlaskie! STRABAG to duża firma z ogromnym doświadczeniem, która ma plan na każdego pracownika, czego jestem najlepszym przykładem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się bardzo Twój styl pisania

    OdpowiedzUsuń
  9. Super wpis! Mam nadzieję, że wszystko się uda! https://bart-vent.pl/strona/Oferta/Odpylanie

    OdpowiedzUsuń