Dom

Dom

niedziela, 11 maja 2014

9. Rozbiórka - stęchlizno precz!


Przyszedł czas na przygotowanie miejsca dla naszej budowy. Stary dom pani Teresy musi być unicestwiony. Projekt rozbiórki wykonany przez pana Piotra został złożony w urzędzie miasta wraz z wnioskiem o uzyskanie pozwolenia na rozbiórkę.
Pozwolenie jest. Kolejna rzecz do ogarnięcia to kierownik rozbiórki i ekipa.
No to szukamy.




Zaczęliśmy od rozpytywania znajomych, poczta pantoflowa zazwyczaj bywa skuteczna. No i owszem. Sąsiad mojej znajomej z pracy ma firmę zajmującą się różnymi robotami budowlanymi. Podobno rozbiórkami też. Wzięliśmy telefon i umówiliśmy się na spotkanie na działce.
Majster, facet około czterdziestki, lekko przy kości, przyjechał wraz z drugim panem, który okazał się być kierownikiem budów posiadającym wymagane uprawnienia. Panowie zazwyczaj współpracują ze sobą więc i tym razem mieli nadzieję na wspólną robotę.
Majster stanął, popatrzył, zajrzał za dom włażąc w chaszcze przy siatce.
- Niech pan uważa, bo tam gdzie pan wchodzi, pod tymi rozłożystymi krzewami, podobno jest dziura przykryta płytą i pod nią jest szambo. I to może się zarwać. Tak nam mówiła poprzednia właścicielka. - ostrzegłam faceta.
Ja w każdym razie w te krzaki przed domem, stanowiące dziki gąszcz, nigdy się nie zapuszczałam. Wyglądało to na raj dla zaskrońców albo jeży. Bez gumowców nie ma co. No, ale majster od rozbiórki nie przestraszył się krzaczków. Trochę je zdeptał, trochę odgarnął, zajrzał, gdzie to szambo – "O, faktycznie, tu jest dziura". Zakrył z powrotem podniszczałą płytą i robił dalej oględziny.
A potem stał, dumał i liczył coś głowie i na palcach.
- No i? Jak pan to wycenia? – zagadnęłam wreszcie.
- To zależy, trzeba by policzyć dokładnie, bo tu spory koszt to będzie, żeby wywieź cały ten gruz i papę i śmieci.
- No to proszę to jakoś policzyć i się określić, ile razem z robotą to wyjdzie w sumie. Ja, żeby podjąć decyzję, muszę znać cenę ostateczną.
Wzruszył ramionami, znowu łaził dookoła domu. Oglądał. Dopytywał o powierzchnię, kubaturę, i z czego to jest zbudowane. Na koniec stwierdził, że on się musi zastanowić, że nie wziął kalkulatora i że zadzwoni do mnie po południu, to mi powie.
Wtedy do rozmowy włączył się pan kierownik:
- Ja powiem już teraz, że z mojej strony to będzie kosztować dwa i pół tysiąca.
- Dwa i pół? – zatkało mnie – Za co aż tyle?
- No … , za nadzór, za prowadzenie dziennika budowy, to znaczy rozbiórki. Za papiery. Bo musi pani tu mieć wszystkie papiery pozałatwiane.
- No, obawiam się, że nie jesteśmy gotowi zapłacić panu aż tyle za nadzór rozbiórki starej, malej rudery. Tyle to się płaci za nadzór budowy proszę pana, gdzie naprawdę trzeba przypilnować, żeby wszystko było zgodnie ze sztuką budowlaną i żeby dom się nie zawalił. Ale przy rozbiórce? Cóż pan tu musi pilnować? Co tu się może nie udać? Przyjedzie spychacz, zepchnie i tyle.
- Taka jest moja cena. Jak pani nie pasuje to trudno – pan zaczął był niemiły bo wiedział już, że traci czas.
- Powiem od razu, że nie pasuje mi ta cena. Nie zapłacę dwa i pół koła za kilka wpisów w dzienniku.  Tak więc dziękuję panu za fatygę, ale będziemy szukać kogoś tańszego.

Pan majster powiedział, że aby policzyć nam ostateczne koszty rozbiórki to musi pożyczyć od nas projekt rozbiórki. Pożyczył. Obiecał zadzwonić w ciągu kilku dni.
Ostatecznie jego cena to 16 tys. zł. Dodatkowo we własnym zakresie musimy sobie załatwić kierownika.

Chyba drogo, pomyśłałam. Poza tym odniosłam wrażenie, że ów majster tak naprawdę nie zajmował się nigdy rozbiórkami i byłaby to jego pierwsza robota tego typu. Dlatego nie umiał określić ceny od razu, nie umiał oszacować ilości kontenerów gruzu to wywiezienia i nie wiedział, ile kosztuje taki  kontener. Wszystko to posprawdzał po powrocie do domu. Poczytał w projekcie co tam jest do zrobienia. Pan Piotr opisał dość dokładnie, jakie są wysokości, powierzchnie, kubatury, przybudówki. W projekcie było też napisane, z jakiego materiału zbudowany jest dom, jak głęboko położone są fundamenty i z czego zrobiony jest dach. Wszystko to pan Piotr sprawdzał osobiście, gdy wkroczył na naszą posiadłość z młotkiem w dłoni i rozwalał ściany, zbijając tynk w kilku miejscach, by dokopać się do gołych murów.

Szukamy dalej.
Wtedy właśnie skontaktowałam się z moim dawnym znajomym z pracy, panem Krzyśkiem. Zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy nie podjąłby się nadzoru nad rozbiórką naszego domu, ile to będzie kosztować i czemu tak drogo.
- A czemu nie? Nie ma problemu – odpowiedział wesoło. Nic się nie zmienił. Dla Krzyśka nigdy z niczym nie było problemu. Wyluzowany facet.
- To super. A powiedz mi Krzysiu, jak się cenisz, bo nie wiem, czy mnie stać?
- A bo ja wiem. Pięćset? Po starej znajomości He He
- Super. Pasuje mi.
Z dwóch i pół zejść do pięciuset to spora radość.

Krzysiek podpowiedział, żeby dowiedzieć się o rozbiórkę w pewnej dużej łódzkiej firmie rozbiórkowej. Znalazłam ją w Internecie. Zadzwoniłam, ale okazało się, że firma ta nie zajmuje się takimi małymi zleceniami jak nasze. Wyburzają większe obiekty, jak bloki, kamienice czy fabryki. Jednak pan, z którym rozmawiałam przez telefon wyczuł fuchę i zagadał:
- Taki pojedynczy mały domek to moglibyśmy zrobić ewentualnie po godzinach. Ale bez faktury wtedy.
Po dopytaniu o wielkość domu i parę innych szczegółów pan wycenił  usługę na 12 tys. zł. Biorąc pod uwagę, że zamierzał wykonać tę fuchę na lewo, nie swoim sprzętem, przy użyciu spychaczy i maszyn należących do jego pracodawcy, cena ta wydała mi się nieuczciwa. Podobnie jak nieuczciwa była cała ta jego propozycja. Cóż, żyjemy w Polsce, gdzie każdy próbuje kręcić swoje lody.
Nie. Nie wchodzę w to. Wolę zapłacić te pieniądze jakiemuś małemu przedsiębiorcy, który prowadzi własną firmę, niż sprzyjać nieuczciwości cwaniaków.
Obawiam się, że gdyby ów cwaniak zaproponował mi rozbiórkę „po godzinach” w odpowiednio niskiej cenie, np. za 6 tys., to pewnie nie obchodziłoby mnie, że okrada on swojego szefa. W końcu szef powinien być czujny i nie pozwalać się okradać. Ale 12 tys. to już przesada. Będę więc uczciwa i nie zlecę mu tej fuchy.

Szukamy dalej. Wykonałam kilkanaście telefonów do różnych firm znalezionych w Internecie. Dałam też ogłoszenie „Zlecę rozbiórkę domu”. W efekcie spotkaliśmy się na działce jeszcze z dwoma panami.

Pierwszy z nich przybył w lakierowanych, czarnych mokasynach, z długimi czubkami i frędzelkami. Miał ładnie podgoloną czarną bródkę, białą lnianą marynarkę ze skórzanymi łatami na łokciach i wyglądał bardziej jak bard, albo poeta jakiś, niż budowlaniec. Chodził wokół naszego domu bacząc, by nie pobrudzić sobie mokasynów i jasnych spodni. Chaszcze omijał z daleka.
Miał ze sobą kalendarz, w których rozrysowywał sobie dość długo jakieś kreski i kwadraty. Notował i rysował, aż wreszcie orzekł:
- To będzie kosztowało 26 do 28 tysięcy.
- A ha. – Nawet nie chciałam wchodzić z nim w dyskusję. Nie miał ten człowiek nic wspólnego z budowlanką i jestem przekonana, że zarabia na pośrednictwie. Zleci po prostu tą robotę jakiejś innej firmie i zarobi na tym drugie tyle. Możliwe, że znajduje chętnych na "swoje - nie swoje" usługi. Ja się do nich jednak nie zaliczam.

Ostatnim człowiekiem od rozbiórki był pan Adam. Odpowiedział na moje ogłoszenie w Internecie. Przyjechał na działkę, rzucił okiem i powiedział:
- Tak na oko to tu będzie do wywiezienia jakieś pięć kontenerów i to muszę zamówić od firmy zewnętrznej. Bo wie pani, odpady typu papa, no i gruz, śmieci, to trzeba zutylizować i tym się zajmują specjalistyczne firmy. Nie wywiozę przecież tego do lasu, czy coś takiego, jak to niektórzy robią. Nie wiem, ile oni tam teraz sobie liczą, ale ostatnio było 700 złotych za kontener. Czyli 5 x 700 załóżmy to jest  trzy i pół tysiąca za sam gruz. No i do tego nasza robota, też trzy i pół. To razem 7 tysięcy. Możliwe, że trochę więcej, bo to zależy od ilości i ceny tych kontenerów, ale ja to sprawdzę, to pani powiem dokładnie.

Hura! I to jest konkretna odpowiedź! Podpisaliśmy umowę.
Pan Adam zapytał, kiedy zamierzamy rozpocząć budowę i czy potrzebujemy wykonać rozbiórkę szybko. Nie ukrywał, że w międzyczasie chciałby realizować też inne zlecenia, które są bardziej pilne. pilne. Więc jeśli nie robi nam to różnicy i moglibyśmy poczekać trochę z rozbiórką, to byłby bardzo zobowiązany.
Nie ma sprawy. Nam się przecież nie spieszyło. I tak czekamy na pana Jarka do przyszłego roku Określiliśmy więc w umowie zawieranej w październiku, że rozbiórka ma być wykonana do końca kwietnia.

Pan Adam wraz z dwoma pracownikami rozpoczęli rozbiórkę domu od zdemontowania dachu. Te prace wykonywali ręcznie, przy użyciu kilofów, łomów i piły. Byłam zaskoczona ich sprytem i tempem pracy. W jedno popołudnie ci trzej niscy i chudzi faceci zrzucili cały dach na ziemię.
- No, teraz jak dach już zdjęty, to najgorsze za nami. Pozdejmujemy resztę rynien i wywalimy wszystkie rury i sedes, a. mury skruszymy koparką. Trzeba będzie tylko uważać przy rozburzaniu tej ściany przy siatce, żeby nie poleciało na stronę sąsiada. Ale założymy liny, powoli pociągniemy i zobaczymy, jak to będzie szło. Jakby było jakiekolwiek ryzyko to najwyżej rozwalimy tą ścianę ręcznie i już. Nie jest wielka. Ale nie sądzę, aby był kłopot. Powinno się udać.




Po pracach ręcznych pan Adam zrobił sobie długą zimową przerwę. W tym czasie robił dwa zlecenia w Niemczech. Co jakiś czas dzwonił zameldować, że o naszej umowie także pamięta, żebyśmy się nie martwili, że tak długo to trwa, i że jak zjedzie z Niemiec to będą kończyć u nas.
Potem spadł śnieg i zakrył na kilka tygodni na wpół rozwalony dom.
Gdy nastała wiosna do akcji wkroczyła koparka, która bez trudu rozkruszyła mury i wyciągnęła z ziemi fundamenty oraz wszelkie betonowe wylewki w komórkach. Zniknął także betonowy dawny kanał samochodowy. Z nim – jak relacjonował pan Adam – było trochę więcej zabawy i nie szło tak łatwo.
Dodatkowo ekipa od rozbiórki usunęła z działki starą jabłoń. Niestety. Nie dało się jej zachować, bo według nowego projektu wypadała w środku salonu. Pan Adam za naszym pozwoleniem zabrał sobie ścięte drewno, a korzeń od jabłoni wziął sąsiad Wojtek, który postanowił zrobić z niego rzeźbę.

Poza rozbrajaniem dachu niestety niczego więcej z prac rozbiórkowych nie udało mi się zaobserwować. Pan Adam miał klucz od bramy i nie uprzedzał nas, kiedy wjedzie koparka. Raz tylko, po południu, udało nam się zastać koparkę zaparkowaną na działce pod płotem. Widzieliśmy tylko postępy prac i to, jak gruz który wcześniej był - znikał.




 





Pan Adam kiwał głową z niedowierzaniem, z czegóż to wybudowany był stary dom. Podobno było tam wszystko. I słoma, i tektury, i gałęzie, i drewno, i cegły, i worki sizalowe, i miejscami nawet słoma oraz stare gazety! Na ściany ulepione z czegokolwiek zarzucony był tynk i tak się to trzymało, na słowo honoru. Do rozbudowy absolutnie ta śmieciowa budowla się nie nadawała.

Pan Adam ocalił przed niszczycielską działalnością koparki trzy, względnie nowe, plastikowe okna, które wymontował i ustawił pod orzechem, w głębi działki.
- Okna mogą wam się przydać. Może sobie je gdzieś zamontujecie. Szkoda wyrzucać – mówił pan Adam.
- Nie panie Adamie, nie będziemy ich nigdzie montować. Nie pasują nam do niczego. Jeśli ma pan pomysł na ich wykorzystanie, to może je pan wziąć.
No i wziął.

W kataklizmie rozbiórki poległ nasz grill. Stał sobie przez zimę w jednej z komórek i całkiem zapomniany został zmiażdżony przez łychę. Cóż, nie posłużył nam zbyt długo, ale Marek skwitował to słowami:
- No i dobrze. Nieudany był ten grill. Nie lubiłem go od początku. Teraz kupimy sobie nowy, okrągły, z popielnikiem, bo okrągłe się lepiej rozpalają i mają lepszą cyrkulację powietrza.
Marek we wszystkim znajdzie pozytywną stronę. W zniszczeniu prawie nowego grilla też znalazł. No, skoro tak to tak. Nie będę płakać nad nielubianym grillem.

Stary dom i komórki zniknęły, przez co nasza działka stała się jeszcze bardziej nasza. Po poprzedniej, podupadłej epoce nie było już śladu. Nie czuć zapachu stęchlizny i zawilgotniałych murów. Nie ma spróchniałych komórek. Nic, tylko budować.
Ostatecznie rozbiórka kosztowała 7 700 zł. Do tego trzeba doliczyć koszt projektu rozbiórki 800 zł i koszt kierownika 500 zł. Dziennik rozbiórki został zarejestrowany w urzędzie miasta, podstemplowany w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego, wypełniony częściowo przez pana Adama i w większości przez pana Krzyśka. Pozostało jeszcze zgłosić zakończenie rozbiórki w Inspektoracie - ale tego ma dokonać pan Krzysiek wraz ze zgłoszeniem zakończenia budowy naszego domu. Póki co dziennik rozbiórki jest u pana Krzyśka. 

8 komentarzy:

  1. Budowa domu kosztowała mnie 17tys
    dach czyli więźba, deskowania, papa, blachodachówka i orynnowanie 7000zł
    kierownik budowy 700zł.
    kurcze nie wiem skad te ceny u ciebie, jakis kosmos :)
    ale działaj działaj cały czas lukam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze Andrzeju, błagam, nie załamuj mnie! Ja się dwoiłam i troiłam, żeby było tanio, a Ty mi tu piszesz takie rzeczy. Jak jeszcze raz mi napiszesz, że przepłaciłam to będę płakać po nocach i wpadnę w depresję :)
      A obecnie szukam elektryka. Może znasz jakiegoś, który z nas nie zedrze? :)

      Usuń
  2. W Sieradzy moze inne stawki :)
    Ja budowałem w 11r

    elektryk powiadasz hmmm 508272345

    zapytaj czy podejmie się pracy w Łodzi

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam.Będziemy w tym roku z żoną potrzebować kierownika rozbiorki.Jest szansa dostać namiar na Waszego kierownika rozbiorki???? Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  4. Sprawnie Wam ta rozbiórka poszła. Ciekawy jestem, co teraz na tym miejscu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda to super. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. No te ceny w tych czasach to już całkiem inne ;-) Dzięki że dzielisz się swoimi pracami, to pomaga innym którzy tego teraz doświadczają:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Poznań to miejsce, gdzie kamieniarstwo odgrywa ważną rolę w budownictwie nagrobków i pomników cmentarnych. Rzemieślnicy z tej okolicy mają długą historię w tworzeniu pomników, które nie tylko pięknie ozdabiają cmentarze, ale także przekazują historie o życiu i dokonaniach zmarłych. Ich umiejętności w rzeźbieniu w kamieniu są wyjątkowe, a nagrobki poznańskie stanowią trwałe dziedzictwo dla przyszłych pokoleń. To prawdziwe arcydzieła budownictwa kamieniarskiego.

    OdpowiedzUsuń