Dom

Dom

środa, 7 maja 2014

3. Projekt


Zaczęliśmy – jak chyba wszyscy – od przeglądania gotowych projektów domów jednorodzinnych w Internecie. Z założenia nasz dom ma być prosty, jak wiejska chata. W tej kwestii zgadzamy się z Markiem całkowicie, a więc przeciwnie, niż w wielu innych kwestiach, jak choćby w kwestii ulubionej muzyki (on się kompletnie nie zna na przebojach!).

A więc nasz dom ma powstawać na planie prostokąta. Nie chcemy żadnych przestrzeni dodanych ani odjętych. Nie chcemy domu w kształcie litery L, ani w kształcie litery U, ani w kształcie litery S. Ma być prostokąt, prosty prostokąt, taki jak uczono nas na geometrii, czyli kąty proste i równoległe względem siebie  przeciwstawne boki. Naczytaliśmy się książek o feng-shui i od tego czasu nasz gust odnośnie kubatur i brył architektonicznych  stał się jeszcze bardziej pospolity, niż przed czytaniem. O zabobonach zresztą będzie jeszcze sporo na moim blogu, bo jako osoba wierząca kompletnie w nie nie wierzę, ale przecież nie będę ryzykować, co nie?

Z przodu ma być trójkątny ganek, w sensie, że ma mieć trójkątny daszek, bo sam ganek, w sensie jego podłoga, to regularny prostokąt. Ganek ten musi posiadać swoją małą intymność. Nie wystarczy więc wykonać schodków, podłogi i dwóch kolumienek podpierających daszek, ale koniecznie musi być weranda. Żeby moja mama miała na czym opierać łokcie, gdy przyjedzie w gości i gdy będzie palić nałogowo te swoje papierosy. Nawet ławeczkę na ten ganek planujemy wstawić, albo raczej ja planuję, bo Marek wspaniałomyślnie stwierdził:
- Ty tu urządzisz :) - Bardzo ładnie z jego strony. Też lubię reklamy Ikea.

 Na tyłach domu planowany jest taras, koniecznie zadaszony. Jak u Andrzeja. Zawsze mu zazdrościłam tego tarasu, na którym popijamy kawkę nawet w czasie deszczu. Nie jestem fanką promieni słonecznych i zapewnienie sobie cienia to dla mnie sprawa priorytetowa. Opalanie jest niezdrowe a opalenizna postarza, więc ja się na to nie piszę. I bez słońca jestem wystarczająco piegowata.

Kilka projektów bliskich naszym marzeniom – a właściwie moim marzeniom, udało się skompletować. Marek zgadza się na wszystkie moje pomysły. Taras mu się bardzo podoba, bo dla niego słońce także nie jest przyjacielem. Rozkład pomieszczeń na dole mało go obchodzi, za to zaplanowanie przestrzeni na górze, gdzie powstanie jego studio, wzbudza w nim wielkie emocje. Tak więc od poddasza mam się trzymać ze swoimi pomysłami z daleka. Już on sobie tu urządzi. Wszystko pomierzy, policzy gdzie wypada fala stojąca, gdzie będą strzałki tej tali, gdzie jakieś tam amplitudy, węzełki i rezonanse oraz jak rozplanować pułapki basowe, cokolwiek to znaczy.

Dowiedziałam się, że sam gotowy projekt wprawdzie nie jest drogi, ale … No właśnie.
Goły projekt można kupić już za 1 500 zł. Do tego trzeba jednak doliczyć kilka opłat, co suma sumarum czyni kwotę ponad dwukrotnie wyższą.
Otóż konieczna jest tzw.  adaptacja projektu do konkretnej działki, czyli wykonanie projektu zagospodarowania terenu i przebudowy zjazdu z drogi publicznej. Do tego dochodzi geodeta i badanie geologiczne gruntu. W dodatku każda, choćby najmniejsza zmiana w projekcie, oznacza dopłatę. A wiadomo, że niektóre ścianki działowe aż się proszą, żeby je lekko  poprzesuwać.

Wszystkie projekty, które nam się w miarę podobały, wymagały sporych zmian, bo nasza działka nie jest zbyt szeroka i trudno jest spełnić ustawowe wymogi zachowania odpowiednich odległości od granic. Gdy zbliżymy się do sąsiada na 3 zamiast na 4 metry, w ścianie nie może być okien – a likwidacja okna to już zmiana projektu i dopłata. Jak nam się podobał rozkład pokoi, to nam się nie podobał ganek. Jak fajny ganek, to brak tarasu. Na poddaszu nie chcemy balkonów, bo jak się ma podwórze i taras to nie siedzi się na balkonie. A przypominam, że nasz dom ma być prosty i tani, w co balkony jak gdyby się nie wpisują. No i balkony – jak słyszałam – stwarzają poważne ryzyko powstawania  jakichś mostków termicznych, które trudno zniwelować. Więc tym bardziej nie.

Kilka rozważanych przeze mnie projektów, z tych gotowych, zapamiętałam. Posłużyły nam one za punkt wyjścia, były dla nas inspiracją i początkiem współpracy z architektem. Łatwiej pokazać takiego gotowca i powiedzieć "Chodzi nam mniej więcej o takie coś", niż tłumaczyć i się gimnastykować. Kilka takich inspiracji zamieszczam poniżej.

PROJEKTY GOTOWE


http://extradom.pl/projekt-domu-modrzyk-karbo-krd2080

Chcę Ci pokazać jeszcze fotografię pewnego skromnego dworku, który bardzo, ale to bardzo nam się podoba i który stanowi kwintesencję naszych marzeń o domu. Podoba nam się w nim absolutnie wszystko. I gont na dachu, i czarne okiennice, i kolorystyka - czyli że biały a więc bez koloru,  i jego piękna prostota oraz proporcjonalność.
No i oczywiście czerwone kwiatki przed domem! Jak nie jestem fanką kwiatków, tak czerwone będę mieć! Gdy przyjdzie czas dowiem się, jak się nazywają jakieś czerwone kwiatki, kupię takie, posadzę (albo posieję - bo nie wiem, czy to się sadzi czy sieje, i mam nadzieję, że cebulowe to one nie będą, bo wykopywanie cebulek na zimę chyba mnie przerośnie). I jak już będę mieć te czerwone, niskie kwiatki, to postaram się ich nie zasuszyć, jak czynię to systematycznie z moimi roślinami w mieszkaniu.
Jestem pewna, że w takim właśnie domu gotuje się zalewajkę z grzybami, piecze się racuchy, a nad kuchnią suszy się jabłka skrojone w plasterki i przewleczone przez sznurek. Czyli prawdziwy dom.

DWOREK

Koszty wykonania projektu na indywidualne zamówienie są bardzo różne, nie sposób podać choćby orientacyjnej ceny. Mam kilku znajomych, którzy pracowali bądź pracują w biurach projektowych i twierdzą, że za dobry projekt trzeba zapłacić 23 - 25 tys zł, a nawet więcej.  Słono co nie? Z kolei nasi przyjaciele, którzy budują domek na wsi i zamówili projekt u architekta-kolegi, po znajomości, zapłacili za niego tylko 5 tys. zł. Na tle tych rozbieżności nasz pan Piotr prezentuje cenę średnią. Mogliśmy pewnie szukać kogoś tańszego, poza Łodzią, ale Marek zdecydował, że jak ktoś jest dobry i zna wartość swojej pracy, to nie warto żydzić. Że projekt to ważna rzecz, decyduje o wyglądzie i funkcjonalności domu, których nie da się już potem poprawić.

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na usługi architekta. Tym bardziej, że poza projektem samego domu są nam potrzebne następujące elementy:
  • Projekt rozbiórki starego domu
Wiem że głupio to brzmi, żeby projektować zniszczenie, ale takie są przepisy. A to dlatego, że dom ten stoi zbyt blisko granicy z sąsiadem, więc jego rozwalanie stanowi potencjalne zagrożenie, że niby może się zawalić na stronę sąsiada. Po drugie dlatego, że ma za duże gabaryty. Zrobienie rozbiórki w oparciu o samo zgłoszenie jest więc niemożliwe. Wymagana jest decyzja o pozwoleniu na rozbiórkę, a więc najpierw projekt rozbiórki, zaprowadzenie i zarejestrowanie dziennika rozbiórki, potrzebny jest kierownik rozbiórki z uprawnieniami budowlanymi, który będzie nadzorował i brał odpowiedzialność. Moje myślenie, że taki mały domek szybko się zepchnie, okazało się naiwne.
  • Projekt budowlany nowego domu.
Ten ewentualnie moglibyśmy kupić jako gotowiec, ale żaden projekt nie był idealny, zwłaszcza w kontekście studia na poddaszu.
  • Projekt zagospodarowania działki - dokładnie nie wiem, o co w tym chodzi, ale podobno taki się robi.
  • Projekt przebudowy zjazdu z drogi publicznej.
Jest on konieczny, bo będziemy musieli przesunąć bramę wjazdową, która obecnie jest w środku ogrodzenia od frontu, a ma być z boku. Więc obniżone krawężniki przy wjeździe trzeba będzie zrobić w innym miejscu. Wymaga to wszystko jakichś uzgodnień z wydziale drogowym, który nazywa się jakoś mądrzej, ale nie chce mi się sprawdzać jak, bo urząd miasta co chwilę się reorganizuje (takie hobby pani prezydent) i żadna nazwa żadnego wydziału i tak się nie ostanie dłużej, niż przez pół roku. Szkoda sobie zaprzątać tym głowy, w końcu architekt za coś musi brać pieniądze. Niech on się martwi.
  • Projekt garażu.
Zdecydowaliśmy bowiem, że garaż zbudujemy osobno, jako budynek wolnostojący. Będzie się mieścił  w lewym rogu działki, a nie - jak to teraz modne - w obrysie domu. Uważam, że dom ma być domem, a nie garażem ze spalinami przedostającymi się do salonu. Przez taki garaż w domu ucieka też masa ciepła, bo nikt normalny nie ogrzewa garażu tak, jak pokoju. Zresztą kto to słyszał budować chałupę dla auta! Najpierw zbudujemy dla siebie.
Dowiedziałam się, co kieruje ludźmi, którzy budują garaże w obrębie domu. Chodzi o niski podatek od nieruchomości. Za pomieszczenia gospodarcze stawka podatku jest kilkadziesiąt razy wyższa, niż za części mieszkalne. A gdy garaż jest w mieszkaniu, to podatek od niego jest taki, jak za mieszkanie, bo w obrębie jednego budynku o stawce podatku decyduje powierzchnia przeważająca (czyli liczy się klasyfikacja obiektu jako mieszkalnego według PKOB - Polskiej Klasyfikacji Obiektów Budowlanych). O podatkach też kiedyś napiszę bloga :) Może :)

NASZ PROJEKT

Nasz projekt powstawał na bazie kilku projektów gotowych, które nam się podobały. Pisałam już o tym? Sorry.
Pan Piotr, bardzo się ucieszył, że chcemy prosty, wiejski dom. Bez łamanych dachów wielospadowych, bez wykuszy, bez balkonów, bez garażu w środku. Taka ponadczasowa, prosta bryła to dziś rzecz niespotykana.  Pan Piotr uważa, że najważniejsze dla budynku są proporcje – i właśnie realizując nasz pomysł te proporcje można doskonale wyważyć.
Pan Piotr dostał wytyczne, że dom ma być prosty i tani, a więc żadnych fajerwerków, klinkierów i udziwnień.


Spotkaliśmy się kilka razy obgadać wstępne szkice. Na początku pan Piotr zaproponował, żeby w środku salonu stanął wielki filar oddzielający kuchnię od pokoju. Na tym filarze od strony salonu miał zawisnąć telewizor, z boku miał być dostawiony do niego stół, a od strony kuchni filar miał być spiżarnią, do której wchodzi się przez normalne drzwi. A więc sporawy ten filar, i chyba funkcjonalny. Spiżarnia przy kuchni się przydaje - przekonywał pan Piotr.


Nie spodobał nam się pomysł na filar. Chcemy mieć wielki salon połączony z kuchnią, a nie jakiś filar w centrum. Połączenie kuchni z salonem ma służyć temu, aby gotowanie sprawiało frajdę i nie oznaczało wygnania do świata garów. Nienawidzę tkwić w kuchni przy krojeniu wędliny, gdy wszyscy już siedzą, gadają i bawią się beze mnie.


Pan Piotr początkowo nie był zachwycony pomysłem, aby stół stał centralnie na środku salono-kuchni. W jego odczuciu lepiej jest, gdy stół jest dostawiony do ściany. Jednak uparłam się, że u mnie stół ma być okrągły, z obrusem i kwiatami w wazonie. I ma stać na samym środku, tak, jak kiedyś u mojej babci (choć ona miała stół prostokątny, ale na środku.  
- Kwiatki - jak mówi Marek - możesz sobie na nim stawiać, tylko proszę cię, nie bez! Bo bez śmierdzi!

No i filar zniknął. Klient płaci - klient wymaga.
Potem jeszcze poleciliśmy panu Piotrowi poszerzyć nieco schody na poddasze, aby było wygodnie wnosić do studia te gitary i saksofony, co to mają tam grać. No i w zasadzie tyle poprawek.
Ach, kazałam jeszcze zlikwidować okno balkonowe w sypialni, zwykłe okno uznałam za wystarczające. Nie chcę spać w strachu, że przez otwarte drzwi balkonowe w sypialni wejdzie mi do domu obcy kot albo pies, albo mysz albo jeż. Jeża na działce już spotkałam, siedział przytulony do szklarni nie zdając sobie sprawy, że grozi mu zgilotywanie głowy, gdy jakaś blaszka się odegnie.

PARTER - do mieszkania


Pan Piotr trochę się dłubał z projektem, ale wszystko pozałatwiał. To znaczy garaż, z którym się nie spieszy, nadal się robi, ale pozwolenie na rozbiórkę i pozwolenie na budowę otrzymaliśmy bez problemów.

PODDASZE UŻYTKOWE - królestwo Marka, czyli studio


5 komentarzy:

  1. jaki metraż po podłogach jeżeli można wiedzieć? wystarczy sam parter

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uważam, że taras to dobry pomysł. Mogę zaproponować aluminiową pergolę tarasową. Jest ona bardzo nowoczesna. Ja mam taką w u siebie w Krakowie i jestem bardzo zadowolony z efektu.

    OdpowiedzUsuń